wtorek, 25 czerwca 2013

Rozdział 57


Wczoraj położyłam się wcześniej więc obudziłam się kilka minut po 6.00. Iwona już dawno nie spała i szykowała śniadanie. Ogarnęłam się szybko, zjadłam razem z nią, Dominiką i Sebastianem  i napiłam się kawy. Po 7.00 Iwona odwiozła dzieciaki do szkoły. Krzysiek jeszcze spał, nawet nie wstał na śniadanie. Napisałam ku kartkę, że idę biegać i zostawiłam na stole w kuchni. Przebrana w dres ze słuchawkami  w uszach ruszyłam na poranny podbój rzeszowskich parków. W słuchawkach leciała piosenka  Eneja, a ja biegłam w stronę osiedla, na którym mieszkał Zbyszek. Zatrzymałam się dopiero pod piekarnią na rogu i kupiłam kilka świeżych bułek na śniadanie. Wstąpiłam do sklepu obok dokupując parę rzeczy do zrobienia kanapek i ruszyłam w kierunku jego bloku. Wjechałam windą na górę i zapukałam cicho. Pewnie jeszcze spał, dlatego obsłużyłam się własnymi kluczami. Gdy zajrzałam do jego pokoju zobaczyłam rozłożonego na łóżku siatkarza. Jego włosy strasznie się nastroszyły i śmiesznie wyglądał. Powstrzymując śmiech poszłam do kuchni i przygotowałam mu kanapki. Zawinęłam w folię i zostawiłam na stole z karteczką „Smacznego : ) P.s. Obiad jesz dzisiaj u nas”. Zamknęłam mieszkanie i nie budząc atakującego wróciłam do domu. Igła oczywiście spał sobie dalej w najlepsze i nawet się nie ruszył. Postanowiłam wykorzystać sytuację i zemścić się za ten filmik. Nabrałam do kubka letniej wody i zakradłam się do sypialni. Krzysiu przewracał się właśnie na placy. Zatrzymałam się przy drzwiach wstrzymując oddech. Na szczęście się nie obudził, a chwilę później słychać było ciche pochrapywanie. Podeszłam po cichu do łóżka i nachyliłam się nad nim szeptając:
- Wstajemy mistrzu, już czas - zakryłam usta, aby się nie roześmiać.
- Myyhmmmyyy - wydał z siebie bliżej niezidentyfikowany pomruk i za chwilę dalej pochrapywał. „No dobra! Doigrałeś się panie libero. Prówowałam po dobroci, nie pomogło. Teraz czas na ostatczne środki”- pomyślałam i jednym szybkim ruchem wylałam zawartość kubka na jego twarz krzycząc:
- Nie śpij bo cię okradną! - wybiegłam na bezpieczną odległość i stanęłam w drzwiach .
- Co? Gdzie? Kto kurw… - wyrzucał z siebie zdezorientowany, aż wbił swój wzrok we mnie - Już nie żyjesz - wrzasnął i wyskoczył z łóżka jak z pracy. Na szczęście byłam szybsza i zdążyłam wbiec po schodach i zamknąć się w łazience - I tak cię dorwę - wygrażał się dobijając się do drzwi.
- To ja ten filmik na twoim blogu! Mówiłam, że się odegram prawda? Ze mną się nie zaczyna - krzyczałam przez drzwi.
- Dobra, dobra - zachichotał - Kiedyś  i tak będziesz musiała wyjść- powiedział, a po jego krokach słyszałam, że schodzi na dół. Siedziałam w łazience dobre 30 minut i zastanawiałam się co może zrobić wkurzony Krzysiek. Kiedy tylko przypomniałam sobie jego minę żałowała, że nie miałam wtedy aparatu. To byłaby wspaniała sesja zdjęciowa. W kieszeni spodni miałam telefon, więc mogłam kontrolować czas. Dochodziła 9.00, a ja za godzinę powinnam być na uczelni. Wolałam jednak spóźnić się na zajęcia niż zostać poddana zemście Krzyśka - Lilkaaaa! - marudził pod drzwiami od jakiś dziesięciu minut - Obiecuję, że nic ci nie zrobię, tylko wyjdź już z tej łazienki nooo !
- Jasne! Myślisz, że dam się nabrać? Co to, to nie - zachichotałam.
- No proszę cię! Ja jestem wyrozumiały, ale mój pęcherz to już niekoniecznie - mruczał po drugiej stronie drzwi. Przemyślałam sprawę i doszłam do wniosku, że może faktycznie potrzebuje skorzystać z toalety.
- Dobra… Wychodzę, ale ty odsuwasz się od drzwi, a najlepiej idź do pokoju Dominiki.
- No weź, ja już o żartach nie myślę - biadolił - Sikuuuuu mi się chce - wrzeszczał. Westchnęłam i otworzyłam ostrożnie zamek w drzwiach. Wyszłam powoli przed łazienkę, ale Krzyśka nigdzie nie było. Myślałam, że faktycznie siedzi w pokoju Dominiki i pewnie myślałabym tak dalej, gdyby nie wyskoczył zaa drzwi i nie złapał mnie szczelnie w swoje ręce bez problemu przerzucając przez swoje ramię. Piszczałam jak głupia kiedy mnie łaskotał.
- Świnia i tyle! - udało mi się wykrzyczeć między jedną salwą śmiechu, a drugą - Miało obejść się bez zemsty, obiecałeś!
- Nigdy nie wierz facetowi, któremu wycięłaś jakiś głupi żart - zachichotał - Zwłaszcza gdy ten facet jest siatkarzem i przebywa z taką bandą czubów na zgrupowaniach - bawił się w najlepsze Krzysiek wchodząc ze mną do łazienki.
- Dobra odegrałeś się, chociaż to ja powinnam! - krzyknęłam ostatkiem sił, bo od nadmiernego śmiania się kolki złapały mnie we wszystkich możliwych miejscach mojego ciała -Postaw mnie!
- Chciałabyś - zaśmiał się idąc w stronę wanny.
- O nie! Nie zrobisz tego Igła! Nie zro… - nie zdążyłam dokończyć bo wylądowałam w wielkiej wannie, a z kranu i wszystkich hydromasaży popłynęła woda. W tym momencie to naprawdę przestało być śmieszne. Wcześniej się fajnie bawiliśmy, ok ale teraz to przesadził! Stał zadowolony z siebie i kręcił kamerą całą sytuacją śmiejąc się przy tym w głos. Wkurzona do granic możliwości wyszkoczyłam z wanny i zakręciłam kran. Byłam cała mokra, ale to teraz nie było najważniejsze. Wykręciłam tylko wodę z włosów, aby za bardzo nie namoczyć w domu i wybiegłam z łazienki. Krzysiek oczywiście ulotnił się już do salonu. Kiedy ja się tam znalazłam wykorzystał sytauację i pobiegł na górę do łazienki. Wyklinając pod nosem poszłam do kuchni i zabrałam się za robienie obiadu. Krzysiek brał prysznic, bo długo go nie było. Wiedziałam, że muszę się jakoś zemścić. Jego zachowanie był szczeniackie, mógł wymyślić coś bardziej oryginalnego, ale skoro chce się bawić jak dziecko to proszę bardzo, będzie miał to czego chce. W akcie desperacji wyjęłam z lodówki opakowanie z musztardą i przyczaiłam się przy drzwiach. Igła wyszedł z łazienki i zszedł schodami na dół. Zatrzymał się w salonie obawiając się mojej reakcji, ale gdy nie widział, żeby gdzieś tam stała to pomyślał zapewne, że odpuściłam. „Problem w tym, że ja nigdy nie odpuszczam drogi Krzysiu…” - zachichotałam pod nosem i czekałam aż wejdzie do kuchni. Wykąpany, ubrany w czystą koszulkę i spodenki, spryskany perfumami i przygotowany na trening wszedł do kuchni.
- To co na obiadek Liluśka? - zapytał, ale nie uzyskał odpowiedzi, bo na jego czystej koszulce wylądowało całe opakowanie musztardy. Zaniosłam się gromkim śmiechem i zdążyłam w biegu pstryknąć kilka fotek zaskoczonemu Krzyśkowi.
- Lilkaaaaaaaa! - wrzasnął na cały dom - Teraz już na prawdę przegięłaś! - krzyczał biegnąc w moim kierunku. W tym samym czasie zadzwonił dzwonek do drzwi. Wiele nie myśląc pobiegłam w ich stronę. Nie miałam pojęcia kto to, ale liczyłam, że niezapowiedziany gość uratuje mnie przed wściekłym libero. Miałam niezły ubaw omijając wszystkie przeszkody podczas mojego biegu, o które potem potykał się Krzysiek. Szybkim ruchem przekręciłam zamek i otworzyłam drzwi. Kiedy zobaczyłam uśmiechniętego Kosę odetchnęłam głęboko i wyskoczyłam chowając się za niego
- Schowaj mnie, schowaj mnie, schowaj mnie - piszczałam wtulając się w jego plecy i mocząc przy okazji jego koszulkę.
- Dorwę cię! - wrzeszczał Krzysiek dobiegając do drzwi.
- Co wy kur… - nie zdążył dokończyć Kosok bo jego na początku zdezorientowana i zdziwiona mina ustąpiła miejsca gromkiemu śmiechowi na widok wysmarowanego musztardą Krzyśka.
- Bawimy się wiesz? - powiedział poirytowany Krzysiek - Może wejdziesz? - wskazał przedpokój. Kosa wszedł powoli ze mną przyczepioną do pleców.
- Tylko mnie nie puszczaj, proszę cię - szeptałam mu do ucha - Bo on mnie zabije- pisnęłam. Igła zmierzył mnie groźnym spojrzeniem, a potem wszyscy troje zaczęliśmy się głośno śmiać.
- Rozejm? - zapytał Krzysiek wyciągając do mnie rękę . Wychyliłam się zza placów Grześka i wyciągnęłam do niego rękę.
- Rozejm - Igła w tym momencie pociągną mnie do siebie i mocno przytulił do swojej klatki piersiowej, którą miał wysmarowaną musztardą. -Krzysiek - jęknęłam czując jak musztarda przykleja się do mojej bluzki.
- Też cię kocham - zachichotał całując moją skroń i wypuszczając mnie z obięć. Grzesiek przyglądał się temu wszystkiemu i mało nie tarzał się ze śmiechu po podłodze. Spojrzałam porozumiewawczo na Krzyśka, a ten tylko mtugnął. W sekundę później oboje przytulaliśmy Kosoka, który najwyraźniej był strasznie zaskoczony rozwojem sytuacji, bo nie zdążyła zareagować. Na jego koszulece także wylądowała tona musztardy.
- Oboje ochujaliście? - wrzasnął lekko wkurzony, ale chwilę później śmiał się już z nami. Wszyscy brudni, a ja do tego jeszcze mokra poszliśmy do salonu. Krzysiek dał Grześkowi swoją czystą koszulkę, sam też poszedł się przebrać, a ja wskoczyłam pod prysznic i także zmieniłam garderobę. Pół godziny później siedzieliśmy w salonie i popijaliśmy herbatę. Krzysiek opowiadał Grześkowi jak to się wszystko zaczęło, a ten tarzał się ze śmiechu po sofie - Wy serio jesteście nieźle pierodlonięci - zachichotał Kosa.
- Mądry się odezwał - wywróciłam oczami i przenisłam swój wzrok na zegar wiszący na ściania - O kurwa - zaklęłam wybiegając do przedpokoju.
- Co jest? - zapytali zdezorientowani siatkarze biegnąc za mną.
- Co? Uczelnia kurde! Podrzucisz mnie? - popatrzyłam przesłodkim wzrokiem na Krzyśka
- Ja cię podrzucę, bo i tak miałem się zbierać - powiedział Kosa ubierając buty i wybiagając za mną na podwórko.
- Do zobaczenia na treningu, wezmę ci rzeczy - krzyknął jeszcze Igła gdy wsiadaliśmy do samochodu. Ruszyliśmy z piskiem opon. Chwilę później wysiadłam pod budynkim uczelni dziękując Grześkowi, za to, że się nie spóźniłam. Wykłady ciągnęły się niemiłosiernie, ale jakoś przetrwałam, a gdy wybiła godzina 15.00 byłam wolna. Pojechałam prosto na halę. I tak byłam lekko spóźniona, chłopcy już dawno się rozgrzewali.
- Cześć ekipo! - przywitałam się wchodząc na boisko.
- Cześć! - odkrzyknęli chórkiem wszyscy i wrócili do rozgrzewki. Usiadłam obok Jacka i przejęłam od niego kolejną partię dokumentów. Trening miał trwać do 17.00, ale trener puścił ich o 16.30. Wszyscy pobiegli szybko do szatni, tylko Bartmanowi się nie spieszyło. Podszedł do mnie i objął mnie w pasie wtulając się w moje plecy, a swoim ciepłym oddechem rozdmuchując moje włosy.
- Dziękuję  - wyszeptał.
- Za co? - udawałam, że nic nie wiem, a widząc jego lekko zdezorientowaną minę uśmiechnęłam się mimowolnie.
- Za wszystko - odpowiedział z uśmiechem i cmoknął delikatnie mój policzek, a potem poszedł za chłopakami do szatni. Pozbierałam swoje rzeczy i wyszłam przed halę, gdzie za chwilę pojawiła się cała czwórka reprezentacyjna.
- No to jedziemy do nas na obiadek - powiedział Igła - Lila gotowała od samego rana - dodał z uśmiechem.
- Chyba obiadokolację - skrzywił się Pioterk spoglądając na zegarek - Ale skoro Lilka gotowała to ja się piszę.
- Ja też- powiedział Kosok - Ale obiecajcie, że nie będziecie odpieprzać tego co rano - dodał z szerokim uśmiechem. Zdezorientowany Bartman i Nowakowski wymienili spojrzenia.
- Wytłumaczę wam później - powiedziałam z uśmiechem widząc ich miny - Krzysiek ja jadę ze Zbyszkiem - zwróciłam się do libero, który już chciał coś powiedzieć i zaprotestować, ale jak zobaczył moją znaczącą minę to wymamrotał tylko ciche: „okej” i poszedł do samochodu. Ja poczłapałam za Zbyszkiem, a Piter razem z Grześkiem, bo wspólnie przyjechali na trening.
- Jeszcze kilka takich miłych niespodzianek i się przyzwyczję - powiedziała atakujący odpalając silnik.
- To źle, że ktoś się o ciebie troszczy? - spojrzałam na niego.
- Nie! Tylko mówię, że jak się przyzwyczję to będziesz mi takie  śniadanka musiała robić codziennie - zachichotał ruszając spod hali. Pół godziny później siedzieliśmy wszyscy w salonie i jedliśmy obiad. Iwona odebrała już dawno dzieciaki ze szkoły, które zaraz po obiedzie pobiegły do ogrodu pobawić się. Dociekliwy Piotrek nie dawał za wygraną, aż wreszcie dowiedział się o co chodziło Grześkowi. Iwona, Zbyszek i Piter zwijali się ze śmiechu jak Kosa opowiadał to ze swojej perspektywy. My z Krzyśkiem wymienialiśmy tylko spojrzenia co chwilę wpadając w dziki rechot na samo wspomnienie. Wspólna zabawę przerwał dźwięk mojego telefonu.
- Bartek? - powiedziałam odbierając aparat.
-…
- Księcia na białym rumaku to może nie, ale na pewno nie telefonu od ciebie i to o tej porze - zachichotałam - Stało się coś?
-…
- Boże! Co?
-…  -  nie dałam mu dokończyć bo pisnęłam do słuchawki.
- Tak się cieszę! Bartuuuuuś ! Już nie mogę się doczekać. Obiecuję, że przyjadę zaraz po tym jak skopiemy jutro tyłki Skrzatom - zaśmiałam się do słuchawki.
- …
- Chciałbyś - pokręciłam głową - Też cię kocham, do jutra - cmoknęłam kilka razy w słuchawkę i rozłączyłam połącznie. Oczy wszystkich obecnych w salonie skierowały się w moją stronę - Bartek przyleciał do Polski! - wrzasnęłam podskakując do góry - Teraz jest w Warszawie na lotnisku, ale jedzie do Łodzi, do lekarza reprezentacyjnego, bo coś nie ten tego z jego kostką - dodałam trochę mniej optymistycznym tonem.
- To chyba dobrze prawda? - zapytał Piter- Znaczy nie dobrze, że coś z jego kostką, ale dobrze, że przylaciał - stara się wytłumaczyć o co mu chodziło.
- Też się cieszę  - powiedziałam zgodnie z prawdą i zajęłam swoje wcześniejsze miejsce na sofie. Kilkanaście minut po 20.00 siatkarze wrócili do swoich domów, a Iwona poszła położyć dzieciaki.
- Cieszysz się prawda? - zapytał zadowolony Krzyś .
- Pytanie - zachichotałam wstając z sofy - Idę się położyć, bo jutro trzeba rozgromić Skrę.
- To chyba ja powinienem odpoczywać prawda? - zaśmiał się.
- Ty też możesz - wystawiłam mu język i wbiegłam po schodach na górę. Wzięłam szybki prysznic i cała w skowronkach, ubrana w kurkową koszulkę zasnęłam.
 
 - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Witajcie! Na początku przepraszam za opóźnienie, ale ostatnio miałam problem z Internetem. Zaległości na Waszych blogach nadrobię w wolnej chwili - obiecuję! :)
Ostatnio z naszą Reprezentacją dzieje się coś niedobrego... Nie chodzi mi tutaj o kolejny przegrany mecz, dopatruję się głębszego ( tak to nazwijmy) problemu! Matematyczne obliczenie wykazały, że jakieś tam szanse na wyjście z grupy jeszcze mamy. Jak dla mnie to Oni wcale nie muszą z niej wychodzić, jechać do Argentyny i od razu zdobywać złoto. Nie ukrywam, że fajnie by było, ale ja chcę tylko, aby wróciła stara, dobra drużyna. Chciałabym, aby zaczęli grać chociaż w połowie tak jak w zeszłym sezonie, a wtedy to już wszystko będzie dobrze. Tymczasem zaciskamy mocno kciuki i zdzieramy gardła dopingując Orzełki na kolejnym meczu! ( Przy okazji pozdrawiam tych wszystkich ludzi, którzy uważają się za "prawdziwych kibiców", a na każdym możliwym forum mieszają Ich z błotem za kilka porażek)
Wyczuwam wakacje :D Zostawiam Was z rozdziałem i ślę moc buziaków ;*

 

 

piątek, 21 czerwca 2013

Rozdział 56


Wstałam przed piątą. Po tylu wrażeniach i przykrych wiadomościach z dnia poprzedniego nie mogłam spać. Zeszłam do kuchni, reszta domowników jeszcze spała. Zaparzyłam świeżą kawę do ekspresu i zajrzałam do lodówki. Stwierdziłam, że przydałyby się małe zakupy. Wcześniej jednak wróciłam do pokoju i ubrałam się w mój strój do biegania. Chwyciłam odtwarzacz mp4 z półki i założyłam słuchawki. Wyszłam bezszelestnie zamykając drzwi. Krzyś i Iwona pierwszego dnia, gdy tylko się do nich wprowadziłam dali mi pęk kluczy do domu, garażu, komórki za domem, i jeszcze paru innych miejsc, w których nigdy nie byłam. Pobiegłam w stronę parku. Rzeszów dopiero budził się do życia. Spojrzałam na zegarek - wskazywał godzinę 5.20. Przypomniałam sobie zaraz noc spędzoną na dachu z Bartmanem i tą przepiękną panoramę miasta. Zaczęłam analizować jak Aśka mogła zrobić Zbyszkowi coś takiego. Przecież takiego faceta to ze świecą szukać. Nie znałam jej zbyt dobrze. Poznałyśmy się kiedyś na lotnisku przy okazji powrotu z Ligi Światowej. Pierwsze wrażenie wywarła na mnie bardzo dobre - miła, sympatyczna, a do tego ładna. Na mój gust idealnie pasująca do naszego Zbysia. Jak widać chyba niekoniecznie… Biegłam właśnie alejkami parkowymi, a z odtwarzacza popłynęła „Dumka na dwa serca”. Szybko przełączyłam melancholijny utwór i poddałam się bitom Paktofoniki. No właśnie… co by było „gdyby po ziemi stąpały ideały?” Świat na pewno nie byłby taki popieprzony! Przebiegłam cały park i skręciłam w wąską uliczkę prowadzącą do osiedla, na którym mieszkaliśmy. Dokładnie o 5.50 byłam w domu. Wzięłam szybki prysznic, wysuszyłam włosy, ubrałam się i poszłam na zakupy. Gdy świeże bułeczki, wszystkie produkty potrzebne do zrobienia zdrowej sałatki, kilka rodzajów wędlin i dwie butelki wody znajdowały się w mojej torbie ruszyłam w kierunku domu. Miałam całkiem niezły czas, bo do domu weszłam dokładnie o 6.30. Cała rodzinka Ignaczaków jeszcze spała, dlatego wykorzystałam to i zaczęłam przygotowywać śniadanie. Kiedy Iwonie o 7.00 rozdzwonił się budzik śniadanie stało gotowe na stole, z ekspresu unosił się zapach świeżej kawy, a w piekarniku piekła się szarlotka.
- O kurcze Lilka! - powiedziała pani domu wchodząc do kuchni - Kiedyś ty to wszystko zdążyła zrobić? Ty spać jak normalny człowiek nie możesz? - zachichotała i cmoknęła mnie w policzek - Dziękuję ci bardzo za pomoc. Wyczułaś moment idealnie, bo dzisiaj muszę być wcześniej w pracy - powiedziała i skierowała się do łazienki. Krzysiek jak zwykle przycinał sobie jeszcze krótką drzemkę więc to ja poszłam obudzić dzieciaki. Sebastianowi strasznie nie chciało się wstawać, ale szarlotka piekąca się w piekarniku ostatecznie go przekonała. Dominika nie miała tego problemu. Wyskoczyła z łóżka jak z procy i wskakując mi na ręce poszła ze mną do kuchni. Poleciłam jej, żeby obudziła Krzyśka, a sama dokończyłam rozstawiać talerze. Później wszyscy po kolei wpadali do łazienki, krzyczeli na siebie wzajemnie, że nie zdążą, trzaskali drzwiami, chichotali, przekomarzali się i znów sprzeczali na zmianę. Tak wyglądał standardowy poranek w domu Ignaczaków. Przyzwyczaiłam się do tego już w pierwszych dniach mieszkania z nimi. Uwielbiałam ten cały rozgardiasz i zamieszanie panujące dookoła. Wreszcie o 7.30 wszyscy usiedliśmy przy stole i zjedliśmy wspólnie śniadanie. Iwona biegała jak poparzona, bo już dawno powinna być w pracy. Ucałowała dzieciaki i męża, podziękowała mi za śniadanie jakie zrobiłam jej do pracy i wybiegła z domu.
- Jedź ostrożnie! - wrzasnęłam gdy zamykała drzwi, ale nie wiem czy mnie usłyszała. Dzieciaki dokończyły się ubierać i razem z Krzyśkiem odwieźliśmy Sebastiana do szkoły, a Domi do przedszkola. Obiecałam im też, że razem z ich tatą przyjadę po nich z powrotem. Mała Ignaczak była w siódmym niebie, zresztą Sebastian też. Wróciliśmy z Krzyśkiem do domu i każdy z nas zajął się swoimi sprawami. Ja posprzątałam trochę w kuchni, bo nie zdążyłam tego zrobić wcześniej, a Igła w tym czasie siedział w salonie i wrzucał nowe filmiki na bloga.
- Mogę wrzucić ten wywiad z tobą z twojego pierwszego dnia pobytu w Spale? - zapytał kiedy kończyłam kroić warzywa do zupy.
- Nawet nie próbuj - mruknęłam otwierając bardziej drzwi, aby go lepiej słyszeć i widzieć przede wszystkim.
- Dzięki za pozwolenie - wyszczerzył swoje śnieżnobiałe zęby.
- Igła!
- Ups… Samo się kliknęło - zachichotał, gdy tylko zdążyłam do niego dobiec.
- I już nie żyjesz! - warknęłam odkładając nóż, który trzymałam w ręce na stolik i rzucając w niego poduszką. Krzyśkowi dużo nie potrzeba  było i chwilę później rozpętała się prawdziwa wojna. Po całym salonie latały poduszki i pluszaki Dominiki. Po kilkunastu minutach zaciekłej walki i śmiechów wychyliłam się zza fotela z uniesionymi do góry dłońmi w geście kapitulacji - Poddaję się - wysapałam ledwo łapiąc oddech.
 
- Wiedziałem, że odniosę spektakularne zwycięstwo - zachichotał.
- Jeszcze się zemszczę, zobaczysz - wystawiłam mu język i wróciłam do kuchni. Krzysiek chwilę później pojawił się za moimi plecami.
- Pomóc ci w czymś?
- Nie musisz, dzisiaj moja kolej z gotowaniem - uśmiechnęłam się - Idź sobie jeszcze jakieś filmiki powrzucaj, ale bez mojego udział! - podkreśliłam dobitnie. Libero tylko się uśmiechnął i opuścił pomieszczenie. Godzinę później zupa pomidorowa była już ugotowana, w piekarniku zapiekały się roladki, a surówka stała przygotowana na stole. Po 14.00 odebraliśmy dzieciaki, a o 15.00 wróciła Iwona. Zjedliśmy wspólnie obiad, a później ja i Krzyś pojechaliśmy na trening.
- Ooo jest moja ulubiona fizjoterapeutka - zaczął się podlizywać Buszek - posłałam mu słodki uśmiech i weszłam na salę. Chłopcy właśnie rozpoczęli rozgrzewkę. Standardowo wypełniłam jakieś papiery i porobiłam im zdjęcia.  Zdziwił mnie fakt, że na treningu nie było Bartmana.
- Trenerze gdzie pan zgubił Zibiego? - zapytałam Kowala, który usiadł na krzesełku obok mnie podzas gdy chłopcy grali mecz.
- Poprosił dzisiaj o wolne, podobno ma strasznie pilną sprawę do załatwienia - „Taaaa jasne już widzę tę jego pilną sprawę” - pomyślałam, ale nie powiedziałam nic głośno tylko pokiwałam głową ze zrozumieniem. Po treningu oświadczyłam Krzyśkowi, że jadę do Zbyszka i niech na mnie nie czekają bo nie wiem kiedy wrócę. Kosa zaoferował, że mnie porzuci, bo w sumie mieszkała niedaleko domu atakującego. Przystałam na propozycję i wsiadłam do samochodu Grześka.
- Może tobie uda się mu przemówić do rozsądku - zaczął rozmowę Grześ, gdy tylko ruszyliśmy spod hali - Ja i Piter próbujemy się do niego dodzwonić od rana, ale najwyraźniej ma nas w dupie. Rozumiem, że przechodzi teraz ciężki okres w życiu, ale to nie powinno wpływać na jego karierę sportową - powiedział marszcząc brwi - Zrobisz coś z tym?
- Dlaczego ja? - spojrzałam na niego - Myślałam, że przyda mu się raczej jakaś męska rozmowa, a nie pogadanka ze mną.
- My już próbowaliśmy i jak widać z marnym skutkiem - westchnął Kosa - Trener jeszcze nic nie wiem, ale jak takie sytuacje z nagłym braniem wolnego będą się powtarzały co jakiś czas to wreszcie się wkurzy. I żeby się potem nasz Zbysio nie obudził z przysłowiową ręka w nocniku jak w trakcie sezonu będzie musiał szukać nowego klubu.
- Sugerujesz coś? - tym razem to ja zmarszczyłam brwi.
- Ostatnio jak wychodziłem z szatni słyszałem rozmowę między trenerami o Zbyszku właśnie. Zastanawiali się o co mu tak naprawdę chodzi… Nie chcę snuć jakiś czarnych scenariuszy, ale lepiej z nim pogadaj, bo nas nie bardzo chce słuchać.
- Postaram się przemówić mu do rozsądku - posłałam Grześkowi lekki uśmiech i podziękowałam za podwiezienie. Weszłam do bloku, w którym mieszkał Bartman i wjechałam windą na ósme piętro. Nacisnęłam dzwonek i czekałam. Brak jakiejkolwiek reakcji. Ponowiłam swoją próbę. Cisza. Całe szczęście, że miałam przy sobie torebkę, w której noszę wszystko. Znalazły się w niej też zapasowe klucze do mieszkania Zbyszka, których miałam używać w nagłych sytuacjach. Dla mnie to właśnie teraz była taka sytuacja. Włożyłam klucz do zamka i przekręciłam. Weszłam po cichu do mieszkania. Czułam się trochę jak włamywacz, ale przecież musiałam sprawdzić czy wszystko ok. Jego telefon był wyłączony, dlatego przyjechanie tutaj uznałam za ostateczność. Weszłam do salonu i rozejrzałam się. Bartmana nie było w domu. Po stole walały się puste puszki po piwie i pudełko po starej pizzy. Wszędzie panował, nazwijmy to artystyczny nieład… Pokręciłam głową z niedowierzaniem i weszłam do jego pokoju. Moją uwagę przykuła szklana ramka, a raczej jej części walające się po podłodze. Przykucnęłam i wyjęłam z niej zdjęcie. Mogłam się domyślić kto na nim był… Zbyszek i Asia - szczęśliwi, uśmiechnięci, zakochani… Odłożyłam zdjęcie na biurko i wyszłam z domu zamykając drzwi. Skoro nie ma go w domu, nie było go na treningu, ani nikt go dzisiaj nie widział to są dwa wyjścia. Albo znowu pojechał gdzieś w pizdu, albo siedzi na tym swoim zasranym dachu. Pierwszej opcji sprawdzić nie mogłam, ale drugą tak więc chwilę później przeciskałam się przez wąskie drzwi w suszarni prowadzące na dach. Bingo! Czemu mnie nie zdziwił widok Zbyszka siedzącego w tym samym miejscu, w który siedzieliśmy tamtej nocy i popijającego Bóg wie które już piwo. Podeszłam do niego i bez słowa usiadłam obok. Przeniósł na chwilę swój wzrok na mnie, a potem znowu wbił go w panoramę miasta. Siedzieliśmy z dobre pięć minut w milczeniu, aż wreszcie atakujący się odezwał.
- Jeżeli przyszłaś tu, żeby prawić mi morały na temat tego, że nie było mnie na treningu, że nie odbieram telefonu i że mam wszystko i wszystkich w dupie to od razu uprzedzam twoje pytanie… Tak! Mam wszystko i wszystkich w dupie i to zapewne z wzajemnością - powiedział i znów przyssał swoje usta do puszki z piwem.
- Bartman! - powiedziałam stanowczym głosem, ale kiedy spojrzał mi w oczy zaraz zmieniłam ton. W jego oczach była totalna pustka. Pustka, żal i smutek jakich jeszcze nigdy nie widziałam. Bez słów przysunęłam się bliżej i objęłam go ramieniem, a on oparł swoją głowę na mojej ręce.
- Zadzwoniła i tak po prostu powiedziała mi, że ma kogoś innego… Że nie chce mnie więcej widzieć na oczy, że mam przestać przysyłać jej kwiaty z przeprosinami, bo traci tylko czas na ich odsyłanie, a jej kosz nie jest taki duży, żeby pomieścić je wszystkie - powiedział beznamiętnie.
- A to su.. - ugryzłam się w język widząc jeszcze bardziej zdołowanego Zbyszka - super niefajna sprawa - posłałam mu lekki, przepraszając uśmiech.
- Może i jest tak jak mówisz, może zdradziła mnie z tamtym facetem, może i jest z nim szczęśliwa, ale to wcale nie zmieni tego, że ją kocham. Cholernie ją kocham i okropnie mi jej brakuje - powiedział ze ściśniętym gardłem. Nie mogłam tego dłużej słuchać. Przyciągnęłam go do siebie i mocno przytuliłam, a w moich oczach zakręciły się łzy. Mój przyjaciel cierpiał, a ja byłam bezradna, nie mogłam nic zrobić, aby zapobiec jego dalszym mękom. Jedyne co mogłam mu ofiarować w tych trudnych chwilach to swój własny czas i obecność. O 19.00 miałam jechać na wykład, ale odpuściłam. Nie mogłam zostawić go w takim stanie. Siedzieliśmy na tym pieprzonym dachu do 22.00, a potem wróciliśmy do jego mieszkania. Krzysiek zdążył zadzwonić już sto pięćdziesiąt razy. Napisałam mu sms-a, że zostaję dzisiaj u Zbyszka, i że ma się nie martwić. Potem zrobiłam kolację z tego co znalazłam w lodówce siatkarza i zaparzyłam herbatę. Zjedliśmy w ciszy i Zbyszek poszedł pod prysznic. W tym czasie ja ogarnęłam jego mieszkanie i rozścieliłam mu łóżko.
- Połóż się, bo jutro macie trening na 10.00 - powiedziałam wchodząc do jego pokoju.
- Ale… - zaczął, lecz mu przerwałam.
- Nie ma żadnego, ale! Jedziesz i koniec. Nie pozwolę ci zmarnować sobie życia i kariery sportowej tylko, dlatego że jakaś lalunia postanowiła pobawić się twoimi uczuciami. Zrozumiano? - wbiłam w niego swoje ostre jak żyletka spojrzenie. Może trochę przesadziłam nazywając Aśkę  lalunią, ale w tym momencie byłam na nią wściekła. Gdybym tak dorwała ją w swoje ręce to… Zbyszek tylko pokiwał głową i lekko się uśmiechnął. Potraktowałam to jako pozwolenie na dalsze działania i opuściłam jego pokój. Wzięła prysznic i poszłam do „mojego” pokoju. Nie miałam ze sobą nic w czym mogłaby spać, dlatego wygrzebałam z szafy Bartmana jego koszulkę i zarzuciłam na siebie. Wskoczyłam do łóżka i dość szybko zasnęłam.

___________________________________________________________________________

Wstałam, gdy Zbyś jeszcze spał. Wyszłam z mieszkania bardzo cicho i skierowałam się do pobliskiego sklepu i piekarni. Z zakupami wróciłam do Zbyszka. Nadal się nie obudził więc korzystając z okazji zrobiłam śniadanie i upiekłam ciasto. Kiedy wyciągałam kubki z szafki, aby zaparzyć kawę poczułam na swoich biodrach ręce Bartmana.
- Dzień dobry - powiedziałam uśmiechając się i wsypałam do każdego z kubków po dwie łyżki kawy.
- Dobrze, że jesteś Lila… Dziękuję - powiedział całując mój policzek i zniknął w łazience. „Pewnie, że jestem i będę panie Bartman! Tak łatwo się mnie nie pozbędziesz, nie pozwolę ci zniszczyć sobie życia” - pomyślałam i zalałam kawę wrzątkiem. Gdy Zbyszek wyszedł z łazienki zjedliśmy śniadanie. Nie był jeszcze w doskonałym humorze i męczył go lekki kac, ale próbował żartować. Zadzwoniłam do Krzyśka, żeby zabrał mi aparat i cały sprzęt, bo nie przyjadę do niego, tylko pojadę na trening z Zibi. Libero przystał na taką propozycję. Kilkanaście minut później wyruszyliśmy spod bloku Bartmana, a po upływie czterdziestu minut znaleźliśmy się pod halą. Zbyszek poszedł do szatni, a ja pojawiłam się na sali i przywitałam z całym sztabem szkoleniowym.
- Anioł nie kobieta - powiedział Kowal podchodząc do mnie i zagarniając mnie ramieniem - Powiedz mi jak zmusiłaś Bartmana, żeby tu przyjechał?
- Oj trenerze ma się swoje sposoby - uśmiechnęłam się i jeszcze chwilę z nim porozmawiałam. Na salę weszli chłopcy i rozpoczęli rozgrzewkę. Kolejny mecz jaki mieliśmy do rozegrania w PlusLidze był ze Skrą i każdy chciał się zemścić i odegrać za Super Puchar. Cieszyłam się, że znowu spotkam się z Winiarskim i resztą jego postrzelonej ekipy z Bełchatowa. To, że nie przepadałam za Nawrockim nie znaczyło, że nie lubię wszystkich Skrzatów. Całkiem miły i sympatyczny wydał mi się Wlazły i zapewne tak jak każdy zyskuje przy bliższym poznaniu. Zator i Woicki też całkiem spoko. Plińskiego też lubię, mimo jego trudnego charakteru. Z nim to jest trochę tak jak z Bartmanem, zapewne dlatego oboje nie potrafią się dogadać. Nie wyobrażam sobie, aby kiedykolwiek mieli zagrać w jednej drużynie… No, chyba że byłaby to reprezentacja, ale Andrea stawia teraz na młodszych środkowych. Na tej pozycji jest niezła konkurencja i Plina nie będzie miał już raczej przebicia. Po treningu czekałam na chłopaków przed halą. Jako pierwszy wyszedł Kosok i podszedł do mnie. Porozmawialiśmy chwilę, a potem dołączył do nas Bartman i Igła.
- To jak? Wracamy? - zapytałam patrząc na Zbyszka za co Krzysiek spiorunował mnie swoim wzrokiem, który wywołał śmiech u Zbyszka i Grześka.
- Spokojnie, jedź z Igłą bo jeszcze kilka takich noclegów poza jego czujnym okiem i będę chodził z limem - powiedział rozbawiony atakujący - Bo przecież Krzyś wie, że Lilusia to mała dziewczynka, którą się trzeba zająć - zaczął nabijać się z nadopiekuńczości libero.
- Jeszcze słowo Bartman i od zaraz będziesz chodził z podbitym okiem - warknął Krzysiek - To wy się wszyscy gorzej niż dzieci zachowujecie, idę sobie - mruknął wymijając nas - Czekam w samochodzie - krzyknął w moim kierunku i zniknął za zakrętem, a ja, Zibi i Kosa zaczęliśmy się głośno śmiać.
- Lecę chłopaki, bo pojedzie beze mnie - zachichotałam całując ich w policzki na pożegnanie - Zibi zadzwoń wieczorem  okej?
- Okej - odpowiedział z uśmiechem atakujący.
- A ja nie mogę zadzwonić? - zapytał Grześ robiąc smutną minkę.
- Zawsze i o każdej porze Kosa - odkrzyknęłam i pobiegłam w stronę samochodu Krzyśka. Wsiadłam z szerokim uśmiechem na twarzy. Nadopiekuńczość Krzyśka czasami działała mi na nerwy, ale byłam mu w duchu wdzięczna, że się tak o mnie martwi - To co jedziemy czy będziemy tu tak stać? - zapytałam patrząc na jego obrażoną minę.
- I tylko tyle masz mi do powiedzenia tak? - wbił we mnie swój wzrok i z trudem hamował śmiech, nadal starał się, aby jego wyraz twarzy był groźny.
- Krzysiuuuuuuu - zawołałam przeciągle i objęłam jego szyję wpijając się w jego policzek. Teatralnie wyeksponowałam głośne cmoknięcie, aby poczuł się doceniony - Przecież i tak wiesz, że ciebie kocham najbardziej! Prawda dziubasku? - zachichotałam tarmosząc lekko jego poliki tak, jak to się zwykło robić małym dzieciom. Libero nie wytrzymał i zaczął się głośno śmiać. Kiedy już się uspokoiliśmy ta tyle, aby Krzysiek mógł prowadzić wróciliśmy do domu. Zjedliśmy obiad, a po południu zabrałam dzieciaki na spacer do parku, który im wcześniej obiecałam. Państwo Ignaczak mieli trochę czasu dla siebie. Wieczorem zadzwonił Zbyszek i poinformował, że u niego wszystko w porządku. Około 21.00 rozmawiałam z Bartkiem. Jego kostka jest mocno skręcona, ale powiedział, że daje radę. Wykończona popołudniem spędzonym z Domcią i Sebciem usnęłam kilka minut po 22.00

- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

 
 Witam serdecznie moje drogie Czytelniczki! Na wstępie pragnę przeprosić za błędy ( jeżeli się takowe pojawiły), ale jest tak gorąco, że nie mam siły siedzieć i sprawdzać tych głupot znajdujących się powyżej.
Wiem, że mam lekkie zaległości na Waszych blogach, ale obiecuję nadrobić je w nadchodzącym tygodniu.
Od dzisiaj jestem człowiekiem wyzwolonym! Zapamiętam tą datę bo 20.06.2013r miałam ostatnią lekcję fizyki w swoim życiu. Tak, tak cieszę się i to bardzo :D
Nie zanudzam i zostawiam Was z rozdziałem. Miłego czytania życzę i ślę buziaki ;*

P.s. Dochodzę do wniosku, że Blogger mnie nie lubi ;/ Albo nie chce mi dodać postu, albo miesza w rodzajach czcionek… Raz jeszcze przepraszam za usterki i opóźnienie, bo miało być już wczoraj.
P.s. II  Jeszcze tylko godzinka do meczu! Trzymamy kciuki za nasze Orzełki :)

 

wtorek, 18 czerwca 2013

Rozdział 55


Nie pospałam zbyt długo bo równo o godzinie ósmej ma moje łóżko wskoczyła zadowolona Dominika z ogromną chęcią zabawy. Chwilkę później dołączył do niej Sebastian.
- Dzieciaki zmykać mi stąd! - powiedziała Iwona stając w drzwiach mojego pokoju - Ciocia jest zmęczona, wróciła wczoraj z tatusiem bardzo późno z meczu  - posłałam pani Ignaczak pełne wdzięczności spojrzenie. Dzieciaki nie bardzo były zadowolone z takiego rozwoju sprawy, ale za długo nie protestowały. Obiecałam im, że jak odeśpię to na pewno się z nimi pobawię.
- Nieważne, że wczoraj przegraliście - powiedział Sebastian zeskakując z mojego łóżka - I tak cię kocham ciociu, jesteś najlepsza - dodał nieco ciszej i cmoknął mnie w policzek, a potem popędził za mamą i siostrą na dół. Ja nie wiem co Krzysiek robi z tymi dzieciakami, ale wiem jedno - to najwspanialsze maluchy na świecie. Zasnęłam jeszcze na dwie godziny, bo około 10.00 obudziłam się sama i poczłapałam do łazienki. Jak zwykle chłodny prysznic i wracam do żywych. Ubrałam się i zeszłam na dół, gdzie Iwona właśnie sprzątała po śniadaniu.
- Nie chcieliśmy cię budzić, mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko, że zjedliśmy trochę wcześniej? - zapytała z troską w głosie.
- Daj spokój - powiedziałam z uśmiechem otrzymując od niej talerz z kanapkami - Dziękuję. Zjadłam przygotowane przez panią Ignaczak kanapki, a potem całą rodzinką zebraliśmy się do kościoła. Po mszy pomogłam Iwonie z przygotowaniem obiadu, a Krzysiek z dzieciakami nakrywał do stołu. Zjedliśmy obiad i postanowiliśmy wykorzystać piękną pogodę za oknem udając się na rodzinny spacer. No właśnie - rodzinny… U Ignaczaków czułam się jak w rodzinie, oni zresztą traktowali mnie jak jednego z jej członków. Na spacer zabrałam aparat. Ostatni dzień września był niezwykle pogodny, i zaczynała się przysłowiowa , piękna, polska, złota, jesień. Dzieciaki szalały w parku w stertach opadłych już różnokolorowych liści, a jak pstrykałam im zdjęcia. Państwo Ignaczak z chęcią dołączyli do zabawy. Igła w zmowie z Sebkiem wrzucili mnie na górę liści, za co oczywiście się zemściłam. Walka na liście rozpoczęła się na dobre. Spędziliśmy w tym parku całe popołudnie, a wracając do domu zahaczyliśmy jeszcze o plac zabaw. Dzieciaki były w siódmym niebie, bo wreszcie miały przy sobie tatę, którego praktycznie cięgle nie ma w domu, mamę, która także wiecznie pracuje, a na dodatek ciotkę, którą chyba trochę polubiły. Wieczorem obejrzeliśmy wspólnie jakiś film familijny, a potem małe urwisy zostały zagonione przez Krzyśka do swoich łóżek. Zgodnie z obietnicą przeczytałam im bajkę na dobranoc. Wieczorem odpaliłam laptopa i zgrałam wszystkie zdjęcia z aparatu. Było ich sporo i zajmowały całą kartę pamięci. Do pokoju wparowali Ignaczakowie i wspólnie obejrzeliśmy fotki z meczu, treningu, siłowni, a także ze spaceru. Rozmawialiśmy dość długo, około 21.00 oboje stwierdzili, że idą się położyć. Ja także wzięłam szybki prysznic, odpisałam na maila Bartkowi i Radkowi. Wysłałam sms-a do Zbyszka z zapytaniem czy już odespał i odpoczął po meczu. Podobną wiadomość otrzymał Kosa i Piotrek. Wyłączyłam laptopa i zasnęłam.

 ______________________________________________________________________

Kolejny tydzień upłynął nam na przygotowaniach do pierwszego meczu PlusLigi. Na pierwszy ogień naszą Twierdzę - Podpromie mieli odwiedzić zawodnicy z Olsztyna. Nie znałam żadnego z nich osobiście, ale jak na fana siatkówki przystało o każdym coś tam wiedziałam. Liczyłam na to, że Krzysiek przedstawi mi Piotra Gruszę - wielokrotnego reprezentanta Polski i jednego z moich ulubionych uniwersalnych zawodników, bo Piotrek grał  w swojej karierze i na przyjęciu i na ataku. W sumie to nie ważne na jakiej pozycji i tak zawsze szło mu rewelacyjnie. Z Bartkiem kontaktowałam się tylko raz, bo cięgle się mijaliśmy. On wychodził na trening, a ja w tym czasie miałam chwilę, aby skorzystać z komputera. Później ja jechałam na halę, on wracał i siedział przy laptopie. Od Radka też nie otrzymywałam jakiś szczególnie długich wiadomości. Pisał, że nadal pracują nad tym projektem, że poznał fajną koleżankę , z którą pracuje. Dowiedziałam się tylko, że ma na imię Magda. Dziku, Monia, Asia i cała reszta świata nadal miała Bartmana w głębokim poważaniu. Było mi go cholernie szkoda, ale miałam wrażenie, że powoli zaczyna przyzwyczajać się do panującej sytuacji i wraca na dawne tory. W sobotę chłopcy rozegrali pierwszy mecz z Olsztynem i wygrali gładko trzy do zera. Igła był na tyle kochany, że przedstawił mi Gruszkę, z którym miałam okazję chwilę porozmawiać. Całe spotkanie uważałam za jak najbardziej udane. Kibice dopisali jak zawsze swoim świetnym dopingiem i obecnością. Nagrodę MVP odebrał Wojtek Grzyb za doskonałą grę środkiem, całkiem niezłe bloki i przede wszystkim siatkarskie gwoździe, które wbijał w boisko przeciwnika. Po meczu pojechaliśmy do domu. Było kilka minut po 18.00 gdy udało mi się znaleźć transmisję meczu Dynama w Internecie. Dzieciaki bawiły się w swoich pokojach, a ja z Iwoną, Krzysiem, Grzesiem, Piotrkiem, Olą i Zibim, którzy nas odwiedzili oglądaliśmy poczytania Kurasia na rosyjskich parkietach.
- Ja tam dalej nie wiem co mu strzeliło do łba, żeby do tej Rosji jechać - pokręcił głową Nowakowski - Źle mu było w Skrze, czy jak?
- Musiał zmienić klimat - powiedział Zbyszek - Myślisz, że ile można wytrzymać z Nawrockim?
- Nie jest chyba taki zły, Winiarski jakoś nie narzeka - zaśmiałam się i upiłam łyk zimnej coli.
- Bo nie ma wyjścia - zaśmiał się Igła - Nawrocki jaki jest, każdy widzi - dodał po chwili. Spotkanie się rozkręcało. Drużyna Bartka zeszła na drugą przerwę techniczną z jednopunktową przewagą. Realizator rosyjskiej telewizji jakby czytał w myślach, bo skierował obiektyw na Kurasia. Westchnęłam przyglądając się jego nienagannie ułożonym włosom, precyzyjnie zawiązanym butom, temu pięknemu uśmiechowi i niebieskim tęczówkom, w których kochałam się do szaleństwa.
- Nie sądzisz, że powinnaś siedzieć tam teraz na trybunach w niebieskiej koszulce z jego nazwiskiem? - zagadnęła Ola przyglądają mi się uważnie.
- Sadzę, że to on powinien siedzieć teraz tutaj, obok mnie, a nie w tej cholernej Rosji - westchnęłam - Powiedziałam mu, że kiedyś przyjadę, ale na razie nie mam jak. Bo ja to kobieta pracująca jestem - zaśmiałam się parodiując znaną polską aktorkę, występującą w reklamie.
-  No tak, teraz to ty faktycznie masz urwanie d…- i tu Ola spotkałam się z niezadowolonym spojrzeniem Pita - głowy chciałam powiedzieć - zmierzyła go - A ty się kochanie nie czepiaj co? Sam na boisku przeklinasz, a ja nie mogę powiedzieć słowa dupa, bo zaraz krzywo patrzysz - warknęła.
- Prawdziwy facet ma ostry język - pochwalił się swoimi spostrzeżeniami Bartman.
- Pragnę przypomnieć Zbysiu, że mamy w tym kraju równouprawnienie! Coś ci to mówi? - zaśmiała się Iwona.
- Cicho bądźcie, bo już dawno po przerwie technicznej - zauważył spostrzegawczy Kosok i wszyscy wbiliśmy swój wzrok w ekran. Zagrywał ktoś z przeciwnej drużyny. Zagrywka z wyskoku wylądowała prosto w boisku pod nogami Kurka.
- Co za... - westchnął Zibi - To można było odebrać.
- Przymkniesz się? - warknął Igła, a Bartman posłusznie wrócił do oglądania meczu. Kolejna mocna zagrywka ze strony drużyny przeciwnej, ale tym razem Bartek dobrze ustawił się do obrony. Przyjął wręcz idealnie co pozwoliło rozgrywającemu na precyzyjne dogranie. Atak z drugiej linii w wykonaniu Bartka był bardzo mocny, ale libero przeciwników wyciągnął piłkę, jeden z przyjmujących rozegrał ją na środek. Środkowy bloku wykorzystał sytuację i chciał wbić drużynie Bartka siatkarskiego gwoździa, ale Kurek przewidział jego zamiar i wyskoczył do bloku. Zatrzymał go bez problemu, a piłka wbiła się w boisko rywali. Wszyscy krzyknęliśmy głośne „ Jeeeeest”. I oderwaliśmy na chwilę wzrok od laptopa. Realizator rosyjskiej telewizji pokazywał Bartka leżącego na boisku i trzymającego się za nogę.
- O Boże - pisnęłam zasłaniając sobie usta - Co się stało? - zapytałam bezradnie - Dlaczego on się nie podnosi cholera jasna? - mówiłam już ze ściśniętym gardłem.
- Źle stanął przy opadaniu po bloku - wyjaśnił Kosok, a widząc moją przerażoną minę dodał - Spokojnie, pewnie zaraz wstanie. To trochę boli, ale jak mu schłodzą tą nogę to nic nie będzie czuł i wróci do gry - chciałabym, aby tak było, ale Bartek nadal się nie podnosił. Kręciło się koło niego kilku fizjoterapeutów i lekarz drużyny oraz koledzy z boiska. Operator kamery pokazał wyraz twarzy Bartka, na której malował się okropny ból i złość zarazem.
- Bartuś - pisnęłam, a łzy popłynęły po moim policzku.
- Lila spokojnie - powiedział Krzysiek otaczając mnie ramieniem i przyciągając do siebie - Nic mu nie będzie to na pewno tylko drobna kontuzja, nic poza tym.
- Drobna kontuzja? To dlaczego nie może sam wstać? - zapytałam przez łzy i wbiłam wzrok w ekran. Wszyscy obecni w salonie byli w lekkim szoku, nikt nie spodziewał się takiego obrotu spraw. Lekarze schłodzili Bartkowi nogę, poruszali jego stawem skokowym co wywołało jeszcze większy grymas bólu na jego twarzy. Wreszcie podali mu ręce i pomogli podnieść się z parkietu. Wstał, ale kontuzjowaną nogę trzymał w górze. Bolała go tak bardzo, że nie mógł na nią stanąć. Przy pomocy lekarza i fizjoterapeuty doczłapał się do krzesełek, a na boisku w jego miejsce wbiegł inny przyjmujący. Sędzia gwizdną i mecz wrócił na pełne obroty. Siedziałam jeszcze chwilę wpatrując się bezradnie w ekran - Dlaczego nic nie mówią? Co z nim jest?
- Pewnie badają go lekarze, nie wiadomo czy to zwykłe skręcenie czy złamanie - stwierdził Piter.
- Złamanie? - po moim policzku popłynęły kolejne łzy - Przepraszam na chwilę - wyszeptałam wstając z sofy i wybiegając z salonu. Skierowałam się prosto do mojego pokoju i chwyciłam za telefon wybierając numer Bartka. Wychodząc z salonu usłyszałam jeszcze „ I co narobiłeś? Wystarczająco się już przejęła, musisz ja bardziej dołować. Walnij się w łeb następnym razem zanim coś powiesz” - opieprzała Piotrka, Ola.  Chwilę później usłyszałam ciche pukanie do drzwi, i głowę Piotrka wychylającą się zza nich.
- Przepraszam Lila, to na pewno nie jest złamanie - powiedział podchodząc do mnie.
- Nie wiadomo, muszą mu zrobić prześwietlenie - odpowiedziałam przez łzy - Nie mogę się do niego dodzwonić.
- No bo ma komórkę w szatni jak go znam to zapewne wyciszoną - westchnął - Nie martw się - posłał mi pokrzepiający uśmiech.
- Łatwo powiedzieć - westchnęłam i otarłam łzy spływające po moim policzku.
- Lila… Przepraszam raz jeszcze - powiedział cicho wyraźnie skruszony Piotrek.
- Za co ty mnie przepraszasz? Przecież to nie Ty skręciłeś mu kostkę - uśmiechnęłam się mimowolnie widząc zakłopotaną minę Nowakowskiego. Odwzajemnił mój uśmiech podszedł i mocno mnie przytulił.
- Ale mogłem sobie oszczędzić gadanie o złamaniu i niepotrzebne martwienie cię - powiedział cicho.
- Wszystko okej Piotruś - poklepałam go lekko po plecach i pociągnęłam za rękę w stronę wyjście - Wracam  do reszty - chwilę później siedzieliśmy wszyscy w salonie i oglądaliśmy spotkanie do końca. Dynamo przegrało łatwo trzy sety, ale w Internecie pojawiła się informacja na temat kontuzji Bartka. Pisali, że to skręcenie, a nie złamanie. Trochę mi ulżyło, ale wolałabym to usłyszeć od niego osobiście. Grubo po 21.00 zadzwonił mój telefon. Wyświetlił mi się jakiś dziwny numer, ale odebrałam po pierwszym sygnale.
- Halo?
-…
- Boże Bartek! Jak się czujesz? Jak twoja noga? Gdzie jesteś? - wyrzucałam z siebie z prędkością światła.

-...
- Dobrze już włączam - machnęłam do Krzyśka, aby włączył skype’a. Libero wykonał moje polecenie, a ja pożegnałam się z Bartkiem i chwilę później kontynuowaliśmy rozmowę przez Internet. Zbyszek, Igła, Iwona, Ola, Grześ i Piotrek - wszyscy byli zainteresowani stanem zdrowia Bartka.
- Cześć skarbie - powiedział Bartek uśmiechając się - I witam resztę ekipy.
 - Cześć! - odpowiedzieli chórem, a potem zasypali go tysiącami pytań.
- Powoli, powoli - uniósł ręce w geście kapitulacji - Jestem teraz w mieszkaniu. Zrobili mi prześwietlenie, usg i kilka innych badań. Noga jest dość mocno skręcona, ale za jakieś dwa do trzech tygodni będę mógł wrócić na parkiet - powiedział lekko przygnębiony.
- Szybko zleci stary, zobaczysz - powiedział pocieszająco Igła. Porozmawiali jeszcze trochę z Bartkiem, a potem wszyscy wyszli z salonu, abym mogła porozmawiać z nim w cztery oczy. Piotrek z Olą, Zbyszkiem i Grześkiem wrócili do domu. Krzysiek kładł dzieciaki spać, a Iwona zajęła się prasowaniem.
- Tęsknię za tobą - mruknął Bartek wpatrując się w kamerkę - Cholernie tęsknię! Chciałbym cię przytulić, pocałować, mieć cię obok siebie…
- Ja też za tobą tęsknię… Wiesz jakie to dziwne uczucie, gdy budzę w domu Krzyśka i wiem, że nie czekasz na mnie w kuchni ze śniadaniem, nie przytulisz mnie nie powiesz tego swojego „cześć Lili”, a potem znowu nie wpijesz się w moje usta próbując zaradzić coś na moje nadmierne gadanie - uśmiechnęłam się na samo wspomnienie tych chwil.
- Lili już niedługo - szepnął - Na święta mam dostać wolne. Teraz muszę tylko się wyleczyć, rozegrać kilka meczy i będę mógł przyjechać. Cieszę się, że to wszystko tak się potoczyło, że jesteś teraz w Rzeszowie, a nie siedzisz sama w stolicy. Cieszę się, bo wiem, że masz przy sobie naszych przyjaciół i zawsze możesz na nich liczyć. Oni opiekują się tobą pod moją nieobecność  kochanie - uśmiechnęłam się, a w moich oczach zakręciły się łzy. Tak bardzo chciałabym go teraz przytulić, poczuć znów smak jego ciepłych warg… - Nawet nie próbuj mi tu płakać - pogroził mi palcem Bartek.
- Staram się - powiedziałam z lekkim uśmiechem powstrzymując łzy.
- Będę powoli kończył, bo z samego rana mam kolejne badania - westchnął.
- Trzymaj się skarbie - posłałam mu całusa w stronę kamerki - Mam nadzieję, że te kilka miesięcy zleci szybciej niż nam się wydaje.
- Na pewno Lili, na pewno - posłał mi uśmiech - Odezwę się jutro jak już będę konkretnie wiedział co i jak dobrze?
- Dobrze - pokiwałam głową - Ale odezwij się, bo będę się martwiła.
- Wiem, że już dzisiaj się martwiłaś prawda? - spojrzał na mnie świdrującym spojrzeniem - I jak cię znam narobiłaś dookoła niepotrzebnej paniki prawda?- zachichotał.
- Niepotrzebnej?- prychnęłam - Nie wkurzaj mnie Kurek! Wiesz jak to wyglądało jak leżałeś na tym boisku i nie mogłeś się podnieść? Ja się o ciebie martwię, a ty jak zwykle robisz sobie ze wszystkiego żarty do cholery! - warknęłam.
- I to jest właśnie Lilka, którą pokochałem. Za jej ostry charakterek, poczucie humoru i ciągłe opieprzanie mnie - westchnął - Brakuje mi tego…
- Obiecuję, że w święta wszystko nadrobię - wystawiłam mu język - Kładź się spać i odpoczywaj, regeneruj siły.
- Tak jest pani prezes - zasalutował i cmokając w kamerkę rozłączył się. Siedziałam jeszcze chwilę w zamyśleniu i wpatrywałam się w ekran laptopa, w którym to jeszcze chwilę temu widniała głowa Bartka. Potem wyłączyłam komputer i poszłam pod prysznic. Dzieciaki już spały, Iwona także się położyła, a Krzysiek spacerował po tarasie z telefonem w dłoni. Widziałam, go przez okno. Był październik, a noce bywały chłodne, a on zasuwał w samej koszulce. Narzuciłam na ramiona swoją bluzę i wyszłam z pokoju. Po drodze zabrałam z salonu bluzę Krzyśka i wyszłam na taras. Libero akurat skończył pogawędkę jak się okazało z Bartmanem. Aż tak się stęsknił?
- Co jest? - zapytałam widząc jego minę i podając mu bluzę.
- Nic. Dzięki - zarzucił bluzę na ramiona.
- Krzysiek!
- Co?
- Pytam co się stało? Po co dzwonił Zbyszek?
- A czy musi dzwonić tylko wtedy, gdy coś się wydarzy?
- Nie, ale uwzględniając to, że jakieś dwie godziny  temu stąd wyszedł to na pewno nie zdążył się jeszcze aż tak za tobą stęsknić - mruknęłam mierząc go spojrzeniem mordercy.
- Aśka ma innego faceta- rzucił wchodząc do domu.
- Jak to ma innego faceta? - zapytałam wbiegając za nim do salonu.
- Normalnie… Idź spać Lila, dobranoc - powiedział wchodząc do sypialni. Pokręciłam tylko głową i poszłam do pokoju. Wskoczyłam pod kołdrę i naciągnęłam ją po sam nos. Ułożyłam głowę na poduszce, ale jeszcze długo nie mogłam zasnąć. Krainę Morfeusza odwiedziłam dopiero kilka minut po północy.

 - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
  Witajcie! Z racji tego, że zostałam dzisiaj perfidnie obudzona o 5.00 rano przez moją kochaną rodzinkę to nie bardzo kontaktuję, także jakby pojawiły się wyżej jakieś błędy to już za nie przepraszam. Nie będę tu Wam marudzić i zostawiam Was z rozdziałem :) Buziaczki ;*

( Od dzisiaj na legalu mogę pić "Okocim" z Zibim :D )
 

 

niedziela, 16 czerwca 2013

Rozdział 54

Poranek wyglądał jak każdy inny w hotelowym pokoju podczas wyjazdu na mecz z drużyną. Do południa chłopcy koncentrowali się na maksa na spotkaniu. Ja uzupełniałam masę papierów, którymi zawsze uracza się stażystów, ale po przeszkoleniu w reprezentacji byłam do tego przyzwyczajona. Po 13.00 pojawiliśmy się na hali. Rzeszowianie zniknęli w szatni, a ja udałam się razem ze sztabem na salę. Chwilę później na boisku rozgrzewały się już dwie drużyny, a kibice powoli zapełniali trybuny. Pomachałam Winiarskiemu, który patrzył w moim kierunku. Odmachał z szerokim uśmiechem i wrócił do rozgrzewki. Posptrykałam zdjęcia Resoviakom, Skrzatom i kibicom na trybunach. Para sędziowska, trenerzy i jeszcze kilka innych osób załapało się na sesję zdjęciową. Spotkanie była dla mnie bardzo ważne, bo to moje pierwsze odkąd pracuję z Resovią. Niestety wraz z rozpoczęciem meczu w chłopaków wstąpiła niemoc. Mimo świetnych zagrywek Bartmana, dobrego przyjęcia Igły, Lotka i Alka, ataków ze środka i profesjonalnego rozegrania Skrzaty pokazały górę w tym spotkaniu. Zakończyło się ono dość szybko po 3 setach gładko wygranych przez Skrę. Zawodnicy przybili sobie „piątki” pod siatką, a Bełchatowianie chwilę później unosili ku górze wygrany puchar.
 -Jeszcze się odegramy, niech sobie nie myślą - bąknął Zbyszek odwiązując plaster z placów.
- No pewnie, że tak - posłałam mu pokrzepiający uśmiech - Daj im się pocieszyć z pucharu, bo mistrzostwo kraju i tak jest nasze!
- A jakżeby inaczej - włączył się do rozmowy Alek. Chłopcy mimo przegranego spotkania nie byli aż tak strasznie zdołowani. Każdy zdawał sobie sprawę, że sezon dopiero się zaczyna i trzeba nastawić się na ciężką walkę w obronie tytułu Mistrza Polski.  Gdy zbieraliśmy się z hali podbiegł do mnie Winiarski, aby się pożegnać.
- No to co Liluś, trzymaj się i daj czasami znać, że żyjesz co? - spojrzał na mnie z wyrzutem - Bo jakoś ostatnio nawet jednego małego sms-a od ciebie nie dostaję.
- Przepraszam Misiek, ale sam widzisz w jakim ja młynie ciągle żyję, czasami sama nie wiem jak się nazywam z tego wszystkiego - zaśmiałam się i przytuliłam go gratulując wygranego meczu. Oboje mieliśmy nadzieję, że wraz z rozpoczęciem sezonu ligowego nadarzy się okazja do częstszych spotkań, chociażby na hali podczas meczów. Kiedy żegnałam się z Winiarskim podszedł do nas Wlazły i podał mi rękę gratulując dobrej gry Resovii. Podziękowałam i pogratulowałam mu jako kapitanowi całej drużyny raz jeszcze zwycięstwa w Super Pucharze. Porozmawialiśmy jeszcze chwilę, bo dołączył do nas Zatorski z Bąkiewiczem i Plińskim, a potem Bełchatowianie zniknęli w szatni, a my zbieraliśmy się powoli z hali. Cała drużyna z Rzeszowa wsiadła w klubowy autokar i pojechaliśmy do hotelu. Każdy zajął się pakowaniem, a ok 18.00 wyruszyliśmy w podróż powrotną do stolicy Podkarpacia.  W czasie jazdy odpaliłam laptopa i namierzyłam Kurasia, który właśnie szykował się do spania, bo był wykończony po treningach. Cieszył się, że jego były klub wygrał z moją Resovią. Oczywiście do konwersacji przez skype’a  dołączył się Bartman, Nowakowski, Ignaczak i Kosok, bo jakże by było inaczej. Rozmawialiśmy z Kurasiem tak długo dokąd nie padła mi bateria w laptopie.  Dochodziła godzina 21.00, a my staliśmy w jakimś pieprzonym korku. Co było trochę dziwne o tej porze, ale nikt nie pytał o szczegóły. Chłopakom zaczynało się strasznie nudzić i dopadała ich głupawka. Dobrowolski opowiadał sprośne kawały, Kosa, Piter, Lukas i Zbychu grali w karty. Igła latał po całym autokarze z kamerą i nawijał do niej jak nakręcona katarynka. Perłowski, Buszek, Schops i Grzyb bawili się w głuch telefon i mieli przy tym niezłą uciechę, bo Jochen wymyślał im hasła po niemiecku, których nie potrafili powtórzyć. Statystycy także zajmowali się jakimiś pierdołami. Jedynie trenerzy siedzący z przodu zachowywali stoicki spokój i starali się odciąć od tego buszu panującego na tyłach pojazdu. Jedynie Nikola siedział sam ze słuchawkami w uszach i obserwował krajobraz za oknem zmieniający się bardzo powoli, bo jechaliśmy może w tym pieprzonym korku 20 km/h co chwilę się zatrzymując.
- Mogę ci trochę poprzeszkadzać? - zapytałam siadając obok niego.
- Jasne - uśmiechnął się i wyjął słuchawki z uszu wyłączając mp4 - Jak tam podróż?
- Wszystko byłoby fajnie, gdyby nie ten korek - westchnęłam - Na resztę drużyny też to źle działa - spojrzałam z politowaniem na tył autokaru gdzie Lotman z Kosokiem trzaskali sobie focie z rąsi, Zibi dołączył do zabawy w głuchy telefon, a Rafał próbował porozmawiać przez telefon z żoną co uniemożliwiali mu jego koledzy okrzykami: „Rafik teraz twoja kolej, polewaj bo szkło schnie”. Westchnęłam i pokręciłam głową śmiejąc się - Żony twoich kolegów z drużyny są chyba przyzwyczajone do poczucia humoru reszty prawda?
- Wydaje mi się, że tak - odpowiedział śmiejąc się Nikola. Siedziałam z nim jeszcze z dobrą godzinę bo tyle staliśmy w tym okropnie długim korku. Okazało się, że na tym odcinku drogi wydarzył się wypadek i musieliśmy sobie trochę poczekać. Rozmawialiśmy o przeróżnych rzeczach od siatkówki zaczynając a na filmach i literaturze kończąc. Nikola podobnie jak Alek opowiadał mi dużo rzeczy o sobie, swojej rodzinie i swoim bracie, który także gra w siatkówkę. Ja nie pozostając mu dłużna opowiedziała mu w skrócie swoją życiową historię. Grubo po 22.00 w autokarze ucichło, bo wszyscy byli nieźle zmęczeni i część drużyny pozasypiała. Przeniosłam się więc na swoje miejsce, żeby Nikola mógł się wygodnie rozłożyć. Co jak co, ale jedno siedzenia dla siatkarza o takich parametrach to zdecydowanie za mało. Spojrzałam na wyświetlacz komórki, który wskazywał godzinę 23.15. Rozejrzałam się po autokarze, gdzie wszyscy siatkarze pogrążyli się w słodkim śnie. Najśmieszniej wyglądali chłopcy na samym tyle pojazdu. Przy oknie z lewej strony siedział Zibi i opierał się głową o szybę. Z głową na jego kolanach drzemał zwinięty w kłębek Lotman, a na nogach Lotmana spał Nowakowski. Nie mogłam się powstrzymać i pstryknęłam im kilka fotek. Trenerzy i reszta sztabu także dała się ponieść do krainy Morfeusza. Z miłą chęcią także ucięłabym sobie drzemkę zważywszy na to, że do Rzeszowa mieliśmy jeszcze z jakieś 2 godziny jazdy. Niestety nie mogłam zasnąć, sama nie wiem czemu. Po zrobieniu zdjęć chłopakom wracałam na swoje miejsce, gdy ktoś nagle złapał mnie za rękę. Podskoczyłam do góry jak poparzona i przysłoniłam usta ręką, żeby nie pisnąć i nie pobudzić śpiących siatkarzy.
- Ciii nie bój się to tylko ja - szepnął uśmiechający się do mnie Grześ.
- Kosa popitoliło cię? - syknęłam w jego kierunku i usiadłam na siedzeniu obok, bo środkowy przesunął się i zrobił mi miejsce - Aż tak bardzo mnie nie lubisz, że chcesz mnie na zawał wykończyć? - zapytałam śmiejąc się cicho.
- Liluś no to ty, ja? - zrobił minę niczym kot ze Shreka i wbił we mnie te swoje czekoladowe tęczówki.
- No ty, ty, a widzisz tu jeszcze kogoś nieśpiącego oprócz nas? - Kosa rozejrzał się po autokarze i zachichotał.
- Ale ich wszystkich zmogło - pokręcił głową - Mogli tak nie szaleć jak staliśmy w tym korku.
- Oj tam, przynajmniej było wesoło - uśmiechnęłam się na sama myśl przypominając sobie co jeszcze raptem trzy godziny temu działo się w autokarze.
- A ty czemu nie korzystasz z chwili ciszy i nie śpisz? - zapytał spoglądając na mnie.
- Z reguły nie mam w zwyczaju spać podczas podróży - westchnęłam.
- Ale oczka to ci się koleją - zaśmiał się cicho i przygarnął mnie ramieniem do siebie. Oparłam głowę na jego klatce piersiowej i wbiłam wzrok w krajobraz za oknem.
- No może tak troszeczkę - odpowiedziałam uśmiechając się. Milczeliśmy chwilę. Grzesiek objął mnie w pasie, więc mogłam się jeszcze wygodniej rozłożyć - Jak będzie ci ciężko to mów, usiądę normalnie - poprosiłam środkowego.
- Jesteś lekka jak piórko więc jak może mi być ciężko? - zapytał zdziwiony.
- Chyba stukilowe piórko - mruknęłam, a Kosa zaczął się śmiać.
- Pamiętasz jak już kiedyś raz ci powiedziałem, że taki słodki ciężar to ja mogę na swojej klacie dźwigać codziennie? - uśmiechnęłam się gdy wspomniał fantastyczne chwile spędzona w spalskim ośrodku.
- Oj Grzesiu, bo się zarumienię - zaśmiałam się - Pamiętam… Czas spędzony w Spale z wami zaliczam do jednego z piękniejszych okresów mojego życia - westchnęłam.
- Wesoło wtedy było. Pamiętam jak na początku powstał powszechny bunt wśród chłopaków, że będziemy mieli kobietę w sztabie, ale szybko się przyzwyczailiśmy - zachichitałam na samo wspomnienie tych ich szczerych rozmów, gdy jeszcze nie zdążliśmy się poznać.
- Brakuje mi reprezentacji, cholernie się do was wszystkich przyzywyczaiłam - mruknęłam spoglądając na Grześka.
- Chciałaś powiedzieć, że cholernie brakuje ci Bartka- poprawił mnie Kosa uśmiechając się.
- Jego też - westchnęłam - I to bardzo mocno - dodałam prawie szeptem, ale nie uszło to uwadze Grześka.
- Może powinnaś wziąć jakieś wolne i chociaż na trochę do niego polecieć co?
-Chciałabym bardzo, ale nie dam rady. Zaczyna się sezon ligowy, więc muszę z wami pracować, jestem potrzeba i muszę być dyspozycyjna 24/7 jak to mi ostatnio powiedział prezes. Poza tym pragnę ci przypomnieć, że są jeszcze studia i kilka innych rzeczy, których nie mogę od ręki zostawić.
- Masz rację… Ale na święta Kuraś zawita do Polski prawda?
- Mówił, że ma dostać trochę wolnego więc na to liczę - posłała mu lekki uśmiech. Rozmawialiśmy jeszcze dość długo. Później już tylko odpowiadałam na jego pytania. Po jakimś czasie poczułam lekki łaskotanie po nosie - Co jest? - mruknęłam otwierając oczy.
- Wstawaj śpiąca królewno, Rzeszów wita!
- Już dojechaliśmy? - zapytałam podnosząc głowę z ramienia Grześka i przeciągając się
- Tak, cieszysz się prawda? Wreszcie będziesz mogła się położyć w mięciutkim łóżeczku, a nie na imitacji poduszki pod postacią mojej ręki - zaśmiał się Kosa.
- Ja tak mnie narzekam, było całkiem wygodnie. Dzięki - cmoknęłam go w policzek i poszłam do przodu zabrać swoje rzeczy. Każdy z graczy powoli opuszczał autokar zabierając z bagażnika swoje torby.
- Wyspałaś się? - zapytał uśmiechnięty od ucha do ucha Igła podchodząc do mnie.
- Trochę - mruknęłam lekko zachrypniętym głosem - Człowieku skąd ty masz tyle energii? Jest druga w nocy, a ty cieszysz mordkę jakby co najmniej była 14.00 po południu - westchnęłam przyglądając się zadowolonemu Krzyśkowi.
- No wiesz… Ten typ już tak ma - zagadnął trener pojawiając się obok nas- Słuchajcie chłopcy - oznajmił zwracając się do reszty drużyny - Jutro - spojrzał na zegarek - A właściwie dzisiaj jest niedziela, dostajecie wolne - powiedział z uśmiechem. Wszyscy zaklaskali z entuzjazmem - Ale spotykamy się na hali w poniedziałek o 16.00. Poranną siłownię każdy zalicza w swoim zakresie, nie będę was męczył od 10.00 rano. Odpocznijcie sobie, bo w następną sobotę trzeba skopać tyłki Olsztynowi - dodał z uśmiechem. Pożegnałam się z chłopakami i całym sztabem i razem z Krzyśkiem wsiedliśmy do jego samochodu. Po upływie 20 minut byliśmy już w domu. Po cichu, aby nie obudzić śpiących dzieciaków i Iwony,  Krzyś zaparzył herbatę, którą wspólnie wypiliśmy. Jako pierwsza poszłam wziąć prysznic, a potem skierowałam się prosto do mojego pokoju. Kochana Iwonka pomyślała też o tym, że wrócę cholernie zmęczona i już wcześniej rozścieliła mi łóżko. Anioł - nie kobieta. Zmęczona podróżą i całym zamieszaniem związanym z wyjazdem wskoczyłam szybko pod kołdrę i równie szybko przeniosłam się do krainy marzeń sennych.
 
 - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Ostatnio jakoś tak coś się co dwa dni pojawia, tak więc proszę bardzo :D Miłej lektury, pozdrawiam - L.
 
 

piątek, 14 czerwca 2013

Rozdział 53

Budzik rozdzwonił się równo o 7.00. Wstałam z łóżka z niemałymi oporami i poczłapałam do łazienki. Chłodny prysznic postawił mnie na nogi. Ubrałam ciemne rurki, wygodne trampki i koszulkę w barwach Asseco, w których chodził cały sztab. Wychodząc z pokoju do hotelowej restauracji spotkałam na korytarzu Gogola. Znałam go już wcześniej, bo pracowaliśmy razem z reprezentacją. On dzielnie pomagał Jarząbkowi obmyślać taktyki, a ja wspierałam Olka w doprowadzaniu chłopaków do stanu używalności.
- Lilka, witam cię o poranku - zawołał uśmiechając się do mnie.
- Cześć Michał - odwzajemniłam jego uśmiech - Jak się spało?
- Szczerze powiedziawszy bardzo dobrze. A tobie?
- Krótko, ale dobrze - posłałam mu uśmiech i razem skierowaliśmy się windy. Restauracja znajdowała się na parterze. Zjechaliśmy na sam dół i weszliśmy razem do pomieszczenia, gdzie siedziała już cała ekipa siatkarzy i reszta sztabu.
- Jesteśmy ostatni? - zapytał Gogol siadając wraz ze sztabem szkoleniowym.
- Dzień dobry - posłałam ciepły uśmiech w kierunku moich współpracowników i trenera, a potem zajęłam miejsce obok nich. Przy śniadaniu długo rozmawialiśmy i zdążyłam się ze wszystkimi lepiej poznać. Po śniadaniu mieliśmy wolną chwilę dla siebie, a potem o 10.00 spotykaliśmy się na treningu. Korzystając z okazji włączyłam komputer i odpisałam na maila Radkowi. Zalogowałam się na skype’a i akurat udało mi się złapać Bartka, który miał przerwę między treningami. Porozmawialiśmy chwilę, opowiedziałam mu o przyjeździe do Częstochowy i przygotowaniach do meczu. On opowiedział w skrócie co u niego, że urządził już w większości mieszkanko, i że muszę je koniecznie zobaczyć jak przyjadę. Zaczęliśmy się sprzeczać w żartach, bo Kurek kibicował swojej byłej drużynie - Skrze, a moje serce należało do Resovii. Pożegnaliśmy się w końcu, bo musiałam iść z resztą ekipy na trening. Zgodnie z zaleceniami trenera spotkaliśmy się przed hotelem o 9.40 i wspólnie wyruszyliśmy do hali. Chłopaki zniknęli w szatniach, a ja rozłożyłam sprzęt na sali razem z Andrzejem i Jackiem. Sergiusz i Michał wprowadzali ostatnie poprawki do taktyki na mecz ze Skrą, a Groszek z Kozłowskim kręcili się gdzieś po hali z jakimiś papierami. Chwilę później na boisku pojawiła się cała drużyna i rozpoczęła rozciąganie. Zahorski jak na prawdziwego trenera przygotowania fizycznego przystało rozciągał ich niemiłosiernie i męczył coraz to nowymi pozycjami. Chłopcy zaciskali zęby i wykonywali posłusznie polecenia, bo każdemu z nich zależało na zwycięstwie. Zwłaszcza, że to miał być pierwszy mecz ze Skrą w tym sezonie. Skrą, z którą to kilka miesięcy temu stoczyli ostry pojedynek o Mistrzostwo Polski. Kiedy chłopcy przystąpili do ćwiczeń z piłką chwyciłam za aparat i pstrykałam im zdjęcia. Po chwili na halę wpadł prezes klubu siejąc niezły zamęt. Podbiegł do trenera i zaczął coś mu opowiadać gorączkowo gestykulując. Kowal załamał ręce i pokręcił głową. Nie słyszałam o czym rozmawiali, ale miałam złe przeczucia. W mgnieniu oka prezes zjawił się obok mnie wręczając mi kilka kartek formatu A4.
- Masz, podpisz - powiedział z lekkim uśmiechem.
- Dzień dobry panie prezesie - odwzajemniłam uśmiech - Co to?
- Ach tak, cześć Lilka - posłał mi przepraszające spojrzenie- Jestem tak zakręcony, że zapomniałem się przywitać.
- Nie szkodzi - powiedziałam unosząc wzrok znad kartek papieru - Co to za dodatkowa umowa? - spojrzałam na niego zdziwiona.
- No bo ten… Nasz oficjalny fotograf wczoraj rozwiązał umowę z klubem za porozumieniem stron. Nie mam pojęcia co mu odbiło! Wiem jedno - zaczyna się sezon, a Asseco Resovia została bez oficjalnego fotografa.
- No dobrze, ale co ja mam z tym wspólnego?
- No ty teraz jesteś naszym oficjalnym fotografem - odpowiedział z uśmiechem - Oczywiście potraktuj to jako dodatek do stażu.
- Ja? -wbiłam w niego zdziwione spojrzenie.
- No tak - odpowiedział pełen przekonania - Wiem, że robiłaś zdjęcia reprezentacji, widziałem wszystkie i stwierdzam, że są bardzo dobre, dlatego pomyślałem, że może z nami także zechciałabyś współpracować?  - uśmiechnął się.
- W sumie… Czemu nie? - odwzajemniłam uśmiech i przeczytałam umową po czym od ręki ją podpisałam. Zadowolony prezes opuścił salę, a chłopcy rozpoczęli prowizoryczny mecz. Postanowiłam zacząć od zaraz i wyciągnęłam aparat siadając obok Jacka. Pstrykałam zdjęcia chłopakom, a w przerwach rozmawiałam z trenerem. Do hotelu wróciliśmy grubo po 14.00. O 15.00 zjedliśmy obiad, a do wieczora każdy miał chwilę wolnego. Postanowiłam wykorzystać ją na odpoczynek. Moje plany jednak jak zwykle nie zostały zrealizowane, bo do pokoju wpadł mi jak burza Bartman.
- Cześć Słoneczko - wyszczerzył się od progu, a potem rozsiadł na moim łóżku.
 - Cześć Zbysiu - posłała mu ciepły uśmiech - Jak tam?
- Powoli do przodu - odpowiedział włączając mojego laptopa. Przyzwyczaiłam się już, że on i Krzysiek brali moje rzeczy bez pytania i traktowali jak swoje. W sumie to wcale mi się nie przeszkadzało, bo ja tak samo swobodnie czułam się u nich. Po chwili Zbyszek zaczął rechotać jak oszalały.
- No i z czego ty się tak cieszysz? - zapytałam wskakując na łóżko obok niego i opierając się łokciami o jego kolana.
- Oglądam fotki z dachu - powiedział między jednym, a drugim wybuchem śmiechu - Słodkie są te nasze dzióbki, aż sobie chyba to foto na fejsa wrzucę.
- Może lepiej nie? Bo jak Asia zobaczy to mnie zabije…
- Asia? A kto to? - powiedział ironizując.
- Zbyszek - gruchnęłam go pięścią w ramię - Nie denerwuj mnie.
- Wiesz… Coraz częściej zaczynam się zastanawiać czy to jeszcze ma w ogóle sens. Nie mam pojęcia w co ona pogrywa, ale wiem jedno. Boli jak cholera- westchnął, a ja przysunęłam się bliżej niego i objęłam go ramieniem.
- Jak to zaczynasz się zastanawiać czy to ma w ogóle sens? Zbyszek no… Kochasz ją?- spojrzałam mu w oczy.
- Jak cholera, ale co z tego... - spuścił swój wzrok.
- No właśnie! To walcz o nią, o waszą miłość, o przyjaźń z Miśkiem…
- Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić.
- Niby tak, ale pamiętaj, że nie jesteś z tym wszystkim sam. Masz Igłę, mnie i wielu innych przyjaciół.
- Wielu może tak, ale prawdziwych tylko kilku - powiedział przyciągając mnie do siebie i całując w czoło - Dzięki Lilka.
- Nie dziękuj, tylko się za siebie weź chłopie - szturchnęłam go palcem pod żebra. Zbyszek nie pozostał mi dłuży i zaczął mnie łaskotać. Chwilę później tarzaliśmy się na łóżku zwijając ze śmiechu i łaskocząc wzajemnie oraz okładając poduszkami. W tym właśnie momencie wparował do pokoju Kosa z Jochenem. Jochen gdy zobaczył nas w dwuznacznej pozie wymamrotał pod nosem, że przyjdzie później, a gdy zamknął drzwi ja, Zibi i Kosa zaczęliśmy się głośno śmiać. Grześ zaproponował grę w karty u Maćka i Lukasa. Swoją drogą co oni mają za tradycję, że rozgrywający mieszkają zawsze razem w jednym pokoju? Oboje z Zibim zgodziliśmy się na tą propozycję i chwilę później siedzieliśmy wszyscy w pokoju chłopaków dobrze się bawiąc. Mimo tego, że mój niemiecki nie należał do poziomu perfekcyjnego to z Jochenem dogadywałam się bez problemu. Wyjaśniłam mu, że Zibi to mój przyjaciel, i żeby sobie za dużo nie myślał, bo on ma dziewczynę, a ja chłopaka. Reszta podchwyciła temat i próbowała dowiedzieć się z kim związana jest ich fizjoterapeutka. Igła wszem i wobec przedstawił mnie jako przyszłą panią Kurek co wywołało niemałe zdziwienie wśród całej drużyny, a zwłaszcza wśród polskiej części grupy.
- Czyli Kuraś jednak dorósł do prawdziwego związku ? - zapytał z uśmiechem Wojtek.
- On nigdy nie dorośnie - odpowiedziałam środkowemu z uśmiechem - Ale idzie się przyzwyczaić.
- No tak… Miłość polega też na tym, że kocha się i akceptuje wady tej drugiej połówki - westchnął rozmarzony Buszek.
- Co racja to racja - westchnął Igła.
- Oj Krzysiek ty to masz najwięcej do narzekania co? - skrzywił się Kosa - Masz wspaniałą żonę, urocze dzieciaki, piękny domek, przyjaciół wokół… Czegóż chcieć więcej?
- Wiesz czego brakuje mi do pełni szczęścia?- zapytał Igła patrząc na Grześka - Medalu olimpijskiego i mogę kończyć karierę- westchnął. Nie chciałam, aby temat przeszedł znów na nieudany występ polskiej Reprezentacji w Londynie, dlatego postanowiłam włączyć się do rozmowy.
- A wiesz Krzysiu czego mi brakuje do pełni szczęścia? - spojrzałam na niego z uśmiechem - Nowych filmików na Twoim blogu - zmrużyłam oczy - Także nie pitol głupot tylko zawijaj po kamerę i do roboty. Oscara za nic ci nie dadzą, musisz sobie zapracować - wszyscy obecni zaczęli się śmiać. z wyjątkiem Jochena i Paula, bo nie bardzo wiedzieli o czym mówię. Przetłumaczyłam im szybko po angielsku o co chodziło, na co oni także zareagowali śmiechem. Później już tylko posługiwaliśmy się językiem angielskim, aby wszyscy wszystkich rozumieli. Rozegraliśmy kilka partyjek, a ja z każdą chwilą spędzoną z nimi coraz bardziej się do niech przywiązywałam. Było dokładnie tak samo jak z Reprezentacją. Po przełamaniu pierwszych lodów nasza znajomość nabrała większych obrotów. Około 18.00 do pokoju zawitał trener informując, że za pół godziny chłopcy mają zajęcia na siłowni. Wszyscy rozeszli się do swoich pokojów i przygotowywali do treningu. Równo o 19.00 weszliśmy do siłowni, która znajdowała się w kompleksie sportowym przy hali. Ku mojemu zdziwieniu  trenowała tam jeszcze Skra. Nikt z obecnych nie zauważył nawet przybycia ekipy z Rzeszowa, bo każdy tak bardzo zajęty był treningiem.
- No dobra chłopcy, teraz siłowania jest nasza! - wydarł się zadowolony z siebie Igła. Dopiero wtedy zauważyli naszą obecność i gracze z Bełchatowa zaczęli się witać z Resoviakami.
- Lilka? - krzyknął w moim kierunku Winiarski - Co ty tu robisz?
- Misiek! - pisnęłam i podbiegłam do niego wieszając się na jego szyi i mocno go ściskając. Winiarski porwał mnie w swoje ramiona i obrócił się ze mną kilka razy, a dopiero później postawił na podłogę. Nasze zachowanie wywołało ciszę na sali. Wszystkie Skrzaty patrzyły dziwnie w moim kierunku, ale w tym momencie miałam to daleko gdzieś. Liczyło się to, że mam okazję zobaczyć Winiarskiego, za którym tak bardzo się stęskniłam - Dobrze cię widzieć - posłałam mu uśmiech - Co u Ciebie? Jak Oli i Dagmara?
- Dziękuję, wszystko w porządku. Daga i Olek też całkiem nieźle, będą jutro na meczu - odwzajemnił mój uśmiech - Ale dowiem się wreszcie co ty tu z nimi - wskazał głową na chłopaków z Rzeszowa - robisz?
- Tak jakby mam staż w ich klubie, robię im zdjęcia i ogólnie zajmuję się tym wszystkim, czym zajmowałam się pracując z reprezentacją - posłałam mu niewinny uśmiech.
- I musiałaś akurat trafić do Rzeszowa? Bełchatów jest ładniejszy - wystawił mi język.
- Grabisz sobie Winiarski - krzyknął do niego Igła z drugiego końca sali i wrócił do rozmowy z Plińskim.
- Tak się złożyło. Mało tego, powiem Ci, że mieszkam teraz w Rzeszowie.
- Łooo a cóż to za zmiany? Cholera to my dawno nie rozmawialiśmy, trzeba to nadrobić. Mam pomysł! Oni niech sobie ćwiczą, a ja zmykam szybko pod prysznic, ogarnę się i zabieram cię na kawę do kawiarni naprzeciwko hali. Co ty na to?
- Ciekawa propozycja Miśku, ale nie wiem co na to trener…
- Idź, idź ja się zgadzam tylko nie wygadaj mu naszej tajnej taktyki - zaśmiał się Kowal patrząc na mnie i na Winiarskiego.
- Mamy ciekawsze tematy do rozmowy - odciął się Winiarski posyłając Kowalowi wredny uśmiech.
- A mnie to już nie zapytasz o zgodę? - obok nas pojawił się Nawrocki - I może byś nam przedstawił swoja koleżankę co? - posłał Winiarskiemu znaczące spojrzenia, a potem się do mnie uśmiechnął. Odwzajemniałam uśmiech i sama się przedstawiłam. Uścisnęłam rękę Nawrockiego, a chwilę później podchodzili do mnie po kolei zawodnicy Skry i zapoznawaliśmy się.
- Cholera wy zawsze musicie znać każda nową osobę w naszym sztabie? - zapytał ze śmiechem Kosa.
- My po prostu jesteśmy bardzo towarzyscy - zauważył Wlazły ściskając moją dłoń i uśmiechając się do mnie - Swoją drogą Winiarski, nie mówiłeś, że znasz takie ładne dziewczyny.
- Wlazły! Lilka jest dziewczyną twojego kolegi klubowego więc uważaj - zaśmiał się Piter. Lekko zdezorientowany Mariusz rozejrzał się po kolegach z drużyny.
- Który się nie przyznał, że ma taką piękność? - mierzył ich wszystkich wzrokiem.
- Twojego byłego kolegi z drużyny - zaśmiał się Igła - Bartosz Kurek… Coś ci to mówi?
- Jesteś z Kurkiem? - zapytał wyraźnie zdziwiony Pliński?
- No tak jakoś wyszło... - odpowiedziałam z uśmiechem lekko się rumieniąc.
- No to ciekawych rzeczy my się tu dowiadujemy - zauważył Woicki. Michał przedstawił mi wszystkich swoich kolegów z drużyny, trenerów i cały sztab. Wreszcie miałam okazję poznać osobiście Zatiego. Gdyby się nie rozchorował i przyjechał do Spały to zapewne teraz rozmawiałby ze mną tak samo jak Winiarski. Zamieniłam jeszcze kilka słów z Kłosem, Muzajem, Aleksem i Bąkiewiczem, a potem cała drużyna skierowała się do szatni. Resoviacy zajęli się treningiem, a ja czekałam na Winiarskiego przy wyjściu z hali. Pojawił się po około piętnastu minutach i poszliśmy razem na tą obiecaną kawę. Okazało się, że Skrzaty mieszkają w tym samym hotelu co my, tylko dwa piętra niżej. To dziwne, że do tej pory się jeszcze nigdzie nie spotkaliśmy. Posiedzieliśmy z Miśkiem w tej kawiarni do 22.00, a potem wróciliśmy do hotelu. Każde z nas poszło do swojego pokoju, aby wypocząć przed jutrzejszym meczem.
 
  - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Cześć! :) Tak jak obiecałam mamy piątek - mamy nowy rozdział. Swoją drogą cieszę się, że już weekend. Macie jakieś ciekawe plany na nadchodzące dni? Ja liczę na to, że będzie ładna pogoda. Nie rozpisuję się dzisiaj, bo jestem wykończona. Miałam niezwykle intensywny dzień. Pozdrawiam Was zatem serdecznie i zostawiam z nowym rozdziałem. Miłej lektury :)