Obudził mnie ciepły i cichy głos mamy pochylającej się nad
moim łóżkiem.
- Wstawaj kochanie już 10.00 – gdy otworzyłam oczy obdarzyła
mnie serdecznym uśmiechem.
- Wstaję, wstaję – wymruczałam naciągając bardziej kołdrę.
- Zrobiłam wam śniadanko, ale jeżeli wolisz jeść zimną
jajecznicę to…
- Już wstaję mamuś – na słowo „jajecznica” wyskoczyłam z
łóżka jak poparzona i cmoknęłam mamę w policzek – Za pięć minut jestem na dole
– krzyknęłam wbiegając do łazienki. Poranna toaleta, szybka zmiana garderoby i
pośpiesznie zaścielone łóżko. Zbiegłam na dół do kuchni, gdzie siedział już
zadowolony Radek i wcinał śniadanie. Mama zaparzyła kawę dla wszystkich i
wspólnie skonsumowaliśmy posiłek. Do późnego popołudnia siedzieliśmy w salonie
i rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym… Nie chciało się nam gotować obiadu więc
zamówiliśmy pizzę. Około godziny 16.00 zadzwoniła Iwona z informacją, że
szczęśliwie dojechali do Rzeszowa. W pełni spokojna poszłam do pokoju, aby
rozpocząć pakowanie. Jak zwykle nie wiedziałam co mi się może przydać, a co nie,
więc na wszelki wypadek wzięłam wszystko co wpadło mi pod rękę. Po 20.00
zataszczyłam na dół dwie ciężkie walizki i torbę ze sprzętem
fizjoterapeutycznym.
- A ty znowu się spakowałaś jakbyś miała tam rok spędzić –
stwierdził Radek przyglądając się uważnie moim bagażom.
- Przezorny zawsze ubezpieczony – wysapałam siłując się z
walizką – A może byś tak pomógł co?
- No idę, idę – zwlekł się powoli z kanapy i wziął ode mnie
ciężkie torby. – Pakujemy od razu do samochodu?
- Możemy, rano będzie mniej roboty – uśmiechnęłam się do
niego bo chyba po raz pierwszy w życiu wpadł na mądry pomysł. Wynieśliśmy torby
i załadowaliśmy je do samochodu Radka. Ledwo zdążyliśmy wrócić do domu, a
zadzwonił mój telefon. Na wyświetlaczu pojawiło się „Olo”, odebrałam po trzecim
sygnale:
- Halo, halo
- …
- Nieeee… Żartujesz sobie prawda?
-…
- No proszę cię Olek bądź człowiekiem… - westchnęłam, a mama
z Radkiem spojrzeli na mnie pytająco.
- No dobra – mruknęłam – W takim razie do zobaczenia.
- Co jest? – zapytała mama gdy tylko skończyłam rozmawiać.
- Andrea i Przedpełski dostali fisia na punkcie tej całej
Olimpiady i sztab trenerski, medyczny i statystycy mają jutro o 6.00 rano
dwugodzinną odprawę zanim oficjalnie rozpocznie się zgrupowani.
- No to niby jak ty chcesz to zrobić? – spojrzał na mnie
zdziwiony Radek.
- A no tak, że nie mogę jechać jutro rano, ale dziś w nocy –
strzeliłam mu słodki uśmiech – I ty mnie tam dziś w nocy zawieziesz.
- Zapomnij! Ja nie będę się tłuk nocą przez pół Polski, jedź
pociągniem.
- Świnia! –
wrzasnęłam na niego – Myślisz, że ja nie chciałabym spędzić z wami jeszcze
trochę czasu? Bardzo bym chciała, ale obowiązki to obowiązki… - westchnęłam.
- Dobra nie kłócić się, zaraz cię zawieziemy – stanowczo
przerwała nam naszą dyskusję mama.
- Ja się na to nie piszę – mruknęł jeszcze Radek.
- Piszesz się, piszesz
- odpowiedziała mu mama – I tak byś ją zawiózł i tak…
- No pewnie tak – westchnął i spojrzał na mnie – Zbieraj
tyłek, Spała czeka!
- Jadę z wami – oznajmiła mama i tym sposobem pół godziny
później wszyscy troje siedzieliśmy w samochodzie i zmierzaliśmy w kierunku
ośrodka szkoleniowego w Spale. Rozmawialiśmy i śpiewaliśmy piosnki całą drogę,
aby Radek nie miał możliwości przyśnięcia za kierownicą. Gdy dotarliśmy na
miejsce była prawie pierwsza w nocy. Wypakowałam walizki, wyściskałam mamę i
Radka i poszłam w kierunku ośrodka. Drzwi o dziwo nie były zamknięte, weszłam
do budynku i skierowałam się w stronę wind.
- O pani Lilianna- zaczepiał mnie ochroniarz – pan Stasiu,
który jak widać dzisiejszej nocy pracował. – Miło panią znów widzieć – obdarzył
mnie serdecznym uśmiechem – Ale czemu tak późno, spać pani nie mogła?
- Witam panie Stasiu – odwzajemniłam jego uśmiech. – Miałam
być dopiero jutro z rana, ale dostałam telefon, że o 6.00 jest zebranie całego
zarządu i sztabu więc cóż poradzić, przyjechałam.
- A no tak, prezes coś wspominał dzisiaj – podrapał się po
głowie – Teraz to ogólnie wszyscy się na przygotowaniach do Londynu skupiają i
coś tak czuję, że to od jutro będzie tu szał ciał…
- Zapewne tak – odpowiedziała chichocząc. „ Szał ciał” –
cały pan Stasiu, starszy i niezmiernie pocieszny człowiek. Pomógł mi z
dotaszczyć walizki do windy, a ja wjechałam na piętro, gdzie ostatnio znajdował
się mój pokój. Wysiadając z windy wpadłam na Aleksandra przechadzającego się
wraz z Anastasim po korytarzu.
- Cześć śliczna- cmoknął mnie w policzek.
- No hej – uśmiechnęła się do nich obu i serdecznie
uściskałam Andreę – Co wy tu robicie o tej porze? – spytałam zdziwiona patrząc na
Olka.
- Spacerujemy – skrzywił się – A tak poważnie to nie możemy
spać, rozmawiamy i ustalamy już pewne rzeczy… Jutro trzeba przedstawić
prezesowi cały plan na Igrzyska – westchnął.
- Tylko trzeba go jeszcze dokończyć – wtrącił się trener. –
Oskar i reszta też pracują – uśmiechnął się .
- Czyli rozumiem, że przed nami długa i bezsenna noc?
- No to wygląda… - odpowiedział cicho Anastasi. –
Przedpełski dostał fioła na punkcie tej Olimpiady, napalił się strasznie na
złoty medal i chce, abyśmy byli przygotowani na wszystkie ewentualności –
uciął.
- Czyli liczy na to, że jutro rano dostanie przed nos cały
plan działania? Wszystkie kombinacje statystyczne, wykresy medyczne i tym
podobne?- spojrzałam z niedowierzaniem na Olka.
- No właśnie chyba tak… - odpowiedział Olo.
- Pogrzało faceta jak nic! Jak niby kurde Oskar ma zrobić
rozplanowanie gry z meczu na mecz skoro nawet nie wie w jakiej formie będą
gracze na obecną chwilę?
- No to jest chyba pytanie retoryczne – skwitował Anastasi –
Prezes wymaga więc musi dostać to czego chce.
- Dobra, zostawię rzeczy i zaraz
do was wracam – poczapałam do pokoju. Zostawiłam bagaże i poszłam do pokoju
Olka gdzie siedzieli wszyscy pozostali i ciężko pracowali, przywitałam się z
nimi i zajęłam kartotekami medycznymi. – A tak z ciekawoścvi zapytam… Kiedy
prezes wpadł na ten pomysł, że chce mieć jutro wszystko do wglądu? – spojrzałam
pytająco na sztab trenerski.
- Dzisiaj późnym popołudniem, gdy
tylko zjawił się w Spale – odpowiedział Gardini.
- Więcej pytań nie mam... –
pokręciłam głową i zajęłam się swoimi rzeczami. Olek zrobił mi mocną kawę i tak
jakoś udało nam się coś ogranąć do 6.00 rano. Piętnaście minut przed spotkaniem
wskoczyłam pod prysznic i przebrałam się w czyste ubrania. Punktualnie
spotkaliśmy się na odprawie, która trwała równe dwie godziny do 8.00. Wszyscy
byliśmy cholernie głodni, ale cóż poradzić. Przedpełski był wyraźnie zadowolony
z prowizorycznego planu jaki udało się nam stworzyć jednej nocy. Pochwalił,
powiedział że trzyma kciuki i ok 9.00 pojechał do Warszawy. Wszyscy odetchnęli
z ulgą. Liczyłam na to, że będę mogła się trochę przespać, ale niestety nie…
Okazał się, że cała drużyna stawiła się punktualnie na 8.30 i o 10.00
rozpoczynaliśmy trening. Wychodząc z sali konferencyjnej wpadłam na Zbyszka.
- No witaj ślicznotko – uściskał
mnie mocno, przytuliłam się do niego opierając głowę na jego klatce piersiowej.
- Spać, spać, spać… - mruknęłam
zamykając oczy.
- Nie ma tak dobrze, zaraz mamy
trening – wyszczerzył swoje śnieżnobiałe ząbki. – Czekaj, czekaj… To coś ty
robiła całą noc?
- Nie pytaj – westchnęłam z
trudem odrywając głowę od jego torsu.
- Uuuuu no to ja chyba nie chcę
znać szczegółów… Ale nieźle wyprana dzisiaj jesteś- zachichotał.
-Zibi, ty głupku! – trzasnęłam go
w ramię – To na pewno nie to co myślisz – wbiłam w niego swój wzrok –
Pracowaliśmy wszyscy dzisiaj całą noc i każdy z nas tak wygląda – pokazałam
głową na Olka i Oskara, którzy ledwo podpierając się na łokciach pili kolejną
już kawę.
- I tak ci nie wierzę –
zachichotał czochrając moją grzywkę.
- Spadaj w takim razie - wyswobodziłam się z jego objęć i wyszłam
trzaskając drzwiami.
- Nie wkurzaj jej dzisiaj
bardziej – rzucił zaspany Olek.
- Ludzie wy dzisiaj wszyscy jacyś
tacy bez energii – stwierdził roześmiany Zbysio wychodząc z sali.
W drodze do pokoju o mały włos
nie wpadłabym na Ziomka, którego w porę zauważyłam.
- Budzimy się Śpiąca Królewno –
zaśmiał się całując mój policzek.
- Nie dzisiaj – uśmiechnęłam się
wymijając go i człapiąc powoli do pokoju.
- Liluśka! – wrzasnął za mną
Winiarski biegnąc w moim kierunku i chwytając mnie w swoje objęcia. – Jest i
nasza pani fizjoterapeutka kochana – zachichotał składając na moim policzku
słodkiego buziaka na przywitanie. - Co
ty dzisiaj taka nie w humorze co?
- Jedyne o czym marze to 3
godziny snu, nic więcej – mruknęłam ziewając.
- Słyszałem, że pracowaliście
całą noc, bo Przedpełski coś sobie nawymyślał – pokiwał głowa Michał.
- Dzisiaj po raz pierwszy w życiu
miałam ochotę mu przywalić- westchnęłam.
- No tak…Ale czegóż się nie robi
dla drużyny narodowej co? – zachichotał.
- Taa… Dobra Misiek idę po
rzeczy, do zobaczenia na treningu – posłałam mu lekki uśmiech i zniknęłam za
drzwiami pokoju. Spakowałam torbę na trening i zaczęła rozpakowywać walizki,
gdy nagle ktoś wpadł do mojego pokoju, bez pukania oczywiście. Zanim zdążyłam
się odwrócić poczułam czyjś ciężar na swoich plecach i ciężkie łapy ściskające
mnie…
- Krzysiu aż tak bardzo się
stęskniłeś? – odwróciłam się do niego z uśmiechem na twarzy i przytuliłam go.
- Mam ten sam problem co ty, za
szybko przywiązuje się do ludzi – odwzajemnił uśmiech i cmoknął mnie w
policzek. – Kiedy zabierzesz Radzia, mamuśkę i wpadniecie do nas do Rzeszowa?
Iwona jest zachwycona tobą i twoją rodziną, zresztą moje dzieciaki w drodze
powrotnej nawijały tylko o cioci Lili – wyszczerzył ząbki w uśmiechu.
- Przyjedziemy kiedyś Krzysiu,
ale najpierw oboje mamy na głowie Olimpiadę w Londynie pragnę ci przypomnieć –
zmrużyłam oczy.
- Wiem przecież – wystawił mi
język – I wiem jakie oczekiwania ma w stosunku co do nas Przedpełski…
- A no ma…Wszyscy mają Krzysiu –
spojrzałam na niego.
- Aż się boję myśleć co to będzie
gdyby w razie…
- To nie myśl – przerwałam mu –
Bo tak nie będzie rozumiemy się? – pogroziłam mu palcem – Jedziemy do Londynu
spełniać marzenia!
- Oj Lili żebyś ty miała rację
- westchnął.
- Ja zawsze mam rację Krzysiu –
zachichotałam przerzucając torbę przez ramię i biorąc aparat. – Idziemy na ten
trening?
- Wypadałoby – uśmiechnął się –
Chociaż ty zapewne wolałabyś się przespać co?
- Nawet mnie nie denerwuj –
syknęłam mijając go i wychodząc z pokoju. Pech chciał, że na korytarzu stała
cała drużyna czekając na windę. Ci, z którymi nie widziałam się od rana
przybiegli się przywitać. Ściskaniu i całusom nie było końca, aż zaczęło mnie
to wszystko męczyć. W ogóle po tej nieprzespanej nocy byłam jakaś nerwowa.
Zdziwiłam się, że nawet Kurek podszedł do mnie i mnie przytulił. No cóż… Nie
wypadał mu zachować się inaczej w towarzystwie. Trening rozpoczął się
punktualnie o 10.00. Chłopcy byli pełni energii, czego nie można było
powiedzieć o trenerach, sztabie medycznym i statystykach. Nawet nie miałam siły
biegać z aparatem i robić im zdjęcia. Na początku uwieczniłam kilka obron Igły,
zagrywki Rucka i Zibiego, atak Winiara i kilka wystaw Gumy, na tym koniec. Nie
śmieszyły mnie nawet żarty Dzika, chciała tylko chociaż na chwilkę się położyć.
Siedziałam opierając głowę na krześle i praktycznie przysypiałam, gdy nagle z
drzemki wyrwał mnie krzyk Kosy:
- Ałaaaaa! Kurwa mać uważaj
trochę debilu jeden! – W tym momencie zerwałam się na równe nogi i podbiegłam
do siedzącego na boisku Grześka trzymającego się z prawy nadgarstek.
- Kosa sorry no, to nie było
specjalnie… - mruczał zdezorientowany Kurek – Bole cię?
- Nie kurwa! Swędzi wiesz?! – wydarł
się wkurzony Grzesiek. Swoją drogą nigdy nie widziałam go w takim stanie
emocjonalnym, z reguły nie przeklinał i zachowywał spokój nawet w najbardziej
beznadziejnych sytuacjach.
- Pokaż tą rękę – klęknęłam obok Grześka oglądając jego
nadgarstek. Zaraz obok mnie znalazł się Olek i także obejrzał poszkodowanego po
czym spojrzał na mnie, a ja na niego „wybity” mruknęliśmy jednocześnie.
- Co? – zapytał wystraszony Kuraś.
- To, że wybiłeś mu nadgarstek idioto! – spojrzałam na Kurka
wzrokiem mordercy – Wy mieliście ćwiczyć przed Igrzyskami Olimpijskimi, a nie
kontuzjować kolegów z drużyny - ucięłam.
Obłożyłam lodem nadgarstek Grześka, pomogłam mu wstać i poszliśmy w stronę
trybun. Podszedł do nas trener:
- I co?
- Ma wybity nadgarstek, nie może grać przynajmniej przez 4
do 5 dni. – zdał raport Olek.
- Przecież my mamy Olimpiadę! – wrzasnął wkurzony trener –
Nie dacie rady nic zrobić?
- Możemy robić okłady, masaże i podać środki przeciwbólowe…
- oznajmił Olek.
- Jak to się dokładnie stało? – zapytał nadal zdenerwowany
Andrea.
- Tak właściwie to trochę moja wina… - zaczął tłumaczyć się
Kuraś, który pojawił się nie wiadomo skąd. – Atakowałem, a Grzesiek skoczył do
bloku i…
- Ile razy mam ci powtarzać, że masz atakować taktycznie a
nie siłowo? Siła też jest potrzebna, ale
kurde nie pokazuj jej na kolegach z drużyny tylko na przeciwniku! – warknął
Anastasi, a Kurek zamilkł przybity.
- Olek zostaje na hali, Lila zabiera Kosę i wraca z nim do
ośrodka, a wy na boisko i jeszcze dodatkowa godzina treningu! – wrzasnął
Anastasi w stronę chłopaków, którzy wnerwieni
na Kurka zawlekli się na swoje pozycje. Zabrałam torbę i razem z
Grześkiem wyszliśmy z hali. Kosa przebierał się dość długo bo miał jedną rękę
obwiązaną opaską uciskową. Wreszcie wyszedł z szatni i podszedł do mnie.
Siedziałam na ławeczkach pod szatnią oparta o ścianę i prawie przysypiałam.
- Nie śpij, bo cię okradną – powiedział z uśmiechem na
twarzy.
- Nie śpię, odpoczywam – posłałam mu wymuszony uśmiech i
wyciągnęłam do niego rękę wstając z ławeczki – Dawaj tą torbę.
- Chyba śnisz, to że mam skręcony nadgarstek nie znaczy, że
będziesz nosił mi torbę – spojrzał na mnie jak na idiotkę.
- Rany Grzesiek nie utrudniaj! Rączka musi ci się „naprawić”
przed Olimpiadą, a jak będziesz ją niepotrzebnie przeciążał to możesz
zapomnieć, że gdziekolwiek pojedziesz – spojrzałam na niego. Zmrużył oczy i
zmierzył mnie tymi swoimi piwnymi oczętami po czym z niechęcią podał mi swoją
torbę, którą przewiesiłam przez ramię.
- Będzie ci za ciężko… - spojrzał na mnie.
-Nie marudź tylko weź aparat jak już musisz coś koniecznie
nieść – wręczyłam mu moją lustrzankę zapakowaną w futerale. Poszliśmy do
ośrodka. Najpierw zahaczyliśmy o gabinet fizjoterapeutyczny, w którym
spryskałam nadgarstek Grzesia lekiem działającym chłodząco i uśmierzającym ból.
Usztywniłam go opaską uciskową, a na wierzch przyłożyłam woreczek z lodem.
- Gotowe – powiedziałam z uśmiechem – Możesz teraz wracać do
pokoju i odpoczywać.
- Dziękuję ci bardzo dobra duszo – po raz kolejny dzisiaj
obdarzył mnie tym swoim zniewalającym uśmiechem i wyszedł. Zabrałam kartę
zdrowia Grześka i sama udałam się do pokoju. Zaczęłam uzupełniać dokumenty, gdy
ktoś zapukał:
-Proszę – rzuciłam i nadal opisywałam uraz jakiego doznał
siatkarz.
- Hej, to ja. Mogę? – zza drzwi wychyliła się głowa Grześka.
- Jasne – uśmiechnęłam się. Wszedł do środka i usiadł na
moim łóżku.
- Co ty tam znowu piszesz?
- Uzupełniam twoja kartę zdrowia, a właściwie to już
skończyłam – odpowiedziałam zamykając teczkę i odkładając ją na brzeg biurka. –
A ty nie wykorzystujesz wolnej chwili na spanie?
- Nie chce mi się spać, a już na pewno nie chce mi się
siedzieć samemu w pokoju, dlatego trochę ci pomarudzę – na jego twarzy
zagościł szeroki uśmiech.
-Spoko, chociaż nie ukrywam, że planowałam się
chwilkę zdrzemnąć bo dzisiejsza noc była okropna.
- Wiem, słyszałem, że harowaliście całą noc- spojrzał na
mnie – W takim razie spadam do siebie i nie będę przeszkadzał.
- Nie no co ty? Daj spokój nie przeszkadzasz, a zresztą… I
tak zapewne długo bym nie pospała, bo jak chłopaki wrócą z treningu to Olek
zapewne zarzuci mnie kolejną partią roboty papierkowej.
- W takim razie może obejrzymy jakiś film co ty na to? –
poruszał charakterystycznie swoimi czarnymi brewkami.
- Hmmmm, a co pan proponuje, panie Kosok – powiedziałam
mrużąc oczy.
- Zwarzywszy na twój stan używalności dnia dzisiejszego to
jakąś lekka komedię, „O północy w Paryżu” może być?
- Romansidło? Bleee – skrzywiłam się.
- No nie tak do końca- powiedział zadowolony.
- Dobra włącz cokolwiek- podałam mu laptopa –Ja idę zrobić
herbatę. Chcesz zwykłą czy owocową?
- Owocową – mruknął znad sprzętu siłując się z kablem od
ładowarki. Zaparzyłam dwie herbaty, które postawiłam na stoliku obok łóżka i
usadowiłam się obok Kosy. Na początku siedzieliśmy oparci na poduszce z
podwiniętymi nogami, ale późnej w naszych łydkach zagościło stado „mróweczek”
więc przybraliśmy pozycję półleżącą. Oparłam swoją głowę na ramieniu Grzesia i
czułam jak zamykają mi się powieki. Nawet nie wiem w którym momencie zasnęłam.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Witajcie moje Drogie Czytelniczki! Mam dla Was kolejny rozdział. Mam nadzieję, że będzie się Wam miło czytało. Pozdrawiam serdecznie! :)
oj ten Kuraś, Kuraś... :)
OdpowiedzUsuńKrzysiu jak zwykle pocieszny, Zibi walnie jakimś tekstem i humor od razu, jakby to powiedział Paput, lepsiejszy!
Lepsiejszy - dokładnie :D Pozdrawiam! :)
Usuńno i powrót do Spały:)) no to Kuraś się nie popisał...ale Lilka na pewno poradzi sobie z kontuzją Grzesia:)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
http://www.niedostepni-dla-siebie.blogspot.com/
Tak jak obiecałam - jest Spała :) A Grześ jest w dobrych rękach ;) Pozdrawiam! :)
UsuńZapraszam na jedenastkę na http://time-for-a-new-life.blogspot.com/ Buziaki, Embouteillages ;* ps.: obiecuję nadrobić twój blog w pierwszej wolnej chwili ;*
OdpowiedzUsuńZ miłą chęcią przeczytam :) Ok, ok - zapraszam i pozdrawiam ;*
UsuńNO to pięknie zaczyna się Olimpiada... Kurek sobie grabi - biedny Grzesiu.
OdpowiedzUsuńNowy rozdział na: http://i-do-not-know-what-i-want.blogspot.com/ Pozdrawiam :)
Kuraś to sobie grabi od samego początku ;) Pozdrawiam serdecznie! :)
UsuńDzięki, z miłą chęcią przeczytam :)
Usuńzapraszam na kolejny rozdział :)
OdpowiedzUsuńhttp://www.niedostepni-dla-siebie.blogspot.com/
Dzięki :)
UsuńZ miłą chęcią :)
OdpowiedzUsuńMajstersztyk kochany blog :) Zapraszam do siebie na nowe cosie pieprznieta.blogspot.com
OdpowiedzUsuńDziękuję za miłe słowa. Z miłą chęcią poczytam :)
UsuńŚwietny rozdział +
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie ♥
siatkowkanaszymzyciem.blogspot.com
Dziękuję i zapraszam częściej :)
UsuńDziękuję bardzo. Z chęcią poczytam Twojego bloga :)
OdpowiedzUsuń