czwartek, 14 marca 2013

Rozdział 26


Długi i zimny prysznic postawił mnie trochę na nogi. Wzięłam proszki przeciwbólowe, ale nie pomogło. „Trudno! Trzeba było myśleć wcześniej o kacu mordercy dnia kolejnego…” Ubrałam się w szorty i czerwoną bokserkę. Wskoczyłam w trampki i związałam włosy w kucyka. Spakowałam do reklamówki filmy Zbyszka i zabrałam aparat. Zamknęłam mieszkanie i z butelką wody mineralnej w ręce popędziła na tramwaj. Chwilę później przemierzałam już halę, na której od ponad godziny trenowali chłopcy. Ciemne okulary ani na chwilę nie zniknęły z moich oczu. Były jedyną ochroną przez zabójczym światłem rozsadzającym mi mózg. Gdy weszłam na boisko chłopaki akurat mieli 15 minut przerwy.
- Oooo jest i nasza fizjoterapeutka – zachichotał Krzysiu podbiegając do mnie i mnie obejmując – Tak wiem nie tłumacz się, ciężka noc – szepnął mi do ucha.
- Cześć – spojrzałam na niego zza moich ciemnych okularów – Rozmawiałeś z Zibim?- zapytałam z lekkim niepokojem w głosie.
- Tak, wyjaśnił mi czemu się spóźniłaś…- uśmiechnął się, a na jego twarzy malował się wyraz współczucia – Żyjesz?
- Ja tak, ale Bartman zaraz przestanie…- warknęłam.
- Czekaj! – Krzysiek złapał mnie za rękę – Nikomu nic nie powiedział oprócz mnie, a ja chyba mam prawo wiedzieć prawda? – spojrzał na mnie.
- Chyba tak – wyszeptałam – Mogę mieć prośbę? – spojrzałam na niego.
-Wal śmiał – uśmiechnął się.
- Jak jeszcze kiedykolwiek będę chciała tknąć alkohol to weź mnie tak porządnie jebnij w łeb – ucięłam.
- Obiecuję – powiedział zanoszący się od śmiechu Krzysiek. Minęłam go i poszłam przywitać się z resztą ekipy. Myślałam, że będzie gorzej, ale łatwo dali sobie wcisnąć kit, że od rana mam napad silnej migreny i stąd te ciemne okulary. Nawet Kuraś był cholernie milutki i starał się mnie niepotrzebnie nie denerwować. Zrobiłam kilka zdjęć, ale bieganie z aparatem po całym boisku nie było mi dzisiaj w głowie. Kiedy chłopaki poszli do szatni pomogłam Olkowi spakować sprzęt. I umówiłam się z trenerem, że o 18.00 spotykamy się na lotnisku. Wyszłam w kierunku szatni  i trafiłam idealnie, bo właśnie wychodził z niej Zibi.
- Bartman! – zawołałam za nim, a ten odwrócił się i uśmiechnął idąc w moim kierunku.
- No cześć – z jego twarzy nie schodził szeroki uśmiech – Żyjesz? – zapytał z troską w głosie.
 - Przez ciebie to ledwo – syknęłam przez zaciśnięte zęby.
- Ja cię nie upiłem – trafnie zauważył.
- No dobra już dobra – pokręciłam głową – Nachyl się trochę, bo nie sięgam- spojrzałam na niego.
- O nie! Chcesz mi sprzedać liścia za zaopiekowanie się tobą i zrobienie śniadania? – zrobił smutną minkę.
- Rany… - jęknęłam łapiąc go za kołnierzyk koszulki i przyciągając do siebie. Profilaktycznie zamknął oczy, bo rzeczywiście bał się, że oberwie. Zdziwił się gdy cmoknęłam go mocno w policzek – Dziękuję – powiedziałam cicho.
- Aaa i wszystko jasne to ten obiecany całus za śniadanko i zakupy?
- Nie tylko, tak ogólnie – uśmiechnęłam się.
- Lilka wiesz co?
- Hmm?
- Ty naprawdę źle dzisiaj wyglądasz… - pokręcił głową i uśmiechnął się.
- No co ty kur… A z resztą… nie mam siły się z tobą kłócić – westchnęłam i oparłam głowę na jego torsie. Zbyszek objął mnie ramieniem i przytulił do siebie.
- Będzie dobrze mała – powiedział dźwięcznym głosem – A tak poza tym to żartowałem z tym Andrzejem i 7 centymetrowym penisem – gdy tylko to powiedział poczuł moją zaciśniętą pięść na swojej klatce piersiowej.
- Świnia! Normalnie świnia! To ja się tu zadręczam myśląc co ci jeszcze nagadałam za głupoty, a ty sobie tak po prostu jaja robisz? – spojrzałam na niego z wyrzutem.
- Nie wkurzaj się już. Chciałem sprawdzić czy pamiętasz cokolwiek z tego wieczoru, ale niestety.
- Pamiętam dobrze jak po pierwszej butelce opowiadałeś mi o swoich ekscesach seksualnych Zbigniewie – wbiłam w niego swoje ostre jak żyletka spojrzenie.
 - Fakt, mnie też trochę poniosło, ale ty nie byłaś gorsza – zachichotał.
- Może oboje oszczędzimy sobie szczegółów i dla dobra naszej przyjaźni zapomnimy o sprawie? – spojrzałam na niego z nadzieją w oczach.
- Szkoda byłby zapomnieć taki przyjemny wieczór – westchnął.
- Przyjemny? Przecież rano mówiłeś , że my nic z tych rzeczy…
- O rozmowę mi chodzi głupolu – potarmosił moje włosy – Myślisz, że jestem aż taką męską świnią, aby wykorzystać seksualnie kobietę pod wpływem dużej ilości alkoholu, która w dodatku jest moją przyjaciółką? – spojrzał mi w oczy.
- Nie jesteś Zibi – uśmiechnęłam się do niego i z powrotem oparłam głowę na jego klatce piersiowej – Ja się tylko zastanawiam jak przeżyję ten lot samolotem.
- No najwyżej nas tam zarzygasz – zaśmiał się zadowolony z żartu.
- Śmieszne jak cholera – wbiłam w niego swoje spojrzenie.
- Tak trochę – poklepał mnie po ramieniu.
- Dobra spadam się dopakować – z trudem odkleiłam głowę od jego klatki piersiowej – Widzimy się na lotnisku- posłała mu uśmiech.
- No trzymaj się tam jakoś – odwzajemnił mój uśmiech wielkim bananem na swojej mordce.
- Aaa czekaj chwilę – rzuciłam w jego kierunku – Oddaję do rąk właściciela- podałam mu reklamówkę z filmami.
- Dzięki –rzucił z tym swoim uśmiechem i wyszedł z hali. Ja też skierowałam się powoli do wyjścia, ale zatrzymał mnie rozbawiony Krzyś:
- A co to za przytulanki z Bartmanem na środku korytarza co? Czuje się zazdrosny – na jego twarzy zagościł szeroki uśmiech.
-Niepotrzebnie – ucięłam – Podglądałeś nas?
- Gdzież bym śmiał – zachichotał.
- Dobra Krzysiu widzimy się na lotnisku, cześć – rzuciłam kierując się do wyjścia.
- Ej no! A mnie to nie przytulisz? – zrobił smutną minkę niczym mały psiak wyrzucony na deszcz.
- Krzysiek nie wygłupiaj się ja nie mam czas… - nawet nie zdążyłam dokończać zdania kiedy ten podbiegł do mnie i chwycił mnie w swoje objęcia podnosząc do góry.
- Dobra starczy tych czułości ok?
- Jeszcze tu – nadstawił swój policzek.
- Krzysiek! 
- A Bartman dostał buziaka… - kolejna mina z cyklu dziecko w przedszkolu, któremu ktoś zabrał lizaka. Cmoknęłam go lekko w policzek.
- Lepiej?
- Zdecydowanie.
- Lecę, pa
-Paaa! – pomachał w moim kierunku.
- Lilkaaaa! – wydarł się za mną Dziku.
- Co znowu? – odwróciłam się w jego stronę.
- Dzisiaj jest dzień przytulania, ale widzę, że tylko nieliczni z kadry mają specjalne względy... – uciął z przekąsem. Temat podchwycili chłopcy wychodzący z szatni i wszyscy ruszyli w moim kierunku. W tym momencie miałam ochotę zabić Igłę. Chyba to wyczuł bo dość szybko i sprawnie ewakuował się z hali. Musiałam przytulić każdego z nich, nawet Kurka ( bleeee). Kiedy Andrea dowiedział się o „polskim dniu przytulania” jak mu to nakręcili chłopcy i  gdy Dziku uświadomił go, że święto to jest tak ważne dla Polaków prawie jak 11 listopada, to on mieszkający w Polsce i trenujący polską kadrę Włoch nie mógł sobie odmówić wyściskania mnie… Dziku był na tyle cwany iż powiedział mu, że w tradycji tego święta przytula się tylko osoby płci przeciwnej. Tym samym cała kadra uniknęła uścisków od trenera z okazji  „polskiego dnia przytulania”. Podszedł też do mnie śmiejący się cały czas Olek:
- No to chodź tu z okazji tego naszego prawie narodowego święta – rozłożył szeroko ramiona. Przytuliłam się do niego mrucząc:
- Igła nie żyje… Kubiak też nie…
- Nie będę tłumaczył trenerowi, że to czysty wkręt, za bardzo się nakręcił – usprawiedliwił się Olek patrząc na zadowolonego Anastasiego ściskającego panią z portierni.
- Jak chcesz, ale jak się rzuci na jakąś laskę na ulicy i zacznie ją przytulać niczym dziki zwierz, to żeby później nie było na mnie – oboje wybuchnęliśmy śmiechem – Widzimy się wieczorem, paaa – pożegnałam się i wybiegłam z hali. Na zewnątrz stał Zibi i Igła czekając na resztę teamu. Rzuciłam im mordercze spojrzenia znad moich okularów. Igła na wszelki wypadek stanął za Zibim.
- Na moją obronę nie licz – powiadomił go Zbyszek pokazując sztamę na swoim ramieniu.
- To jej sprawka? – spytał Igła z niedowierzaniem w głosie...
- Tak – pokiwał głową Zbyszek -  A konkretniej jej pazurków.
- Zibi! – pogroziłam mu palcem – A ciebie Krzysiu i tak jeszcze dorwę – posłałam Igle słodki uśmiech i ruszyłam na przystanek tramwajowy. W ciągu 30 minut dojechałam do domu, wzięłam raz jeszcze zimny prysznic i kolejną dawkę środków przeciwbólowych. Czułam się już znacznie lepiej, ale mimo wszystko obawiałam się podróży. Zadzwoniłam do mamy informując, że u mnie wszystko dobrze, i że odezwę się jak będę już w Londynie. Dopakowałam resztę rzeczy i o 17.30 wyszłam z domu kierując się na postój taksówek. Był blisko mojego bloku więc nie było problemu. Wsiadłam w taksówkę i pojechałam na lotnisko. Cała ekipa była jak zwykle przed czasem. Po odprawie siedzieliśmy i się nudziliśmy. Rozmawiałam z Marcinem na temat niżu demograficznego, problemów z politykami i infrastruktury polskich dróg. Gdy wreszcie wsiedliśmy do samolotu wcisnęłam się w moje siedzenie i od razu zasnęłam. Lot nie trwał długo więc za bardzo się wyspać nie mogłam. Kiedy już wylądowaliśmy i opuściliśmy teren lotniska zadzwoniłam do mamy z informacją, że doleciałam szczęśliwe. Pogadałam chwilę z Radkiem, ale szybko się rozłączyłam, bo właśnie dotarliśmy do wioski olimpijskiej. Kiedy zaprowadzono nas do naszej bazy noclegowej i gdy dostałam klucz do jednoosobowego pokoju odetchnęłam z ulgą i zaczłapałam się na górę zanieść swój bagaż. Rozpakowałam się prowizorycznie i rzuciłam zmęczona na łóżko. Ktoś zapukał do drzwi.
-Nieee tylko nie to – mruknęłam – W drzwiach pojawiła się uśmiechnięta postać Krzyśka z kamerą w ręce.
- A tak mieszka nasza fizjoterapeutka Lilianna – nakręcił cały mój pokój – Lilka przywitaj się z państwem – pomachałam do kamery i ze sztucznym uśmiechem na twarzy powiedziałam radosne „ dzień dobry”. Chwilę później zjawił się Bartman, Ryszy, Ziomek i Dziku. Później już nawet nie wiem w jakiej kolejności przyłazili. Ostatecznie w moim pokoju po upływie niecałych trzydziestu minut siedziała cała kadra z Olkiem na czele i świetnie się bawiła sypiąc żartami i anegdotkami. Dzisiejszego wieczoru jednak podjęłam ostatecznie działanie i delikatnie mówiąc wyrzuciłam ich dokładnie o 21.45 informując, że mają jeszcze piętnaście minut na prysznic do ciszy nocnej. Kiedy już sobie poszli sama z ulgą wskoczyłam pod prysznic i przebrałam się w koszulkę. Włączyłam muzykę  w słuchawkach na mp3 i szybko zasnęłam.

  - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Nowy rozdział miał się pojwić  dopiero jutro, albo w sobotę... No, ale skoro tak niecierpliwie czekałyście na rozwój sytuacji to proszę bardzo! :) W weekend też się coś pojawi, bo ten tydzień mam taki luźniejszy. Od poniedziałku jednak zapewne znów będę ciarpiała na brak czasu wolnego za co już teraz Was przepraszam. Pozdrawiam cieplutko mimo minusowej temperatury za oknem.
P.s.
No i gdzie jest ta wiosna ja się pytam?!
 

 

 

6 komentarzy:

  1. Akcja z arcyważnym przytulaniem się powaliła mnie na łopatki :D
    Zibi wciął mi się w kadr, ale nie przeczuwam zagrożenia, Ziomek nadal ma szansę, hahah.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ oczywiście, że ma :D Ale spokojnie tak jak wspominałam wcześniej - wszystko w swoim czasie :) Pozdrawiam :)

      Usuń
  2. Krzyś - największy dzieciak Polskiej kadry :D, hehe. A akcję z przytulaniem chciałabym zobaczyć na własne oczy :D
    Zapraszam na ostatni rozdział na: http://i-do-not-know-what-i-want.blogspot.com/ Pozdrawiam serdecznie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie. Cała kadra to takie "domowe przedszkole" :D Pozdrawiam! ;)

      Usuń
  3. JEJU!!! *_*
    Świetny i mega wciągający!!!
    Częściej zapraszam do mnie!!!
    Pozdrawiam :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo :) Ja również zapraszam! :)

      Usuń