Wstałam o 6.00 rano i poszłam pobiegać. Źle spałam tej nocy,
ale zapewne miały na to wpływ wydarzenia dnia poprzedniego. Wskoczyłam w moje
ulubione dresy i koszulkę z nadrukiem piłki siatkowej. Zamknęłam dom, bo mama i
Radek jeszcze spali i skierowałam się w kierunku plaży. Biegłam brzegiem morza,
a w uszach rozbrzmiewały nuty płynące
ze słuchawek z mp3. Czułam się wolna jak ptak szybujący w przestworzach,
chociaż na chwilę mogłam zapomnieć o problemach i przykrościach z jakimi się
borykałam. Byłam tylko ja, szum fal i muzyka w słuchawkach. Morze wyrzuciło tej
nocy dużo muszelek na brzeg. Gdy zrobiłam sobie małą przerwę zaczęłam je
zbierać i przypomniały mi się czasy mojego dzieciństwa kiedy jako mała
dziewczynka chodziłam na plażę razem z mamą i starszym bratem. Często
odwiedzała nas też ciocia z wujkiem i wtedy te wyjście były bardzo rodzinne.
Były… bo od śmierci wujka ciocia przyjechała do nas tylko raz…pożegnać się i
poinformować, że wyjeżdża na stałe do Nowego Jorku do swojej dalekiej kuzynki.
Praktycznie od tej pory słuch o niej zaginął. Nie przejmowałam się tym zbytnio
do teraz, bo przyjęłam w życiu taką strategię, że nie będę traciła mojego czasu
dla osób, które nie mają go dla mnie. Niby nadal się tego trzymam, ale im
jestem starsza tym bardziej zaczynam odczuwać jej brak. Zawsze była, odzywała
się, pisała… a teraz? Nic tylko pustka. Biegałam z dobrą godzinę. Około 7.00
wróciłam do domu. Mam i Radek o dziwo już wstali i nawet przygotowali śniadanie.
Jajecznica mojej mamuśki jest niezastąpiona i mogłabym jeść ją cały czas. Po
śniadaniu posprzątaliśmy z bratem, a mama zajęła się przygotowaniem obiadu.
Chcieliśmy jej pomóc, ale nie lubi jak ktoś miesza się jej do garnków, więc aby
uniknąć niepotrzebnych spięć ewakuowaliśmy się z kuchni. Ogarnęliśmy w domu
przed przyjściem gości i każdy zajął się swoimi sprawami. Poszłam do siebie i
włączyłam laptopa. Była bardzo ciepło, dlatego otworzyłam na oścież okno, przez
które do mojego pokoju przebijały się promienie letniego słońca. Raz jeszcze
przejrzałam wszystkie zdjęcia jakie zrobiłam na zgrupowaniu w Spale i na Lidze
Światowej. Zgrałam te ostatnie z aparatu i wyczyściłam kartę pamięci
podłączając sprzęt do ładowania. Moje okna wychodził na nasz ogród skąd dobiegł
mnie dźwięk gitary i ciche podśpiewywanie. „ Radzio w swoim żywiole” –
pomyślałam i zbiegłam po schodach na dół. Zajrzałam jeszcze do kuchni, w której
dzielnie uwijała się nasza rodzicielka przyrządzając smakowity posiłek. Wyszłam
do ogrodu i usiadłam na wielkiej huśtawce ogrodowej obok brata.
- A ty co? Nagle zaczęłaś pałać miłością do mojej twórczości
– skrzywił się.
- Nie powiem, brakował mi tego twojego szarpania strun –
zachichotałam.
- Pfff ja przynajmniej umiem grać na jakimś instrumencie, a
ty tylko na nerwach - odciął się
wystawiając mi język. Palnęłam go lekko w głowę i zaśmiałam się.
- Mi moje zdolności wkurzania otoczenia w zupełności
wystarczą. – Radek nic nie odpowiedział,
uśmiechnął się tylko i znów pochylił nad instrumentem. Brzdąkał „HotelCalifornia” jeden z moich ulubionych kawałków w jego wykonaniu. Podwinęłam nogi
na huśtawce i zasłuchałam się w muzyce. Radek jak na faceta miał naprawdę
ciepłą barwę głosu. Zawsze z mamą powtarzałyśmy mu, że powinien zająć się
muzyką na poważnie, ale on tylko śmiał się, że to jego pasja i że nie ma
talentu. Gówno prawda! Jego talentu mógł mu pozazdrościć niejeden polski
wokalista uważający się za nie wiadomo jaką gwiazdkę. Utonęłam w dźwiękach
wydobywających się ze strun gitary szarpanych palcami mojego brata. Po raz
kolejny zaczęłam analizować ostatnie wydarzenia jakie miały miejsce w moim
życiu i doszłam do wniosku, że ja to mam jednak szczęście, cholerne szczęście.
Kochająca mama i brat, wymarzona praca ze wspaniałymi ludźmi i te wszystkie
nowe przyjaźnie zawarte na przestrzeni ostatnich miesięcy.
- Lilka ty znowu mnie nie słuchasz… - z zamyślanie wyrwał
mnie głos brata.
- Zagraj coś jeszcze – spojrzałam na niego błagalnym
wzrokiem.
- Mama prosiła, żebyśmy przygotowali stół do obiadu –
powiedział wstając z huśtawki.
- Radziuuu! No weź, zdążymy jeszcze to zrobić. Zagraj coś,
proooooszę. – to ostatnie słowo przeciągnęłam tak bardzo jak tylko się dało.
- Może później – rzucił mi lekki uśmiech i zniknął w
drzwiach domu. Nie miałam wyjścia wstałam i poczłapałam za nim. Z nakrywaniem
do stołu uwinęliśmy się bardzo szybko. Radek był mało rozmowany, w sumie to od
rana widziała, że coś go gryzie, ale nie chciałam pytać co… Gdy zniknął w swoim
pokoju poszłam zaraz za nim i cicho zapukałam.
- Proszę – usłyszałam jego głos. Weszłam i od razu rzuciłam
się na jego łóżko rozkładając się wygodnie. Radek siedział przy biurku i
wertował jakieś czasopismo motoryzacyjne.
- Braciuszku zapytam prosto z mostu… Co ci jest? –
spojrzałam na niego badawczym spojrzeniem.
- Nic – uciął, ale po chwili zorientował się, że taka
odpowiedź mnie nie usatysfakcjonuje. – A co ma być? – zdobył się na wymuszony
uśmiech.
- Taaa a tu mi jedzie czołg!
- pokazałam mu swoje oko. – Mów, ale to już! –usiadłam na łóżku wbijając
w niego swoje świdrujące spojrzenie. Nie odezwał się, dlatego ja postanowiłam
prowadzić swoje śledztwo dalej – Coś z Angeliką? Znów się pokłóciliście tak? O
rany… Jeżeli o to chodzi to raczej nie ma się czym przejmować, bo wy się
średnio 5 razy w tygodniu potraficie kłócić i zaraz godzić. – spojrzałam na
niego i wywróciłam oczami – Swoją drogą to
innej tak porąbanej pary to chyba nie znam – zachichotałam, ale szybko
przestałam bo Radek zmierzył mnie wzrokiem mordercy po czym ponownie wrócił do
przeglądania kolorowej gazetki. Ciągnęłam więc dalej swój monolog- No bo
przecież wy do siebie idealnie pasujecie i ja wam wróżę wspólną przyszłość z
gromadką dzieciaczków- uśmiechnęłam się i chciałam powiedzieć coś jeszcze, ale w
tym momencie Radek przerwał mi w połowie zdania:
- Dzieciaczka to ona już niedługo będzie miała, ale nie ze
mną – powiedział chłodnym głosem i ponownie wbił wzrok w czasopismo.
- Ale… - zatkało mnie totalnie i nie wiedziałam co mam mu
teraz powiedzieć. – Chcesz powiedzieć, że…
-Tak! Angelika zdradzała mnie od kilku miesięcy z jakimś
frajerem, a tydzień temu poinformowała, że bierze z nim ślub bo jest w ciąży…
- Jak to …
- Czegoś nie rozumiesz w zdaniu „bo jest w ciąży?” –
krzyknął wychodząc z pokoju i trzaskając drzwiami. Mnie totalnie zatkało. Nie
wiedziałam, że jest aż tak źle… Na początku chciałam za nim pobiec, ale
zrozumiałam, że pewnie chce pobyć sam ze sobą. Poszłam do kuchni zobaczyć jak
idzie mamie przygotowywanie obiadu dla naszych gości. Prawie skończyła i nie
potrzebowała pomocy. Gdy z nią porozmawiałam powiedziała mi, że wiedziała o
Radku i Angelice, ale oboje nic mi nie mówili, żeby mnie nie martwić.
Wiedzieli, że Angelika była dla mnie bratnią duszą i najlepszą przyjaciółką
mimo tego, że w ostatnim czasie nasze kontakty zeszły na boczny tor.
- Super mamo! Nie ma to jak tajemnice w rodzinie… -
powiedziałam zdenerwowanym, podniesionym tonem – Na przyszłość wolę znać
najgorszą prawdę niż najsłodsze kłamstwo ok? – spojrzałam na mamę, a ta tylko
przytaknęła głową i odwróciła się w stronę kuchenki. Widziałam, że do jej oczu
napłynęły łzy. Odetchnęłam głęboko, podeszłam do niej i ją przytuliłam.
- Mamuś przepraszam, nie chciałam podnieść głosu, ale
zrobiło mi się prszykro, że oboje z Radkiem ukrywacie przede mną problemy…-
objęłam ją mocniej i przycisnęłam do siebie.
- Córciu nie chcieliśmy cię martwić, i tak masz już dość
swoich problemów na głowie…- chlipnęła.
- Mamo, ale inne problemy nie są ważne to wy jesteście moją
jedyną rodziną! Tylko wy się najbardziej liczycie i nic poza wami – spojrzałam
jej w oczy – Radek to mój brat i mam prawo wiedzieć co się u niego dzieje.
- Radek to twój brat, mój syn, a tak poza tym to dorosły
mężczyzna, który sam o sobie decyduje…
- Jeżeli myślisz, że będę próbowała ich na siłę pogodzić to
możesz być spokojnia, bo nawet mi to na myśl nie przyszło… Tylko nie rozumiem
jak Angelika mogła mu coś takiego zrobić. Ostatnio nie miałam z nią najlepszego
kontaktu, ale mimo to myślałam, że się przyjaźnimy, i że mówi mi o swoich
problemach – westchnęłam i przytuliłam się jeszcze mocniej do matki. Po moim
policzku spłynęła łza bezsilności.
-Wiesz córeczko? Chciałabym jeszcze zobaczyć jak oboje z
Radziem znajdujecie sobie tych jedynych i odpowiednich partnerów życiowych, ty
wychodzisz za mąż, on się żeni… I chciałabym mieć jeszcze okazję pobawić swoje
wnuki, porozpieszczać je…
- Mamo! Mi się nie spieszy, Radkowi jak widać taż nie… A z
resztą mówisz tak jakbyś miała już umierać, koniec pierniczenia głupot! –
uśmiechnęłam się lekko do niej, a ona poczochrała moje włosy.
- Masz rację, wracam do przygotowań obiadu. Muszę jeszcze
doprawić sałatkę. A o której będą nasi goście?
- Nie mam pojęcie, zaraz zadzwonię do Krzysia i się dowiem –
rzuciłam wybiegając do ogrodu z telefonem w ręce. Radek siedział na huśtawce. Podbiegłam do
niego i wskoczyłam obok.
- Uważaj trochę! Nie jesteś taka leciutka, a ta huśtawka
jest do ograniczonej wagi…
- Spadaj – poczochrałam jego czarne loki – Radziu…
- Hmmm? – mruknął spoglądając na mnie.
- Przepraszam, nie powinnam…
- To ja przepraszam, niepotrzebnie się uniosłem. Wiem, że
się martwisz, ale masz swoje życie, a ja nie chcę cię obciążać moimi
problemami… Z resztą przyjaźniłaś się z Angeliką więc…
- Więc już się z nią nie przyjaźnię, bo najważniejszy jest
dla mnie mój brat, a nie jakaś tam…
- Nie kończ – spojrzał na mnie proszącym wzrokiem.
- Nie skończę – uśmiechnęłam się lekko i przytuliłam go –
Kocham cię braciszku!
- Taaa… Teraz cię na czułości wzięło? – zachichotał i zaczął
łaskotać mnie pod żebrami, wiedział, że to jest mój czuły punkt.
- A weź idź, z tobą to tylko zacząć – uciekłam z huśtawki
śmiejąc się. W tym momencie zadzwonił mi telefon. Odebrałam bardzo szybko.
- No cześć Krzysiu, właśnie miałam do ciebie dzwonić.
- ….
- No jasne! Osiedle Słoneczne, dom numer 16. Taki duży,
niebieski z zieloną bramą wjazdową. Powinniście bez problemu trafić.
-…
- No to w takim razie skręćcie w lewo i powinniście
zobaczyć… O dobra, to czekamy! – rozłączyłam się i poszłam otworzyć bramę
wjazdową na naszą posesję, ponieważ Krzysiek z Iwoną i dzieciakami właśnie się
zjawili. Zaparkowali, a dzieciaki szybko wyskoczyły z samochodu.
- No witam, witam – uśmiechnął się Igła, podszedł do mnie i
cmoknął mnie w policzek.
- Cześć, dobrze że już jesteście bo obiad prawie gotowy. –
Igła poszedł się witać z Radkiem i z mamą, która także wszyła przywitać gości,
a ja wyściskałam Iwonę i dzieciaki.
- Po raz kolejny stwierdzam, że Sebuś to mała kopia ciebie –
posłałam Krzyśkowi ciepły uśmiech. Gdy wszyscy się już ze wszystkimi przywitali
poszliśmy do domu na obiecany obiad. Krzyś z Iwoną przywieźli ciasto i butelkę
wina na popołudnie, zapowiadał się miły dzień. Usiedliśmy do stołu i
rozpoczęliśmy ucztę. Moja mama jest nieziemską kucharką, a jej specjały
smakowałby nawet najbardziej wybrednym. Dzieciaki wcinały aż im się uszy
trzęsły, a Krzyś i Iwona zachwalali domowe jedzonko.
- Rany Lilka jak ty masz dobrze. Co ja bym dał za obiadek
mojej mamuśki… Niestety możliwe to tylko w święta, bo tak to za daleko… –
westchnął Igła.
- Czy to jakaś aluzja, że nie smakują Ci moje potrawy –
szturchnęła go Iwona.
-Ależ skądże kochanie, ja tylko…- widząc jego minę wszyscy
wybuchnęliśmy śmiechem.
- Nie tłumacz się już i tak wiem swoje – zachichotała Iwona.
Dalsza część posiłku minęła nam w miłym i rozbawionym nastroju. Po obiedzie
poszliśmy wszyscy do ogrodu. Radek z Krzyśkiem próbowali rozpalić grilla, mama
rozmawiała z Iwoną, a ja bawiłam się w ganianego z Sebciem i Domcią.
- Nie męczcie tak cioci Lili – krzyknął Krzysiek pochylający
się nad grillem.
- My wcale nie męczymy cioci! – odpowiedzieli oboje chórkiem
– My się po prostu fajnie bawimy!
- No właśnie – zaśmiałam się i wróciłam do zabawy z
dzieciakami. Na tyłach ogrodu mieliśmy zrobione boisko do siatkówki. Gdy tylko
Sebastian się zorientował zaraz mnie tak zaciągnął i zabawa rozpoczęła się na dobre. On chyba
rzeczywiście odziedziczył wszystkie geny sportowe po Krzyśku i wcale się nie
zdziwię jak za kilka, może kilkanaście lat zajmie miejsce swojego ojca w klubie
i w Reprezentacji. Rodzinka Ignaczaków posiedziała u nas do późnego wieczora,
potem pojechali do swojego domku letniskowego, który wynajmowali na czas pobytu
w Kołobrzegu. To był udany dzień spędzony w miłej atmosferze. Dzięki
niezwykłemu poczuciu humoru Krzysia, Radek chociaż na chwilę mógł zapomnieć o
wszystkich problemach. Bawił się też z dzieciakami, nosił Dominikę „na barana”
i grał ze mną i z Sebciem w siatkę. Iwona i Krzyś musieli się jeszcze spakować,
bo następnego dnia z rana wracali do Rzeszowa. Niedziela w domu, a od
poniedziałku Krzysiek miał się zameldować w Spale. Podobnie jak ja, z tym że w
moim przypadku nie musiałam wracać do mieszkania w Warszawie, bo wszystkie
potrzebne rzeczy miałam przy sobie. Ignaczakowie zaprosili całą moją rodzinkę
do siebie do Rzeszowa. Może kiedyś się do niech wybierzemy, jeżeli tylko znajdziemy,
a właściwie to ja znajdę wolny termin w moim kalendarzu. Jak do tej pory grafik
jest strasznie napięty, a najważniejszą rzeczą jest Olimpiada w Londynie, do
której chłopcy muszą się solidnie przygotować. Późnym wieczorem posprzątaliśmy
z Radkiem wszystkie naczynia, garnki i szklanki. Mama położyła się wcześniej,
bo rozbolała ją głowa. My też nie siedzieliśmy długo. Wzięłam szybki prysznic i
kilka minut po północy zasnęłam w moim ciepłym i wygodnym łóżeczku.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Witam Was! No i mam kolejny rozdział, co prawda to miał się pojawić dopiero w weekend, ale skoro niektóre z Was nie mogły się doczekać więc proszę bardzo leci do Was kolejna porcja tych moich głupot. Ostatnio miałam atak weny twórczej więc jesteśmy kilka rozdziałów do przodu. Pewnie ulegną one jeszcze poprawce, ale już niedługo pojawi się kolejna część. Z miłą chęcią posłucham ( a właściwie poczytam) waszej krytyki, bo osobiście nie zaliczam tego rozdziału do najbardziej udanych. Zbyt sielankowe się to wszystko ostatnio staje... Muszę nad tym pomyśleć ;) Pozdrawiam Was serdecznie - Wasza Linka :)