wtorek, 26 marca 2013

Rozdział 30


Gdy rano zadzwonił budzik miałam ochotę wyrzucić go przez okno… Całe szczęście, że znajduje się ono po drugiej stronie pokoju, bo jakby było blisko to zapewne mój telefon leżałby teraz gdzieś na trawniku. Zaspana zwlekłam się pod prysznic, wbiłam w służbowe ubranko i poczłapałam na śniadanie.
- Bartek? - zdziwił mnie widok uśmiechniętego Kurasia siedzącego na stołówce z resztą drużyny i pałaszującego śniadanie.
- No raczej tak, bo na Matkę Teresę z Kalkuty to on raczej nie wygląda - zaczął się nabijać Jarosz.
- Cześć - powiedział z uśmiechem Kuraś.
- Hej. Jak się czujesz? -spojrzałam na niego.
- Zdecydowanie lepiej, gorączki nie mam już od wczoraj, a ta twoja okropna herbata ziołowa chyba pomogła - skrzywił się na samo wspomnienie smaku herbatki.
- Bardzo dobrze, czyli były to tylko problemy z żołądkiem, a nie żaden wirus - uśmiechnęłam się i mijając ich stolik poszłam do swojego. Po śniadaniu chłopcy mieli trening, potem obiad i znów trening. Kolacja, trochę wolnego i spać. Wrzuciłam na fejsa zdjęcie z Zibim, Dzikiem, Igłą i Ziomkiem - 489 kliknięć „lubię to” Ja mam w ogóle tylu znajomych? Do wczoraj byłam jeszcze anonimową osobą, a od dzisiaj będę „ tą laską ze zdjęcia z Zbysiem, Michałkiem, Krzysiem i Łukaszkiem”. Chociaż z drugiej strony jak sobie pomyślę nad wyrazem twarzy wszystkich tych napalonych dziewuch gotowych oddać wszystko, aby być na moim miejscu… Ach sama przyjemność. Dni leciały bardzo szybko i nawet się nie zorientowaliśmy jak nadeszła niedziela i pierwszy mecz w fazie grupowej. Na pierwszy ogień Włochy. „Będzie ciekawie”- myślałam od samego rana. Mecz był wieczorem, dlatego zaraz po kolacji poszłam spakować torbę i aparat. Do mojego pokoju wpadł bez pukania Kuraś z krzykiem.
-Lilka ratuj, proszę ratuj no!
- Co się stało? - zmierzyłam go od góry do dołu. Był blady i wyglądał jakby co najmniej zobaczył trupa w łazience.
-  Kołnierzyk od koszulki mi się odpruł z jednej strony - pokazał gorączkowo lewą stronę koszulki - A ja nie mam jak go przyszyć, bo mamy teraz szybką odprawę z trenerem - lamentował.
- To weź drugą koszulkę - wiedziałam po co przyszedł, ale gdybym się z nim trochę nie podrażniła nie byłabym sobą.
- Ale ja nie mogę wziąć innej, pierwszy mecz gramy w tych - patrzył na mnie tymi swoimi wielkimi niebieskimi oczami - Proszę pomóż - mina kota ze Shreka osiągnęła zamierzony cel.
- Dawaj - rzuciłam w jego kierunku i wyciągnęłam rękę po koszulkę.
- Jesteś aniołem Lila! - wrzasnął całując mnie w policzek i wybiegając z pokoju.
- Kretyn - powiedziałam pod nosem kręcąc głową. Zabrałam się za powierzone mi zadanie i chwilę później kołnierzyk wyglądał jak nowy. Dochodziła godzina dziewiętnasta, dopakowałam torbę, wzięłam aparat i zamknęłam pokój. Zeszłam na dół i czekałam  na resztę ekipy przed budynkiem. Chwilę później zjawili się wszyscy oprócz Kurka oczywiście.
- A ten szaleniec gdzie? - skierowałam swoje pytanie w stronę Pawła.
- Aktualnie to biega po całym budynku szukając ciebie i swojej koszulki - wyrecytował z ogromnym bananem na twarzy Guma.
- O Boże - palnęłam się ręką w czoło - Przecież wysłałam temu idiocie sms-a, że wzięłam mu tą koszulkę i czekam na was na dole, tam gdzie zawsze.
- Cóż poradzić - wzruszył ramionami, a z jego twarzy nie schodził złośliwy uśmiech - Wiem jedno… Jak się tu zaraz nie pojawi i przez niego będziemy mieli krótszą rozgrzewkę to dostanie niezły opiernicz od trenera i bolesny wpierdol od nas - wyrecytował teatralnie. Jego mina była tak komiczna, że wybuchnęłam niepochamowanym śmiechem. Sam Paweł także zaczął się śmiać. Po chwili z budynku wyleciał zdyszany Kuraś
-Lila… Moja… Masz?  - spojrzał na mnie ciężko oddychając.
- Wiesz co? Gdybym cię nie znała i nie wiedziała, że latałeś po całym budynku jak głupi zamiast przeczytać mojego sms-a to mogłabym sądzić, że chwilę temu zadowoliłeś stado rozochoconych panienek szczytując z nimi kilka razy. Ta rumiana buźka i ciężki oddech świadczą same za siebie - uśmiechnęłam się złośliwie podając mu koszulkę. Chłopaki wybuchnęli niepochamowanych śmiechem, a Zbyszek i Igła aż się popłakali. Jedynemu tylko Kurasiowi nie było do śmiechu, spojrzał na mnie, a gdyby zabijał wzrokiem leżałabym już martwa. „ Lilka miałaś być miła…” zaświtało w mojej głowie. Odpędziłam zaraz myśli prowadzące do wyrzutów sumienia i udałam się do autokaru za resztą ekipy.
- Bartek? - złapałam go za ramię.
- Co? - odpowiedział oschle.
- Gniewasz się? - tym razem to ja zrobiłam minkę al’a kot ze Shreka.
- No nie wiem… -  mruknął.Podeszłam do niego i cmoknęłam go w policzek.
-A teraz? - zapytałam z uśmiechem.
- Teraz już nie - powiedział zadowolony wsiadając do autokaru. Faceci… Jeden całus załatwia wszystko. Jacy oni się prości w obsłudze. W drodze na halę każdy koncentrował się słuchając muzyki. Gdy dotarliśmy na miejsce, chłopcy poszli do szatni, a my do pomieszczania przygotowanego dla trenera. Chwilę później rozciągali się już na hali razem z włoską drużyną po przeciwnej stronie siatki. Trybuny zapełniały się kibicami w biało- czerwonych barwach. Szczególnie poruszył mnie baner trzymany przez małą, może pięcioletnią dziewczynkę siedząca na kolanach swojego ojca o treści        „Jesteście u siebie kochani, dacie radę!” „Londek prawie jak druga Polska” - westchnęłam po cichu wracając do robienia zdjęć. Oficjalne rozpoczęcie meczu, hymny i po raz kolejny te ciarki na plecach. Pierwszy gwizdek sędziego i rozpoczynamy spotkanie. W pierwszym secie prowadziliśmy do drugiej przerwy technicznej, ale później coś się spieprzyło. Włosi wygrali 25:21 i po ich minach można było wnioskować, że mają zamiar wygrać gładko 3:0. Mocno zdenerwowani chłopcy przyszli napić się wody w przerwie między setami.
- Kurwa no! - krzyczał do chłopaków Zibi - Musimy zacząć grać blokiem, bo jak tak dalej pójdzie wdupimy pierwszy mecz! - gdy odszedł na bok podeszłam do niego podając mu ręcznik.
- To dopiero pierwszy set Zbyszku - powiedziałam delikatnie.
- Pierwszy, nie pierwszy, ale przegrany - warknął.
- Zibi?
- Słucham? - spojrzał na mnie.
- Pokaż im! - powiedziałam przez zaciśnięte zęby patrząc w stronę włoskiej reprezentacji. Pokiwał tylko głową i wrócił na boisko. To był trudny przeciwnik, zwłaszcza, że nasz trener jest rodowitym Włochem. Nie przeszkadzało mu to jednak, aby dokopać swoim krajanom 3:1.
- No wreszcie!- wrzasnęłam rzucając się na Olka, gdy sędzia odgwizdał koniec spotkania. Pocieszyliśmy się trochę, ale każdy wiedział, że należy myśleć o kolejnym spotkaniu. Pogratulowałam tym, którzy byli jeszcze na boisku. Reszta uciekła do szatni. Wraz ze sztabem szkoleniowym czekaliśmy na nich w autokarze. W drodze powrotnej przysiadłam się do Zbyszka i Krzyśka na sam koniec.
- Dzię -ku -je- my - zaczęłam sylabizować naśladując kibiców.
- No Zibi - Krzyś poklepał go po ramieniu - Dałeś im popalić zagrywką dzisiaj.
- Bez przesady - odpowiedział Zbyszek uśmiechając się do mnie. - Teraz trzeba się skupić na wtorkowym meczu z Bułgarami - wróciliśmy do hotelu i każdy zmęczony szybko poszedł spać. Następny dzień upłynął na treningach i spotkaniach ze statystykami. Mieliśmy z Olkiem masę roboty, bo mimo, że był to dopiero jeden mecz trzeba było doprowadzić mięśnie chłopaków do stanu używalności. Wtorkowe popołudnie i mecz z Bułgarią. Na trybunach znów masa kibiców w biało - czerwonych barwach. Hymny, pierwszy gwizdek i te nieodłączne ciarki na całym ciele. Pierwszy set przegrany, drugi też… Przerwa między drugim, a trzecim setem była okropna. Każdy patrzył na siebie wilkiem. Podeszłam bez słowa do Krzyśka podając mu butelkę wody. Uśmiechnął się lekko, a ja poklepałam go tylko po ramieniu i wróciłam do Olka. Trzeci set wspaniały! Zwycięski dla Polski! Co z tego kiedy w czwartym secie posypało się wszystko? Wraz z ostatnim gwizdkiem sędziego poczułam niesamowity ścisk w gardle. Od razu zajęłam się pakowaniem naszych rzeczy. Nie miałam odwagi spojrzeć na przybitych chłopaków. W zupełnej ciszy wróciliśmy do ośrodka. Wieczorem nie mogłam zasnąć, położyłam się wcześniej i kręciłam się z boku na bok. Ok 21.00 zadzwoniła Radek. Wiedział, że nie jestem a nastroju, dlatego nie naciskał zbytnio i skończyliśmy rozmawiać po jakiś 15 minutach. Wstałam z łóżka, ubrałam się i wyszłam na korytarz zamykając pokój. Planowałam zrobić sobie drobny spacerek przed spaniem. Wyszłam przed budynek w kierunku „mini” parku, który znajdował się zaraz obok. Dopiero po chwili zauważyłam, że na jednej z ławeczek siedzi Winiar. Podeszłam i usiadłam obok niego bez słowa. Siedzieliśmy tak w ciszy z dobry 10 minut, w końcu Misiek odezwał się.
- A ty co? Spać nie możesz? - spojrzał na mnie.
- No tak jakoś…- bąknęłam - A ty?
- Ja? Ja tam podziwiam gwiazdozbiory - uśmiechnął się kącikiem ust.
-A no widzisz - westchnęłam i spojrzałam w niebo - Duży Wóz widzę, ale Małego nigdy znaleźć nie mogę - oznajmiłam.
- Tutaj - wskazał ręką i zaczął szkicować w  powietrzu rysy - Widzisz teraz?
- Teraz tak- uśmiechnęłam się. Siedzieliśmy tak jeszcze chwilę nic nie mówiąc. Po chwili Michał znowu przerwał głuchą ciszę:
- Wypadałby iść spać, bo jutro rano trening - westchnął.
- Masz rację - wstałam z ławki.
- Lila?
- Co jest? - odwróciłam się w jego kierunku.
- Przestań się już zamartwiać ok? - wstał z ławki i podszedł do mnie patrząc mi w oczy.
- Ale ja się wcale nie zamartwiam…
- Jasne- skwitował - Nie pierwszy i nie ostatni przegrany mecz - westchnął.
- Mój pierwszy odkąd z wami pracuję - ucięłam.
- No tak… Pierwszy raz zawsze boli... - powiedział z lekkim uśmiechem.
- Misiek - walnęłam go lekko w ramię i zaczęłam się śmiać - Idź spać, bo bredzisz - Objął mnie ramieniem i wróciliśmy do budynku. Po godzinie na świeżym powietrzu zdecydowanie szybciej mogłam zasnąć.
 
 - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Oddaję w Wasze ręce rozdział 30. Muszę Was zmartwić, bo obecnie siedzę w domu na zwolnieniu lekarskim i... piszę. Złapała mnie wena twórcza i naskrobałam dzisiaj kilka kolejnych rozdziałów. Przepraszam, ale jeszcze się trochę ze mną i moim pseudo opowiadaniem pomęczycie. To, że mi się nudzi można zaobserwować po zmianach na blogu, mam nadzieję, że zmianach na lepsze ;)
A tak odnośnie dnia wczorajszego to: Resovio gratulacje! Piękne zwycięstwo! Delecto brawa za walkę i determinację do końca. Teraz czekamy na drugiego finalistę i trzymamy mocno kciuki za... No właśnie za kogo? Komu kibicujecie?

12 komentarzy:

  1. Kurek, brawo! Brawo! hahaha. Widzę, że telefon jest mu jak najbardziej potrzebny.
    Winiar, oczywiście jakimś tekstem trzeba walnąć. Nie mogłoby być inaczej, przecież! :D

    PS. Ziomka praktycznie wcale, ale to nic... Ja nadal knuję! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tymi facetami to tak zawsze :D A Ziomek się jeszcze na trochę pojawi w swoim czasie ;)

      Usuń
  2. Bartek wariat ale jak łatwo Go udobruchać:) nas zmartwić? Chyba zadowolić kolejnymi rozdziałami:) to mi bardziej pasuje:))
    o Igrzyskach wolę się nie wypowiadać bo aż żal ściska :/

    pozdrawiam
    http://www.niedostepni-dla-siebie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faceci sa prości w obsłudze hehe :D Ale i tak najgorsze dopiero przed nami... :( Za jakieś 3 bądź 4 rozdziały...

      Usuń
  3. Zakręcony Kuraś :p. Ciągle coś, on to się ma ;p :). No to czuję, że ze smutkiem będę czytać następne rozdziały...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taka Ciapa :D Ja z cholernym smutkiem je pisałam... Ale nikt nie mówił na początku, że wszystko będzie piękne i kolorowe.

      Usuń
  4. Ooo czyżby więcej rozdziałów i częściej? me gusta ;D
    Kurek wariat ;) Ale wesoło przynajmniej jest. Wydaje mi się, że w następnych rozdziałach już tak miło i przyjemnie jak do tej pory nie będzie.
    No ale niedługo LŚ i mam nadzieję, że będzie duuuużo pięknych momentów do opisywania :)
    Co do PlusLigi... Serce za Jastrzębskim a rozum za ZAKSĄ :/ I tak jak dla mnie 'Mistrzem Polski jest Sovia..' <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Więcej rozdziałów? A tak, wszystko na to wskazuje :) Ogólnie nie będzie już za wesoło...
      Jejkuuu ja też chcę żeby wygrał Jastrzębski! Możliwości to Oni mają, ale wszystko zależy od formy. No i kolejne mecze w Kędzierzynie - dodatkowe utrudnienie.
      Dla mnie też Mistrz jest tylko jeden - Sovia <3 Ale nie wiem jak mój układ nerwowy wytrzyma mecz finałowy z Kędzierzynem ( o ile oczywiście taki będzie, a liczę na to że nie :D )

      Usuń
  5. Zapraszam na piątkę na http://trzy-swiaty-agaty.blogspot.com/ Buziaki, Embouteillages ;* ps.: weź mnie kopnij w tyłek, bo mam takie zaległości, że głowa mała! ale jutro sie zabieram do czytania. pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ooo dzięki już się zabieram za czytanie :)
      A co do nadrabiania to spokojnie, rozumiem. Ja też ostatnio miałam spore zaległości na wszystkich blogach, które czytam. Pozdrawiam ;*

      Usuń
  6. Jak zwykle rozmiar wspaniały. Czekam na więcej i zapraszam do mnie na http://volleyball-lost-dreams.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) A nowy rozdział jest od wczoraj dostępny ;) Pozdrawiam :)

      Usuń