sobota, 16 marca 2013

Rozdział 27


Wstałam o 7.00 rano. Ogarnęłam trochę w pokoju i ubrałam się. Dzisiaj poza treningiem chłopaków mieliśmy dzień wolny. Oficjalne rozpoczęcie Olimpiady był dopiero jutro  także dzień zapowiadał się luzacko. Dziś jeszcze mogłam pozwolić sobie na trochę prywaty zakładając błękitną sukienkę na ramiączkach, bo od jutro już obowiązywały nas stroje kadrowe. Kiedy kończyłam upinać nieznośne loki w kok zadzwonił mi telefon. Był to Radek, który właśnie wracał z pracy. Mieli do przygotowania jakiś ważny projekt i spędził w biurze całą noc. Już trochę się otrząsnął po rozstaniu z Angeliką, przynajmniej sprawia takie wrażanie na zewnątrz. Ja jednak zbyt dobrze go znam, żeby nie wiedzieć jak cierpi od środka. Porozmawiałam z nim chwilę  i pakując torbę zeszłam na śniadanie. Treningi były ustalone na konkretne godziny, bo wśród tylu przedstawicieli różnych krajów trudno było o tak wiele hal siatkarskich. Śniadanie mieliśmy o 8.00. Stołówka była cholernie duża i trzeba było nieźle uważać , aby się gdzieś nie zagubić. Oprócz nas jedli tu także inny sportowcy co przyczyniało się do ogólnego gwaru i hałasu panującego w pomieszczeniu.
- Witaj Lila, jak się spało? – zagadnął Anastasi siadając do stolika „sztabowego”.
- Dzień dobry trenerze – odpowiedziałam z uśmiechem – Nawet dobrze, muszę przyznać, że się wyspałam. A pan? – spojrzałam na mojego rozmówcę.
- Ja także – odpowiedział z uśmiechem i życzył smacznego śniadanka. Chwilę później zjawił się Oskar, Olek i cała reszta ekipy przysiadając się do naszego stolika. Ustaliliśmy szczegóły co do treningu i dokładnie się umówiliśmy.
- Zaczynamy o 10.00 i mamy czas do 12.00 – poinformował nas Anastasi – Wszyscy widzimy się przed budynkiem – w tym momencie spojrzał na swój zegarek – Tak gdzieś o 9.20.
- Jasne trenerze – odpowiedzieliśmy chórem. Po śniadaniu wpadłam szybko do pokoju po aparat, którego zapomniałam zabrać i zbiegłam na dół. Po drodze wpadłam na schodzącego schodami Zbyszka.
- Cześć słoneczko – powiedział z promiennym uśmiechem na twarzy – Wyspałaś się dzisiaj?
- Dzisiaj tak – odwzajemniłam jego uśmiech – A ty czemu schodami? Tylko nie mów, że dbasz o formę, bo w to akurat nie uwierzę- spojrzałam na niego.
- Nie chciało mi się czekać na windę. Swoją drogą to i tak bym się pewnie nie doczekał, bo niezłe tłumy tam słały. Poza tym Anastasi zrobił nam wczoraj wieczorem pogadankę na temat punktualności i powiedział, że tutaj mamy chodzić jak w zegarku, bo jak nie to nas udusi. – zaśmiałam się widząc jego minę.
- I aż tak się go wystraszyłeś i będziesz się go grzecznie słuchał? Nie wierzę… - spojrzałam na Zbyszka z szeroki uśmiechem.
- Innego wyjście nie mam, a tak poza tym to ja przecież na pozór jestem grzecznym chłopcem – wyszeptał tym swoim zmysłowym niskim głosem.
- Tak samo jak ja jestem grzeczną dziewczynką… - zachichotałam wymijając go i zbiegając po schodach. Przed budynkiem byłam dokładnie o 9.15. Wszyscy się już powoli schodzili. Porozmawiałam chwilę z chłopakami, pożartowaliśmy trochę i wspólnie poszliśmy na halę. Była to mniejsza sala przeznaczona do ćwiczeń, a nie ta no której będą rozgrywali mecze. Nie zrobiła na mnie zatem szczególnego wrażenia. Po wejściu do budynku każdy zajął się swoją pracą. Chłopaki poszli się przebrać, a sztab szkoleniowy i medyczny rozłożył się przy linii bocznej boiska. Potem była rozgrzewka i rozciąganie. Cyknęłam kilka fotek. Później standardowo podzielili się na dwie drużyny i zagrali między sobą mini mecz ćwicząc w szczególności zagrywkę i atak. Wszyscy byli w dobrych humorach, między czasie śmiali się i żartowali. Jedyną osobą, która prawie w ogóle się nie odzywała był Bartek. Z początku wcale nie zwracałam na niego uwagi, bo każdy może mieć gorszy dzień. Zaczęłam go jednak bardziej obserwować. Z każdym wyskokiem do bloku czy ataku, każdym wyciągnięciem rąk do góry robił się blady na twarzy i zaraz po wykonaniu akcji odwracał się tyłem do trenera i chłopaków, aby nie widzieli grymasu bólu na jego twarzy. Po godzinie treningu Andrea zgodził się na 10 minut przerwy. Wszyscy zbiegli z boiska w stronę moją i Olka, bo przy nas stały butelki z ich wodą i ręczniki. Wzięłam butelką opisaną numerem 6 i ręcznik z takim samym znaczkiem. Podeszłam do Bartka, który siedział na podłodze opierając się głową o krzesła i ciężko oddychając.
- Cześć – powiedziałam kucając naprzeciw niego i podając mu butelkę z wodą oraz ręcznik.
- Cześć, ale my się już dzisiaj widzieliśmy – bąknął biorąc ode mnie swoje rzeczy.
- Niby tak, ale nie było okazji pogadać – stwierdziłam uważnie się mu przyglądając.
- Dzięki za wodę i ręcznik – uśmiechnął się lekko.
- Nie ma za co – spojrzałam mu w oczy – Bartek… Powiedz mi, ale tak szczerze… Boli cię coś?
- Mnie? Nie! Skąd ten głupi pomysł? – spojrzał na mnie zdziwiony.
- Widziałam jak grałeś i przy każdym wyskoku…
- To ze zmęczenia – uciął nie dając mi dokończyć zdania.
- Na pewno ? –spojrzałam na niego badawczym  wzrokiem.
- Tak na pewno – odpowiedział wysilając się na lekki uśmiech – Wszystko ok.
- To dobrze – powiedziałam wstając i poszłam z powrotem do Olka. Chłopcy po krótkiej przerwie wrócili na boisko. Wraz z wznowieniem gry Kuraś znowu prawie zwijał się z bólu. Zauważył to też Olek. Opowiedziałam mu moją rozmowę z Bartkiem. Pokręcił tylko głową.
- Ale przecież widać, że coś jest nie tak – szepnął w moim kierunku – Jest blady jak ściana, ale oczywiście zgrywa twardziela.
- Pewnie nie chce narażać się trenerowi i denerwować go na dzień przed rozpoczęciem Olimpiady.
- Myślisz, że boi się przyznać? Chociaż po tym ostatnim numerze w Spale to się nie dziwię.
- Dobrze wiesz, że nie zrobił tego specjalnie – popatrzyłam na Olka – Wybicie nadgarstka jest dość powszechnym przypadkiem w tej dyscyplinie sportowej.
- A od kiedy ty go tak bronisz co? – zapytał z uśmiechem Olek – Wasze relacje uległy zmienie?
- Nie i nie zapowiada się, aby w najbliższej przyszłości uległy – odpowiedziałam mrużąc oczy- A poza tym nie bronię go, ale wtedy niesłusznie mu się oberwało.
- W sumie masz rację – odpowiedział Olek kiwając głową. Chciał powiedzieć coś jeszcze, ale w tym momencie na boisku zrobił się niezły hałas. Usłyszeliśmy głuchy huk i podniesione głosy chłopaków.
- Cholera zemdlał! – stwierdził spostrzegawczy Marcin patrząc na leżącego na boisku Bartka. W jednej chwili znaleźliśmy się przy nim razem z Olkiem.
- Bartek słyszysz mnie? – poklepałam go lekko po policzku – Bartek!
- Co? – odpowiedział pocierając tył głowy, w który musiał nieźle przygrzmocić. – Nic mi nie jest – burknął podnosząc się.
- Jasne – skwitował Olek z grymasem na twarzy. Andrea szybko znalazł się obok nas dopytując co się konkretnie stało.
- O rany no! Zakręciło mi się w głowie ze zmęczenia i upadłem, nic wielkiego – tłumaczył się Kurek – Wracam do gry.
- A ty dokąd? – położyłam głowę na jego ramieniu.
- Na boisko – prychnął – moja kolej zagrywki.
- Chyba śnisz… - spojrzałam na niego piorunując go spojrzeniem. Andrea po krótkiej rozmowie z Olkiem na boku stwierdził, że chłopaki wracają do gry, a Bartek schodzi z boiska.
- Trenerze, ale ja muszę ćwiczyć z nimi bo…
- Bez dyskusji! – uciął Anastasi – Wracasz z Lilką do ośrodka, musisz odpocząć.
- Nie mogę bo…
- Idź Bartek – powiedział spokojnym i opanowanym głosem Marcin kładąc rękę na jego ramieniu i klepiąc go lekko.
- Trener ma rację, musisz odpocząć i być gotowym na pierwszy bój z Włochami – powiedział z lekkim uśmiechem Krzysiek. Bartek nic nie odpowiedział. Zszedł z kamienną twarzą z boiska kierując się do szatni.
- Nie pozabijacie się? – szepnął mi w biegu do ucha Olek za co został zlinczowany spojrzeniem. Czekałam na Kurasia pod szatnią, jak widać wcale mu się nie spieszyło, bo przebierał się dobre 20 minut. Lekko zaniepokojona zapukałam do drzwi.
- Długo jeszcze? – ale odpowiedziała mi głucha cisza – Bartek jesteś tam? – zaczynałam się coraz bardziej niepokoić, że znów zasłabł.
- A gdzie mam być? – warknął wychodząc i o mały włos nie przygniatając mnie drzwiami do ściany.
- Bardzo dobrze! – powiedziałam ze wściekłością w głosie i ruszyłam za nim w kierunku ośrodka. Przez całą drogę nie odezwaliśmy się ani słowem. Każde z nas poszło do swojego pokoju. Zostawiłam swoje rzeczy i po chwili ruszyłam w kierunku jego pokoju. Musiałam zobaczyć jak się czuje, takie były moje obowiązki. Zapukałam cicho i nie czekając na zaproszenie weszłam do środka. Bartka nie było w pokoju, ale zauważyłam, że w łazience pali się światło. Wyszedł po chwili cały blady i trzymając się na brzuch poczłapał w stronę łóżka.
- Dalej będziesz mnie wkręcał, że nic ci nie jest? – zapytałam nieco łagodniejszym tonem.
- Bo nic mi nie jest – burknął kładąc się na łóżku i zwijając w kłębek. Podeszłam do niego i usiadłam na brzegu łóżka kładąc rękę na jego głowie.
- Jesteś cały rozpalony, masz gorączkę... – stwierdziłam patrząc na jego wypieki na policzkach.
- Wydaje ci się – strącił moją rękę i przewrócił się na bok. Pokręciłam tylko głową.
- Bartek chcę ci pomóc – zaczęłam starając się opanować nerwy.
- Nie potrzebuję pomocy, nic mi nie jest – warknął przez zaciśnięte zęby.
- Może w takim razie chociaż zaparzę ci herbatę, albo coś? – spojrzałam na niego.
- Nie dzięki, chcę się zdrzemnąć. – uciął moje dalsze pytania.
- Jak chcesz- powiedziałam cicho wstając z jego łóżka – Jakbyś czegoś potrzebował to jestem u siebie – rzuciłam wychodząc z pokoju i zamykając za sobą drzwi. Po jakimś czasie reszta drużyny wróciła z treningu, do mojego pokoju zawitał Olek.
- I co z naszym Bartusiem? Żyje jeszcze, czy już go wykończyłaś? – powiedział od progu z uśmiechem na twarzy.
- Chyba żyje i niestety nie miałam okazji go niczym otruć bo nawet herbaty ode mnie nie chciał – uśmiechnęłam się mrugając rzęsami w stronę Olka, który także zaczął się śmiać.
- Na hali wyglądał jak siedem nieszczęść – stwierdził.
- No i dalej tak wygląda, ale twierdził że chce się zdrzemnąć więc proszę bardzo – powiedziałam wstając z łóżka i podchodząc do biurka – Trzymaj jego kartę zdrowia, już uzupełniłam.
- Szybka jesteś – z uśmiechem odebrał ode mnie dokumenty. – Za dziesięć minut obiad – poinformował mnie wychodząc z pokoju. Chwilę po nim zebrałam się i zeszłam na dół do sali, w której jadaliśmy posiłki.
- Gdzie masz swojego współlokatora? – zapytałam Winiarskiego.
- Śpi – odpowiedział pałaszując sałatkę z czerwonej kapusty. Po obiedzie poszliśmy pozwiedzać miasto. Do kolacji mieliśmy czas wolny, a w ośrodku został doktor więc Kurek był w dobrych rękach. Dobra kawa w towarzystwie Krzysia, Ziomka, Dzika i Zibiego wpłynęła na poprawę mojego samopoczucia. Wróciliśmy godzinę przed kolacją. Zadzwoniłam do mamy i rozmawiałam z nią dość długo, a potem zeszłam na nasza stołówkę. Kurek nie pojawił się na kolacji, a ja uświadomiłam sobie, że od śniadania nic nie jadł. Zrobiłam mu kanapkę i owinęłam w folię. Szybko zjadłam swój posiłek i wymknęłam się do pokoju Bartka. Weszłam po cichu. Spał, więc nie chciałam go budzić. Położyłam kanapkę na jego stoliku i napisałam karteczkę „Smacznego!”. Sama poszłam do swojego pokoju, wzięłam prysznic i postanowiłam się wcześniej położyć.
 
 - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Zgodnie z obietnicą pojawia się kolejny rozdział :) Mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu. Pozdrawiam :)

 

17 komentarzy:

  1. Fajny rozdział , biedny Bartek , ale udaje twardziela .
    Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo :) Róznież pozdrawiam i zapraszam cześciej :)

      Usuń
    2. Dziękuje za zaproszenie , na pewno będę stałą bywalczynią , uwielbiam twojego bloga :)

      Usuń
    3. Bardzo miło mi czytać takie komentarze :) Są one niezwykle motywujące do dalszego tworzenia tych bzdur :)

      Usuń
  2. Z tą kawą byłoby lepiej, gdyby Dzik, Zibi i Igła zostawili Lilę i Ziomka samych :D
    Zakodowano: niebezpieczeństwo ze strony Kurka! Ta choroba nie wpłynie dobrze na mój szatański plan połączenia Łukasza i Lilki. Tak czuję...
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha! Uwielbiam Cię :D Na początku tworzenia tych bredni miałam trochę inny plan na zakończenie, ale zawsze można trochę namieszać :D Pozdrawiam :)

      Usuń
    2. Ja liczę na to, że pomieszasz :D Na korzyść Ziomka, oczywiście.

      Usuń
    3. Nic nie mogę obiecać, ale zobaczymy co się da zrobić ;)

      Usuń
  3. Ahahhahahaha THE BEST rozdział ! :D :D
    Ja już swój napisałam, a więc zapraszam
    siatkowkanaszymzyciem.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo :) Już zabieram się za czytanie ;)

      Usuń
  4. Może i Kurek jest twardzielem, ale nie musi być nieodpowiedzialnym dupkiem ;p. Wszyscy chcą dla niego dobrze, a ten uparcie swoje. A swoją drogą to Lilka ma chyba anielską cierpliwość ;)
    Zapraszam na nowy rozdział na: http://walcz-o-mnie.blogspot.com/ Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, również pozdrawiam :) A co do cierpliwości Lilki, to zapewne kiedyś się ona skończy ;)

      Usuń
  5. słynne zatrucie Kurka...ja wiem, że chce udawać twardziela ale niech się nie wyżywa na osobach, które chcą Mu pomóc...
    Lilka ładnie się zachowała z tą kanapką mimo Jego opryskliwości...

    pozdrawiam
    http://niedostepni-dla-siebie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zobaczymy jak długo jeszcze Lilka będzie znosić jego zachowanie ;) Pozdrawiam!

      Usuń
  6. zapraszam na czwóreczkę na http://trzy-swiaty-agaty.blogspot.com/ Buziaki, Embouteillages ;*

    OdpowiedzUsuń