sobota, 2 lutego 2013

Rozdział 5


Obudziłam się o 5.00 rano i nie mogłam już usnąć. Nic nie dało przewracanie się z boku na bok, dlatego po kilku nieudanych próbach zaśnięcia zwlekłam się w końcu z łóżka. Spojrzałam na zegarek– 5.15. Odsłoniłam roletę w oknie i zobaczyłam promyki słońca przebijające się między drzewami pobliskiego lasu. Doszłam do wniosku, że zrobię coś dla zdrowia i pójdę pobiegać. Szybko wygrzebałam z szafy dres i buty sportowe. Wciągnęłam luźny t-shirt i zapięłam bluzę pod szyję. Mimo tego, że był początek lipca poranki były chłodne. Wychodząc z pokoju wzięłam jeszcze mp3. Zamknęłam pokój i zjechałam windą na dół. W całym ośrodku było cicho, widocznie wszyscy jeszcze spali. Z resztą co tu się dziwić, kto normalny wstaje o 5.00 rano? Wyszłam z budynku i skierowałam się w stronę pobliskiego lasu. Biegłam wśród drzew podziwiając uroki tego miejsca. Moja kondycja nie należała do najlepszych dlatego po przebyciu dość sporego odcinka leśnej drogi po nierównym gruncie musiałam odpocząć. Szłam powolnym krokiem i wdychałam świeże leśne powietrze. W słuchawkach leciała piosenka Strachów „Czarny chleb i czarna kawa”. Spacerowałam rozglądając się dookoła i coraz bardziej zaczynało mi się tutaj podobać. Nagle ktoś załapał mnie za ramię. Wystraszyłam się okropnie i odwróciłam z podniesioną do góry ręką tak, jakbym chciała komuś zdrowo zasunąć.
 - Hej, hej spokojnie to tylko ja! Nie bij – uśmiechnął się do mnie Bielecki, a ja opuszczając rękę na dół uśmiechnęłam się do niego i wyłączyłam muzykę z mp3.
- Dzień dobry! Jeju dobrze, że nie zdążyłam wziąć zamachu bo mogłoby to się źle skończy – uśmiechnęłam się. – Niestety tak już reaguję jak ktoś podejdzie po cichu za moimi plecami i mnie wystraszy.
- Wcale nie byłem cicho, wołałem cię, ale nie słyszałaś – spojrzał na mnie
- Miałam dość głośno włączoną muzykę – wskazałam na mp3
- No chyba, że tak – uśmiechnął się- Ale tak właściwie co ty tutaj robisz o tej porze? – spojrzał na zegarek
-Obudziłam się wcześniej i nie mogłam zasnąć więc postanowiłam pobiegać, a przy okazji zwiedzić trochę okolicę. A pan co tak wcześnie robi na nogach? Jak wychodziłam z ośrodka to było strasznie cicho, myślałam, że wszyscy jeszcze smacznie śpią.
- Ja też dzisiaj jestem rannym ptaszkiem – zaśmiał się- Przyszedłem sobie pobiegać podobnie jak ty. W sumie to biegam codziennie, bo trzeba być w dobrej formie w pracy- wyszczerzył swój rząd białych ząbków.
- Nie wiem czy ja bym się zdobyła na coś takiego. Od czasu do czasu owszem, lubię sobie pobiegać, ale codziennie wstawać tak wcześnie jak pan to raczej nie w moim stylu. Ogólnie to jestem strasznym śpiochem – uśmiechnęłam się.
- Z reguły biegam wieczorami, bo też lubię sobie pospać. A tak poza tym to może przejdziemy na „ty”? Będziemy razem pracować i zdecydowanie lepiej będę się czuł kiedy będziesz do mnie mówiła tak jak wszyscy  - „Olo”, a nie jakiś tam „pan Aleksander” –wyciągnął do mnie rękę z szerokim uśmiechem na twarzy – Olek jestem
- Lilka – uścisnęłam jego dłoń. –Bardzo mi miło – odwzajemniłam jego uśmiech.
- Mnie również jest bardzo miło. To co… Biegniemy dalej czy się przespacerujemy? – spojrzał na mnie.
- Jeżeli mam możliwość wyboru to stawiam na spacer – ruszyliśmy powoli leśną ścieżką.
- Opowiedz mi jak to było z tym konkursem u ciebie na uczelni?
- Ogólnie składał się z dwóch etapów. Pierwszy to wiedza o fizjoterapii i zajęcia praktyczne z pacjentem, a jak już przeszłam do drugiego etapu to zadanie było dość nietypowe. Należało przedstawić w jakiś sposób pracę fizjoterapeuty. Ja zdecydowałam się wybrać fizjoterapeutę sportowego. Zrobiłam prezentację z moich zdjęć robionych na meczach siatkarskich. Pododawałam odpowiednie komentarze i podpisy i… udało mi się wygrać.
- No to raz jeszcze moje gratulacje. Chciałbym kiedyś zobaczyć twoje zdjęcia – uśmiechnął się
- Zajmuję się tym bardziej amatorsko niż profesjonalnie, bo dopiero niedawno zaczęłam też studia na drugim kierunku – fotografii.
- Coraz bardziej się cieszę, że to właśnie ty masz u nas staż. Wyglądasz na osobę bardzo otwartą i myślę, że bez problemu dogadasz się z chłopcami. Wiesz… Na początku mogą być jeszcze w lekkim szoku, bo nigdy nie zdarzyło się tak, żeby w naszym sztabie pracowała kobieta, a już na pewno nie jako fizjoterapeutka.
- Zdążyłam się o tym przekonać już wczoraj jak szli do pana po… znaczy się twojego pokoju  i rozmawiali.
- Przyzwyczają się, zobaczysz  -uśmiechnął się – Musisz mieć do nich trochę cierpliwości, bo czasami potrafią być strasznie marudni i nieznośni.- zaśmiał się
- Dziękuję za radę, będę uważała. – także zaczęłam się śmiać.
- Jeżeli coś byłoby nie tak to oczywiście zawsze możesz do mnie przyjść i pogadać, zapytać o coś… - uśmiechnęłam się i podziękowałam – I proszę cię jeszcze o jedno, a mianowicie nie traktuj mnie jak szefa, czy kogoś kto jest ponad. Bossem tu jest Anastasi, a ja jestem tylko twoim opiekunem stażu i mam nadzieję, że nasze relacje będą takie luźne, a nie sztywne i urzędowe – uśmiechnął się
- Jasne, też mam taką nadzieję – odwzajemniłam uśmiech. Miło się spacerowało i gawędziło, ale trzeba było już wracać do ośrodka, bo dobiegała godzina 7.00, a sztab szkoleniowy miał się spotkać przed śniadaniem o 7.45 tak jak ustaliliśmy poprzedniego wieczoru. Wróciliśmy razem z Olkiem do budynku.
- To do zobaczenia na dole – uśmiechnęłam się  i poszłam do swojego pokoju. Wzięłam szybki prysznic, przebrałam się w błękitną sukienkę i wysuszyłam włosy. Spięłam je w lekkiego koka, a kilka pasm loków wypuściłam swobodnie na ramiona. Wcale nie byłam głodna, ale należało iść na śniadanie ze wszystkimi. Zamknęłam pokój i zeszłam na dół o 7.40. Przywitałam się ze wszystkimi ze sztabu i zajęłam miejsce między Tobiaszem, a Olkiem. Plan dnia wyglądał następująco: śniadanie, pół godziny przerwy, 3-godzinny trening na hali, obiad, kolejne pół godziny przerwy, basen, trochę czasu wolnego do kolacji, a potem wspólne spotkanie ze statystykami i praca z trenerem. Dość ciekawie i intensywnie zapowiadał się dzisiejszy dzień, ale nikt przecież nie mówił, że będzie łatwo. Po spotkaniu poszliśmy prosto na stołówkę gdzie siedzieli już i zajadali w najlepsze nasi siatkarze.  Przechodząc obok ich stolików przywitałam się i życzyłam im smacznego. Podziękowali i życzyli mi tego samego. Usiadłam przy stoliku „medycznym” razem z doktorem  i Aleksandrem. Dosiedli się do nas statystycy wraz z Tobiaszem. Na śniadanie były płatki owsiane z mlekiem, kanapki z różnymi pysznościami, parówki i sałatka. Wybrałam sałatkę i kanapkę z serem. W trakcie śniadania trener przedstawił chłopakom harmonogram działań na dzień dzisiejszy. Po śniadaniu każdy rozszedł się do swojego pokoju, aby chwilkę odpocząć i przygotować rzeczy potrzebne na trening. Ja także udałam się do swojego pokoju. Zdążyłam wejść i zamknąć za sobą drzwi, gdy ktoś zaczął w nie pukać.
- Proszę – powiedziałam otwierając.
- Dobrze, że cię zastałem. Słuchaj jest sprawa. – do pokoju wpadł poddenerwowany Olo.
- Coś się stało? – zapytałam z lekkim niepokojem w głosie.
- Tak! To znaczy nic strasznego, ale niespodziewanie przyjechał prezes Przedpełski i chce jeszcze przed treningiem spotkać się na chwilę z chłopakami. Teraz rozmawia z trenerami i statystykami. Poprosił też tam mnie i doktora, dlatego Andrea ma do ciebie ogromną prośbę. Powiadom proszę chłopaków, że przed treningiem mają przyjść do konferencyjnej ok? – spojrzałam na niego lekko zdziwiona
- Dlaczego akurat mi powierzył to zadanie? – spytałam zaskoczona
- No bo powiedział, że szybciej ich przekonasz niż np.  Tobiasz. – wyszczerzył się- Oni bardzo nie lubią jak się nagle zmienia plan, ale jakoś im to wytłumaczysz prawda?
- Postaram się – spojrzałam na Bieleckiego. Ten tylko się uśmiechnął i rzucił wychodząc z pokoju:
- Wszyscy mieszkają piętro niżej począwszy od pokoju 212, resztę jakoś znajdziesz. Powodzenia i widzimy się na spotkaniu z prezesem – i już go nie było, a ja miałam przed sobą pierwsze, trudne zadanie do wykonania. Szybko przebrałam się w szorty i bluzkę na ramiączkach. Było strasznie gorąco, a na treningu musiałam czuć się swobodnie więc sukienka odpadała. Wzięłam moją lustrzankę, z którą nigdy się nie rozstawałam, torbę przewiesiłam przez ramię i zamknęłam pokój. Jedno piętro w dół zeszłam schodami i stanęłam przed drzwiami pokoju 212. Zastanawiałam się kto tam mieszka, ale przez drzwi usłyszałam śmiech Igły, głos Ziomka i Kurasia. Domyśliłam się, że ten ostatni wpadł na ploty. Zapukałam cicho, a gdy usłyszałam głośne „ proszę” uchyliłam drzwi i zajrzałam do środka.
-Dzień dobry po raz drugi! Mogę zająć panom chwilkę? – uśmiechnęłam się lekko
- Ooo kogóż moje oczy widzą – zaśmiał się Igła – No jasne, wchodź
- A mogę wiedzieć czemu zawdzięczamy tak miłą wizytę? – wtrącił się Ziomek
- Oczywiście, mam do przekazania wiadomości od trenera. Przyjechał prezes Przedpełski i plan uległ lekkiej zmianie. Prezes jeszcze przed treningiem chce się z panami zobaczyć w sali konferencyjnej. – wyrecytowałam na jednym oddechu
- O rany – jęknął Kurek – Co oni znowu wymyślają?
- Niestety szczegółów mi nie podano, ja tylko wypełniam zadanie poinformowania panów –uśmiechnęłam się lekko.
-Kuraś nie jęcz – wtrącił Ziomek – A tak poza tym to skoro mamy już razem pracować przez bite dwa tygodnie to może przejdziemy na ‘ty’? – zaproponował – Będzie łatwiej rozmawiać, bo jak mówisz do mnie na „pan” to brzmi to bardzo oficjalnie
- No i to jest pomysł wtrącił Igła – wstając z łóżka, na którym siedział i idąc w moim kierunku. To samo uczynili Łukasz i Bartek. Ziomek jako pierwszy wyciągnął do mnie rękę i powiedział:
- Oficjalnie to Łukasz, a nieoficjalnie mówią do mnie Ziomek, Strudel, Łuki i jeszcze kilka innych odmian mojego imienia –uśmiechnął się promiennie. Uścisnęłam jego dłoń.
- Bardzo mi miło, jestem Lilianna, ale przyjaciele mówią mi Lilka bądź Lila, jak komu wygodniej – odwzajemniłam uśmiech.
- No to teraz ja – wyszczerzył się Kurek i wyciągnął do mnie rękę – Bartek, przez kolegów nazywany Kurasiem
- Albo Siurakiem – wtrącił Igła szczerząc ząbki. Bartek spiorunował go swoim spojrzeniem. Uścisnęłam jego rękę
- Lilka, miło mi – i odwzajemniłam uśmiech
- Starsi zawsze mają pierwszeństwo, ale jak widać te głąby tego nie rozumieją – zaczął nawijać Igła. Łukasz z Bartkiem wymienili tylko znaczące spojrzenia.  – Krzysztof jestem, dla przyjaciół Krzysiu, ale najprościej to mów mi tak jak wszyscy, po prostu Igła – wyciągnął do mnie dłoń. Uścisnęłam jego rękę i uśmiechnęłam się promiennie.
- Lilka, bardzo mi miło i ogromnie się cieszę, że mogę pana  wreszcie poznać.
- Wreszcie? – zagadnął Ziomek – No nie mów, że chciałaś poznać tego buraka- oboje z Bartkiem wpadli w śmiech. Krzysiek spojrzał na nich i skomentował tylko:
- Cieszą się, bo odcięli się za „głąbów”. Tylko jeszcze  nie wiedzą jaką ja bronią dysponuję – zaśmiał się cwaniacko.
- Czyżby posiadał pan pogrążające ich filmiki?
- Ja posiadam tylko takie- zaśmiał się – I jaki znowu pan? Po prostu Krzysiek.
- Oczywiście Krzysiu – uśmiechnęłam się- Minie jeszcze trochę czasu zanim się przyzwyczaję, ale przyznam, że trochę mi głupio mówić do was po imieniu.
- No wiesz? – oburzył się Kuraś – My to jesteśmy prawie z tego samego rocznika, Ziomek jest ciut starszy, ale tylko ciut –pokazał palcami o jaką ilość mu chodzi – Za to Igła… Do niego to możesz mówić dziadku – oboje z Łukaszem wybuchnęli gromkim śmiechem.
-Prawie… - uśmiechnęłam się- 34 lata to chyba jeszcze za mało jak na dziadka?
-Oooo widzę, że koleżanko doinformowana po całości i zaglądała w metryki kadry – wyszczerzył się Krzysiek
- Można tak powiedzieć… -uśmiechnęłam się- No tak wy mnie tu zagadujecie, a ja muszę poinformować resztę drużyny o zmianach w planie. Zmykam w takim razie i do zobaczenia na dole.
-Paaa – odpowiedzieli chórkiem
- Aaa! Mam jeszcze do was pytanie…
-Słuchamy – uśmiechnął się Kuraś
- Gdzie znajdę resztę ekipy, w sensie które to pokoje?
- Trzy naprzeciwko i po prawej do końca korytarza – z uśmiechem odpowiedział Ziomek
-Dzięki bardzo – odwzajemniłam uśmiech
- Olo, albo trener nie powiedzieli ci konkretnie gdzie nas szukać? –zapytał zdziwiony Igła
- No właśnie nie, a do was trafiłam bo było najgłośniej. Tak hałasujecie, że aż słychać na korytarzu.
-  Oj tam, oj tam – zarzucił Igła- I co niby poznałaś nas po głosach tak?
- No jasne, że tak –uśmiechnęłam się
- A skąd ty znasz nasze głosy? – wyskoczył z niezbyt mądrym pytaniem Bartek. Wszyscy troje popatrzyliśmy na niego i wybuchnęliśmy śmiechem. Na początku był trochę zdezorientowany, ale potem zaczął się śmiać razem z nami.
- Pozwól, że wytłumaczę ci to innym razem, bo teraz naprawdę muszę już iść – powiedziałam z uśmiechem w jego kierunku
- To wpadnij do nas jak będzie chwila wolnego, mieszkam w pokoju z Winiarskim w 215 – uśmiechnął się
- Zobaczymy- rzuciłam wychodząc i machając na pożegnanie. Ruszyłam do pokoju obok i cicho zapukałam. Gdy usłyszałam „proszę” weszłam do środka. Trafiłam do pokoju Gumy i Możdżiego, ale siedział u nich też Kubiak, Jarosz i Rucek, także miałam mniej chodzenia po innych pokojach i szukania ich. Przekazałam wiadomość i poszłam dalej. Kolejny pokój zajmował… W sumie to nie wiem czyj to był pokój, w każdym razie zastałam tam Winiara, Zibiego, Pita i Kosę. Powiedziałam im co miałam powiedzieć i poszłam na dół.

 

 

2 komentarze:

  1. Świetny luźno pisany blog :>
    Zapraszam do siebie pieprznieta.blogspot.com
    Pozdrawiam ~~>Annie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa :D Cieszę się, że ktoś wreszcie wyraził swoją opinię, bo nie wiedziałam czy mam pisać dalej czy dać sobie spokój. Zapewne wpadnę, dzięki i również pozdrawiam :)

      Usuń