czwartek, 28 lutego 2013

Rozdział 20


Wstałam o 6.00 rano i poszłam pobiegać. Źle spałam tej nocy, ale zapewne miały na to wpływ wydarzenia dnia poprzedniego. Wskoczyłam w moje ulubione dresy i koszulkę z nadrukiem piłki siatkowej. Zamknęłam dom, bo mama i Radek jeszcze spali i skierowałam się w kierunku plaży. Biegłam brzegiem morza, a w uszach rozbrzmiewały nuty płynące ze słuchawek z mp3. Czułam się wolna jak ptak szybujący w przestworzach, chociaż na chwilę mogłam zapomnieć o problemach i przykrościach z jakimi się borykałam. Byłam tylko ja, szum fal i muzyka w słuchawkach. Morze wyrzuciło tej nocy dużo muszelek na brzeg. Gdy zrobiłam sobie małą przerwę zaczęłam je zbierać i przypomniały mi się czasy mojego dzieciństwa kiedy jako mała dziewczynka chodziłam na plażę razem z mamą i starszym bratem. Często odwiedzała nas też ciocia z wujkiem i wtedy te wyjście były bardzo rodzinne. Były… bo od śmierci wujka ciocia przyjechała do nas tylko raz…pożegnać się i poinformować, że wyjeżdża na stałe do Nowego Jorku do swojej dalekiej kuzynki. Praktycznie od tej pory słuch o niej zaginął. Nie przejmowałam się tym zbytnio do teraz, bo przyjęłam w życiu taką strategię, że nie będę traciła mojego czasu dla osób, które nie mają go dla mnie. Niby nadal się tego trzymam, ale im jestem starsza tym bardziej zaczynam odczuwać jej brak. Zawsze była, odzywała się, pisała… a teraz? Nic tylko pustka. Biegałam z dobrą godzinę. Około 7.00 wróciłam do domu. Mam i Radek o dziwo już wstali i nawet przygotowali śniadanie. Jajecznica mojej mamuśki jest niezastąpiona i mogłabym jeść ją cały czas. Po śniadaniu posprzątaliśmy z bratem, a mama zajęła się przygotowaniem obiadu. Chcieliśmy jej pomóc, ale nie lubi jak ktoś miesza się jej do garnków, więc aby uniknąć niepotrzebnych spięć ewakuowaliśmy się z kuchni. Ogarnęliśmy w domu przed przyjściem gości i każdy zajął się swoimi sprawami. Poszłam do siebie i włączyłam laptopa. Była bardzo ciepło, dlatego otworzyłam na oścież okno, przez które do mojego pokoju przebijały się promienie letniego słońca. Raz jeszcze przejrzałam wszystkie zdjęcia jakie zrobiłam na zgrupowaniu w Spale i na Lidze Światowej. Zgrałam te ostatnie z aparatu i wyczyściłam kartę pamięci podłączając sprzęt do ładowania. Moje okna wychodził na nasz ogród skąd dobiegł mnie dźwięk gitary i ciche podśpiewywanie. „ Radzio w swoim żywiole” – pomyślałam i zbiegłam po schodach na dół. Zajrzałam jeszcze do kuchni, w której dzielnie uwijała się nasza rodzicielka przyrządzając smakowity posiłek. Wyszłam do ogrodu i usiadłam na wielkiej huśtawce ogrodowej obok brata.
- A ty co? Nagle zaczęłaś pałać miłością do mojej twórczości – skrzywił się.
- Nie powiem, brakował mi tego twojego szarpania strun – zachichotałam.
- Pfff ja przynajmniej umiem grać na jakimś instrumencie, a ty tylko na nerwach -  odciął się wystawiając mi język. Palnęłam go lekko w głowę i zaśmiałam się.
- Mi moje zdolności wkurzania otoczenia w zupełności wystarczą.  – Radek nic nie odpowiedział, uśmiechnął się tylko i znów pochylił nad instrumentem. Brzdąkał „HotelCalifornia” jeden z moich ulubionych kawałków w jego wykonaniu. Podwinęłam nogi na huśtawce i zasłuchałam się w muzyce. Radek jak na faceta miał naprawdę ciepłą barwę głosu. Zawsze z mamą powtarzałyśmy mu, że powinien zająć się muzyką na poważnie, ale on tylko śmiał się, że to jego pasja i że nie ma talentu. Gówno prawda! Jego talentu mógł mu pozazdrościć niejeden polski wokalista uważający się za nie wiadomo jaką gwiazdkę. Utonęłam w dźwiękach wydobywających się ze strun gitary szarpanych palcami mojego brata. Po raz kolejny zaczęłam analizować ostatnie wydarzenia jakie miały miejsce w moim życiu i doszłam do wniosku, że ja to mam jednak szczęście, cholerne szczęście. Kochająca mama i brat, wymarzona praca ze wspaniałymi ludźmi i te wszystkie nowe przyjaźnie zawarte na przestrzeni ostatnich miesięcy.
- Lilka ty znowu mnie nie słuchasz… - z zamyślanie wyrwał mnie głos brata.
- Zagraj coś jeszcze – spojrzałam na niego błagalnym wzrokiem.
- Mama prosiła, żebyśmy przygotowali stół do obiadu – powiedział wstając z huśtawki.
- Radziuuu! No weź, zdążymy jeszcze to zrobić. Zagraj coś, proooooszę. – to ostatnie słowo przeciągnęłam tak bardzo jak tylko się dało.
- Może później – rzucił mi lekki uśmiech i zniknął w drzwiach domu. Nie miałam wyjścia wstałam i poczłapałam za nim. Z nakrywaniem do stołu uwinęliśmy się bardzo szybko. Radek był mało rozmowany, w sumie to od rana widziała, że coś go gryzie, ale nie chciałam pytać co… Gdy zniknął w swoim pokoju poszłam zaraz za nim i cicho zapukałam.
- Proszę – usłyszałam jego głos. Weszłam i od razu rzuciłam się na jego łóżko rozkładając się wygodnie. Radek siedział przy biurku i wertował jakieś czasopismo motoryzacyjne.
- Braciuszku zapytam prosto z mostu… Co ci jest? – spojrzałam na niego badawczym spojrzeniem.
- Nic – uciął, ale po chwili zorientował się, że taka odpowiedź mnie nie usatysfakcjonuje. – A co ma być? – zdobył się na wymuszony uśmiech.
- Taaa a tu mi jedzie czołg!  - pokazałam mu swoje oko. – Mów, ale to już! –usiadłam na łóżku wbijając w niego swoje świdrujące spojrzenie. Nie odezwał się, dlatego ja postanowiłam prowadzić swoje śledztwo dalej – Coś z Angeliką? Znów się pokłóciliście tak? O rany… Jeżeli o to  chodzi to raczej nie ma się czym przejmować, bo wy się średnio 5 razy w tygodniu potraficie kłócić i zaraz godzić. – spojrzałam na niego i wywróciłam oczami – Swoją drogą to  innej tak porąbanej pary to chyba nie znam – zachichotałam, ale szybko przestałam bo Radek zmierzył mnie wzrokiem mordercy po czym ponownie wrócił do przeglądania kolorowej gazetki. Ciągnęłam więc dalej swój monolog- No bo przecież wy do siebie idealnie pasujecie i ja wam wróżę wspólną przyszłość z gromadką dzieciaczków- uśmiechnęłam się i chciałam powiedzieć coś jeszcze, ale w tym momencie Radek przerwał mi w połowie zdania:
- Dzieciaczka to ona już niedługo będzie miała, ale nie ze mną – powiedział chłodnym głosem i ponownie wbił wzrok w czasopismo.
- Ale… - zatkało mnie totalnie i nie wiedziałam co mam mu teraz powiedzieć. – Chcesz powiedzieć, że…
-Tak! Angelika zdradzała mnie od kilku miesięcy z jakimś frajerem, a tydzień temu poinformowała, że bierze z nim ślub bo jest w ciąży…
- Jak to …
- Czegoś nie rozumiesz w zdaniu „bo jest w ciąży?” – krzyknął wychodząc z pokoju i trzaskając drzwiami. Mnie totalnie zatkało. Nie wiedziałam, że jest aż tak źle… Na początku chciałam za nim pobiec, ale zrozumiałam, że pewnie chce pobyć sam ze sobą. Poszłam do kuchni zobaczyć jak idzie mamie przygotowywanie obiadu dla naszych gości. Prawie skończyła i nie potrzebowała pomocy. Gdy z nią porozmawiałam powiedziała mi, że wiedziała o Radku i Angelice, ale oboje nic mi nie mówili, żeby mnie nie martwić. Wiedzieli, że Angelika była dla mnie bratnią duszą i najlepszą przyjaciółką mimo tego, że w ostatnim czasie nasze kontakty zeszły na boczny tor.
- Super mamo! Nie ma to jak tajemnice w rodzinie… - powiedziałam zdenerwowanym, podniesionym tonem – Na przyszłość wolę znać najgorszą prawdę niż najsłodsze kłamstwo ok? – spojrzałam na mamę, a ta tylko przytaknęła głową i odwróciła się w stronę kuchenki. Widziałam, że do jej oczu napłynęły łzy. Odetchnęłam głęboko, podeszłam do niej i ją przytuliłam.
- Mamuś przepraszam, nie chciałam podnieść głosu, ale zrobiło mi się prszykro, że oboje z Radkiem ukrywacie przede mną problemy…- objęłam ją mocniej i przycisnęłam do siebie.
- Córciu nie chcieliśmy cię martwić, i tak masz już dość swoich problemów na głowie…- chlipnęła.
- Mamo, ale inne problemy nie są ważne to wy jesteście moją jedyną rodziną! Tylko wy się najbardziej liczycie i nic poza wami – spojrzałam jej w oczy – Radek to mój brat i mam prawo wiedzieć co się u niego dzieje.
- Radek to twój brat, mój syn, a tak poza tym to dorosły mężczyzna, który sam o sobie decyduje…
- Jeżeli myślisz, że będę próbowała ich na siłę pogodzić to możesz być spokojnia, bo nawet mi to na myśl nie przyszło… Tylko nie rozumiem jak Angelika mogła mu coś takiego zrobić. Ostatnio nie miałam z nią najlepszego kontaktu, ale mimo to myślałam, że się przyjaźnimy, i że mówi mi o swoich problemach – westchnęłam i przytuliłam się jeszcze mocniej do matki. Po moim policzku spłynęła łza bezsilności.
-Wiesz córeczko? Chciałabym jeszcze zobaczyć jak oboje z Radziem znajdujecie sobie tych jedynych i odpowiednich partnerów życiowych, ty wychodzisz za mąż, on się żeni… I chciałabym mieć jeszcze okazję pobawić swoje wnuki, porozpieszczać je…
- Mamo! Mi się nie spieszy, Radkowi jak widać taż nie… A z resztą mówisz tak jakbyś miała już umierać, koniec pierniczenia głupot! – uśmiechnęłam się lekko do niej, a ona poczochrała moje włosy.
- Masz rację, wracam do przygotowań obiadu. Muszę jeszcze doprawić sałatkę. A o której będą nasi goście?
- Nie mam pojęcie, zaraz zadzwonię do Krzysia i się dowiem – rzuciłam wybiegając do ogrodu z telefonem w ręce.  Radek siedział na huśtawce. Podbiegłam do niego i wskoczyłam obok.
- Uważaj trochę! Nie jesteś taka leciutka, a ta huśtawka jest do ograniczonej wagi…
- Spadaj – poczochrałam jego czarne loki – Radziu…
- Hmmm? – mruknął spoglądając na mnie.
- Przepraszam, nie powinnam…
- To ja przepraszam, niepotrzebnie się uniosłem. Wiem, że się martwisz, ale masz swoje życie, a ja nie chcę cię obciążać moimi problemami… Z resztą przyjaźniłaś się z Angeliką więc…
- Więc już się z nią nie przyjaźnię, bo najważniejszy jest dla mnie mój brat, a nie jakaś tam…
- Nie kończ – spojrzał na mnie proszącym wzrokiem.
- Nie skończę – uśmiechnęłam się lekko i przytuliłam go – Kocham cię braciszku!
- Taaa… Teraz cię na czułości wzięło? – zachichotał i zaczął łaskotać mnie pod żebrami, wiedział, że to jest mój czuły punkt.
- A weź idź, z tobą to tylko zacząć – uciekłam z huśtawki śmiejąc się. W tym momencie zadzwonił mi telefon. Odebrałam bardzo szybko.
- No cześć Krzysiu, właśnie miałam do ciebie dzwonić.
- ….
- No jasne! Osiedle Słoneczne, dom numer 16. Taki duży, niebieski z zieloną bramą wjazdową. Powinniście bez problemu trafić.
-…
- No to w takim razie skręćcie w lewo i powinniście zobaczyć… O dobra, to czekamy! – rozłączyłam się i poszłam otworzyć bramę wjazdową na naszą posesję, ponieważ Krzysiek z Iwoną i dzieciakami właśnie się zjawili. Zaparkowali, a dzieciaki szybko wyskoczyły z samochodu.
- No witam, witam – uśmiechnął się Igła, podszedł do mnie i cmoknął mnie w policzek.
- Cześć, dobrze że już jesteście bo obiad prawie gotowy. – Igła poszedł się witać z Radkiem i z mamą, która także wszyła przywitać gości, a ja wyściskałam Iwonę i dzieciaki.
- Po raz kolejny stwierdzam, że Sebuś to mała kopia ciebie – posłałam Krzyśkowi ciepły uśmiech. Gdy wszyscy się już ze wszystkimi przywitali poszliśmy do domu na obiecany obiad. Krzyś z Iwoną przywieźli ciasto i butelkę wina na popołudnie, zapowiadał się miły dzień. Usiedliśmy do stołu i rozpoczęliśmy ucztę. Moja mama jest nieziemską kucharką, a jej specjały smakowałby nawet najbardziej wybrednym. Dzieciaki wcinały aż im się uszy trzęsły, a Krzyś i Iwona zachwalali domowe jedzonko.
- Rany Lilka jak ty masz dobrze. Co ja bym dał za obiadek mojej mamuśki… Niestety możliwe to tylko w święta, bo tak to za daleko… – westchnął Igła.
- Czy to jakaś aluzja, że nie smakują Ci moje potrawy – szturchnęła go Iwona.
-Ależ skądże kochanie, ja tylko…- widząc jego minę wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem.
- Nie tłumacz się już i tak wiem swoje – zachichotała Iwona. Dalsza część posiłku minęła nam w miłym i rozbawionym nastroju. Po obiedzie poszliśmy wszyscy do ogrodu. Radek z Krzyśkiem próbowali rozpalić grilla, mama rozmawiała z Iwoną, a ja bawiłam się w ganianego z Sebciem i Domcią.
- Nie męczcie tak cioci Lili – krzyknął Krzysiek pochylający się nad grillem.
- My wcale nie męczymy cioci! – odpowiedzieli oboje chórkiem – My się po prostu fajnie bawimy!
- No właśnie – zaśmiałam się i wróciłam do zabawy z dzieciakami. Na tyłach ogrodu mieliśmy zrobione boisko do siatkówki. Gdy tylko Sebastian się zorientował zaraz mnie tak zaciągnął i  zabawa rozpoczęła się na dobre. On chyba rzeczywiście odziedziczył wszystkie geny sportowe po Krzyśku i wcale się nie zdziwię jak za kilka, może kilkanaście lat zajmie miejsce swojego ojca w klubie i w Reprezentacji. Rodzinka Ignaczaków posiedziała u nas do późnego wieczora, potem pojechali do swojego domku letniskowego, który wynajmowali na czas pobytu w Kołobrzegu. To był  udany dzień spędzony w miłej atmosferze. Dzięki niezwykłemu poczuciu humoru Krzysia, Radek chociaż na chwilę mógł zapomnieć o wszystkich problemach. Bawił się też z dzieciakami, nosił Dominikę „na barana” i grał ze mną i z Sebciem w siatkę. Iwona i Krzyś musieli się jeszcze spakować, bo następnego dnia z rana wracali do Rzeszowa. Niedziela w domu, a od poniedziałku Krzysiek miał się zameldować w Spale. Podobnie jak ja, z tym że w moim przypadku nie musiałam wracać do mieszkania w Warszawie, bo wszystkie potrzebne rzeczy miałam przy sobie. Ignaczakowie zaprosili całą moją rodzinkę do siebie do Rzeszowa. Może kiedyś się do niech wybierzemy, jeżeli tylko znajdziemy, a właściwie to ja znajdę wolny termin w moim kalendarzu. Jak do tej pory grafik jest strasznie napięty, a najważniejszą rzeczą jest Olimpiada w Londynie, do której chłopcy muszą się solidnie przygotować. Późnym wieczorem posprzątaliśmy z Radkiem wszystkie naczynia, garnki i szklanki. Mama położyła się wcześniej, bo rozbolała ją głowa. My też nie siedzieliśmy długo. Wzięłam szybki prysznic i kilka minut po północy zasnęłam w moim ciepłym i wygodnym łóżeczku.
 
 - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Witam Was! No i mam kolejny rozdział, co prawda to miał się pojawić dopiero w weekend, ale skoro niektóre z Was nie mogły się doczekać więc proszę bardzo leci do Was kolejna porcja tych moich głupot. Ostatnio miałam atak weny twórczej więc jesteśmy kilka rozdziałów do przodu. Pewnie ulegną one jeszcze poprawce, ale już niedługo pojawi się kolejna część. Z miłą chęcią posłucham ( a właściwie poczytam) waszej krytyki, bo osobiście nie zaliczam tego rozdziału do najbardziej udanych. Zbyt sielankowe się to wszystko ostatnio staje... Muszę nad tym pomyśleć ;)  Pozdrawiam Was serdecznie - Wasza Linka :)
 

 

wtorek, 26 lutego 2013

Rozdział 19


Budzik dał o sobie znać o 5.30. Krzyś i Łukasz o dziwo szybko wyskoczyli z łóżek i dokończyli pakowanie. Tym razem to ja miałam opory ze wstawaniem, ale te wredoty  ściągnęły ze mnie kołdrę i zabrały mi poduszkę więc innego wyjścia nie było. Każdy cieszył się, że wraca do domu. Szybkie śniadanie i podróż na lotnisko upłynęły w miłym nastroju. Michaś jak zwykle uraczył nas swoimi śpiewami. W autobusie zmieniłam towarzystwo na „poważniejsze” i siedziałam z przodu razem ze sztabem medycznym i trenerskim, czyli  w sumie tam gdzie powinnam siedzieć zawsze. Z odprawą na lotnisku też nie było większych problemów, a o 8.30 wszyscy siedzieliśmy w wygodnym samolocie zadowoleni z powrotu do kraju. Gdy jechaliśmy na lotnisko zadzwonił do mnie Radek z informacją, że przyjedzie po mnie do Warszawy. Powiedział, że będzie czekał na lotnisku, i że ma dla mnie niespodziankę. Gdy zapytałam o szczegóły mój kochany braciszek jak zwykle nic mi nie powiedział. Lot upłynął spokojnie. Większa część ekipy ucinała sobie jeszcze drzemkę, ale gdy tylko samolot znalazł się nad warszawskim lotniskiem wszyscy nagle się ożywili. Widzieliśmy z góry tysiące samochodów zaparkowanych na parkingach, ludzi ciągnących do portu lotniczego przybranych w biało-czerwone barwy. Każdy wierny kibic chciał powitać swoich bohaterów osobiście. Marzyłam o ciepłej kąpieli i własnym, wygodnym łóżeczku. Chciałam wypocząć i odespać czas spędzony w Sofii. Cieszyłam się także na spotkanie z bratem, bo dawno go nie widziałam. Kiedy wylądowaliśmy i skierowaliśmy się do budynku do naszych uszu doszły gromkie okrzyki kibiców i piski nastolatek, które liczyły na autograf bądź też wspólne zdjęcie z ulubionym siatkarzem. Gdy weszliśmy na główny hol i zobaczyłam całą masę ludzi to po raz kolejny doszłam do wniosku, że sportem narodowym powinna oficjalnie zostać uznana siatkówka, a nie piłka nożna. Pożegnałam się z doktorem, trenerem i statystykami póki jeszcze miałam okazję, później mogłoby być ciężko. Odebrałam swój bagaż i przemknęłam po cichu obok rozwrzeszczanego tłumu fanek, aby nie zostać przez nie staranowaną. Rozglądałam się w poszukiwaniu Radka, ale w takim tłumie ludzi ciężko było go zlokalizować. Siatkarze rozdawali już w najlepsze autografy, a prezes Przedpełski ściskał Anastasiego i cały sztab szkoleniowy składając gratulacje. Radek zauważył mnie pierwszy krzycząc do mnie:
-Lilka! Tutaj- pomachał biało – czerwonym szalikiem w górze. Podbiegłam w jego kierunku i rzuciłam się mu na szyję ściskając go serdecznie.
- Radziulaaa! Stęskniłam się za tobą jełopie – cmoknęłam go w policzek.
- Jełopie? Czekaj ty mała, wredna... – chciał mnie połaskotać, ale ktoś przerwał mu w połowie zdania wyłaniając się zza jego pleców.
- A wy nadal zachowujecie się jak dzieci? – mama pokręciła głową uśmiechając się.
- Mama! – wrzasnęłam puszczając Radka i rzucając się jej na szyję – Mamusiu, no wreszcie – cmoknęłam ja w policzek – Czemu nie dałaś znać, że przyjeżdżasz?
- Bo chcieliśmy ci zrobić niespodziankę – wyszczerzył ząbki Radzio.
- No to się wam udało – uściskałam mamę raz jeszcze, a Radkowi wręczyłam mój bagaż – Kochani zbierajmy się już stąd bo zaraz tu ogłuchnę – zrobiłam proszącą minkę. Przystali na moją propozycję, ale gdy przeszliśmy parę metrów  ktoś złapał mnie za ramię. Odwróciłam się i…
- A ty gdzie się wybierasz bez pożegnania? – stał za mną uśmiechnięty Olek.
- Do domu mój drogi, wreszcie do domu – uśmiechnęłam się i uściskałam go serdecznie, dając mu buziaka w policzek. – Widzimy się za tydzień w Spale.
- No jasne, że się widzimy – posłał mi swój ciepły uśmiech – A to zapewne jest ten sławny Radek – spojrzał na mojego brata.
- Sławny? – tym razem to Radek miał wymalowane na twarzy pytanie „what the fuck?”
- No chłopie słyszałem o tobie dużo dobrego – uśmiechnął się Bielecki podając rękę mojemu bratu. – Olek jestem.
- Witam, Radek miło mi – odwzajemnił uśmiech, ale nadal miał dziwną minę.
- A to piękna kobieta to zapewne twoja mama Liluś, prawda? – spojrzał na moją rodzicielkę – Jak dwie krople wody…
- Niezmierni mi miło –moja mamuśka podała mu rękę z uśmiechem – Anna jestem.
- Aleksander – wyszczerzył swoje śnieżnobiałe  uzębienie. -  Ma pani wspaniałą córkę i cieszę się bardzo, że to właśnie ona trafiła do mnie na staż.
- Miło mi słyszeć tak ciepłe słowa o mojej córce. Nie sprawiała kłopotów?
- Lilka? Skądże, to anioł – zachichotał Bielecki i puścił mi oko za co został zgromiony moim spojrzeniem. – Dobra nie zatrzymuję was, bo widzę, że Lili spieszy się do domu. Miło była poznać – zwrócił się do mamy i brata. – A ciebie widzę za tydzień – posłał mi szeroki uśmiech.- Paaa.
- Dobra zmywam się stąd zanim reszta przypomni sobie o pożegnaniach… - chwyciłam mamę i Radka pod ramiona i szliśmy przeciskając się miedzę kibicami do wyjścia.
- Liliannaaaaa! – „O nie…” pomyślałam, słysząc wydzierającego się za mną Krzyśka. Ledwo zdążyłam się odwrócić w kierunku z którego płynął głos, a on już rzucił się na mnie i zaczął ściskać w swoich ramionach. Przedstawiłam mu brata i mamę, którzy nie kryli swojego zadowolenia z możliwości poznania naszego libero. Krzysiek porwał mnie na chwilę do swojej rodziny, bo niby jego żona chciała mnie bardzo poznać. Na pierwszy rzut oka Iwona wydała mi się naprawdę bardzo sympatyczną kobietą. Jednego jestem pewna – Krzysiek ma słodkie dzieciaki. Sebastian jest strasznie do niego podobny, a Dominika odziedziczyła jego oczy. Porozmawiałam z nimi chwilę i już chciałam wracać do mamy i Radka, ale wypatrzył mnie Ziomek i także nie obeszło się bez pożegnać i poznania jego szanownej małżonki Agnieszki. Później samo jakoś poleciało i wychodząc z lotniska znałam też Oliwię, Joannę, Aleksandrę, Hannę, Agnieszkę ,Justynę, Dagmarę, Monikę i Kasię – siostrę Zibiego. Z lotniska pojechaliśmy prosto do mojego mieszkania, przepakowałam rzeczy i zjedliśmy obiad, aby późnym popołudniem ruszyć do rodzinnego Kołobrzegu. Auto jak zwykle prowadził Radek, mama siedziała obok niego, a ja ulokowałam się z tyłu.
- Mamuś zostajesz z nami długo?
- A co już chcesz się mnie pozbyć? – spojrzał na mnie.
- Nie! Chcę tylko wiedzieć ile będziemy mogli się tobą nacieszyć.
- Wzięłam urlop i trochę zostanę w Polsce – odpowiedziała z uśmiechem.
- Cieszymy się, prawda Radziu – walnęłam w jego siedzenie.
- No pewnie! – odpowiedział z entuzjazmem w głosie. Podróż minęła szybko i spokojnie. Późnym wieczorem byliśmy w naszym domu rodzinnym. Mimo godziny 23.00 na zegarku od razu przebiegłam się po ogrodzie, moim ulubionym miejscu zabaw z dzieciństwa. Każdy był zmęczona podróżą więc wieczór skończył się na kolacji i spaniu. Przez cały tydzień spędzaliśmy ze sobą wspólnie czas. Mama poprosiła Radka, aby wziął na ten czas urlop w pracy. Na początku trochę marudził, ale w końcu się zgodził. Odwiedzaliśmy rodzinę, chodziliśmy do teatru, kina, opery. Czułam się jak za czasów dzieciństwa, kiedy to matka chciała nam wynagrodzić w jakiś sposób brak ojca. W sobotę mama powiedziała, że ma dla nas niespodziankę. Zabrała nas na koncert swojego ulubionego muzyka – Piotra Rubika. Oboje z Radkiem nie wiemy co ona widzi w jego muzyce, ale mówi, że „ jest taka życiowa”. Poszliśmy, aby nie robić jej przykrości w końcu dzisiaj były jej imieniny. Impreza odbywała się  w restauracji, także grono kameralne i dość okrojone. Sławny dyrygent wraz ze swoimi wokalistami instalował się na podeście. Nie zabrał całego chóru. Wszystkich w sumie było ok 20 osób. Zajęliśmy swoje miejsca przy stoliku. Zamówiliśmy kolację i czekaliśmy na rozpoczęcie występu gościa specjalnego. Po chwili poczułam na swoim ramieniu czyjąś dłoń, a tuż za moimi plecami zabrzmiał tak dobrze mi znany głos:
- Lilianna? Cóż za spotkanie…
- Andrzej… Co ty tu robisz? – spojrzałam na niego, a gdyby mój wzrok zabijał to leżał by już martwy.
- Yyyy przyszedłem z Maksymilianem, ale wy się już chyba znacie prawda? – spojrzał na mnie niepewnym wzrokiem.
- Tak – powiedziałam cicho – Przedstawiałeś mi już swojego chłopaka…
- Narzeczonego – poprawił mnie tamten bezczelny typ stojący obok Andrzeja.
- Witam pani Anno – wyszczerzył zęby do mojej mamy i podał jej rękę Andrzej – Cześć Radku – strzelił uśmiechem w mojego brata, który zmierzył go wzrokiem mordercy, a potem wbił wzrok w stół. Moja mama także była ogromnie zaskoczona i nie była w stanie odezwać się słowem.  – Możemy się do was przysiąść? – myślałam, że go zabiję! Po tym co mi zrobił ma teraz czelność przyłazić tu, zaczepiać mnie i zakłócać mój spokój? Spojrzałam na Radka błagalnym wzrokiem, bo mama nadal była w ciężkim szoku.
- Właściwie to my… - zaczął Radek, ale Maks przerwał mu w połowie zdania dostawiając krzesła do naszego stolika.
- Nam też będzie miło spędzić z wami ten wieczór, a ja wreszcie poznam bliżej Liliannę, przyjaciółkę mojego Andrzeja. – spojrzał na mnie z przyklejonym do ryja uśmiechem.
- „Mojego Andrzeja?” No kurwa mać… - mruknęłam pod nosem za co zostałam zlinczowana wzrokiem przez matkę.
- Mówiłaś coś Lulusiu? – mój eks usadawiał się na krześle obok mnie.
- Nie mów do mnie Lulusiu! – syknęłam przez zaciśnięte zęby.
- Jakoś kiedyś to zdrobnienie ci nie przeszkadzało…
- Kiedyś to kiedyś- zawarczałam. Chciałam mu powiedzieć coś jeszcze, ale jak na złość do naszego stolika przyczepiła się kolejna nieproszona osoba.
- Anusiu czy to ty? – jakaś kobieta próbowała nawiązać konwersację z moją matką.
- Krysia? O rany 15 lat cię nie widziałam, prawie się nie zmieniłaś…
- Ty też kochana! Słyszałam, że we Włoszech pracujesz. I jak ci tam?
- A no wiesz jakoś się żyje… - odpowiedziała wymijająco mamuśka.
- Mogę się do was dosiąść? – dopiero po chwili zorientowała się, że nie ma miejsca przy naszym stoliku, a Andrzej z Maksem wcisnęli się „ na czwartego”.  – Albo wiesz co? Chodź moja droga do nas, jest też Jolka i Jadzia, no wiesz… Ta z liceum. Pogadamy, powspominamy, a młodzież nich się tu sama bawi – strzeliła do nasz szeroki uśmiech.
- Wolałabym nie, przyszłam tu z rodziną i…
- No przecież to już nie są dzieci, poradzą sobie. Nie potrzebują nadgorliwej matczynej opieki, pewnie chcą sobie z kolegami na spokojnie porozmawiać – spojrzała w tym momencie w stronę intruzów okupujących nasz stolik.
- Mamusiu idź jak chcesz, dzisiaj jest Twoje święto! Baw się, a my damy sobie tu jakoś radę – spojrzałam  na Radka. Ten tylko pokiwał głową, widać było jego ogromne zaskoczenie, ale nie mieliśmy wpływu na dalszy rozwój sytuacji. Mama na początku nie chciała nas zostawiać, ale za naszą namową  przysiadła się do swoich koleżanek z liceum, a ja zostałam przy stoliku z bratem, Maksem i Andrzejem. Nie chciałam jej psuć tego wieczoru, były przecież jej imienyny…
- No to opowiadaj jak ci się żyje Lilka? – Andrzej nie dawał za wygraną.
- Dzięki. Nie narzekam. – ucinałam każde zdanie jak tylko mogłam.
- A co Ty teraz robisz tak w ogóle? – kontynuował.
- Uczę się, pracuję.
- Pracujesz? – był wyraźnie zdzwiony, a ja zagotowałam się ze złości. Radek na szczęście to zauważył i postanowił zakończyć rozmowę za mnie.
-Tak, pracuje z siatkarską Reprezentacją Polski – odpowiedział z nieukrywanym zadowoleniem i czekał na reakcje Andrzeja.
- Tak? – zachichotał z mogłabyś mi załatwić autografy? – spojrzał na mnie i mówił to z kpiną w głosie. Ewidentnie mi nie wierzył, nie wierzył Radkowi…Na szczęście nie zdążyłam odpowiedzieć, bo na scenę wszedł sławny kompozytor wraz ze swoim zespołem i zaczęli od piosenki. Myślałam, że nie wyrobię… Widok mojego byłego faceta z jego nowym… narzeczonym przyprawiał mnie o zawał serca i mdłości. „Wybudujmy most dwojga serc” wył niemiłosiernie wokalista, a Maksymilian nie omieszkał złapać za rękę Andrzeja i zgrywać zakochanej pary. Nawet nie kryli się ze swoim związkiem… Poczułam jak dzisiejsza kolacja podchodzi mi do gardła.
-Muszę do toalety, zaraz wrócę – syknęłam przez zaciśnięte zęby w kierunku Radka.
-Lilka, wszystko ok?
- Tak – rzuciłam wybiegając z sali. Wpadłam na korytarz i skierowałam się do damskiej toalety. Zatrzasnęłam za sobą drzwi i wybuchnęłam głośnym płaczem. Słyszałam, że do pomieszczenie ktoś wchodzi, ale teraz miałam to głęboko gdzieś. Chciałam zapaść się pod ziemię… Zniknąć…
- Przepraszam czy wszystko w porządku? – do mojej kabiny ktoś zastukał i usłyszałam ciepły kobiecy głos.
- Tak – burknęłam i po chwili dotarło do mnie, że gdzieś ten głos już słyszałam.
- Na pewno nic pani nie jest? – kontynuowałam wywiad osoba po drugiej stronie drzwi.
- Na pewno… - posiedziałam jeszcze chwilę w zamknięciu, ale wiedziałam, że czas najwyższy wracać do Radka, przecież zostawiłam go tam samego z dwoma pedałami. Wyszłam niepewnie z kabiny myśląc, że moja „wybawicielka” już dawno sobie poszła. Niestety myliłam się.
- Lilianna? – spojrzała na mnie z lekkim uśmiechem – Co się stało?
- Iwona? Co ty tu robisz? -  byłam cholernie zdziwiona spotykając żonę Krzyśka, którą kilka dni temu poznałam na lotnisku.
- Przyjechaliśmy z Krzysiem nad nasze polskie morze, bo oboje mamy trochę czasu wolnego i zaciągnęłam go dzisiaj na ten koncert, bo większych planów na wieczór nie mieliśmy… A Ty co tu robisz? – spojrzała na mnie badawczo.
- Ja tu mieszkam. W Kołobrzegu jest mój dom rodzinny… Krzysiek też  tu jest?
- Tak siedzi na sali zasłuchany w rubikowe piosenki, chociaż na początku wcale mu do gustu nie przypadły… - westchnęła i spojrzała na mnie- Powiesz mi wreszcie co ci się stało – wyjęła ze swojej torby chusteczki i podała mi całą paczkę. Podziękowałam i wyjęłam sobie od razu dwie. Kiedy zobaczyłam się w lustrze doznałam szoku. Cały tusz spływał po mojej twarzy, a oczy miałam podkrążone i zaczerwienione. – Lilka- z zamyślenia wyrwał mnie głos Iwony – No powiesz wreszcie?
- Nic się nie stało… - odpowiedziałam wycierając tusz z policzków.
- Słuchaj… wiem, że się praktycznie nie znamy, ale wiem też, że przyjaźnisz się z Krzyśkiem, a jego przyjaciele są moimi przyjaciółmi… Może mogę ci jakoś pomóc? – spojrzała na mnie z troską.
- Na moje dolegliwości nie ma żadnego lekarstwa – chlipnęłam zakrywając twarz w dłoniach.
- Ej Lilka! – Iwona podeszła do mnie i mocno mnie przytuliła – To przez jakiegoś faceta tak? Zostawił cię? – pokiwałam tylko głową, a ona mocniej przycisnęłam mnie do siebie – Nie martw się, jakoś to będzie. Nie był ciebie wart…
- A skąd to możesz wiedzieć? Przecież w ogóle mnie nie znasz…
- To prawda, nie znam cię dobrze, ale na pierwszy rzut oka wydajesz się niezwykle ciepłą i otwartą osobą – uśmiechnęła się do mnie serdecznie – I liczę na to, że będziemy w końcu mogły się lepiej poznać.  – Chcesz wracać na salę czy masz ochotę na spacer?
- Zostawisz tam Krzysztofa samego?
- Jak trochę posiedzi to nic mu się nie stanie – zagarnęła mnie ramieniem i wyszłyśmy na zewnątrz lokalu. Spacerowałyśmy w pobliskim parku i rozmawiałyśmy. Opowiedziałam jej całą historię z Andrzejem, jak dostałam się na staż do Reprezentacji. Ona opowiadała o swoim życiu i dzieciństwie, o tym jak poznała Igłęi jak zaczęli ze sobą chodzić. Miała do niego ogromne zaufanie i wiedziała, że miedzy mną, a nim jest tylko i wyłącznie przyjaźń. Chodziłyśmy tak z dobre dwie godziny, aż w końcu rozdzwoniły się nam telefony. Do niej dzwonił zdenerwowany Krzyś, a do mnie mama z Radkiem. Nie chciałam już wracać na salę, a Iwona poczekała ze mną na zwewnątrz, aż wszyscy wyjdą. Krzysiek  gdy tylko zobaczył nas razem cholernie się zdziwił i zaraz przybiegł. Opowiedziałyśmy mu w skrócie co i jak, a on mnie mocno przytulił i obiecał, że pogada z Andrzejem mimo tego, że mu tu odradzałam. Prosiłam go, aby dał sobie spokój, ale wpadł w niezły szał. Dołączył do niego Radek, który także czekał na sposobność aby sobie go „wypożyczyć”. Podeszli do niego i chcieli zacząć konwersację, ale Andrzej musiał się ich wystraszyć bo najnormalniej w świecie zwiał wraz ze swoim kochankiem do wolnej taksówki na postoju obok restauracji. Chłopcy nie ruszali „w pościg” za nim bo i tak dużo by to nie dało. Ostatecznie postanowiłam postarać się zapomnieć o całej sprawie. Mama zaprosiła Krzysia i Iwonę na obiad do nas następnego dnia.
 
 - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Znalazłam chwilkę więc wrzucam kolejny rozdział ;) Miłej lektury, pozdrawiam - Linka :)

sobota, 23 lutego 2013

Rozdział 18


Znów budzik odzywający się o 8.00 rano i tym razem całkowity brak entuzjazmu… Raczej chęć rozwalenia go o ścianę. Ledwo zwlekłam się z łóżka, podobnie jak moi współlokatorzy. Każdemu z nas ten turniej dawał się we znaki. Sztab statystyczny pracował po nocach obmyślając nowe strategie i taktyki. Trenerzy także do późnych godzin nocnych analizowali wszystkie ewentualności. Sztab medyczny z doktorem i Olkiem na czele zasuwał praktycznie cały czas, masaż, papiery, masaż, trening, masaż, stabilizatory, rozciąganie, masaż, znowu papiery, zastrzyk, leki, masaż… I tak w koło. Ciąg wysiłków i codziennych meczy dawał w kość wszystkim, ale nikt nie narzekał tylko spinał tyłek najbardziej jak mógł. Po śniadaniu jak zwykle czekał nas trening, potem obiad i chwila wolnego czasu… Czas do wyjazdu na halę spędziłam w pokoju fizjoterapeutycznym, przygotowanym przez Olka. Uzupełniałam dokumentu, gdy usłyszałam pukanie do drzwi:
- Proszę – rzuciłam znad stosu papierów.
- Cześć, mogę? – do środka zajrzał Paweł.
- Jasne, wchodź – uśmiechnęłam się i odłożyłam na chwilę swoją pracę – To co masujemy tym razem?
- Nic Liluś – uśmiechnął się – Przyszedłem pogadać.
- Słucham w takim razie – usiadłam naprzeciwko niego.
- Bo wiesz… zauważyłem, że chyba wpadłaś w oko naszemu Bartkowi i…
-Nie! I ty przeciwko mnie? Paweł no błagam…
- Ale doszliśmy do wniosku, że wy do siebie pasujecie…
- Pawełku… Idź się zrelaksuj przed meczem, posłuchaj sobie muzyki, poczytaj książkę nie wiem… Cokolwiek, ale na pewno nie próbuj mnie swatać z Kurkiem! –wywróciłam oczami.
- Jak chcesz – rzucił wstając z krzesła – Ja tylko chciałem…
- Chciałeś mi powiedzieć, że dzisiaj wygracie? – przerwałam mu w połowie zdanie – I ja bardzo w to wierzę! – uśmiechnęłam się.
- Ty sobie zawsze z poważnych rzeczy żarty robisz, ale bez ciebie byłoby tu nudno, pusto i szaro – uśmiechnął się Zagumny. – Dobrze, że z nami jesteś Lilka- odwzajemniłam jego uśmiech. Zrobiło mi się bardzo miło więc podeszłam do niego i mocno go przytuliłam.
- Powodzenia Paweł i pamiętaj, że nie ważne co się stanie… Dla mnie i tak jesteście i będziecie najlepszą drużyną pod Słońcem – uśmiechnął się raz jeszcze i wyszedł, a ja wróciłam do swoich zajęć. „Co oni się tak uparli na tego Kurka” pomyślałam. Skończyłam robotę papierkową i poszłam do pokoju po torbę. Chłopcy byli już spakowani i gotowi do wyjazdu na halę. Nie rozmawiałam z nimi dużo, nie chciałam ich rozpraszać. W autobusie każdy założył słuchawki i oddał się ulubionej muzyce. Ja także odpłynęłam wraz z nutami Lennona. Dojechaliśmy do hali. Chłopcy skierowali się do szatni, a my rozpakowaliśmy sprzęt przy linii boiska. Rozgrzewka, przywitanie zespołów, hymny, pierwszy gwizdek i rozpoczęcie meczu. Miałam ciarki na plecach od samego początku. Pierwszy set wygrany gładko i nieziemska radość na trybunach. W przerwie zdążyłam wyściskać Rucia za jego asy serwisowe i Ziomka za wspaniałe wystawy. Igła dostał buziaka za obronę, a Kuraś kopa na szczęście w kolejnym secie. W drugiej partii wcale nie było łatwo, ale ostatecznie wygraliśmy 26:25. „Jeszcze jeden, Boże jeszcze tylko jeden” w mojej głowie krążyły tysiące myśli. Nie mogłam usiedzieć spokojnie na krześle obok Olka i kręciłam się jak głupia niedaleko linii boiska robiąc zdjęcia. Bartuś na zagrywce, pełne skupienie i… as serwisowy. Fota wyszła piękna. Potem uwieczniłam doskonałą obronę Igły, rewelacyjne rozegranie Pawła i atomowy atak Winiara. Nasi chłopcy wysunęli się na prowadzenie i przy stanie 24:20 dla Polski cały siatkarski świat wstrzymał oddech. Serce waliło mi jak młot. Aparat już dawno leżał na ławce obok trenera, bo bałam się, że z tego stresu spuszczę go na ziemię. Andrea nie mógł wystać w miejscu i kręcił się przy linii boiska. Na zagrywkę poszedł Clayton Stanley. Wszyscy obecni obserwowali każdy jego ruch, to jak podrzuca piłkę, jak w nią uderza i… do moich uszu dobiegł gwizdek sędziego pokazującego zagrywkę autową, krzyk kibiców i całego sztabu szkoleniowego. Rzuciłam się na Olka i zaczęliśmy skakać w miejscu, zaraz obok nas pojawił się Oskar i dołączył się do tańca radości. Wbiegliśmy na boisko do chłopaków gdzie już w całości poniosło ich szaleństwo. Nagle te wszystkie emocje, napięcie i stres opadły. Czułam jak moje ciśnienie wraca do normy, a serce zaczyna bić normalnym rytmem. Po moim policzku spłynęły łzy szczęścia, musiałam jakoś odreagować. Pierwszy w objęcia chwycił mnie Igła:
- Wygraliśmy Lila! Wygraliśmy!
- Krzysiu gratuluję! – wtuliłam się w niego najmocniej jak mogłam – Jesteście najlepsi!
- Lilkaaaa! – rzucił się na mnie Dziku – Jest! Udało się!
- Misiek! – wrzasnęłam przytulając go do siebie.
- Kto jest najlepszy? Polska! Kto? Polska! Kto? Polska, Polska, Polska – wrzeszczał podekscytowany Winiarski, którego także serdecznie wyściskałam.
- Pawełkuuuu! – krzyknęłam rzucając się na szyję Gumie i obdarowywując go całusem w policzek – Wiedziałam!- przycisnął mnie do siebie mocno i poczochrał moje włosy.
- El Capitanoooo! Niech cię uściskam! – wskoczyłam na nasze reprezentacyjne 212 centymetrowe „Drzewko”
- I czemu ty ryczysz wariatko? – wydarł się do mojego ucha, abym go usłyszała. Na hali był ogromny hałas stwarzany przez kibiców i cieszącą się drużynę.
- Boże to ze szczęścia! – przytuliłam go mocno, a on pogładził moje włosy.
- Lila, Lila, Lila – w moim kierunku biegł Piotruś, którego także mocno wyściskałam i pogratulowałam zwycięstwa. Odwróciłam się i zobaczyłam Grzesia chwilowo nie obściskiwanego przez kolegów z drużyny więc postanowiłam wykorzystać chwile na moje gratulacje. Podbiegłam do niego mocno go przytulając:
- Grzesiu gratulacje! Wiedziałam, że wygracie – szczęśliwy Kosa uściskał mnie serdecznie i chciał coś powiedzieć, ale nie zdążył, bo z jego ramion wyrwał mnie Zibi śliniąc mój policzek.
- Udało się! Lilaaaaaa! – wrzeszczał podekscytowany ściskając mnie mocno.
- Zbysiuuuuu! Jesteście najlepsi! Najlepsi! – mocno się w niego wtuliłam. Chwilę później ściskał mnie już Jarosz i czochrał moje włosy. Potem wpadłam prosto w ramiona trenera, który mimo mojego zaskoczenia obdarzył mnie ogromnym całusem w policzek krzycząc, „że mnie kocha i ogólnie kocha wszystkich Polaków…”. Później wyściskałam Rucka i jego także uraczyłam całusem w policzek. Ziomek także padł moją „ofiarą”. Bartek z początku trzymał się z daleka i przyjmował gratulacje od swoich kolegów, sztabu trenerskiego, a później od rodziny. Ja specjalnie też nie wyrywałam się do gratulowania mu na siłę. Chłopaki po zwycięskim meczu poszli do szatni przygotować się do ceremonii wręczenia nagród. Dopiero wtedy w holu udało mi się złapać Kurka.
- Bartek! Bartek czekaj! – krzyknęłam za nim. Odwrócił się, na jego twarzy pojawił się szeroki promienny uśmiech i rozłożył ręce w moim kierunku:
- Lilka!  No wreszcie!
- Gratulacje królu zagrywek – wskoczyłam na niego i oplotłam go nogami wokół bioder. – Jesteście najlepsi! – cmoknęłam go w policzek. Zakręcił się ze mną na rękach wokół własnej osi i mocno mnie przytulił. Zeskoczyłam z jego ramion i uśmiechnęłam się kierując się z nim do szatni. Zapukałam do chłopaków, a gdy Winiar wrzasnął „Włazić” zasłoniłam sobie oczy dłonią i weszłam niepewnie do środka.
- Powiedzcie mi czy jesteście na tyle ubrani, abym mogła na was patrzeć – skrzywiłam się.
- Jesteśmy na tyle rozebrani, żebyś mogła nas podziwiać – zachichotał Zibi podchodząc do mnie i odrywając moją rękę od oczu. Nie było tak źle, widok faceta w bokserkach nie przerażał mnie zbytnio. Faceta owiniętego w ręcznik też nie…
- Moi drodzy chciałam wam serdecznie pogratulować, wiedziałam, że wygracie bo jesteście najlepsi! Kocham Was! – to ostatnie krzyknęłam dobitnie głośno po czym podziękowałam i wyszłam z szatni kierując się na halę do sztabu szkoleniowego. Po upływie godziny chłopcy stali już przed podium gdy wręczano nagrody indywidualne. Na początek najlepszy blokujący… Nie kto inny jak nasz kapitan – Marcin Możdżonek. „ Brawo Magnetooo!” – wrzasnęłam stojąc przy linii boiska i trzaskając foty. Prowadzący kontynuował, kolej na najlepiej zagrywającego. Okazał się nim Stanley i w sumie to wcale nie byłam tym faktem zdziwiona. Pokazał facet klasę. Jemu także zrobiłam kilka dobrych fotek. Następnie przyszedł czas na wręczenie nagrody dla najlepszego rozgrywającego. Powędrowała ona w ręce Bułgara Georgija Bratojewa. Później nagrodę dla najlepszego przyjmującego otrzymał Todor Aleksijew. Nadszedł czas, aby wyróżnić najlepszego libero. Polska -Krzysztof Ignaczak i nic więcej nie trzeba dodawać. „Igłaaaaa! Jesteś wielki!” wykrzyczałam w jego kierunku. Cyknęłam kilka fotek gdy odbierał nagrodę. Najlepszym punktującym okazał się Aleksijew, który odbierał drugą nagrodę indywidualną. Czas na atakującego, a w mojej głowie tysiące myśli… Tak ,Zbigniew Bartman proszę państwa. „ Zibiiii! Mordo ty  moja!” jak zwykle musiałam dorzucić coś od siebie. Aż Olek parsknął śmiechem gdy zobaczył z jakim zapałem machałam do chłopaków. Najważniejsza nagroda… MVP! Nie kto inny jak… Bartosz Kurek? „Rany Kuraś! Gratulacje” nie byłabym sobą, gdybym tego nie powiedziała, a właściwie nie wykrzyczała. Trzecie miejsca dla Kuby. Brązowy medal zawisł na szyi każdego z zawodników. Srebro dla USA, walczyli dzielnie, ale na naszych chłopaków nie ma mocnych! I w końcu na najwyższym podium stają ci najlepsi…Złote medale zdobią ich dumnie wypięte piersi, a wszyscy obecni na hali Polacy śpiewają Mazurka Dąbrowskiego odprowadzając wzrokiem naszą Flagę Narodową, która wzbija się w powietrze, aby zawisnąć najwyżej, ponad głowami wszystkich zgromadzonych. W moim gardle czuję ścisk, w sercu ogromną radość, a w oczach łzy szczęścia i ciarki na plecach. „Boże dziękuje Ci, że tu jestem” – różne myśli przepływają przez moją głowę, a ja czuję, że jestem szczęśliwa… Bardzo szczęśliwa… Powrót do hotelu minęła w iście radosnych nastrojach. Nieważne było to, że rano mieliśmy samolot do Polski, musieliśmy uczcić to wspaniałe zwycięstwo. Symboliczna lampka szampana, tańce i śpiewy do późnych godzin nocnych. A potem wybieganie w przyszłość myślami… Przecież teraz czekają nas Igrzyska Olimpijskie w Londynie! Wymknęłam się po cichu z  naszego pokoju, w którym oczywiście zgromadzili się wszyscy, dosłownie wszyscy. Od siatkarzy zaczynając, a na sztabie trenerskim kończąc. Hotel miał taras widokowy, na który się zaczłapałam i usiadłam na ławeczce obserwując rozgwieżdżone niebo. Po upływie kilku chwil poczułam czyjąś dłoń ma moim ramieniu.
- Zbyszek? Co ty tu robisz? –spojrzałam na niego zdziwiona.
- Aaaa spaceruję – uśmiechnął się – A ty?
- Siedzę i podziwiam gwiazdozbiory – odwzajemniłam uśmiech. – Powinieneś świętować z chłopakami.
- Nawet nie zauważyli, że wyszedłem . Mogę się przysiąść? – zerknął na wolne miejsce obok mnie.
- Proszę, siadaj – poklepałam lekko drewnianą ławkę. Usiadł i…. przesiedzieliśmy tak chyba z dobre dwie godziny, gapiąc się w gwiazdy i rozmawiając o wszystkim. O życiu, naszych planach, marzeniach. O naszych domach rodzinnych i rodzinach, szkołach, przyjaciołach, partnerach przyszłych, niedoszłych. Czułam, że mogłabym tu zapuścić korzenie i przesiedzieć z nim całą wieczność. Zbyszek należy do tych osób, które w trakcie rozmowy utrzymują kontakt wzrokowy z rozmówcą. Świdrował mnie tymi swoimi niebieskimi oczętami, a ja wcale nie czułam się niezręcznie, wręcz przeciwnie bardzo mi się to podobało. Zamyśliłam się… Myślałam o tym jak Joanna musi być z nim zajebiście szczęśliwa, bo taki facet to prawdziwy skarb. Nie chodzi tu już nawet o urodę, którą także ma nieziemską. Nie chodzi o budowę, umięśnioną klatę czy seksowny tyłeczek niczym grecki bóg. Chodzi o jego charakter i sposób bycia, co prawda nie wszystkim odpowiadający. Czy jest wulgarny? Tak, czasami tak. Pewny siebie, potrafi walczyć o swoje? W 100 procentach prawda. Na boisku daje z siebie wszystko co ma najlepsze? Zawsze, ale to zawsze… Dogaduję się z nim rewelacyjnie, bo podobnie jak on potrafię pokazać pazur kiedy trzeba. Z wierzchu posiada mocny pancerz i zgrywa twardziela, ale tak naprawdę w środku jest przemiłym, przesympatycznym i czułym osobnikiem płci męskiej o ogromnym serduchu. Chciałabym kiedyś spotkać takiego faceta jak on i być z nim tak po prostu szczęśliwą. Życie jednak pisze różne scenariusze, a skoro od rozstania z Andrzejem nie znalazłam jeszcze tego jedynego to widocznie tak ma być. Bóg jeszcze czeka, bo chce obdarzyć mnie kimś wyjątkowym i niepowtarzalnym… Doceniam i dostosuję się, ale Boże błagam nie czekaj tak długo! Nie chcę być starą panną… Jednak do ślubnego kobierca też mi się jeszcze nie spieszy. To jeszcze nie jest ten moment, aby odbudować w pełni zaufanie do mężczyzn, jeszcze nie czas…  Cieszę się, że Zbyszek to mój przyjaciel i mam nadzieję, że nasza przyjaźń przetrwa próbę czasu… Niby przyjaźnimy się wszyscy, ale Krzysiek i Zibi to moje dwie bratnie dusze. Nie mogę powiedzieć niczego złego o reszcie, ale lepiej mieć kilku przyjaciół, a prawdziwych…
- Lila… Ty mnie w ogóle słuchasz?- wyrwał mnie z zamyślenia głos Zbyszka.
-Tak, tak – spojrzałam na niego lekko zdezorientowana – Staram się przynajmniej…
- No właśnie widzę – skrzywił się – Ja ci tu od pół godziny nawijam o Olimpiadzie w Londynie, a ty nic…
- Przepraszam, zamyśliłam się – uśmiechnęłam się lekko.
- A mogę wiedzieć co owładnęło Twoje myśli? Albo kto…?
- Wszystko i wszyscy po kolei –odpowiedziałam wymijająco.
- Lilianno… Coś cię trapi, widzę to – wypowiedział te słowa z iście poetyckim akcentem.
- Zbigniewie… - spojrzałam na jego głupią minę i zaczęłam się śmiać –Wariat! Ja tu już się zastanawiam jak wy wytrzymacie fizycznie tą Olimpiadę.
- Jakoś to będzie, pomożesz nam swoimi masażami prawda? – wyszczerzył swoje białe ząbki.
- No jasne, czego się nie robi dla dobra drużyny narodowej – zasalutowałam zabawnie ręką, a Zbyszek zaczął się śmiać.
- Wiesz co mała? – spojrzał mi w oczy.
- Tylko nie mała… - syknęłam przez zaciśnięte zęby.
- No za wysoka to ty nie jesteś… - zanim pomyślał co powiedział, oberwał kuksańca w bok prosto pod żebra.
- Cholera Lilka czułości trochę! – spojrzał na mnie z wyrzutem.
- Nie ma czułości! Jest siatkówka! – powiedziałam teatralnie i oboje wybuchnęliśmy śmiechem. – Chciałeś coś wcześniej powiedzieć? – przypomniałam sobie, gdy opanowałam pierwszy napad śmiechu.
- Tak… Chciałem ci powiedzieć, że bardzo się cieszę iż miałem okazję poznać tak wspaniałą osobę jak ty – uśmiechnął się do mnie. – Od zawsze myślałem, że przyjaźń damsko- męska nie istnieje, ale jak widać myliłem się. Jesteś naprawdę wspaniałą kobietą zasługującą na naprawdę wspaniałego faceta, a nie na byle dupka. I pamiętaj, że jeżeli ktoś kiedykolwiek odważy się zrobić ci coś złego, skrzywdzić cię tak jak na przykład Tobiasz, albo spróbuje złamać ci serce tak jak ten cały Andrzej… To będzie miał do czynienia ze mną!
- Zibi? – powiedziałam cicho.
-Słucham?
- To było piękne…
-Co?
-No to co powiedziałeś… Żaden facet nazywający się moim przyjaciele nie złożył mi jeszcze takiej gwarancji – uśmiechnęłam się – No może z wyjątkiem mojego brata, ale to inna bajka, rodziny nie wliczamy.
- Ale to co powiedziałem to tylko i wyłącznie prawda – objął mnie ramieniem i przytulił – Jesteś wyjątkowa Lila, wyjątkowa…


- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
No to jest obiecany 18 rozdział. Pozdrawiam i zapraszam do Waszej oceny :)
 

środa, 20 lutego 2013

Rozdział 17


Spacerowałam dobrą godzinę, a gdy wróciłam do hotelowego pokoju chłopaków już nie było. Ziomek brał prysznic, a Igła leżał na łóżku i czytał jakąś książkę.
- Ooo jest nasza zguba – strzelił uśmiech gdy tylko mnie zobaczył.
- A no jestem, bo w końcu kiedyś trzeba się położyć spać. Gdzie reszta? – spojrzałam na dywan, na którym wcześniej siedziała cała Reprezentacja.
- U siebie też stwierdzili, że pora lulu. Jutro w końcu gramy mecz z Kubą. – odłożył książkę na półce i usiadł na łóżku. – Jesteś na nas nieźle wkurzona prawda? – spojrzał na mnie.
- Ja? Nie… Przestań, nie mam o co…
- Masz, masz –znów zbił we mnie swój wzrok.
- Krzysiu! Nie jestem na was zła, sama się fajnie bawiłam i nieźle się uśmiałam.
- To dlaczego wyszłaś?
- Musiałam oddzwonić do Radka i wytłumaczyć mu pewne rzeczy – uśmiechnęłam się – Kosa i Jarski nieźle go wkręcili, nie ma co – zaśmiałam się.
- Mają to „coś” –poruszał swoimi brewkami.
- Wszyscy macie to „coś”… Chociaż ostatnio coraz częściej zastanawiam się jak to nazwać  „poczucie humoru” czy „wrodzona głupota” – zachichotałam.
-Ożż ty – Igła nie omieszkał rzucić we mnie swoją poduszką.
- A to za co? – skrzywiłam się.
-Za całokształt – zaśmiał się szyderczo.
- A co się tu dzieje? – W tym czasie z łazienki wypadł Ziomek w samych bokserkach.
- Nic, bawimy się – uśmiechnęłam się na niego i zmierzyłam go od góry do dołu – A ty do cholery gdzie masz koszulkę?
- No właśnie nie wiem… Nie widzieliście jej?
- Mówiłam, że gorzej niż dzieci? – westchnęłam i wstałam z łóżka podchodząc do krzesła stojącego pod balkonem. Zdjęłam z niego przewieszoną koszulkę Łukasza i rzuciłam nią w niego – Masz i się ubierz, a nie gołą klata świecisz.
- Czyżby nie podobał ci się mój tors?– pogładził się po klatce piersiowej.
- Widywało się lepsze – odcięłam się. Igła, który pił  w tym czasie sok zakrztusił się ze śmiechu.
- Z nią nie wygrasz – zachichotał do Ziomka.
 - Dobra panowie gasimy światło i idziemy zaraz spać tak?
- No przydałoby się… Ale Lila?
- Słucham Krzysiu?
- Mogę cię o coś zapytać?
- Pytaj – uśmiechnęłam się i usiadłam wygodnie na łóżku, Krzysiek i Ziomek umiejscowili się naprzeciwko mnie.
- Ty grałaś gdzieś kiedyś w siatkówkę prawda? – spojrzał na mnie tym swoim badawczym spojrzeniem. Westchnęłam cicho.
- Skąd taki pomysł? – spojrzałam na niego, ale on nie dawał za wygraną.
- Stąd, że grasz naprawdę super i nie wierzę, że te wszystkie umiejętności nabyłaś na lekcjach wychowania fizycznego w czasach szkolnych, a więc… - ponownie wbił we mnie swoje spojrzenie bazyliszka. To samo uczynił Ziomek, który widocznie także chciał się dowiedzieć czegoś na ten temat.
- To akurat niezbyt przyjemny i ciekawy etap w moim życiu i nie bardzo chciałabym o tym teraz mówić – spojrzałam na nich.
- Ale nam przecież możesz powiedzieć wszystko – powiedział z troską w głosie Łukasz. Westchnęłam i postanowiłam podzielić się z nimi moją historią…
- Miłością do tego sportu zaczęłam pałać w wieku pięciu lat, wtedy to obejrzałam swój pierwszy w życiu mecz. Ciągnęło się to przez całą szkołę podstawową. Pod koniec trzeciej klasy dostałam się do szkolnej drużyny sportowej, zaczęłyśmy odnosić zwycięstwa na różnych zawodach i turniejach. Gdy poszłam do gimnazjum zostałam przyjęta do klubu sportowego. Grałam razem z kadetkami mimo tego, że byłam z nich najmłodsza, ale trener twierdził, że jestem dobra i mam grać. Pod koniec trzeciej klasy gimnazjum przygotowywałyśmy się do turnieju międzynarodowego. Był on dla nas bardzo ważny. Tydzień przed turniejem zasłabłam na treningu i trafiłam do szpitala. Na początku lekarze myśleli, że to z przemęczenia i przeforsowania organizmu, ale po wykonaniu dokładnych badań okazało się, że to przewlekła choroba nerek, połączona z niewydolnością układu krążenia. Razem z tą diagnozą świat nagle mi się zawalił… Spędziłam w szpitalu dwa tygodnie, a dziewczyny przegrały turniej. Po miesiącu kuracji i kolejnych szczegółowych badaniach lekarze powiedzieli, że wszystko się unormowało, ale o ciężkich treningach mogę zapomnieć jeszcze na co najmniej 3 miesiące. Oczywiście nie byłabym sobą gdybym tego nie olała i nie wróciła na halę. W tajemnicy przed bratem i mamą. Trener i dziewczyny z klubu też nie znały szczegółów mojej choroby i zaleceń lekarskich. Wróciłam do treningów i czułam się o dziwo bardzo dobrze. Byłam pewna, że kryzys minął i już wszystko będzie ok. Miałyśmy przed sobą arcyważny turniej w kraju pozwalający dający awans do turnieju europejskiego, wiedziałyśmy, że liczy się tylko zwycięstwo. Pamiętam jakby to było wczoraj… Trybuny pełne kibiców,  ten dreszcz na plecach i chęć pokonania przeciwnika. Mama i Radek siedzący na trybunach i trzymający kciuki za mnie i moją drużynę. Pierwszy set wygrany, drugi oddałyśmy do 17, trzeci także przegrałyśmy, w czwartej partii rozbiłyśmy nasze rywalki. Przed nami był tie-break i nasze losy o awans ważyły się na szali zwycięstwa i porażki. Nasze prowadzenie 14:12, piłka meczowa rozegrana do mnie na drugą linię, wyskok, uderzenie i… potworny ból w okolicach nerek. Nawet nie wiedziałam czy piłka trafiła w boisko, czy poleciała na aut. Obudziłam się w szpitalu, a przy moim łóżku stała zapłakana mama i blady Radek trzymający mnie za rękę. Mecz wygrałyśmy, ale co z tego jak nie mogłam pojechać na ten pieprzony turniej. Po tygodniu opuściłam szpital, poszłam do klubu i złożyłam rezygnację. Nie chciałam tego robić, ale musiałam ze względu na stan zdrowie. Dwie klasy liceum przemęczyłam się z myślą, że już nigdy nie będę mogła wyjść na boisko. Przez cały czas brałam jakieś leki regulujące i jeździłam na różne zabiegi. W trzeciej liceum ponownie odwiedziłam mojego lekarza, przeszłam badania kontrolne i dowiedziałam się, że mogę wrócić do dawnego stylu życia. Wszystko było w porządku, z tym że ja nie miałam po co wracać. Doszłam do wniosku, że prawie dwa i pół roku przerwy to zdecydowanie za dużo i tak to się skończyło… - westchnęłam cicho i próbowałam opanować łzy w moich oczach, które pojawiły się na wspomnienie przykrych chwil, spojrzałam na chłopaków. Ziomek siedział i wbijał wzrok w czubki swoich butów, a Krzysiek patrzył tempo w okno…
- Nie wiedziałem, że to aż tak… - zaczął Krzyś – Ale nie korciło cię nigdy, żeby spróbować raz jeszcze, skoro ze zdrowiem już wszystko ok?
- Wiele razy nad tym myślałam, ale brakowało mi chyba jakiejś wewnętrznej motywacji… Z resztą… Wypadłam dawno z formy, nie gram już tak jak kiedyś…
- Jak ty teraz  niby wypadłaś z formy, to boję się zapytać jak grałaś wcześniej – spojrzał na mnie Ziomek z lekkim uśmiechem na twarzy – Jesteś niesamowita, udowodniłaś to nam wtedy w Spale i wierz mi, że chciałbym cię kiedyś zobaczyć na boisku w akcji w jednym z polskich klubów OrlenLigi.
- Łukasz? Nie wiem co ty bierzesz, ale zmień dilera – zaśmiała się – Ja i OrlenLiga? Hahaha, a to teraz dowaliłeś!
- Ale dlaczego nie? – zaczął drążyć temat Igła.
- Bo nie i koniec kropka! Nie było tematu! Wiedziałam, żeby wam nic nie mówić…
- Nie złość się – uśmiechnął się Łuki- A na jakiej pozycji grałaś?
- Przyjmująca – uśmiechnęłam się na samo wspomnienie dni spędzonych na boisku – I pamiętam jak się wykłóciłam w klubie, żeby mieć koszulkę z numerem 16 – spojrzałam na Krzysia, który obdarzył mnie szczerym uśmiechem.
- Serio?
- Serio, serio. Mówiłam ci już kiedyś, że od zawsze byłeś i będziesz wzorem do naśladowania dla wielu ludzi.
- Nie słodź mu już tak – powiedział z wyrzutem Ziomek.
- Moja najlepsza przyjaciółka grała z 15 Łukaszu – uśmiechnęłam się do niego- I może nadal gra…
- Nie utrzymujecie kontaktów?- zdziwił się Igła.
- Odkąd musiałam odejść z klubu to przestała się do mnie odzywać… Chyba miała pretensje o to, że zostawiam je przed samym turniejem…
- Zdrowie jest najważniejsze Lilka – stwierdził Krzyś.
- Wiem – uśmiechnęłam się do nich – Dobra koniec tego gadania głupot, idziemy spać. O dziwo grzecznie posłuchali, wyłączyli światło i usnęli. Ja długo kręciłam się z boku na bok nie mogąc zasnąć. Włączyłam muzykę na słuchawkach w telefonie i w końcu udało mi się odejść do krainy Morfeusza.

  _____________________________________________________________________

Budzik zadzwonił o 8.00. Tak jak poprzedniego dnia było wspólne śniadanie, potem trening i rozgrzewka. Mięśnia zaczęły się trochę chłopakom dawać we znaki, więc pomoc fizjoterapeutów była konieczna. Przez mój stół do masażu przewinął się Igła, Zbyszek, Jarosz, Rucek i Marcin. Olo na stole obok masował całą resztę drużyny. Po obiedzie chwila relaksu i pełna koncentracja przedmeczowa. Przyjazd na halę i gładkie zwycięstwo z Kubańczykami 3:0. Chwila radości, ale już myśleliśmy o jutrzejszym półfinale z Bułgarami.  Kolacja, kolejna dawka masażu i uzupełnianie masy papierów medycznych. Poległam w łóżku o 23.00.

   ____________________________________________________________________

Znów budzik i znowu wszystko od nowa. Śniadanie, trening, obiad, relaks, masaż i mecz. Kiedy chłopcy wygrali 3:0 i awansowali to finału to na hali zapanował wielki wrzask radości polskich kibiców. Jak zwykle odtańczyliśmy wspólnie taniec radości na boisku. Wróciliśmy do hotelu na kolację i odpoczynek. Wszyscy myśleli już o kolejnym meczu – najważniejszym z nich wszystkich, bo finałowym. Naszym przeciwnikiem okazały się Stany Zjednoczone. W ich reprezentacji grał klubowy kolega Krzyśka – Paul Lotman. Szybki prysznic po całym dniu i do łóżka.



 - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

   Witam! Dziękuję po raz kolejny za to, że czytacie i komentujecie :) Kolejny rozdział powinien pojawić się w weekend. Pozdrawiam i mam nadzieję, że ten także się spodoba.
 

 

poniedziałek, 18 lutego 2013

Rozdział 16


Obudziłam się o 7.00 i jako pierwsza wcisnęłam do łazienki.  Umyłam włosy i szybko je wysuszyłam. Związałam je w kitkę i założyłam na siebie czarne legginsy i obowiązkowo koszulkę sztabu Reprezentacji. Na ramiona narzuciłam biało- czerwoną bluzę z orzełkiem na piersi, a wychodząc z łazienki trzasnęłam głośno drzwiami.
- Ziomek patrz jakie to, to wredne… Zamiast jakiś buziak na dzień dobry w policzek chociaż i cicho powiedziane: „wstajemy chłopcy” to nie… Jeb drzwiami i po sprawie – spojrzał na mnie z udawanym wyrzutem Krzysiek.
- Wstajemy chłopcy – wydarłam się na cały pokój – A na buziaka to nawet nie liczcie – zachichotałam i ściągnęłam z nich kołdry – Ruchy! Ruch! Śniadanie, trenign i mecz do wygrania!
- Jeszcze pięć minut – Ziomek naciągnął na siebie kołdrę.
- Idę obudzić resztę, a jak wrócę to chcę was widzieć zwartych i gotowych. -  wyszłam z pokoju i skierowałam się do pokoju obok, który zajmowali Kurek z Winiarskim. Zapukałam i nie czekając na słowo „proszę” weszłam do środka.
- Cześć drużyno! Wstajemy!
- No dobra, zaraz – mruknął Kurek.
- No właśnie, chwilka jeszcze – przebudził się Winiar – która godzina?
- Dokładnie to – spojrzałam na zegarek  - 7.30, a o 8.00 mamy śniadanko.  – odsłoniłam roletę w ich pokoju wpuszczając promienie słoneczne do środka.
- Lilka – wydali z siebie cichy pomruk.
- Taki piękny dzionek, wstawać – uśmiechnęłam się do niech – Idę zbudzić resztę lenie! – wychodząc trzasnęłam drzwiami i skierowałam się do pokoju Michała i Zbyszka. Zapukałam cicho i znów nie czekając na „proszę” wparowałam do środka.
- Wstaje… Oooo nie  śpicie już? – Misiek siedział na łóżku z laptopem na kolanach, a Zibi leżał z książką.
- Jak widać już nie – uśmiechnął się ZB9.
- Łeee, a ja was chciałam obudzić i mi się nie udało – zrobiłam smutną minkę.
- A w jakiż to sposób chciałaś nas obudzić? Jeżeli zedrzeć z nas brutalnie kołdrę, to nie dzięki… - wystawił mi język Misiek – No chyba że… Jakiś buziak na dzień dobry? Bo jeżeli to drugie, to ja nadal nie wstałem – szybko zmienił pozycje z siedzącej na leżącą, zamknął oczy i udawał, że chrapie.
-Chciałby się co?- zaśmiałam się – Nie ma tak dobrze – i rzuciłam w niego poduszką.- W takim razie ja zmykam budzić resztę ekipy. Do zobaczenia na śniadanku – posłałam im uśmiech i skierowałam się do pokoju Marcina i Pawła, zapukałam i weszłam do środka.
- Witam tą najlepszą część drużyny – wyszczerzyłam zęby w uśmiechu.
- Najlepszą? Haha lizus – Guma nie omieszkał skomentować mojego wcześniejszego komplementu.
- No dobra tą najwyższą – spojrzałam na Marcina, który znowu grał w Diablo – I tą najbardziej doświadczoną – mój wzrok spoczął na Pawle.
- Się wie – rzucił znad swojego laptopa Marcin.
- Myślałam, że jeszcze śpicie, ale jednak się myliłam. Lenie z mojego pokoju miały problem ze wstaniem – uśmiechnęłam się.
- Nic dziwnego, u nich to norma – roześmiał się Paweł.
- No dobra to nie przeszkadzam wam i idę zobaczyć czy reszta  śpiochów już też na nogach – uśmiechnęłam się do nich i wyszłam na korytarz. Spotkałam tam Pita, Kosę, Rucka i Jarskiego.
- A wy już nie śpicie? – spojrzałam na nich ze smutną minką.- A tak was chciałam obudzić.
- Następnym razem słońce  - uśmiechnął się Piotruś – Idziemy na śniadanko. Idziesz z nami?
- Już? – spojrzałam na zegarek – O cholera 7.55. Spotkamy się na dole, muszę jeszcze wziąć rzeczy – z uśmiechem pobiegłam do pokoju.  – Igła, Ziomek na śniadanie! – wrzasnęłam od progu, ale odpowiedziała mi tylko głucha cisza. Nie wierzę poszli już? Wzięłam swoją torbę i zbiegłam na dół do restauracji. Wszyscy byli już na dole więc przywitałam się ze sztabem szkoleniowym i zajęłam miejsce obok Aleksandra. Po śniadaniu chłopcy mieli trening, który trwał 2 godziny. Ćwiczyli jeszcze ostatnie przyjęcia, rozegrania i zagrywki przed meczem z Brazylią. Po treningu wszyscy wróciliśmy na obiad, a później mieli czas wolny przed meczem. Nie chciałam przeszkadzać moim współlokatorom w koncentracji, dlatego zmyłam się do Olka. Siedział u niego cały sztab szkoleniowy wraz ze statystykami i ustalali ostatnie szczegóły. Gdy dobiegała godzina wyjazdu na halę poszłam do pokoju po rzeczy. Ziomek rozłożony na łóżku słuchał muzyki, a Krzyś siedział przy laptopie także ze słuchawkami na uszach. Weszłam po cichu i wzięłam swoją torbę.
- Nie musisz chodzić na paluszkach, nam zupełnie nie przeszkadza tu twoja obecność, wręcz przeciwnie – uśmiechnął się do mnie Łukasz.
- Nie chcę was rozpraszać – posłałam mu ciepły uśmiech.
- Koniec tego dobrego, zbieramy się kochani – stwierdził Igła wyłączając laptopa. - Ziomek trzeba ich dzisiaj rozgromić… Nie damy się prawda?
- Prawda! – stanowczo powiedział Ziomek.
 - Trzymam kciuki kochani, z resztą tak jak zawsze – uśmiechnęłam się do nich – A to tak symbolicznie – i sprzedałam im lekkiego kopniaka w tyłek – Na szczęście, chociaż i tak wiem, że wygracie.
- A skąd ta pewność kwiatuszku ? – zmierzył mnie Ziomek
- Bo wy jesteście najlepsi, powtarzam po raz kolejny. Ale dosyć słodzenia, bo popadniecie w samouwielbienie – zaśmiałam się - Widzimy się na dole – posłałam im uśmiech zamykając drzwi pokoju. Podróż na halę minęła dość szybko. Byłam bardzo podekscytowana od samego rana, ponieważ to mój pierwszy mecz na stanowisku fizjoterapeuty Reprezentacji. Pierwszy raz w swoim życiu będę siedziała na ławce tuż przy boisku i z tej perspektywy będę mogła podziwiać ten siatkarski teatr. Obowiązkowo zabrałam ze sobą aparat, aby udokumentować dzisiejsze wydarzenie. Gdy dotarliśmy na miejsce chłopcy poszli do szatni, a chwilę później rozgrzewali się już na boisku. Potem było już tylko lepiej, oficjalne rozpoczęcie meczu, Hymny Narodowe obu Reprezentacji i pierwszy meczowy gwizdek. Cykałam fotki, w przerwach technicznych podawałam im wodę, chłodziłam po raz kolejny bolący palec Winiara i starałam się ich wspierać jak tylko mogłam. Polscy kibice jak zwykle nie zawiedli, a z trybun płynęło znane wszystkim : „Polska biało-czerwoni”. Pierwszy set padł łupem Brazylijczyków, drugi należał już do nas. Trzecie partia znów przypadła Brazylii, za to w czwartym secie dostali łupnia do 17. Przed nami był tie-break, emocje sięgnęły zenitu. Chłopcy byli cholernie zmęczeni, ale jak zawsze dzielnie walczyli do końca. Walczyli i… wygrali. Cały sztab szkoleniowy wbiegł na boisko i zaczął skakać wraz z nimi. Wyściskałam trenera, Olka i Oskara, a potem podbiegłam do chłopaków, aby złożyć im gratulacje. Wskoczyłam na plecy Ziomkowi i cmoknęłam go w policzek.
- Mówiłam, że wygracie, mówiłam? –uśmiechnęłam się.
-No mówiłaś, mówiłaś. Oby częściej takie przepowiednie Lilka – wyściskał mnie i postawił na ziemi, a ja podbiegłam do Rucka i zaczęłam mu gratulować.
- Jesteście najlepsi! – cmoknęłam go w policzek – Twoje rękawki czynią cuda!
- To zasługa całej drużyny, nie przesadzajmy – lekko się zarumienił. Zawsze był nieśmiały.
- Michał, ale to twoje asy serwisowe rozbroiły przeciwnika! Jesteś moim bohaterem! – posłałam mu szczery uśmiech. Chciał mi coś jeszcze powiedzieć, ale  nie zdążył, bo w szale radości podbiegł do mnie Zbyszek i zaczął mnie przytulać. Jemu także pogratulowałam i podbiegłam do Bartka rzucając się na niego.
- Witaj mistrzu ataków z drugiej linii – cmoknęłam go w policzek – Moje gratulacje – Przytulił mnie i poczochrał moje włosy. Później gratulowałam każdemu z osobna. Miałam ochotę wyściskać Gumę, ale nie wiedziałam czy wypada. W rezultacie jednak on także zrobił ze mną przysłowiowego „ niedźwiadka” i dostał promocyjnego całusa w policzek. Do hotelu wróciliśmy w dobrych nastrojach, ale każdy wiedział, że nie ma co się za bardzo cieszyć. Trzeba było skupić się teraz na jutrzejszym meczu z Bułgarami. Po kolacji odprawa ze statystykami i czas wolny. Ja uzupełniłam kartoteki, a gdy wróciłam od Ola cała Reprezentacja siedziała w naszym pokoju i grała w butelkę.
- A czy czemu nie odpoczywacie przed jutrzejszym spotkaniem? – spojrzałam na nich uważnie.
- Z nią to gorzej niż z moją mamuśką – zaśmiał się Kurek.
- Ja się tylko o was martwię – odcięłam się- Ale widzę, że niepotrzebnie, bo świetnie sobie radzicie.
- Grasz z nami? – zapytał z uśmiechem Winiar.
- A na jakich zasadach się bawicie? – spojrzałam uważnie na chłopaków siedzących w kole na dywanie i butelkę po małej niegazowanej na środku.
- Gramy na pytania, ale jak się dołączysz to możesz zagrać na zadania – wyszczerzył się Jarosz.
- Albo na buziaki – wpadł jak zwykle na swój kolejny „błyskotliwy” pomysł Kuraś.
- Tu się puknij! – popukałam się palcem wskazującym w czoło, aby mu pokazać jak. – Ty naprawdę za mocno oberwałeś dzisiaj tą piłką w łeb. – wszyscy obecni parsknęli śmiechem, bo zapewne zaraz przed oczami ukazała im się akcja jak to Kuraś chciał odebrać  zagrywkę Ricardo na główkę. – Czuję się, jakbym była w przedszkolu, bo wszyscy tak grzecznie siedzicie – zaczęłam się śmiać i wcisnęłam się między Marcina i Piotrka.
- Dobra chłopcy gram od początku, skoro Lila się zdecydowała – Winiar chwycił butelkę i wyciągnął ją w moim kierunku – Zaczynasz!
- Ale kto wam powiedział, że gram? Ja się tylko przyglądam – wystawiłam język Michałowi, ale wzięłam od niego butelkę.  – Ja zakręcę, a ty Winiarku wymyślaj sobie pytanie – zachichotałam i zakręciłam mocno butelką. Pech chciał, że padło na Zbyszka.
- A ty Liluś nie masz do mnie żadnych osobistych pytań? – Zibi poruszał tymi swoimi brewkami.
- Zbysiu jak będę chciała porozmawiać z tobą o osobistych sprawach to na osobności, a nie przy tłumie twoich kolegów – puściłam mu oko i całusa w powietrzu uśmiechając się.
- Dobrze, czekam więc na taką rozmowę w cztery oczy – wyszczerzył się Bartman – I już nie mogę się doczekać bejbe – wymruczał zmysłownie.
- Cierpliwości mój drogi, cierpliwości – starałam się przybrać tajemniczy ton głosu. Wszyscy siedzieli i dziwnie patrzyli to na mnie, to na Zbyszka, a my ledwo powstrzymywaliśmy swój śmiech. Najlepsze z tego wszystkiego była mina Kurasia, który gdyby zabijał wzrokiem, to oboje ze Zbyszkiem leżeli byśmy już martwi od 5 minut. Zadzwonił mi telefon. Kubuś siedział najbliżej mojej półki więc nie omieszkał go sięgnąć i sprawdzić kto dobija się o tej porze.
- Kto to jest ”Radziula”-zacytował słowo z wyświetlacza z przekąsem.
 - Jej bra… bratnia dusza – wypalił Zibi obserwując minę Bartka. Kurek spojrzał na mnie jeszcze bardziej zdezorientowany.
- Dawaj to! – wrzasnęłam do Jarskiego, który obracał mój telefon w rękach.
- Skoro to twoja bratnia dusza, to sobie z nim porozmawiam – nacisnął zieloną słuchawkę i powiedział stanowcze „Halo”. Na jego twarzy malował się uśmiech i ledwo powstrzymywał napad śmiechu. „ Lilianna nie może w tej chwili podejść, przekazać coś?”
- Dawaj ten telefon! – wkurzyłam się nie na żarty, wstałam i skierowałam się w kierunku Ryszego, który kontunuował rozmowę z moim bratem. „ No przecież jasno się wyraziłem, że nie może podejść, zajęta jest… Nawet bardzo”. Ponownie próbował opanować śmiech. Podeszłam i starałam się mu wyrwać telefon z ręki, ale skubany był sprytniejszy i przerzucił go na drugą stronę koła do Kosy, który kontunuował wkręcanie moje brata. „ Nie, wydawało się panu to nie był głos Lilianny”. Odwróciłam się w stronę Kosoka i spiorunowałam go moim spojrzeniem. „ Lila bierze prysznic z naszym atakującym”  wykrztusił.
- Zamknij się! – wrzasnęłam i rzuciłam się w stronę Kosoka. „ Radziula muszę kończyć, bo Lilka się na mnie rzuca, chyba chce mnie zgwałcić”  zachichotał, gdy wydzierałam mu telefon z ręki.
- Halo Radek? – powiedziałam niepewnym głosem – Jesteś tam jeszcze?
-…
- Nie no przestań! Oni po prostu jak zwykle zrobili sobie jaja – pokręciłam głową i popatrzyłam po siedzących w kole chłopaka, którzy mieli niezły ubaw. – Ale wiesz chociaż z kim rozmawiałeś?-
-…
- No właśnie może lepiej nie… Ale dobrze ci się wydaje kochany Radziu, Kubuś jest atakującym – zaśmiałam się do słuchawki i spojrzałam na Jarosza, który właśnie spalił buraka. – Dobra, kończę bo my ty gramy…Znaczy się oni tu grają w butelkę.
-…
- Nie no, spokojnie! Na żadne rozbieranki tylko na pytania – chłopcy wybuchnęli jeszcze większym śmiechem, a ja zgromiłam ich wzrokiem.
-…
-Radek, zlituj się! Ty zawsze bierzesz wszystko na poważnie ciołku.
-…
-Dobra, dobra też cię kocham! Trzymaj się i wielkie buziaczki – zaczęłam cmokać do telefonu po czy się rozłączyłam i spojrzałam po chłopcach, którzy bawili się w najlepsze.
- No to nie wpadliśmy, żeby pograć w rozbieranego – zachichotał Igła – Liluś grasz z nami? – wyszczerzył do mnie rząd swoich białych zębów. –Twój braciszek to jednak ma same dobre pomysły.
- Braciszek? –spytał lekko zdezorientowany Kurek.
-A coś ty myślał, że Królewna Śnieżka, albo książę z bajki na białym rumaku? – wypalił krztusząc się ze śmiechu Zibi. – A tak poza tym to nie tylko Jarosz jest atakującym w tym teamie- spojrzał na mnie świdrującym wzrokiem, ale nadal nie mógł opanować śmiechu.
- O  Boże! – westchnęłam.
- O Boże, Boże, Boże, Bożenko… - zaczął śpiewać Winiarski.
- Gorzej niż dzieci… - spojrzałam na nich – Normalnie gorzej niż dzieci…
- Takie nasze domowe przedszkole- nadal nabijał się Zibi.
-„Radziula, Lilka się na mnie rzuca i chce mnie zgwałcić” – spojrzałam z politowaniem na Kosoka – Ciekawe kurwa jak skoro jeszcze chwilę temu brałam prysznic z atakującym! – sama już nie wytrzymałam i wybuchnęłam gromkim śmiechem. Wszyscy wpadliśmy w niezłą głupawkę i śmialiśmy się przez dobre 10 minut sami nie wiedząc z czego. Kiedy się już lekko ogarnęłam i starłam spływający po policzkach tusz doszłam do wniosku, że chyba się muszę przejść.
- Gdzie się wybierasz ślicznotko? – zapytał dławiąc się jeszcze od śmiechu Pit.
-Jak najdalej od was… - zarzuciłam na ramiona bluzę reprezentacyjną i schowałam telefon do kieszeni.
- Ej, ej, ej no chyba się nie obraziliśmy co? – spojrzał na mnie rozbawiony Marcin.
- Nie, tylko boli mnie już cały brzuch od śmiania się – posłałam mu lekki uśmiech – Ale wy się bawcie dalej- podeszłam do drzwi.
- Lilaaaaaaa! „ Zostańmy razem, zooostańmyyy razem” – zaczął wyć Winiarski.- pokręciłam tylko głową.
- Całe życie z debilami… Idę się zamknąć w sobie – nacisnęłam klamkę i już chciałam wychodzić, ale usłyszałam głos Kurasia:
- Tylko nie trzaskaj drzwiami, jak się już w sobie zamykasz – wykrztusił i znów zaczął się śmiać. Myślał, że jest zabawny, ale wcale nie był…
-Palant! – rzuciłam zamykając drzwi.
 
 
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
No to leci do Was kolejny rozdział stworzony przez moją chorą wyobraźnię :D. Dziękuję Wam za miłe słowa, które do tej pory otrzymałam. Jeżeli coś Wam się nie podoba, to piszacie śmiało. Każda Wasza uwaga i wskazówka jest dla mnie na wagę złota. Pozdrawiam cieplutko! :)