Znów budzik odzywający się o 8.00 rano i tym razem całkowity
brak entuzjazmu… Raczej chęć rozwalenia go o ścianę. Ledwo zwlekłam się z
łóżka, podobnie jak moi współlokatorzy. Każdemu z nas ten turniej dawał się we
znaki. Sztab statystyczny pracował po nocach obmyślając nowe strategie i
taktyki. Trenerzy także do późnych godzin nocnych analizowali wszystkie
ewentualności. Sztab medyczny z doktorem i Olkiem na czele zasuwał praktycznie
cały czas, masaż, papiery, masaż, trening, masaż, stabilizatory, rozciąganie,
masaż, znowu papiery, zastrzyk, leki, masaż… I tak w koło. Ciąg wysiłków i
codziennych meczy dawał w kość wszystkim, ale nikt nie narzekał tylko spinał
tyłek najbardziej jak mógł. Po śniadaniu jak zwykle czekał nas trening, potem
obiad i chwila wolnego czasu… Czas do wyjazdu na halę spędziłam w pokoju
fizjoterapeutycznym, przygotowanym przez Olka. Uzupełniałam dokumentu, gdy
usłyszałam pukanie do drzwi:
- Proszę – rzuciłam znad stosu papierów.
- Cześć, mogę? – do środka zajrzał Paweł.
- Jasne, wchodź – uśmiechnęłam się i odłożyłam na chwilę
swoją pracę – To co masujemy tym razem?
- Nic Liluś – uśmiechnął się – Przyszedłem pogadać.
- Słucham w takim razie – usiadłam naprzeciwko niego.
- Bo wiesz… zauważyłem, że chyba wpadłaś w oko naszemu
Bartkowi i…
-Nie! I ty przeciwko mnie? Paweł no błagam…
- Ale doszliśmy do wniosku, że wy do siebie pasujecie…
- Pawełku… Idź się zrelaksuj przed meczem, posłuchaj sobie
muzyki, poczytaj książkę nie wiem… Cokolwiek, ale na pewno nie próbuj mnie
swatać z Kurkiem! –wywróciłam oczami.
- Jak chcesz – rzucił wstając z krzesła – Ja tylko chciałem…
- Chciałeś mi powiedzieć, że dzisiaj wygracie? – przerwałam
mu w połowie zdanie – I ja bardzo w to wierzę! – uśmiechnęłam się.
- Ty sobie zawsze z poważnych rzeczy żarty robisz, ale bez
ciebie byłoby tu nudno, pusto i szaro – uśmiechnął się Zagumny. – Dobrze, że z
nami jesteś Lilka- odwzajemniłam jego uśmiech. Zrobiło mi się bardzo miło więc
podeszłam do niego i mocno go przytuliłam.
- Powodzenia Paweł i pamiętaj, że nie ważne co się stanie…
Dla mnie i tak jesteście i będziecie najlepszą drużyną pod Słońcem – uśmiechnął
się raz jeszcze i wyszedł, a ja wróciłam do swoich zajęć. „Co oni się tak
uparli na tego Kurka” pomyślałam. Skończyłam robotę papierkową i poszłam do
pokoju po torbę. Chłopcy byli już spakowani i gotowi do wyjazdu na halę. Nie
rozmawiałam z nimi dużo, nie chciałam ich rozpraszać. W autobusie każdy założył
słuchawki i oddał się ulubionej muzyce. Ja także odpłynęłam wraz z nutami
Lennona. Dojechaliśmy do hali. Chłopcy skierowali się do szatni,
a my rozpakowaliśmy sprzęt przy linii boiska. Rozgrzewka, przywitanie zespołów,
hymny, pierwszy gwizdek i rozpoczęcie meczu. Miałam ciarki na plecach
od samego początku. Pierwszy set wygrany gładko i nieziemska radość na
trybunach. W przerwie zdążyłam wyściskać Rucia za jego asy serwisowe i Ziomka
za wspaniałe wystawy. Igła dostał buziaka za obronę, a Kuraś kopa na szczęście
w kolejnym secie. W drugiej partii wcale nie było łatwo, ale ostatecznie
wygraliśmy 26:25. „Jeszcze jeden, Boże jeszcze tylko jeden” w mojej głowie
krążyły tysiące myśli. Nie mogłam usiedzieć spokojnie na krześle obok Olka i
kręciłam się jak głupia niedaleko linii boiska robiąc zdjęcia. Bartuś na
zagrywce, pełne skupienie i… as serwisowy. Fota wyszła piękna. Potem
uwieczniłam doskonałą obronę Igły, rewelacyjne rozegranie Pawła i atomowy atak
Winiara. Nasi chłopcy wysunęli się na prowadzenie i przy stanie 24:20 dla
Polski cały siatkarski świat wstrzymał oddech. Serce waliło mi jak młot. Aparat już
dawno leżał na ławce obok trenera, bo bałam się, że z tego stresu spuszczę go
na ziemię. Andrea nie mógł wystać w miejscu i kręcił się przy linii boiska. Na
zagrywkę poszedł Clayton Stanley. Wszyscy obecni obserwowali każdy jego ruch,
to jak podrzuca piłkę, jak w nią uderza i… do moich uszu dobiegł gwizdek
sędziego pokazującego zagrywkę autową, krzyk kibiców i całego sztabu
szkoleniowego. Rzuciłam się na Olka i zaczęliśmy skakać w miejscu, zaraz obok
nas pojawił się Oskar i dołączył się do tańca radości. Wbiegliśmy na boisko do
chłopaków gdzie już w całości poniosło ich szaleństwo. Nagle te wszystkie
emocje, napięcie i stres opadły. Czułam jak moje ciśnienie wraca do normy, a
serce zaczyna bić normalnym rytmem. Po moim policzku spłynęły łzy szczęścia, musiałam
jakoś odreagować. Pierwszy w objęcia chwycił mnie Igła:
- Wygraliśmy Lila! Wygraliśmy!
- Krzysiu gratuluję! – wtuliłam się w niego najmocniej jak
mogłam – Jesteście najlepsi!
- Lilkaaaa! – rzucił się na mnie Dziku – Jest! Udało się!
- Misiek! – wrzasnęłam przytulając go do siebie.
- Kto jest najlepszy? Polska! Kto? Polska! Kto? Polska,
Polska, Polska – wrzeszczał podekscytowany Winiarski, którego także serdecznie
wyściskałam.
- Pawełkuuuu! – krzyknęłam rzucając się na szyję Gumie i
obdarowywując go całusem w policzek – Wiedziałam!- przycisnął mnie do siebie
mocno i poczochrał moje włosy.
- El Capitanoooo! Niech cię uściskam! – wskoczyłam na nasze
reprezentacyjne 212 centymetrowe „Drzewko”
- I czemu ty ryczysz wariatko? – wydarł się do mojego ucha,
abym go usłyszała. Na hali był ogromny hałas stwarzany przez kibiców i cieszącą
się drużynę.
- Boże to ze szczęścia! – przytuliłam go mocno, a on
pogładził moje włosy.
- Lila, Lila, Lila – w moim kierunku biegł Piotruś, którego
także mocno wyściskałam i pogratulowałam zwycięstwa. Odwróciłam się i
zobaczyłam Grzesia chwilowo nie obściskiwanego przez kolegów z drużyny więc
postanowiłam wykorzystać chwile na moje gratulacje. Podbiegłam do niego mocno
go przytulając:
- Grzesiu gratulacje! Wiedziałam, że wygracie – szczęśliwy
Kosa uściskał mnie serdecznie i chciał coś powiedzieć, ale nie zdążył, bo z
jego ramion wyrwał mnie Zibi śliniąc mój policzek.
- Udało się! Lilaaaaaa! – wrzeszczał podekscytowany
ściskając mnie mocno.
- Zbysiuuuuu! Jesteście najlepsi! Najlepsi! – mocno się w
niego wtuliłam. Chwilę później ściskał mnie już Jarosz i czochrał moje włosy.
Potem wpadłam prosto w ramiona trenera, który mimo mojego zaskoczenia obdarzył
mnie ogromnym całusem w policzek krzycząc, „że mnie kocha i ogólnie kocha
wszystkich Polaków…”. Później wyściskałam Rucka i jego także uraczyłam całusem w
policzek. Ziomek także padł moją „ofiarą”. Bartek z początku trzymał się z
daleka i przyjmował gratulacje od swoich kolegów, sztabu trenerskiego, a
później od rodziny. Ja specjalnie też nie wyrywałam się do gratulowania mu na
siłę. Chłopaki po zwycięskim meczu poszli do szatni przygotować się do
ceremonii wręczenia nagród. Dopiero wtedy w holu udało mi się złapać Kurka.
- Bartek! Bartek czekaj! – krzyknęłam za nim. Odwrócił się,
na jego twarzy pojawił się szeroki promienny uśmiech i rozłożył ręce w moim
kierunku:
- Lilka! No
wreszcie!
- Gratulacje królu zagrywek – wskoczyłam na niego i oplotłam
go nogami wokół bioder. – Jesteście najlepsi! – cmoknęłam go w policzek.
Zakręcił się ze mną na rękach wokół własnej osi i mocno mnie przytulił.
Zeskoczyłam z jego ramion i uśmiechnęłam się kierując się z nim do szatni.
Zapukałam do chłopaków, a gdy Winiar wrzasnął „Włazić” zasłoniłam sobie oczy
dłonią i weszłam niepewnie do środka.
- Powiedzcie mi czy jesteście na tyle ubrani, abym mogła na
was patrzeć – skrzywiłam się.
- Jesteśmy na tyle rozebrani, żebyś mogła nas podziwiać –
zachichotał Zibi podchodząc do mnie i odrywając moją rękę od oczu. Nie było tak
źle, widok faceta w bokserkach nie przerażał mnie zbytnio. Faceta owiniętego w
ręcznik też nie…
- Moi drodzy chciałam wam serdecznie pogratulować,
wiedziałam, że wygracie bo jesteście najlepsi! Kocham Was! – to ostatnie
krzyknęłam dobitnie głośno po czym podziękowałam i wyszłam z szatni kierując
się na halę do sztabu szkoleniowego. Po upływie godziny chłopcy stali już przed
podium gdy wręczano nagrody indywidualne. Na początek najlepszy blokujący… Nie
kto inny jak nasz kapitan – Marcin Możdżonek. „ Brawo Magnetooo!” – wrzasnęłam
stojąc przy linii boiska i trzaskając foty. Prowadzący kontynuował, kolej na
najlepiej zagrywającego. Okazał się nim Stanley i w sumie to wcale nie byłam
tym faktem zdziwiona. Pokazał facet klasę. Jemu także zrobiłam kilka dobrych
fotek. Następnie przyszedł czas na wręczenie nagrody dla najlepszego
rozgrywającego. Powędrowała ona w ręce Bułgara Georgija Bratojewa. Później
nagrodę dla najlepszego przyjmującego otrzymał Todor Aleksijew. Nadszedł czas,
aby wyróżnić najlepszego libero. Polska -Krzysztof Ignaczak i nic więcej nie
trzeba dodawać. „Igłaaaaa! Jesteś wielki!” wykrzyczałam w jego kierunku.
Cyknęłam kilka fotek gdy odbierał nagrodę. Najlepszym punktującym okazał się
Aleksijew, który odbierał drugą nagrodę indywidualną. Czas na atakującego, a w
mojej głowie tysiące myśli… Tak ,Zbigniew Bartman proszę państwa. „ Zibiiii!
Mordo ty moja!” jak zwykle musiałam
dorzucić coś od siebie. Aż Olek parsknął śmiechem gdy zobaczył z jakim zapałem
machałam do chłopaków. Najważniejsza nagroda… MVP! Nie kto inny jak… Bartosz Kurek?
„Rany Kuraś! Gratulacje” nie byłabym sobą, gdybym tego nie powiedziała, a
właściwie nie wykrzyczała. Trzecie miejsca dla Kuby. Brązowy medal zawisł na
szyi każdego z zawodników. Srebro dla USA, walczyli dzielnie, ale na naszych
chłopaków nie ma mocnych! I w końcu na najwyższym podium stają ci
najlepsi…Złote medale zdobią ich dumnie wypięte piersi, a wszyscy obecni na
hali Polacy śpiewają Mazurka Dąbrowskiego odprowadzając wzrokiem naszą Flagę
Narodową, która wzbija się w powietrze, aby zawisnąć najwyżej, ponad głowami
wszystkich zgromadzonych. W moim gardle czuję ścisk, w sercu ogromną radość, a
w oczach łzy szczęścia i ciarki na plecach. „Boże dziękuje Ci, że tu jestem” –
różne myśli przepływają przez moją głowę, a ja czuję, że jestem szczęśliwa… Bardzo
szczęśliwa… Powrót do hotelu minęła w iście radosnych nastrojach. Nieważne było
to, że rano mieliśmy samolot do Polski, musieliśmy uczcić to wspaniałe
zwycięstwo. Symboliczna lampka szampana, tańce i śpiewy do późnych godzin
nocnych. A potem wybieganie w przyszłość myślami… Przecież teraz czekają nas
Igrzyska Olimpijskie w Londynie! Wymknęłam się po cichu z naszego pokoju, w którym oczywiście
zgromadzili się wszyscy, dosłownie wszyscy. Od siatkarzy zaczynając, a na
sztabie trenerskim kończąc. Hotel miał taras widokowy, na który się zaczłapałam
i usiadłam na ławeczce obserwując rozgwieżdżone niebo. Po upływie kilku chwil
poczułam czyjąś dłoń ma moim ramieniu.
- Zbyszek? Co ty tu robisz? –spojrzałam na niego zdziwiona.
- Aaaa spaceruję – uśmiechnął się – A ty?
- Siedzę i podziwiam gwiazdozbiory – odwzajemniłam uśmiech.
– Powinieneś świętować z chłopakami.
- Nawet nie zauważyli, że wyszedłem . Mogę się przysiąść? –
zerknął na wolne miejsce obok mnie.
- Proszę, siadaj – poklepałam lekko drewnianą ławkę. Usiadł
i…. przesiedzieliśmy tak chyba z dobre dwie godziny, gapiąc się w gwiazdy i
rozmawiając o wszystkim. O życiu, naszych planach, marzeniach. O naszych domach
rodzinnych i rodzinach, szkołach, przyjaciołach, partnerach przyszłych,
niedoszłych. Czułam, że mogłabym tu zapuścić korzenie i przesiedzieć z nim całą
wieczność. Zbyszek należy do tych osób, które w trakcie rozmowy utrzymują
kontakt wzrokowy z rozmówcą. Świdrował mnie tymi swoimi niebieskimi oczętami, a
ja wcale nie czułam się niezręcznie, wręcz przeciwnie bardzo mi się to
podobało. Zamyśliłam się… Myślałam o tym jak Joanna musi być z nim zajebiście
szczęśliwa, bo taki facet to prawdziwy skarb. Nie chodzi tu już nawet o urodę,
którą także ma nieziemską. Nie chodzi o budowę, umięśnioną klatę czy seksowny
tyłeczek niczym grecki bóg. Chodzi o jego charakter i sposób bycia, co prawda
nie wszystkim odpowiadający. Czy jest wulgarny? Tak, czasami tak. Pewny siebie,
potrafi walczyć o swoje? W 100 procentach prawda. Na boisku daje z siebie
wszystko co ma najlepsze? Zawsze, ale to zawsze… Dogaduję się z nim
rewelacyjnie, bo podobnie jak on potrafię pokazać pazur kiedy trzeba. Z
wierzchu posiada mocny pancerz i zgrywa twardziela, ale tak naprawdę w środku
jest przemiłym, przesympatycznym i czułym osobnikiem płci męskiej o ogromnym
serduchu. Chciałabym kiedyś spotkać takiego faceta jak on i być z nim tak po
prostu szczęśliwą. Życie jednak pisze różne scenariusze, a skoro od rozstania z
Andrzejem nie znalazłam jeszcze tego jedynego to widocznie tak ma być. Bóg
jeszcze czeka, bo chce obdarzyć mnie kimś wyjątkowym i niepowtarzalnym…
Doceniam i dostosuję się, ale Boże błagam nie czekaj tak długo! Nie chcę być
starą panną… Jednak do ślubnego kobierca też mi się jeszcze nie spieszy. To
jeszcze nie jest ten moment, aby odbudować w pełni zaufanie do mężczyzn,
jeszcze nie czas… Cieszę się, że Zbyszek
to mój przyjaciel i mam nadzieję, że nasza przyjaźń przetrwa próbę czasu… Niby
przyjaźnimy się wszyscy, ale Krzysiek i Zibi to moje dwie bratnie dusze. Nie
mogę powiedzieć niczego złego o reszcie, ale lepiej mieć kilku przyjaciół, a
prawdziwych…
- Lila… Ty mnie w ogóle słuchasz?- wyrwał mnie z zamyślenia
głos Zbyszka.
-Tak, tak – spojrzałam na niego lekko zdezorientowana –
Staram się przynajmniej…
- No właśnie widzę – skrzywił się – Ja ci tu od pół godziny
nawijam o Olimpiadzie w Londynie, a ty nic…
- Przepraszam, zamyśliłam się – uśmiechnęłam się lekko.
- A mogę wiedzieć co owładnęło Twoje myśli? Albo kto…?
- Wszystko i wszyscy po kolei –odpowiedziałam wymijająco.
- Lilianno… Coś cię trapi, widzę to – wypowiedział te słowa
z iście poetyckim akcentem.
- Zbigniewie… - spojrzałam na jego głupią minę i zaczęłam
się śmiać –Wariat! Ja tu już się zastanawiam jak wy wytrzymacie fizycznie tą
Olimpiadę.
- Jakoś to będzie, pomożesz nam swoimi masażami prawda? –
wyszczerzył swoje białe ząbki.
- No jasne, czego się nie robi dla dobra drużyny narodowej –
zasalutowałam zabawnie ręką, a Zbyszek zaczął się śmiać.
- Wiesz co mała? – spojrzał mi w oczy.
- Tylko nie mała… - syknęłam przez zaciśnięte zęby.
- No za wysoka to ty nie jesteś… - zanim pomyślał co
powiedział, oberwał kuksańca w bok prosto pod żebra.
- Cholera Lilka czułości trochę! – spojrzał na mnie z
wyrzutem.
- Nie ma czułości! Jest siatkówka! – powiedziałam teatralnie
i oboje wybuchnęliśmy śmiechem. – Chciałeś coś wcześniej powiedzieć? –
przypomniałam sobie, gdy opanowałam pierwszy napad śmiechu.
- Tak… Chciałem ci powiedzieć, że bardzo się cieszę iż
miałem okazję poznać tak wspaniałą osobę jak ty – uśmiechnął się do mnie. – Od
zawsze myślałem, że przyjaźń damsko- męska nie istnieje, ale jak widać myliłem
się. Jesteś naprawdę wspaniałą kobietą zasługującą na naprawdę wspaniałego
faceta, a nie na byle dupka. I pamiętaj, że jeżeli ktoś kiedykolwiek odważy się
zrobić ci coś złego, skrzywdzić cię tak jak na przykład Tobiasz, albo spróbuje
złamać ci serce tak jak ten cały Andrzej… To będzie miał do czynienia ze mną!
- Zibi? – powiedziałam cicho.
-Słucham?
- To było piękne…
-Co?
-No to co powiedziałeś… Żaden facet nazywający się moim
przyjaciele nie złożył mi jeszcze takiej gwarancji – uśmiechnęłam się – No może
z wyjątkiem mojego brata, ale to inna bajka, rodziny nie wliczamy.
- Ale to co powiedziałem to tylko i wyłącznie prawda – objął
mnie ramieniem i przytulił – Jesteś wyjątkowa Lila, wyjątkowa…
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
No to jest obiecany 18 rozdział. Pozdrawiam i zapraszam do Waszej oceny :)
kolejny świetny rozdział :) no coś jest na rzeczy z Bartoszem skoro wszyscy to widzą :))
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
http://www.niedostepni-dla-siebie.blogspot.com
Dziękuję Ci bardzo :) Ty to normalnie jesteś moją stałą czytelniczką i komentatorką :) Aż miło się pisze ze świadomością, że ktoś to czyta. :D Dziękuję i pozdrawiam ;*
Usuńi na pewno to się w najbliższym czasie nie zmieni :D
UsuńBardzo mi miło z tego powodu :)
Usuńjestem ciekawa, jak potoczy się relacja na linii Lila-Bartek.
OdpowiedzUsuńZibi, jaki koooochany! :)
to do następnego. :* pozdrawiam.
Tak szczerze to ja także jestem tego ciekawa :) Zobaczymy jak to będzie :D Zibi - przyjaciel dobra rada :) Dziękuje i również pozdrawiam :)
UsuńNo, ciekawie czy Lilka w końcu posłucha się innych :p. Przyjaźń ze Zbyszkiem? Czemu ja nie wierzę w przyjaźń damsko - męską?:p Może zamiast relacji Lilka-Bartek należy też spodziewać się czegoś na linii Lilka-Zbyszek?:D Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNiektórzy mówią, że przyjaźń damsko - męska nie istnieje... Zobaczymy jak będzie w tym przypadku ;p Pozdrawiam! :D
Usuń