Wstałam o 7.00 rano. Ogarnęłam trochę w pokoju i ubrałam
się. Dzisiaj poza treningiem chłopaków mieliśmy dzień wolny. Oficjalne
rozpoczęcie Olimpiady był dopiero jutro
także dzień zapowiadał się luzacko. Dziś jeszcze mogłam pozwolić sobie
na trochę prywaty zakładając błękitną sukienkę na ramiączkach, bo od jutro już
obowiązywały nas stroje kadrowe. Kiedy kończyłam upinać nieznośne loki w kok
zadzwonił mi telefon. Był to Radek, który właśnie wracał z pracy. Mieli do
przygotowania jakiś ważny projekt i spędził w biurze całą noc. Już trochę się
otrząsnął po rozstaniu z Angeliką, przynajmniej sprawia takie wrażanie na
zewnątrz. Ja jednak zbyt dobrze go znam, żeby nie wiedzieć jak cierpi od
środka. Porozmawiałam z nim chwilę i
pakując torbę zeszłam na śniadanie. Treningi były ustalone na konkretne
godziny, bo wśród tylu przedstawicieli różnych krajów trudno było o tak wiele
hal siatkarskich. Śniadanie mieliśmy o 8.00. Stołówka była cholernie duża i
trzeba było nieźle uważać , aby się gdzieś nie zagubić. Oprócz nas jedli tu
także inny sportowcy co przyczyniało się do ogólnego gwaru i hałasu panującego
w pomieszczeniu.
- Witaj Lila, jak się spało? – zagadnął Anastasi siadając do
stolika „sztabowego”.
- Dzień dobry trenerze – odpowiedziałam z uśmiechem – Nawet
dobrze, muszę przyznać, że się wyspałam. A pan? – spojrzałam na mojego
rozmówcę.
- Ja także – odpowiedział z uśmiechem i życzył smacznego
śniadanka. Chwilę później zjawił się Oskar, Olek i cała reszta ekipy
przysiadając się do naszego stolika. Ustaliliśmy szczegóły co do treningu i
dokładnie się umówiliśmy.
- Zaczynamy o 10.00 i mamy czas do 12.00 – poinformował nas
Anastasi – Wszyscy widzimy się przed budynkiem – w tym momencie spojrzał na
swój zegarek – Tak gdzieś o 9.20.
- Jasne trenerze – odpowiedzieliśmy chórem. Po śniadaniu
wpadłam szybko do pokoju po aparat, którego zapomniałam zabrać i zbiegłam
na dół. Po drodze wpadłam na schodzącego schodami Zbyszka.
- Cześć słoneczko – powiedział z promiennym uśmiechem na
twarzy – Wyspałaś się dzisiaj?
- Dzisiaj tak – odwzajemniłam jego uśmiech – A ty czemu
schodami? Tylko nie mów, że dbasz o formę, bo w to akurat nie uwierzę-
spojrzałam na niego.
- Nie chciało mi się czekać na windę. Swoją drogą to i tak
bym się pewnie nie doczekał, bo niezłe tłumy tam słały. Poza tym Anastasi
zrobił nam wczoraj wieczorem pogadankę na temat punktualności i powiedział, że
tutaj mamy chodzić jak w zegarku, bo jak nie to nas udusi. – zaśmiałam się
widząc jego minę.
- I aż tak się go wystraszyłeś i będziesz się go grzecznie
słuchał? Nie wierzę… - spojrzałam na Zbyszka z szeroki uśmiechem.
- Innego wyjście nie mam, a tak poza tym to ja przecież na
pozór jestem grzecznym chłopcem – wyszeptał tym swoim zmysłowym niskim głosem.
- Tak samo jak ja jestem grzeczną dziewczynką… -
zachichotałam wymijając go i zbiegając po schodach. Przed budynkiem byłam
dokładnie o 9.15. Wszyscy się już powoli schodzili. Porozmawiałam chwilę z
chłopakami, pożartowaliśmy trochę i wspólnie poszliśmy na halę. Była to
mniejsza sala przeznaczona do ćwiczeń, a nie ta no której będą rozgrywali
mecze. Nie zrobiła na mnie zatem szczególnego wrażenia. Po wejściu do budynku
każdy zajął się swoją pracą. Chłopaki poszli się przebrać, a sztab szkoleniowy
i medyczny rozłożył się przy linii bocznej boiska. Potem była rozgrzewka i
rozciąganie. Cyknęłam kilka fotek. Później standardowo podzielili się na dwie
drużyny i zagrali między sobą mini mecz ćwicząc w szczególności zagrywkę i
atak. Wszyscy byli w dobrych humorach, między czasie śmiali się i żartowali.
Jedyną osobą, która prawie w ogóle się nie odzywała był Bartek. Z początku
wcale nie zwracałam na niego uwagi, bo każdy może mieć gorszy dzień. Zaczęłam
go jednak bardziej obserwować. Z każdym wyskokiem do bloku czy ataku, każdym
wyciągnięciem rąk do góry robił się blady na twarzy i zaraz po wykonaniu akcji
odwracał się tyłem do trenera i chłopaków, aby nie widzieli grymasu bólu na
jego twarzy. Po godzinie treningu Andrea zgodził się na 10 minut przerwy.
Wszyscy zbiegli z boiska w stronę moją i Olka, bo przy nas stały butelki z ich
wodą i ręczniki. Wzięłam butelką opisaną numerem 6 i ręcznik z takim samym
znaczkiem. Podeszłam do Bartka, który siedział na podłodze opierając się głową
o krzesła i ciężko oddychając.
- Cześć – powiedziałam kucając naprzeciw niego i podając mu
butelkę z wodą oraz ręcznik.
- Cześć, ale my się już dzisiaj widzieliśmy – bąknął biorąc
ode mnie swoje rzeczy.
- Niby tak, ale nie było okazji pogadać – stwierdziłam
uważnie się mu przyglądając.
- Dzięki za wodę i ręcznik – uśmiechnął się lekko.
- Nie ma za co – spojrzałam mu w oczy – Bartek… Powiedz mi,
ale tak szczerze… Boli cię coś?
- Mnie? Nie! Skąd ten głupi pomysł? – spojrzał na mnie
zdziwiony.
- Widziałam jak grałeś i przy każdym wyskoku…
- To ze zmęczenia – uciął nie dając mi dokończyć zdania.
- Na pewno ? –spojrzałam na niego badawczym wzrokiem.
- Tak na pewno – odpowiedział wysilając się na lekki uśmiech
– Wszystko ok.
- To dobrze – powiedziałam wstając i poszłam z powrotem do
Olka. Chłopcy po krótkiej przerwie wrócili na boisko. Wraz z wznowieniem gry
Kuraś znowu prawie zwijał się z bólu. Zauważył to też Olek. Opowiedziałam mu
moją rozmowę z Bartkiem. Pokręcił tylko głową.
- Ale przecież widać, że coś jest nie tak – szepnął w moim
kierunku – Jest blady jak ściana, ale oczywiście zgrywa twardziela.
- Pewnie nie chce narażać się trenerowi i denerwować go na
dzień przed rozpoczęciem Olimpiady.
- Myślisz, że boi się przyznać? Chociaż po tym ostatnim
numerze w Spale to się nie dziwię.
- Dobrze wiesz, że nie zrobił tego specjalnie – popatrzyłam
na Olka – Wybicie nadgarstka jest dość powszechnym przypadkiem w tej
dyscyplinie sportowej.
- A od kiedy ty go tak bronisz co? – zapytał z uśmiechem
Olek – Wasze relacje uległy zmienie?
- Nie i nie zapowiada się, aby w najbliższej przyszłości
uległy – odpowiedziałam mrużąc oczy- A poza tym nie bronię go, ale wtedy
niesłusznie mu się oberwało.
- W sumie masz rację – odpowiedział Olek kiwając głową.
Chciał powiedzieć coś jeszcze, ale w tym momencie na boisku zrobił się niezły
hałas. Usłyszeliśmy głuchy huk i podniesione głosy chłopaków.
- Cholera zemdlał! – stwierdził spostrzegawczy Marcin
patrząc na leżącego na boisku Bartka. W jednej chwili znaleźliśmy się przy nim
razem z Olkiem.
- Bartek słyszysz mnie? – poklepałam go lekko po policzku –
Bartek!
- Co? – odpowiedział pocierając tył głowy, w który musiał
nieźle przygrzmocić. – Nic mi nie jest – burknął podnosząc się.
- Jasne – skwitował Olek z grymasem na twarzy. Andrea szybko
znalazł się obok nas dopytując co się konkretnie stało.
- O rany no! Zakręciło mi się w głowie ze zmęczenia i
upadłem, nic wielkiego – tłumaczył się Kurek – Wracam do gry.
- A ty dokąd? – położyłam głowę na jego ramieniu.
- Na boisko – prychnął – moja kolej zagrywki.
- Chyba śnisz… - spojrzałam na niego piorunując go
spojrzeniem. Andrea po krótkiej rozmowie z Olkiem na boku stwierdził, że
chłopaki wracają do gry, a Bartek schodzi z boiska.
- Trenerze, ale ja muszę ćwiczyć z nimi bo…
- Bez dyskusji! – uciął Anastasi – Wracasz z Lilką do
ośrodka, musisz odpocząć.
- Nie mogę bo…
- Idź Bartek – powiedział spokojnym i opanowanym głosem
Marcin kładąc rękę na jego ramieniu i klepiąc go lekko.
- Trener ma rację, musisz odpocząć i być gotowym na pierwszy
bój z Włochami – powiedział z lekkim uśmiechem Krzysiek. Bartek nic nie
odpowiedział. Zszedł z kamienną twarzą z boiska kierując się do szatni.
- Nie pozabijacie się? – szepnął mi w biegu do ucha Olek za
co został zlinczowany spojrzeniem. Czekałam na Kurasia pod szatnią, jak widać
wcale mu się nie spieszyło, bo przebierał się dobre 20 minut. Lekko
zaniepokojona zapukałam do drzwi.
- Długo jeszcze? – ale odpowiedziała mi głucha cisza –
Bartek jesteś tam? – zaczynałam się coraz bardziej niepokoić, że znów zasłabł.
- A gdzie mam być? – warknął wychodząc i o mały włos nie
przygniatając mnie drzwiami do ściany.
- Bardzo dobrze! – powiedziałam ze wściekłością w głosie i
ruszyłam za nim w kierunku ośrodka. Przez całą drogę nie odezwaliśmy się ani
słowem. Każde z nas poszło do swojego pokoju. Zostawiłam swoje rzeczy i po
chwili ruszyłam w kierunku jego pokoju. Musiałam zobaczyć jak się czuje, takie
były moje obowiązki. Zapukałam cicho i nie czekając na zaproszenie weszłam do
środka. Bartka nie było w pokoju, ale zauważyłam, że w łazience pali się światło.
Wyszedł po chwili cały blady i trzymając się na brzuch poczłapał w stronę
łóżka.
- Dalej będziesz mnie wkręcał, że nic ci nie jest? –
zapytałam nieco łagodniejszym tonem.
- Bo nic mi nie jest – burknął kładąc się na łóżku i
zwijając w kłębek. Podeszłam do niego i usiadłam na brzegu łóżka kładąc rękę na
jego głowie.
- Jesteś cały rozpalony, masz gorączkę... – stwierdziłam
patrząc na jego wypieki na policzkach.
- Wydaje ci się – strącił moją rękę i przewrócił się na bok.
Pokręciłam tylko głową.
- Bartek chcę ci pomóc – zaczęłam starając się opanować
nerwy.
- Nie potrzebuję pomocy, nic mi nie jest – warknął przez
zaciśnięte zęby.
- Może w takim razie chociaż zaparzę ci herbatę, albo coś? –
spojrzałam na niego.
- Nie dzięki, chcę się zdrzemnąć. – uciął moje dalsze
pytania.
- Jak chcesz- powiedziałam cicho wstając z jego łóżka –
Jakbyś czegoś potrzebował to jestem u siebie – rzuciłam wychodząc z pokoju i
zamykając za sobą drzwi. Po jakimś czasie reszta drużyny wróciła z treningu, do
mojego pokoju zawitał Olek.
- I co z naszym Bartusiem? Żyje jeszcze, czy już go
wykończyłaś? – powiedział od progu z uśmiechem na twarzy.
- Chyba żyje i niestety nie miałam okazji go niczym otruć bo
nawet herbaty ode mnie nie chciał – uśmiechnęłam się mrugając rzęsami w stronę
Olka, który także zaczął się śmiać.
- Na hali wyglądał jak siedem nieszczęść – stwierdził.
- No i dalej tak wygląda, ale twierdził że chce się
zdrzemnąć więc proszę bardzo – powiedziałam wstając z łóżka i podchodząc do
biurka – Trzymaj jego kartę zdrowia, już uzupełniłam.
- Szybka jesteś – z uśmiechem odebrał ode mnie dokumenty. –
Za dziesięć minut obiad – poinformował mnie wychodząc z pokoju. Chwilę po nim
zebrałam się i zeszłam na dół do sali, w której jadaliśmy posiłki.
- Gdzie masz swojego współlokatora? – zapytałam Winiarskiego.
- Śpi – odpowiedział pałaszując sałatkę z czerwonej kapusty.
Po obiedzie poszliśmy pozwiedzać miasto. Do kolacji mieliśmy czas wolny, a w
ośrodku został doktor więc Kurek był w dobrych rękach. Dobra kawa w
towarzystwie Krzysia, Ziomka, Dzika i Zibiego wpłynęła na poprawę mojego
samopoczucia. Wróciliśmy godzinę przed kolacją. Zadzwoniłam do mamy i
rozmawiałam z nią dość długo, a potem zeszłam na nasza stołówkę. Kurek nie
pojawił się na kolacji, a ja uświadomiłam sobie, że od śniadania nic nie jadł.
Zrobiłam mu kanapkę i owinęłam w folię. Szybko zjadłam swój posiłek i wymknęłam
się do pokoju Bartka. Weszłam po cichu. Spał, więc nie chciałam go budzić.
Położyłam kanapkę na jego stoliku i napisałam karteczkę „Smacznego!”. Sama poszłam
do swojego pokoju, wzięłam prysznic i postanowiłam się wcześniej położyć.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Zgodnie z obietnicą pojawia się kolejny rozdział :) Mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu. Pozdrawiam :)
Fajny rozdział , biedny Bartek , ale udaje twardziela .
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam na kolejny rozdział :)
Dziękuję bardzo :) Róznież pozdrawiam i zapraszam cześciej :)
UsuńDziękuje za zaproszenie , na pewno będę stałą bywalczynią , uwielbiam twojego bloga :)
UsuńBardzo miło mi czytać takie komentarze :) Są one niezwykle motywujące do dalszego tworzenia tych bzdur :)
UsuńZ tą kawą byłoby lepiej, gdyby Dzik, Zibi i Igła zostawili Lilę i Ziomka samych :D
OdpowiedzUsuńZakodowano: niebezpieczeństwo ze strony Kurka! Ta choroba nie wpłynie dobrze na mój szatański plan połączenia Łukasza i Lilki. Tak czuję...
Pozdrawiam :)
Hahaha! Uwielbiam Cię :D Na początku tworzenia tych bredni miałam trochę inny plan na zakończenie, ale zawsze można trochę namieszać :D Pozdrawiam :)
UsuńJa liczę na to, że pomieszasz :D Na korzyść Ziomka, oczywiście.
UsuńNic nie mogę obiecać, ale zobaczymy co się da zrobić ;)
UsuńAhahhahahaha THE BEST rozdział ! :D :D
OdpowiedzUsuńJa już swój napisałam, a więc zapraszam
siatkowkanaszymzyciem.blogspot.com/
Dziękuję bardzo :) Już zabieram się za czytanie ;)
UsuńMoże i Kurek jest twardzielem, ale nie musi być nieodpowiedzialnym dupkiem ;p. Wszyscy chcą dla niego dobrze, a ten uparcie swoje. A swoją drogą to Lilka ma chyba anielską cierpliwość ;)
OdpowiedzUsuńZapraszam na nowy rozdział na: http://walcz-o-mnie.blogspot.com/ Pozdrawiam :)
Dzięki, również pozdrawiam :) A co do cierpliwości Lilki, to zapewne kiedyś się ona skończy ;)
Usuńsłynne zatrucie Kurka...ja wiem, że chce udawać twardziela ale niech się nie wyżywa na osobach, które chcą Mu pomóc...
OdpowiedzUsuńLilka ładnie się zachowała z tą kanapką mimo Jego opryskliwości...
pozdrawiam
http://niedostepni-dla-siebie.blogspot.com/
Zobaczymy jak długo jeszcze Lilka będzie znosić jego zachowanie ;) Pozdrawiam!
Usuńzapraszam na czwóreczkę na http://trzy-swiaty-agaty.blogspot.com/ Buziaki, Embouteillages ;*
OdpowiedzUsuńOooo! z miłą chęcią :) Dziękuję ;*
UsuńDzięki :)
OdpowiedzUsuń