Spacerowałam dobrą godzinę, a gdy wróciłam do hotelowego
pokoju chłopaków już nie było. Ziomek brał prysznic, a Igła leżał na łóżku i
czytał jakąś książkę.
- Ooo jest nasza zguba – strzelił uśmiech gdy tylko mnie
zobaczył.
- A no jestem, bo w końcu kiedyś trzeba się położyć spać.
Gdzie reszta? – spojrzałam na dywan, na którym wcześniej siedziała cała
Reprezentacja.
- U siebie też stwierdzili, że pora lulu. Jutro w końcu
gramy mecz z Kubą. – odłożył książkę na półce i usiadł na łóżku. – Jesteś na
nas nieźle wkurzona prawda? – spojrzał na mnie.
- Ja? Nie… Przestań, nie mam o co…
- Masz, masz –znów zbił we mnie swój wzrok.
- Krzysiu! Nie jestem na was zła, sama się fajnie bawiłam i
nieźle się uśmiałam.
- To dlaczego wyszłaś?
- Musiałam oddzwonić do Radka i wytłumaczyć mu pewne rzeczy
– uśmiechnęłam się – Kosa i Jarski nieźle go wkręcili, nie ma co – zaśmiałam
się.
- Mają to „coś” –poruszał swoimi brewkami.
- Wszyscy macie to „coś”… Chociaż ostatnio coraz częściej
zastanawiam się jak to nazwać „poczucie
humoru” czy „wrodzona głupota” – zachichotałam.
-Ożż ty – Igła nie omieszkał rzucić we mnie swoją poduszką.
- A to za co? – skrzywiłam się.
-Za całokształt – zaśmiał się szyderczo.
- A co się tu dzieje? – W tym czasie z łazienki wypadł
Ziomek w samych bokserkach.
- Nic, bawimy się – uśmiechnęłam się na niego i zmierzyłam
go od góry do dołu – A ty do cholery gdzie masz koszulkę?
- No właśnie nie wiem… Nie widzieliście jej?
- Mówiłam, że gorzej niż dzieci? – westchnęłam i wstałam z
łóżka podchodząc do krzesła stojącego pod balkonem. Zdjęłam z niego
przewieszoną koszulkę Łukasza i rzuciłam nią w niego – Masz i się ubierz, a nie
gołą klata świecisz.
- Czyżby nie podobał ci się mój tors?– pogładził się po
klatce piersiowej.
- Widywało się lepsze – odcięłam się. Igła, który pił w tym czasie sok zakrztusił się ze śmiechu.
- Z nią nie wygrasz – zachichotał do Ziomka.
- Dobra panowie
gasimy światło i idziemy zaraz spać tak?
- No przydałoby się… Ale Lila?
- Słucham Krzysiu?
- Mogę cię o coś zapytać?
- Pytaj – uśmiechnęłam się i usiadłam wygodnie na łóżku,
Krzysiek i Ziomek umiejscowili się naprzeciwko mnie.
- Ty grałaś gdzieś kiedyś w siatkówkę prawda? – spojrzał na
mnie tym swoim badawczym spojrzeniem. Westchnęłam cicho.
- Skąd taki pomysł? – spojrzałam na niego, ale on nie dawał
za wygraną.
- Stąd, że grasz naprawdę super i nie wierzę, że te
wszystkie umiejętności nabyłaś na lekcjach wychowania fizycznego w czasach
szkolnych, a więc… - ponownie wbił we mnie swoje spojrzenie bazyliszka. To samo
uczynił Ziomek, który widocznie także chciał się dowiedzieć czegoś na ten
temat.
- To akurat niezbyt przyjemny i ciekawy etap w moim życiu i
nie bardzo chciałabym o tym teraz mówić – spojrzałam na nich.
- Ale nam przecież możesz powiedzieć wszystko – powiedział z
troską w głosie Łukasz. Westchnęłam i postanowiłam podzielić się z nimi moją
historią…
- Miłością do tego sportu zaczęłam pałać w wieku pięciu lat,
wtedy to obejrzałam swój pierwszy w życiu mecz. Ciągnęło się to przez całą
szkołę podstawową. Pod koniec trzeciej klasy dostałam się do szkolnej drużyny
sportowej, zaczęłyśmy odnosić zwycięstwa na różnych zawodach i turniejach. Gdy
poszłam do gimnazjum zostałam przyjęta do klubu sportowego. Grałam razem z
kadetkami mimo tego, że byłam z nich najmłodsza, ale trener twierdził, że
jestem dobra i mam grać. Pod koniec trzeciej klasy gimnazjum przygotowywałyśmy
się do turnieju międzynarodowego. Był on dla nas bardzo ważny. Tydzień przed
turniejem zasłabłam na treningu i trafiłam do szpitala. Na początku lekarze
myśleli, że to z przemęczenia i przeforsowania organizmu, ale po wykonaniu
dokładnych badań okazało się, że to przewlekła choroba nerek, połączona z
niewydolnością układu krążenia. Razem z tą diagnozą świat nagle mi się zawalił…
Spędziłam w szpitalu dwa tygodnie, a dziewczyny przegrały turniej. Po miesiącu
kuracji i kolejnych szczegółowych badaniach lekarze powiedzieli, że wszystko
się unormowało, ale o ciężkich treningach mogę zapomnieć jeszcze na co najmniej
3 miesiące. Oczywiście nie byłabym sobą gdybym tego nie olała i nie wróciła na halę.
W tajemnicy przed bratem i mamą. Trener i dziewczyny z klubu też nie znały
szczegółów mojej choroby i zaleceń lekarskich. Wróciłam do treningów i czułam
się o dziwo bardzo dobrze. Byłam pewna, że kryzys minął i już wszystko będzie
ok. Miałyśmy przed sobą arcyważny turniej w kraju pozwalający dający awans do
turnieju europejskiego, wiedziałyśmy, że liczy się tylko zwycięstwo. Pamiętam
jakby to było wczoraj… Trybuny pełne kibiców,
ten dreszcz na plecach i chęć pokonania przeciwnika. Mama i Radek
siedzący na trybunach i trzymający kciuki za mnie i moją drużynę. Pierwszy set
wygrany, drugi oddałyśmy do 17, trzeci także przegrałyśmy, w czwartej partii
rozbiłyśmy nasze rywalki. Przed nami był tie-break i nasze losy o awans ważyły się
na szali zwycięstwa i porażki. Nasze prowadzenie 14:12, piłka meczowa rozegrana
do mnie na drugą linię, wyskok, uderzenie i… potworny ból w okolicach nerek.
Nawet nie wiedziałam czy piłka trafiła w boisko, czy poleciała na aut.
Obudziłam się w szpitalu, a przy moim łóżku stała zapłakana mama i blady Radek
trzymający mnie za rękę. Mecz wygrałyśmy, ale co z tego jak nie mogłam pojechać
na ten pieprzony turniej. Po tygodniu opuściłam szpital, poszłam do klubu i
złożyłam rezygnację. Nie chciałam tego robić, ale musiałam ze względu na stan
zdrowie. Dwie klasy liceum przemęczyłam się z myślą, że już nigdy nie będę
mogła wyjść na boisko. Przez cały czas brałam jakieś leki regulujące i
jeździłam na różne zabiegi. W trzeciej liceum ponownie odwiedziłam mojego lekarza,
przeszłam badania kontrolne i dowiedziałam się, że mogę wrócić do dawnego stylu
życia. Wszystko było w porządku, z tym że ja nie miałam po co wracać. Doszłam
do wniosku, że prawie dwa i pół roku przerwy to zdecydowanie za dużo i tak to
się skończyło… - westchnęłam cicho i próbowałam opanować łzy w moich oczach,
które pojawiły się na wspomnienie przykrych chwil, spojrzałam na chłopaków.
Ziomek siedział i wbijał wzrok w czubki swoich butów, a Krzysiek patrzył tempo
w okno…
- Nie wiedziałem, że to aż tak… - zaczął Krzyś – Ale nie
korciło cię nigdy, żeby spróbować raz jeszcze, skoro ze zdrowiem już wszystko
ok?
- Wiele razy nad tym myślałam, ale brakowało mi chyba
jakiejś wewnętrznej motywacji… Z resztą… Wypadłam dawno z formy, nie gram już
tak jak kiedyś…
- Jak ty teraz niby
wypadłaś z formy, to boję się zapytać jak grałaś wcześniej – spojrzał na mnie
Ziomek z lekkim uśmiechem na twarzy – Jesteś niesamowita, udowodniłaś to nam
wtedy w Spale i wierz mi, że chciałbym cię kiedyś zobaczyć na boisku w akcji w
jednym z polskich klubów OrlenLigi.
- Łukasz? Nie wiem co ty bierzesz, ale zmień dilera –
zaśmiała się – Ja i OrlenLiga? Hahaha, a to teraz dowaliłeś!
- Ale dlaczego nie? – zaczął drążyć temat Igła.
- Bo nie i koniec kropka! Nie było tematu! Wiedziałam, żeby wam
nic nie mówić…
- Nie złość się – uśmiechnął się Łuki- A na jakiej pozycji
grałaś?
- Przyjmująca – uśmiechnęłam się na samo wspomnienie dni
spędzonych na boisku – I pamiętam jak się wykłóciłam w klubie, żeby mieć
koszulkę z numerem 16 – spojrzałam na Krzysia, który obdarzył mnie szczerym
uśmiechem.
- Serio?
- Serio, serio. Mówiłam ci już kiedyś, że od zawsze byłeś i
będziesz wzorem do naśladowania dla wielu ludzi.
- Nie słodź mu już tak – powiedział z wyrzutem Ziomek.
- Moja najlepsza przyjaciółka grała z 15 Łukaszu –
uśmiechnęłam się do niego- I może nadal gra…
- Nie utrzymujecie kontaktów?- zdziwił się Igła.
- Odkąd musiałam odejść z klubu to przestała się do mnie
odzywać… Chyba miała pretensje o to, że zostawiam je przed samym turniejem…
- Zdrowie jest najważniejsze Lilka – stwierdził Krzyś.
- Wiem – uśmiechnęłam się do nich – Dobra koniec tego
gadania głupot, idziemy spać. O dziwo grzecznie posłuchali, wyłączyli światło i
usnęli. Ja długo kręciłam się z boku na bok nie mogąc zasnąć. Włączyłam muzykę
na słuchawkach w telefonie i w końcu udało mi się odejść do krainy Morfeusza.
Budzik zadzwonił o 8.00. Tak jak poprzedniego dnia było
wspólne śniadanie, potem trening i rozgrzewka. Mięśnia zaczęły się trochę
chłopakom dawać we znaki, więc pomoc fizjoterapeutów była konieczna. Przez mój
stół do masażu przewinął się Igła, Zbyszek, Jarosz, Rucek i Marcin. Olo na
stole obok masował całą resztę drużyny. Po obiedzie chwila relaksu i pełna
koncentracja przedmeczowa. Przyjazd na halę i gładkie zwycięstwo z Kubańczykami
3:0. Chwila radości, ale już myśleliśmy o jutrzejszym półfinale z
Bułgarami. Kolacja, kolejna dawka masażu
i uzupełnianie masy papierów medycznych. Poległam w łóżku o 23.00.
Znów budzik i znowu wszystko od nowa. Śniadanie, trening,
obiad, relaks, masaż i mecz. Kiedy chłopcy wygrali 3:0 i awansowali to finału
to na hali zapanował wielki wrzask radości polskich kibiców. Jak zwykle
odtańczyliśmy wspólnie taniec radości na boisku. Wróciliśmy do hotelu na
kolację i odpoczynek. Wszyscy myśleli już o kolejnym meczu – najważniejszym z
nich wszystkich, bo finałowym. Naszym przeciwnikiem okazały się Stany
Zjednoczone. W ich reprezentacji grał klubowy kolega Krzyśka – Paul Lotman.
Szybki prysznic po całym dniu i do łóżka.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Witam! Dziękuję po raz kolejny za to, że czytacie i komentujecie :) Kolejny rozdział powinien pojawić się w weekend. Pozdrawiam i mam nadzieję, że ten także się spodoba.
i jak zawsze wszystko komplikuje choroba:/ dobrze, że się komuś wygadała...a może wróci do uprawiana czynnego sportu?;)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam i zapraszam na kolejny rozdział:)
http://www.niedostepni-dla-siebie.blogspot.com
Zobaczymy jak to się wszystko potoczy, Igła zapewne będzie wspierał Liliannę :)
Usuńno cóż, choroba niestety nie wybiera... wątpię, żeby Lilka wróciła do gry, jednak wszystko może się zdarzyć :)
OdpowiedzUsuńpodaję maila: alicjaa.w@o2.pl :)
pozdrawiam.
" Wszystko się może zdarzyć, gdy głowa pełna marzeń..." ;)
Usuń