sobota, 2 marca 2013

Rozdział 21


Obudził mnie ciepły i cichy głos mamy pochylającej się nad moim łóżkiem.
- Wstawaj kochanie już 10.00 – gdy otworzyłam oczy obdarzyła mnie serdecznym uśmiechem.
- Wstaję, wstaję – wymruczałam naciągając bardziej kołdrę.
- Zrobiłam wam śniadanko, ale jeżeli wolisz jeść zimną jajecznicę to…
- Już wstaję mamuś – na słowo „jajecznica” wyskoczyłam z łóżka jak poparzona i cmoknęłam mamę w policzek – Za pięć minut jestem na dole – krzyknęłam wbiegając do łazienki. Poranna toaleta, szybka zmiana garderoby i pośpiesznie zaścielone łóżko. Zbiegłam na dół do kuchni, gdzie siedział już zadowolony Radek i wcinał śniadanie. Mama zaparzyła kawę dla wszystkich i wspólnie skonsumowaliśmy posiłek. Do późnego popołudnia siedzieliśmy w salonie i rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym… Nie chciało się nam gotować obiadu więc zamówiliśmy pizzę. Około godziny 16.00 zadzwoniła Iwona z informacją, że szczęśliwie dojechali do Rzeszowa. W pełni spokojna poszłam do pokoju, aby rozpocząć pakowanie. Jak zwykle nie wiedziałam co mi się może przydać, a co nie, więc na wszelki wypadek wzięłam wszystko co wpadło mi pod rękę. Po 20.00 zataszczyłam na dół dwie ciężkie walizki i torbę ze sprzętem fizjoterapeutycznym.
- A ty znowu się spakowałaś jakbyś miała tam rok spędzić – stwierdził Radek przyglądając się uważnie moim bagażom.
- Przezorny zawsze ubezpieczony – wysapałam siłując się z walizką – A może byś tak pomógł co?
- No idę, idę – zwlekł się powoli z kanapy i wziął ode mnie ciężkie torby. – Pakujemy od razu do samochodu?
- Możemy, rano będzie mniej roboty – uśmiechnęłam się do niego bo chyba po raz pierwszy w życiu wpadł na mądry pomysł. Wynieśliśmy torby i załadowaliśmy je do samochodu Radka. Ledwo zdążyliśmy wrócić do domu, a zadzwonił mój telefon. Na wyświetlaczu pojawiło się „Olo”, odebrałam po trzecim sygnale:
- Halo, halo
- …
- Nieeee… Żartujesz sobie prawda?
-…
- No proszę cię Olek bądź człowiekiem… - westchnęłam, a mama z Radkiem spojrzeli na mnie pytająco.
- No dobra – mruknęłam – W takim razie do zobaczenia.
- Co jest? – zapytała mama gdy tylko skończyłam rozmawiać.
- Andrea i Przedpełski dostali fisia na punkcie tej całej Olimpiady i sztab trenerski, medyczny i statystycy mają jutro o 6.00 rano dwugodzinną odprawę zanim oficjalnie rozpocznie się zgrupowani.
- No to niby jak ty chcesz to zrobić? – spojrzał na mnie zdziwiony Radek.
- A no tak, że nie mogę jechać jutro rano, ale dziś w nocy – strzeliłam mu słodki uśmiech – I ty mnie tam dziś w nocy zawieziesz.
- Zapomnij! Ja nie będę się tłuk nocą przez pół Polski, jedź pociągniem.
-  Świnia! – wrzasnęłam na niego – Myślisz, że ja nie chciałabym spędzić z wami jeszcze trochę czasu? Bardzo bym chciała, ale obowiązki to obowiązki… - westchnęłam.
- Dobra nie kłócić się, zaraz cię zawieziemy – stanowczo przerwała nam naszą dyskusję mama.
- Ja się na to nie piszę – mruknęł jeszcze Radek.
- Piszesz się, piszesz  - odpowiedziała mu mama – I tak byś ją zawiózł i tak…
- No pewnie tak – westchnął i spojrzał na mnie – Zbieraj tyłek, Spała czeka!
- Jadę z wami – oznajmiła mama i tym sposobem pół godziny później wszyscy troje siedzieliśmy w samochodzie i zmierzaliśmy w kierunku ośrodka szkoleniowego w Spale. Rozmawialiśmy i śpiewaliśmy piosnki całą drogę, aby Radek nie miał możliwości przyśnięcia za kierownicą. Gdy dotarliśmy na miejsce była prawie pierwsza w nocy. Wypakowałam walizki, wyściskałam mamę i Radka i poszłam w kierunku ośrodka. Drzwi o dziwo nie były zamknięte, weszłam do budynku i skierowałam się w stronę wind.
- O pani Lilianna- zaczepiał mnie ochroniarz – pan Stasiu, który jak widać dzisiejszej nocy pracował. – Miło panią znów widzieć – obdarzył mnie serdecznym uśmiechem – Ale czemu tak późno, spać pani nie mogła?
- Witam panie Stasiu – odwzajemniłam jego uśmiech. – Miałam być dopiero jutro z rana, ale dostałam telefon, że o 6.00 jest zebranie całego zarządu i sztabu więc cóż poradzić, przyjechałam.
- A no tak, prezes coś wspominał dzisiaj – podrapał się po głowie – Teraz to ogólnie wszyscy się na przygotowaniach do Londynu skupiają i coś tak czuję, że to od jutro będzie tu szał ciał…
- Zapewne tak – odpowiedziała chichocząc. „ Szał ciał” – cały pan Stasiu, starszy i niezmiernie pocieszny człowiek. Pomógł mi z dotaszczyć walizki do windy, a ja wjechałam na piętro, gdzie ostatnio znajdował się mój pokój. Wysiadając z windy wpadłam na Aleksandra przechadzającego się wraz z Anastasim po korytarzu.
- Cześć śliczna- cmoknął mnie w policzek.
- No hej – uśmiechnęła się do nich obu i serdecznie uściskałam Andreę – Co wy tu robicie o tej porze? – spytałam zdziwiona patrząc na Olka.
- Spacerujemy – skrzywił się – A tak poważnie to nie możemy spać, rozmawiamy i ustalamy już pewne rzeczy… Jutro trzeba przedstawić prezesowi cały plan na Igrzyska – westchnął.
- Tylko trzeba go jeszcze dokończyć – wtrącił się trener. – Oskar i reszta też pracują – uśmiechnął się .
- Czyli rozumiem, że przed nami długa i bezsenna noc?
- No to wygląda… - odpowiedział cicho Anastasi. – Przedpełski dostał fioła na punkcie tej Olimpiady, napalił się strasznie na złoty medal i chce, abyśmy byli przygotowani na wszystkie ewentualności – uciął.
- Czyli liczy na to, że jutro rano dostanie przed nos cały plan działania? Wszystkie kombinacje statystyczne, wykresy medyczne i tym podobne?- spojrzałam z niedowierzaniem na Olka.
- No właśnie chyba tak… - odpowiedział Olo.
- Pogrzało faceta jak nic! Jak niby kurde Oskar ma zrobić rozplanowanie gry z meczu na mecz skoro nawet nie wie w jakiej formie będą gracze na obecną chwilę?
- No to jest chyba pytanie retoryczne – skwitował Anastasi – Prezes wymaga więc musi dostać to czego chce.
- Dobra, zostawię rzeczy i zaraz do was wracam – poczapałam do pokoju. Zostawiłam bagaże i poszłam do pokoju Olka gdzie siedzieli wszyscy pozostali i ciężko pracowali, przywitałam się z nimi i zajęłam kartotekami medycznymi. – A tak z ciekawoścvi zapytam… Kiedy prezes wpadł na ten pomysł, że chce mieć jutro wszystko do wglądu? – spojrzałam pytająco na sztab trenerski.
- Dzisiaj późnym popołudniem, gdy tylko zjawił się w Spale – odpowiedział Gardini.
- Więcej pytań nie mam... – pokręciłam głową i zajęłam się swoimi rzeczami. Olek zrobił mi mocną kawę i tak jakoś udało nam się coś ogranąć do 6.00 rano. Piętnaście minut przed spotkaniem wskoczyłam pod prysznic i przebrałam się w czyste ubrania. Punktualnie spotkaliśmy się na odprawie, która trwała równe dwie godziny do 8.00. Wszyscy byliśmy cholernie głodni, ale cóż poradzić. Przedpełski był wyraźnie zadowolony z prowizorycznego planu jaki udało się nam stworzyć jednej nocy. Pochwalił, powiedział że trzyma kciuki i ok 9.00 pojechał do Warszawy. Wszyscy odetchnęli z ulgą. Liczyłam na to, że będę mogła się trochę przespać, ale niestety nie… Okazał się, że cała drużyna stawiła się punktualnie na 8.30 i o 10.00 rozpoczynaliśmy trening. Wychodząc z sali konferencyjnej wpadłam na Zbyszka.
- No witaj ślicznotko – uściskał mnie mocno, przytuliłam się do niego opierając głowę na jego klatce piersiowej.
- Spać, spać, spać… - mruknęłam zamykając oczy.
- Nie ma tak dobrze, zaraz mamy trening – wyszczerzył swoje śnieżnobiałe ząbki. – Czekaj, czekaj… To coś ty robiła całą noc?
- Nie pytaj – westchnęłam z trudem odrywając głowę od jego torsu.
- Uuuuu no to ja chyba nie chcę znać szczegółów… Ale nieźle wyprana dzisiaj jesteś- zachichotał.
-Zibi, ty głupku! – trzasnęłam go w ramię – To na pewno nie to co myślisz – wbiłam w niego swój wzrok – Pracowaliśmy wszyscy dzisiaj całą noc i każdy z nas tak wygląda – pokazałam głową na Olka i Oskara, którzy ledwo podpierając się na łokciach pili kolejną już kawę.
- I tak ci nie wierzę – zachichotał czochrając moją grzywkę.
- Spadaj w takim razie -  wyswobodziłam się z jego objęć i wyszłam trzaskając drzwiami.
- Nie wkurzaj jej dzisiaj bardziej – rzucił zaspany Olek.
- Ludzie wy dzisiaj wszyscy jacyś tacy bez energii – stwierdził roześmiany Zbysio wychodząc z sali.
W drodze do pokoju o mały włos nie wpadłabym na Ziomka, którego w porę zauważyłam.
- Budzimy się Śpiąca Królewno – zaśmiał się całując mój policzek.
- Nie dzisiaj – uśmiechnęłam się wymijając go i człapiąc powoli do pokoju.
- Liluśka! – wrzasnął za mną Winiarski biegnąc w moim kierunku i chwytając mnie w swoje objęcia. – Jest i nasza pani fizjoterapeutka kochana – zachichotał składając na moim policzku słodkiego buziaka na przywitanie. -  Co ty dzisiaj taka nie w humorze co?
- Jedyne o czym marze to 3 godziny snu, nic więcej – mruknęłam ziewając.
- Słyszałem, że pracowaliście całą noc, bo Przedpełski coś sobie nawymyślał – pokiwał głowa Michał.
- Dzisiaj po raz pierwszy w życiu miałam ochotę mu przywalić- westchnęłam.
- No tak…Ale czegóż się nie robi dla drużyny narodowej co? – zachichotał.
- Taa… Dobra Misiek idę po rzeczy, do zobaczenia na treningu – posłałam mu lekki uśmiech i zniknęłam za drzwiami pokoju. Spakowałam torbę na trening i zaczęła rozpakowywać walizki, gdy nagle ktoś wpadł do mojego pokoju, bez pukania oczywiście. Zanim zdążyłam się odwrócić poczułam czyjś ciężar na swoich plecach i ciężkie łapy ściskające mnie…
- Krzysiu aż tak bardzo się stęskniłeś? – odwróciłam się do niego z uśmiechem na twarzy i przytuliłam go.
- Mam ten sam problem co ty, za szybko przywiązuje się do ludzi – odwzajemnił uśmiech i cmoknął mnie w policzek. – Kiedy zabierzesz Radzia, mamuśkę i wpadniecie do nas do Rzeszowa? Iwona jest zachwycona tobą i twoją rodziną, zresztą moje dzieciaki w drodze powrotnej nawijały tylko o cioci Lili – wyszczerzył ząbki w uśmiechu.
- Przyjedziemy kiedyś Krzysiu, ale najpierw oboje mamy na głowie Olimpiadę w Londynie pragnę ci przypomnieć – zmrużyłam oczy.
- Wiem przecież – wystawił mi język – I wiem jakie oczekiwania ma w stosunku co do nas Przedpełski…
- A no ma…Wszyscy mają Krzysiu – spojrzałam na niego.
- Aż się boję myśleć co to będzie gdyby w razie…
- To nie myśl – przerwałam mu – Bo tak nie będzie rozumiemy się? – pogroziłam mu palcem – Jedziemy do Londynu spełniać marzenia! 
- Oj Lili żebyś ty miała rację -  westchnął.
- Ja zawsze mam rację Krzysiu – zachichotałam przerzucając torbę przez ramię i biorąc aparat. – Idziemy na ten trening?
- Wypadałoby – uśmiechnął się – Chociaż ty zapewne wolałabyś się przespać co?
- Nawet mnie nie denerwuj – syknęłam mijając go i wychodząc z pokoju. Pech chciał, że na korytarzu stała cała drużyna czekając na windę. Ci, z którymi nie widziałam się od rana przybiegli się przywitać. Ściskaniu i całusom nie było końca, aż zaczęło mnie to wszystko męczyć. W ogóle po tej nieprzespanej nocy byłam jakaś nerwowa. Zdziwiłam się, że nawet Kurek podszedł do mnie i mnie przytulił. No cóż… Nie wypadał mu zachować się inaczej w towarzystwie. Trening rozpoczął się punktualnie o 10.00. Chłopcy byli pełni energii, czego nie można było powiedzieć o trenerach, sztabie medycznym i statystykach. Nawet nie miałam siły biegać z aparatem i robić im zdjęcia. Na początku uwieczniłam kilka obron Igły, zagrywki Rucka i Zibiego, atak Winiara i kilka wystaw Gumy, na tym koniec. Nie śmieszyły mnie nawet żarty Dzika, chciała tylko chociaż na chwilkę się położyć. Siedziałam opierając głowę na krześle i praktycznie przysypiałam, gdy nagle z drzemki wyrwał mnie krzyk Kosy:
- Ałaaaaa! Kurwa mać uważaj trochę debilu jeden! – W tym momencie zerwałam się na równe nogi i podbiegłam do siedzącego na boisku Grześka trzymającego się z prawy nadgarstek.
- Kosa sorry no, to nie było specjalnie… - mruczał zdezorientowany Kurek – Bole cię?
- Nie kurwa! Swędzi wiesz?! – wydarł się wkurzony Grzesiek. Swoją drogą nigdy nie widziałam go w takim stanie emocjonalnym, z reguły nie przeklinał i zachowywał spokój nawet w najbardziej beznadziejnych sytuacjach.
- Pokaż tą rękę – klęknęłam obok Grześka oglądając jego nadgarstek. Zaraz obok mnie znalazł się Olek i także obejrzał poszkodowanego po czym spojrzał na mnie, a ja na niego „wybity” mruknęliśmy jednocześnie.
- Co? – zapytał wystraszony Kuraś.
- To, że wybiłeś mu nadgarstek idioto! – spojrzałam na Kurka wzrokiem mordercy – Wy mieliście ćwiczyć przed Igrzyskami Olimpijskimi, a nie kontuzjować kolegów z drużyny  - ucięłam. Obłożyłam lodem nadgarstek Grześka, pomogłam mu wstać i poszliśmy w stronę trybun. Podszedł do nas trener:
- I co?
- Ma wybity nadgarstek, nie może grać przynajmniej przez 4 do 5 dni. – zdał raport Olek.
- Przecież my mamy Olimpiadę! – wrzasnął wkurzony trener – Nie dacie rady nic zrobić?
- Możemy robić okłady, masaże i podać środki przeciwbólowe… - oznajmił Olek.
- Jak to się dokładnie stało? – zapytał nadal zdenerwowany Andrea.
- Tak właściwie to trochę moja wina… - zaczął tłumaczyć się Kuraś, który pojawił się nie wiadomo skąd. – Atakowałem, a Grzesiek skoczył do bloku i…
- Ile razy mam ci powtarzać, że masz atakować taktycznie a nie siłowo? Siła też  jest potrzebna, ale kurde nie pokazuj jej na kolegach z drużyny tylko na przeciwniku! – warknął Anastasi, a Kurek zamilkł przybity.
- Olek zostaje na hali, Lila zabiera Kosę i wraca z nim do ośrodka, a wy na boisko i jeszcze dodatkowa godzina treningu! – wrzasnął Anastasi w stronę chłopaków, którzy wnerwieni  na Kurka zawlekli się na swoje pozycje. Zabrałam torbę i razem z Grześkiem wyszliśmy z hali. Kosa przebierał się dość długo bo miał jedną rękę obwiązaną opaską uciskową. Wreszcie wyszedł z szatni i podszedł do mnie. Siedziałam na ławeczkach pod szatnią oparta o ścianę i prawie przysypiałam.
- Nie śpij, bo cię okradną – powiedział z uśmiechem na twarzy.
- Nie śpię, odpoczywam – posłałam mu wymuszony uśmiech i wyciągnęłam do niego rękę wstając z ławeczki – Dawaj tą torbę.
- Chyba śnisz, to że mam skręcony nadgarstek nie znaczy, że będziesz nosił mi torbę – spojrzał na mnie jak na idiotkę.
- Rany Grzesiek nie utrudniaj! Rączka musi ci się „naprawić” przed Olimpiadą, a jak będziesz ją niepotrzebnie przeciążał to możesz zapomnieć, że gdziekolwiek pojedziesz – spojrzałam na niego. Zmrużył oczy i zmierzył mnie tymi swoimi piwnymi oczętami po czym z niechęcią podał mi swoją torbę, którą przewiesiłam przez ramię.
- Będzie ci za ciężko… - spojrzał na mnie.
-Nie marudź tylko weź aparat jak już musisz coś koniecznie nieść – wręczyłam mu moją lustrzankę zapakowaną w futerale. Poszliśmy do ośrodka. Najpierw zahaczyliśmy o gabinet fizjoterapeutyczny, w którym spryskałam nadgarstek Grzesia lekiem działającym chłodząco i uśmierzającym ból. Usztywniłam go opaską uciskową, a na wierzch przyłożyłam woreczek z lodem.
- Gotowe – powiedziałam z uśmiechem – Możesz teraz wracać do pokoju i odpoczywać.
- Dziękuję ci bardzo dobra duszo – po raz kolejny dzisiaj obdarzył mnie tym swoim zniewalającym uśmiechem i wyszedł. Zabrałam kartę zdrowia Grześka i sama udałam się do pokoju. Zaczęłam uzupełniać dokumenty, gdy ktoś zapukał:
-Proszę – rzuciłam i nadal opisywałam uraz jakiego doznał siatkarz.
- Hej, to ja. Mogę? – zza drzwi wychyliła się głowa Grześka.
- Jasne – uśmiechnęłam się. Wszedł do środka i usiadł na moim łóżku.
- Co ty tam znowu piszesz?
- Uzupełniam twoja kartę zdrowia, a właściwie to już skończyłam – odpowiedziałam zamykając teczkę i odkładając ją na brzeg biurka. – A ty nie wykorzystujesz wolnej chwili na spanie?
- Nie chce mi się spać, a już na pewno nie chce mi się siedzieć samemu w pokoju, dlatego trochę ci pomarudzę – na jego twarzy zagościł szeroki uśmiech.

-Spoko, chociaż nie ukrywam, że planowałam się chwilkę zdrzemnąć bo dzisiejsza noc była okropna.
- Wiem, słyszałem, że harowaliście całą noc- spojrzał na mnie – W takim razie spadam do siebie i nie będę przeszkadzał.
- Nie no co ty? Daj spokój nie przeszkadzasz, a zresztą… I tak zapewne długo bym nie pospała, bo jak chłopaki wrócą z treningu to Olek zapewne zarzuci mnie kolejną partią roboty papierkowej.
- W takim razie może obejrzymy jakiś film co ty na to? – poruszał charakterystycznie swoimi czarnymi brewkami.
- Hmmmm, a co pan proponuje, panie Kosok – powiedziałam mrużąc oczy.
- Zwarzywszy na twój stan używalności dnia dzisiejszego to jakąś lekka komedię, „O północy w Paryżu” może być?
- Romansidło? Bleee – skrzywiłam się.
- No nie tak do końca- powiedział zadowolony.
- Dobra włącz cokolwiek- podałam mu laptopa –Ja idę zrobić herbatę. Chcesz zwykłą czy owocową?
- Owocową – mruknął znad sprzętu siłując się z kablem od ładowarki. Zaparzyłam dwie herbaty, które postawiłam na stoliku obok łóżka i usadowiłam się obok Kosy. Na początku siedzieliśmy oparci na poduszce z podwiniętymi nogami, ale późnej w naszych łydkach zagościło stado „mróweczek” więc przybraliśmy pozycję półleżącą. Oparłam swoją głowę na ramieniu Grzesia i czułam jak zamykają mi się powieki. Nawet nie wiem w którym momencie zasnęłam.
 
  - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Witajcie moje Drogie Czytelniczki! Mam dla Was kolejny rozdział. Mam nadzieję, że będzie się Wam miło czytało. Pozdrawiam serdecznie! :)

 

 

17 komentarzy:

  1. oj ten Kuraś, Kuraś... :)
    Krzysiu jak zwykle pocieszny, Zibi walnie jakimś tekstem i humor od razu, jakby to powiedział Paput, lepsiejszy!

    OdpowiedzUsuń
  2. no i powrót do Spały:)) no to Kuraś się nie popisał...ale Lilka na pewno poradzi sobie z kontuzją Grzesia:)
    pozdrawiam
    http://www.niedostepni-dla-siebie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak jak obiecałam - jest Spała :) A Grześ jest w dobrych rękach ;) Pozdrawiam! :)

      Usuń
  3. Zapraszam na jedenastkę na http://time-for-a-new-life.blogspot.com/ Buziaki, Embouteillages ;* ps.: obiecuję nadrobić twój blog w pierwszej wolnej chwili ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z miłą chęcią przeczytam :) Ok, ok - zapraszam i pozdrawiam ;*

      Usuń
  4. NO to pięknie zaczyna się Olimpiada... Kurek sobie grabi - biedny Grzesiu.
    Nowy rozdział na: http://i-do-not-know-what-i-want.blogspot.com/ Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kuraś to sobie grabi od samego początku ;) Pozdrawiam serdecznie! :)

      Usuń
    2. Dzięki, z miłą chęcią przeczytam :)

      Usuń
  5. zapraszam na kolejny rozdział :)
    http://www.niedostepni-dla-siebie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Majstersztyk kochany blog :) Zapraszam do siebie na nowe cosie pieprznieta.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa. Z miłą chęcią poczytam :)

      Usuń
  7. Świetny rozdział +
    Zapraszam do mnie ♥
    siatkowkanaszymzyciem.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. Dziękuję bardzo. Z chęcią poczytam Twojego bloga :)

    OdpowiedzUsuń