Cały tydzień upłynął chłopcom na solidnych przygotowaniach do
Olimpiady. Mieli po dwa treningi dziennie, dodatkowo basen, siłownię i
rozciąganie z trenerem przygotowania fizycznego. Uraz nadgarstka Kosy okazał
się niegroźny i już w środę mógł wrócić do treningów, a od czwartku trenował z
pełnym obciążeniem. Z Kurkiem rozmawiałam tylko i wyłącznie w sprawach
służbowych, bo nie czułam potrzeby prowadzenia z nim jakiś prywatnych rozmów. O
dziwo przestał się mnie czepiać i chyba do niego dotarło, że to do niczego nie
prowadzi. Zapewne po rozmowie z którymś z chłopaków bo w jego wspaniałomyślność
jakoś nie chce mi się wierzyć. To zgrupowanie znacznie różniło się od
poprzedniego. Tutaj nie było czasu na rozmowy po nocach, małą imprezę taneczną
czy siedzenie do późna i granie w karty. Każdy harował ciężko, alby w Londynie
pokazać się z jak najlepszej strony. To był nasz główny cel. Trochę czasu
wolnego spędziłam na niezwykle inspirujących rozmowach z Ruckiem, Gumą, Możdżim
i Nowakowski. Ta czwóreczka idealnie nadawałaby się na filozofów. W niedzielę
wszyscy rozjechali się do domów, aby przepakować torby i ogólnie ogarnąć cały
ten wyjazd do Londynu. Po mnie przyjechał Radek, zadowolona z jednego dnia
wolnego udałam się wraz z nim do Kołobrzegu, aby choć troszkę wypocząć. W
poniedziałek rano spaliśmy do późna, bo mama umówiła się na spotkanie z
koleżanką z liceum przed południem, także nikt nas nie budził. Wstałam z trudem
o 11.00 przeciągając się i ziewając. Wzięłam prysznic i zeszłam na dół w
nadziei, że Radzie będzie taki wspaniałomyślny, aby zrobić śniadanko. Niestety
nie był… Spał sobie jeszcze w najlepsze. Obudziłam go i przygotowałam dla nas
płatki z mlekiem – szybko, praktycznie i mało zmywania. Zaparzyłam kawę i oboje
usiedliśmy w kuchni, aby skonsumować posiłek. Radek od wczoraj był małomówny,
trochę zamknięty w sobie. Byłam pewna, że nadal przeżywa rozstanie z Angeliką,
dlatego nie naciskałam swoimi pytaniami. Przy śniadaniu jednak sam zaczął
rozmowę.
- Lila… Wiesz chyba mamy problem – spojrzał na mnie
niepewnym wzrokiem.
- Jaki? -rzuciłam znad miski płatków o smaku miodowym
– Chodzi o Angelę?
- Nie… Chodzi o mamę... – uciął.
- A co z nią? – spojrzałam na niego z zaciekawieniem.
- Niby nic, ale ostatnio zrobiła się taka jakaś… dziwna… -
starannie dobierał słowa, aby określić dokładnie o co mu chodziło.
- Dziwna? Eee tam ze mną rozmawiała normalnie .
- Zachowanie to swoją drogą, ale patrz co ostatnio znalazłem
– podsunął mi pod nos wyniki badań. Ogarnęłam wzrokiem dużą białą kartkę.
- „Anna Iskierka” – tak swoją drogą mimo rozwodu mama
zachowała nazwisko taty – „ Diagnostyka badań szpitalnych z oddziału
onkologicznego…” Co? Co to do cholery ma znaczyć? Mama była w szpitalu, a ty
nic nie powiedziałeś? – wbiłam w Radka świdrujące spojrzenie.
- Właśnie chodzi o to, że wcale nie była. Wygląda na to, że
przeszła tam tylko jakieś badania, których wyniki masz przed sobą…
- Żebym ja jeszcze coś z tego rozumiała… Skąd to w ogóle
masz?
- Było w jej pokoju.
- Grzebałeś w jej rzeczach?!
- Nie! Wypadło z szafki, gdy szukałem albumu na zdjęcia.
- Rozmawiałeś z nią?
- Nie, bo znalazłem to wczoraj rano… Wolałem poczekać na
ciebie – w tym czasie usłyszeliśmy zgrzyt zamka w drzwiach i radosny głos mamy
wołający do progu:
- Mam nadzieję, że już wstaliście kochani! Mam dla was
niespodziankę – zerknęłam znacząco na Radka, który pospiesznie wpadł do pokoju
i włożył z powrotem do szafki dziwny papierek ze szpitala. – O tu jesteście –
powiedziała rozpromieniona wchodząc do kuchni -
Zabieram was dzisiaj do kina!
- Do kina? Mamuś nie
jesteśmy dziećmi… - zaczął jęczeć Radek.
- Nie wiem czy będę miała czas, musze się spakować –
westchnęłam – A na co idziemy?
- Na „Nietykalnych” kupiłam już bilety – odpowiedziała z
uśmiechem. Radek chciał protestować, ale kopnęłam go w kostkę pod stołem, aż
zasyczał z bólu. Spojrzałam na niego znacząco i dałam mu do zrozumienia, żeby
się zamknął i zgodził na wszystko.
- O której idziemy? – bąknął.
- Seans zaczyna się o 16.00 – powiedziała z zadowoleniem
nasza rodzicielka – Zjedliście już? – zapytała patrząc na nas, a my posłusznie
pokiwaliśmy głowami – W takim razie Lilka zmyka się pakować, a Radek pomaga mi
z obiadem – zachichotała.
- Ale mamo…- jęknął niezadowolony. Posłałam mu cwaniacki
uśmiech i wystawiłam język wbiegając na górę.
Spakowałam się dość szybko. Sprawdziłam jeszcze pocztę i fejsa, a potem
zeszłam na obiad. Potrawka z kurczaka -
moja ulubiona. Po obiedzie poszliśmy do tego obiecanego mamie kina. Film
nawet mi się spodobał i nie żałowałam swojej decyzji. Radek też raczej nie. Gdy
wróciliśmy do domu mama zaparzyła herbatę i usiedliśmy wszyscy w salonie.
- Mamuś… - zaczęłam niepewnie rozmowę – Mogę cię o coś
zapytać?
- Oczywiście córeczko – obdarzyła mnie po raz kolejny
promiennym uśmiechem.
- Czy ty ostatnio chorowałaś na coś? – wbiłam wzrok w kubek
z herbatą, bo bałam się jej świdrującego spojrzenia.
- Skąd w ogóle taki pomysł? – powiedziała z nutą zdziwienia
w głosie.
- Bo ostatnio jak szukałem albumu ze zdjęciami dziadków to
przez przypadek znalazłem w szufladzie twoje wyniki badań ze szpitala… -
włączył się do rozmowy Radek.
- Grzebałeś w moich rzeczach? – zapytała lekko zdenerwowana.
- Nie mamo! No przecież mówię, że szukałem albumu i przez
przypadek trafiłem na te wyniki… - tym razem to on wbił wzrok w podłogę.
- Mamy my się o ciebie martwimy! – odezwałam się ze
stanowczością w głosie.
- Niepotrzebnie kochani – znów obdarzyła nas swoim
promiennym uśmiechem – Wszystko jest w jak najlepszym porządku, a te badani
były tylko kontrolne…
- Kontrolne? – zapytałam ze zdziwieniem w głosie.
- Tak samo jak wyniki z pobierania krwi – odpowiedziała
spokojnie – Nic mi nie jest, jestem zdrowa – ponownie się uśmiechnęła. Reszta
wieczoru upłynęła nam na oglądaniu filmów i rozmowach. Położyłam się wcześnie,
bo we wtorek o 6.00 rano miałam pociąg do Warszawy. Radek nie mógł mnie
odwieźć, ponieważ szedł do pracy. Nie mogłam spać w nocy, ciągle myślałam o
mamie i o tym, czy aby na pewno była z nami szczera. Wstałam przed 5.00. Wzięła
prysznic i zjadłam śniadanie. Mama z Radkiem odprowadzili mnie na dworzec.
Pożegnałam się z nimi i wsiadłam do pociągu obiecując, że jak tylko dojadę to
od razu dam znać. Podróż minęła znośnie mimo skwaru za oknem. Czytałam książkę,
słuchałam muzyki i jakoś tam zleciało. W swoim mieszkaniu byłam ok 15.00.
Odświeżyłam się po podróży, zadzwoniła do mamy, że dotarłam szczęśliwie i
chciałam się na trochę położyć, gdy rozdzwonił się mój telefon. Spojrzałam na
wyświetlacz – „Olo”
- Tak, słucham – powiedziałam miłym głosem.
- …
- Jasne, że już jestem w Warszawie. A coś się stało?
-…
- No to pięknie ich męczycie – zachichotałam – Jasne, że
będę, do zobaczenia – skończyłam rozmowę i odłożyłam telefon na półkę.
Reprezentacja już w stolicy, a ja mam się stawić za godzinę na ich treningu.
Nie marnują ani chwili czasu i nawet wydębili halę na Ursynowie. Zaśmiałam się
i poszłam przygotować do treningu. Na hali zjawiłam się punktualnie o 17.00.
Chłopcy już się rozgrzewali. Przywitałam się z trenerem, Olkiem, Oskarem i
resztą ekipy.
- No wreszcie się zjawiła nasz księżniczka – zachichotał
Zibi śliniąc mój policzek.
- No już nie przesadzaj, że aż tak się zdążyłeś stęsknić –
pokiwałam głową z uśmiechem.
-Ja zawsze za tobą tęsknię bejbeee- wyszeptał zmysłownie do
mojego ucha puszczając mnie ze swoich objęć. Popukałam go w czółko i wygoniłam
na boisko. Za chwilę znalazł się obok mnie Kosa także całując mnie w policzek
na przywitanie.
- Cześć ślicznotko! Jak minęła podróż? – zapytał z uśmiechem
- Nawet przyjemnie – odwzajemniłam jego uśmiech – A Tobie
jak?
- Aaa szybko zleciało i bardzo dobrze, bo przy dzisiejszych
38 stopniach to się idzie ugotować na zewnątrz – stwierdził.
- Grzesiu, a jak ręka?
- Nie boli już, gram normalnie. Dziękuję raz jeszcze.
- Nie masz mi za co dziękować, taka moja praca – odpowiedziałam
z uśmiechem i jego także pogoniłam do dalszego trenowania. Ćwiczyli ostro ponad dwie godziny. Z hali
wyszliśmy grubo po 19.00.
- To co Lilka jedziesz z nami do hotelu, czy wolisz swoje
wygodne łóżeczko w domciu? – zapytał z uśmiechem na twarzy Olek.
- Zdecydowanie wybieram moje wygodne łóżeczko- odwzajemniłam
jego uśmiech. Jutro jeszcze chłopcy mają trening?
- Nie no, już im odpuszczamy. W końcu wieczorem wylatujemy.
- W środę wieczorem? Myślałam, że w czwartek z samego rana –
spojrzałam na niego zdziwiona.
- Takie plany były na początku, ale uległy zmienia –
wywrócił oczami w kierunku trenera.
- Dobra nie pytam o szczegóły – odpowiedziałam z uśmiechem.
Pożegnałam się z resztą ekipy i poszłam na przystanek tramwajowy. Do mieszkania
dotarłam kilka minut po 20.00. Szczęśliwa udałam się pod prysznic i
postanowiłam wyspać się na zapas. Jednak ok 21.00 usłyszałam dzwonek do drzwi.
Zastanawiając się kogo licho niesie poczłapałam w ich kierunku. Przekręciłam
zamek w drzwiach i aż mnie zatkało widząc mojego nieproszonego gościa…
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
W tym czasie powinnam się właśnie edukować, ale wyszło tak, że doczekałyście się kolejnego rozdziału :) Cieszycie się? Pozdrawiam Was! ;*
o widzę nowy rozdział :) zabiorę się do niego zaraz po meczu Resoviaków !
OdpowiedzUsuńOk, ok :) Ja też zmykam na mecz :D
Usuńa cóż to za osobnik odwiedził Lilkę...aż boję się rozdziałów z igrzysk, które zbliżają się wielkimi krokami. Oby się nie okazało, że mama Lilki jest chora:/
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
http://www.niedostepni-dla-siebie.blogspot.com/
Tajemniczy nieproszony gość :D Szczerze? Też się ich boję. Utknęłam na jednym z nich i tak jakoś nie mogę się przełamać, aby coś naskrobać więcej... ;/ Pozdrawiam! ;*
UsuńPrzyszedł skruszony Kurek! Na bank :D Jak to on, to niech Lilka go pogoni w cholerę, a co! Przecież kiedyś ten Ziomek musi ją pocieszyć, hahahha!
OdpowiedzUsuńA może to właśnie Ziomek? ;D
UsuńTo wpadną sobie w ramiona :D
UsuńPrzeczytałam Twój komentarz wyżej (ten o utknięciu przy jednym z rozdziałów o Igrzyskach). Rozumiem Cię w pełni, bo sama miałam ten problem - pisałam (wczoraj skończyłam :D) opowiadanie olimpijskie z perspektywy Krzyśka Ignaczaka i było coraz trudniej, gdy zbliżałam się do opisania dni w pobliżu 8.08.2012.
Daj spokój... To jest jakaś masakra ;/ Oczywiście byłam na tyle "mądra" , że włączyłam sobie na yt jakieś tam filmiki i urywki z tego meczu z Rosją właśnie, żeby się bardziej wczuć w emocje i skończyło się zalaniu łzami klawiatury...Dzisiaj mam taki nastrój jak Oni mieli wtedy więc może coś naskrobię zaraz. Mam nadzieję, że będę miała okazję przeczytać Twoje opowiadanie :)
UsuńGdybym zrobiła jak Ty, zapewne skończyłabym tak samo... Mam słabe nerwy, a emocje szybko nade mną biorą górę. :/
UsuńMoże kiedyś je gdzieś dodam, jak na razie szykuję się do publikacji kilkopartówek z siatkarzem w roli głównej :)
Już nie mogę się doczekać :) Oj ja też mam słabe nerwy. W ciągu jednego meczu ligowego w fazie zasadniczej o mało nie dostaję zawału serca, a o reprezentacyjnych spotkaniach to już nie wspomnę.
Usuńgdybyś miała ochotę zapraszam na trójkę na http://trzy-swiaty-agaty.blogspot.com/ buziaki! ;*
OdpowiedzUsuńJa zawsze mam ochotę na Twoje opowiadania! :) Dzięki ;*
UsuńOk, dziękuję :)
OdpowiedzUsuń