niedziela, 31 marca 2013

Rozdział 33


Budzik rozdzwonił się o 6.00 za co miałam ochotę go rozwalić. Wstałam z ledwością i zaczłapałam się pod prysznic. Strumienie chłodnej wody płynęły po moim ciele i trochę mnie orzeźwiły inaczej nie byłabym w stanie normalnie funkcjonować tego dnia. Mecz z Australią był naprawdę ważny, bo od tego zwycięstwa zależało to, z którego miejsca wyjdziemy z grupy i kto dalej będzie naszym przeciwnikiem.  Gdy wyszłam z łazienki i ubrałam się w biało- czerwony strój z logiem reprezentacyjnym i zeszłam na śniadanie. Wszyscy byli już na stołówce z wyjątkiem Marcina oczywiście, który leczył swoją kostkę. Po śniadaniu zajrzałam do niego, czuł się już lepiej i właśnie szykował się do wyjazdu na halę. O wejściu na boisko nie było mowy, ale zawsze przynajmniej obejrzał mecz z kwadratu dla rezerwowych. Spakowałam swoją torbę, wzięłam aparat i zbiegłam przed budynek.
- Lilka jesteś - uśmiechnął się Ziomek - Myślałem, że nie masz zamiaru już dzisiaj z nami jechać.
- Byłam jeszcze u Marcina, a później musiałam spakować rzeczy - odpowiedziałam ze słodkim uśmiechem- Łukasz…?
- Hmmm - spojrzał na mnie.
- Ale wygramy dzisiaj prawda? - zapytałam cicho.
- Postaramy się, nam też na tym zwycięstwie bardzo zależy- odpowiedział z lekkim uśmiechem.
- Wiem, że wy zrobicie wszystko co będzie w waszej mocy - podeszłam do niego bliżej i wtuliłam się w niego. Pogłaskał mnie po włosach i mocno przytulił.
- A co to za przytulanki? - zapytał uśmiechnięty Krzysiek podchodząc do nas.
- A tak zwyczajnie - uśmiechnął się Ziomek wypuszczając mnie ze swoich objęć.
- Lilka ty w ogóle ostatnio jakaś taka spokojna jesteś, nie żartujesz tak jak zawsze i w ogóle mam wrażenie, że nas unikasz - trafnie zauważył Zibi, który zjawił się obok nas nie wiedzieć skąd.
- Nie no co ty - posłała mu lekki uśmiech - Mamy teraz dużo pracy i nie mogę przecież cały czas z wami siedzieć. Wy także potrzebujecie spokoju i chwili koncentracji chociażby... - odpowiedziałam wymijająco.
- No ok, ale wiesz jakby coś było nie tak to…
- Tak wiem Zibi, przyjdę do ciebie - po raz kolejny obdarzyłam go uśmiechem. Wszyscy zaczęli pakować się do autobusu. Gdy wsiadaliśmy Krzysiek mruknął do mnie:
- Widzę, że coś cię gryzie… Pogadamy później - posłałam mu tylko lekki uśmiech i zajęłam miejsce z przodu razem ze sztabem trenerskim. Jako ostatni wsiadł Kurek i usadowił się pod koniec na siedzeniu przy oknie. Olek poprosił mnie, abym zaniosła jeszcze Dzikowi witaminy, których zapomniał połknąć. Zrobiłam to, o co mnie prosił i wróciłam na swoje miejsce. Chłopcy pozakładali słuchawki i zaczęli się koncentrować na spotkaniu. Dojechaliśmy do hali dość szybko. Drużyna zniknęła w szatni, a ja wraz ze sztabem medycznym i trenerem weszliśmy na halę gdzie już rozciągali się Australijczycy. Każdy z nas miał nadzieję, że dzisiejszy mecz będzie tylko formalnością. Kiedy drużyna wyszła na boisko i rozpoczęła rozgrzewkę ja razem z Olkiem zajęliśmy nasze stałe miejsca na krzesełkach przy linii boiska. Powitanie drużyn, hymny narodowe i po raz kolejny biało - czerwono na trybunach. Pierwszy gwizdek sędziego rozpoczynający spotkanie zawsze wywołuje na moim ciele dreszcz emocji. Chłopcy prowadzili do pierwszej przerwy technicznej, ale potem coś siadło i ostatecznie pierwszy set padł łupem Australijczyków. Podczas przerwy między setami Andrea próbował ich zmotywować do walki, a ja sprawnie z Olkiem podawaliśmy im wody i ręczniki. Wrócili na boisko, a ja zacisnęłam mocniej swoje kciuki. Niestety drugiego seta także wygrali Australijczycy. Kiedy chłopcy zeszli z boiska nie mieli ochoty na rozmowę, jedynie w ciszy słuchali uwag trenera. Mnie zaczęły coraz bardziej dręczyć wyrzuty sumienia, że nie odzywam się z Bartkiem i może to dlatego nic mu nie wychodzi. Szybko jednak pozbyłam się tych myśli. W trzeciej partii powrócili na boisko w pięknym stylu. Bartek kończył każdą piłkę, którą wystawił mi Łukasz, a Krzysiek przyjmował każdą zagrywkę przeciwnika. Ostatecznie wygraliśmy 25:18 i byłam prawie pewna, że teraz już pójdzie z górki. Czwarty set także układał się po naszej myśli, ale tylko do pierwszej przerwy technicznej. Przy stanie 22:18 dla Australijczyków złapałam Olka pod rękę i mocna ścisnęłam jego dłoń. Wymieniliśmy porozumiewawcze spojrzenia.
- Jakby się nie udało to wiesz że… - zaczęłam, ale nie mogłam wydusić więcej słów bo czułam jakbym połknęła piłeczkę pingpongową, która teraz zalegała mi w gardle.
- Że będziemy musieli zagrać z Rosją… - dokończył patrząc na mnie z lekkim przerażeniem i smutkiem w oczach - Wiem… - Później już nic nie mówiliśmy, puściłam jego rękę i z zaciśniętymi kciukami przyglądałam się temu co działo się na boisku. Było 24:22 i Australia miała piłkę meczową. Spojrzałam w kwadrat dla rezerwowych. Miny chłopaków mówiły same ze siebie, każdy powoli przyjmował do siebie informację o porażce. Ja wierzyłam do samego końca, że losy tego spotkania się odwrócą. Zawsze wierzę! Serce podpowiada, że się uda, ale rozum mówi co innego… No i niestety gwizdek sędziego kończący mecz zabrzmiał w hali. Kolejny mecz z Rosją… Tą potężną i niezwyciężoną Rosją… Do moich oczu napłynęły łzy. Wstałam szybko i skierowałam się w kierunku chłopaków w kwadracie rezerwowych. Podeszłam do Marcina, bo stał najbliżej i tak po prostu się do niego przytuliłam. Objął mnie swoim silnym ramieniem i przycisnął mocno do siebie. Chwilę później jego silna dłoń złapała mój podbródek i skierowała moją głowę do góry. Spojrzałam w jego oczy. W moich ciągle gościł łzy więc obraz Marcina miałam trochę rozmazany. Robiłam wszystko, aby żadna z nich nie spłynęła po moim policzku, przecież jestem silna! Marcin spojrzał mi głęboko w oczy i powiedział:
- Lila… Przegraliśmy walkę, ale nie wojnę, pamiętaj - poklepał mnie jeszcze po ramieniu i poszedł razem z drużyną przybić zwyczajową „piątkę” pod siatką drużynie przeciwnej. Przetarłam oczy i wróciłam do Olka. Spakowaliśmy swoje rzeczy i jako pierwsi udaliśmy się do autokaru. Chwilę później zaczęli przychodzić nasi chłopcy. Każdy na wstępie włączał muzykę na słuchawkach i zamykał się w swoim świecie. Nikt nie miał ochoty na rozmowę i wcale się im nie dziwię. W głowach każdego z nich krążył już zapewne kolejny mecz, który trzeba będzie rozegrać. Mecz z Rosją…  Sprawnie dojechaliśmy do ośrodka. Później udaliśmy się na obiad, który także zjedliśmy w milczeniu. Po obiedzie chwila przerwy, a wieczorem siłownia. Poszłam do pokoju i postanowiłam zadzwonić do mamy. Nie odbierała telefonu więc zadzwoniłam do Radka.
- Hej! Jesteś w domu ? - powiedziałam smętnym głosem.
-…
- Bo wiesz co? Dzwoniłam do mamy, ale nie odbiera…
-…
- No chyba, że śpi - uśmiechnęłam się sama do siebie.
-...
- Znów się gorzej czuje? Kurczę i co lekarz nic sobie z tego nie robią? - byłam już lekko wkurzona dowiadując się, że mojej mamie nie przechodzi po kolejnej porcji antybiotyków.
-…
- Dobra ok, postaram się nie martwić - mruknęłam - Dzisiejszy dzień jest okropny wiesz? Okropny- w moich oczach znów pojawiły się łzy.
-…
- Ja też w to bardzo mocno wierzę Radek, wygrają, taki jest nasz cel. Przyjechaliśmy tu spełniać marzenia o medalu olimpijskim i je spełnimy - uśmiechnęłam się do słuchawki - No leć już do tej twojej ukochanej pracy - zaśmiałam się -Paaa braciszku, tęsknię za wami - cmoknęłam kilka razy w telefon i rozłączyłam się. Włączyłam po cichu piosenkę z mojej ulubionej bajki w dzieciństwie. Położyłam się na łóżku i zasłuchałam w melodię. Z chwili zamyślenia wyrwało mnie ciche pukanie do drzwi.
- Proszę - powiedziałam cicho ściszając muzykę.
-Hej. Mogę na chwilkę? - w pokoju pojawiła się głowa Piotrka.
- Chodź, chodź - uśmiechnęłam się do niego - Chcesz herbaty?
- Możesz zrobić - uśmiechnął się lekko i usiadł na łóżku. Zaparzyłam dwa kubki  herbaty owocowej i jeden podałam Pitowi.
- Co robi reszta? - spojrzałam na niego znad mojego kubka.
- Śpi, albo udaje, że śpi - rzucił popijając herbatę - Odpoczywają po meczu i regenerują siły przed treningiem… - spojrzał na mnie - A tak naprawdę to siedzą i każdy z nich zastanawia się co zrobił dzisiaj źle…  Ja też nad tym myślałem i doszukałem się kilku błędów, fakt. Chciałem z którymś z nich pogadać, ale nie są zbytnio rozmowni… Kurek na mnie nawarczał, Paweł prawie wywalił z pokoju, a gaduła Igła siedzi bez słowa… - westchnął głęboko.
- Wcale się im nie dziwię, że nie mają ochoty na jakąkolwiek rozmowę… - zawiesiłam głos.
- Ale ja nie mogę siedzieć w takiej całkowitej ciszy… Większość ludzi ma tak, że jeżeli coś im nie wyjdzie tak jakby tego chcieli to potrzebują samotności. Mnie z kolei to zabija, muszę być z kimś, porozmawiać. Niekoniecznie o przegranym meczu, ale o czymkolwiek.
- No to chyba dobrze trafiłeś - spojrzałam na niego z uśmiechem. Tak jak chciał rozmawialiśmy o wszystkim. Ogólnie o sporcie, o siatkówce, o naszych ulubionych bajkach z dzieciństwa, o partnerach życiowych, o rodzicach, rodzinie i dziadkach. Poruszyliśmy temat kuchni włoskiej i francuskiej, domowych pierogów i pizzy. Na książkach kucharskich, filmach akcji i turystyce kończąc. Razem udaliśmy się na kolację. Wyszliśmy na korytarz i czekaliśmy na windę.
- Piotrek?
-Słucham cię.
- Dzięki.
- Za co? - spojrzał na mnie zdziwiony.
- Tak ogólnie za towarzystwo, miłą rozmowę i za to, że zająłeś mój wolny czas nie pozwalając mi się zadręczać.
- Oj daj spokój - uśmiechnął się - To ja powinienem podziękować tobie. A tak poza tym jeden przegrany mecz o niczym nie świadczy. Mamy trudnego przeciwnika, ale na pewno nie poddamy się bez walki - powiedział z lekkim uśmiechem - Z mamą też będzie wszystko dobrze, pewnie wyzdrowieje zanim zdążysz wrócić z Londynu i wybierzecie się na babskie zakupy - uśmiechnął się pocieszająco.
- Mam taką nadzieję Piotruś... - winda zawiozła nas na sam dół skąd skierowaliśmy się na stołówkę. Wszyscy nadal byli w nieciekawych nastrojach, ale zaczynali powoli ze sobą rozmawiać. Po kolacji był trening w siłowni, a potem czas na odpoczynek. Olek z tego wszystkiego zapomniał rozdać chłopakom witaminy. Oczywiście to ja później musiałam latać po pokojach z tabletkami, ale zdążyłam się już do tego przyzwyczaić. Na początku zapukałam do Ziomka i Igły, bo ich pokój znajdował się najbliżej mojego.
- Proszę - usłyszałam głos Łukasza.

- Hej - weszłam z lekkim uśmiechem do środka - Mam dla was witaminki - pomachałam w powietrzu listkiem z tabletkami.

- „Witaminki, witaminki dla chłopczyka i dziewczynki” - zanucił Igła uśmiechając się do mnie.

- Proszę bardzo i życzę smacznego -  powiedziałam z uśmiechem wydzielając im odpowiednią dawkę. Już chciałam wychodzić, gdy zatrzymał mnie Krzysiek.

- Lila… Pamiętasz, że mieliśmy porozmawiać ? -spojrzał na mnie.

- Mieliśmy, ale nie chcę ci już dzisiaj głowy zawracać - uśmiechnęłam się lekko.

- Tak, tak i pewnie zaraz znowu będziesz nam wciskała, że wszystko jest w porządku tak? - spojrzał na mnie Łukasz.

- No bo jest…- powiedziałam cicho.

- Taaaa jasne - mruknął Krzysiek.

- O rany! Wy zawsze musicie być tacy dociekliwi? - zmierzyłam ich chłodnym spojrzeniem. - Po pierwsze to nadal jestem wściekła na Bartka… Może już nie tyle wściekła, ale po prostu jest mi przykro, że mógł się tak zachować. Po drugie dzwonił do mnie Radek, że nasza mam jest chora. Dostała kolejną porcję antybiotyków i nic jej nie pomaga, niby to jakiś wirus. A po trzecie - zawiesiłam głos - po trzecie to dzisiejszy dzień też nie należy do mnich najlepszych - spojrzałam na nich- I chyba wiecie czemu - spuściłam głowę.

- No dobra to teraz ja ci coś powiem - uśmiechnął się Igła - Po pierwsze to z Kurkiem i tak się pogodzisz, bo wy to już jak takie stare dobre małżeństwo jesteście - zachichotał. Po drugie twoja mamuśka pewnie szybciutko wróci do zdrowia, bo to silna kobieta jest - uśmiechnął się. W tym momencie wtrącił się Ziomek.

- Skąd znasz mamę Lilki?

-Aaaa poznałem wtedy na lotnisku - puścił do mnie oko.

- Ej, ej, a co to za znaki porozumiewawcze? - dopytywał Ziomek.

- No dobra byłem z Iwoną i dzieciakami na krótkich wakacjach w Kołobrzegu po Lidze Światowej i spotkałem Lilkę, bo jak ci powszechnie wiadomo ona tam mieszka. Zostaliśmy zaproszeni na obiad do jej mamy i stąd znam panią Annę - odpowiedział zadowolony z siebie Krzyś.

- Kurde tobie to nie za dobrze? Obiadki i w ogóle - powiedział z lekkim wyrzutem Łukasz.

- Ziomuś ciebie też słońce ty moje zapraszam bardzo serdecznie - powiedziałam uśmiechając się do niego.

- A żebyś wiedziała, że cię tam kiedyś nawiedzę - odwzajemnił mój uśmiech i słuchał dalszego wywodu Krzysia.

- A po trzecie to teraz skupiamy się na meczu z Rosją, a nie rozpamiętujemy dzisiejsza porażkę zrozumiano? - spojrzał na mnie tymi swoimi oczętami.

- Tak jest - zasalutowałam i zaczęłam się śmiać - Ty zawsze człowiekowi humor poprawisz. Dobra chłopcy odpoczywajcie, a ja idę „nakarmić” resztę ekipy - pomachałam w górze witaminami i wyszłam z pokoju. Kolejny pokój zajmował Winiarski i Kurek. Zapukałam cicho, a gdy usłyszałam „proszę” Miśka to weszłam do środka.

- Cześć. Mam dla was witaminy, Olek zapomniał po kolacji wam je dać - rozcięłam nożyczkami dwie porcje i jedna podałam Winiarowi do ręki, a drugą położyłam na stole.

- A ja nie dostanę? - spojrzał na mnie Kurek - Albo może lepiej nie, bo jesteś jeszcze gotowa mnie otruć - spiorunowałam go swoim spojrzeniem i podeszłam do niego podając mu tabletkę.

- Jakbym cię chciała otruć, to wierz mi, że zrobiłabym to już wcześniej bez świadków na przykład wtedy, gdy reszta była na ceremonii otwarcia - syknęłam przez zaciśnięte zęby. Winiar nie bardzo wiedział co ma robić. Zostać i słuchać naszej kolejnej sprzeczki, czy raczej dla własnego bezpieczeństwa opuścić pokój.

- Dziękuję bardzo - warknął do mnie Kurek.

- Proszę bardzo - wysiliłam się na wymuszony uśmiech, a zaraz później się skrzywiłam.  - Dobrej nocy Misiek, odpoczywaj - powiedziałam w stronę Winiarskiego i skierowałam się do wyjścia.

- Mi to już dobranoc nie powiesz… - powiedział z ironią Kurek. Zrobiłam najsłodszą minkę na jaką teraz tylko mogłam się wysilić, a na mojej twarzy zagościł cukierkowy uśmiech.

- Dobranoc kochany Bartusiu - powiedziałam z teatralną ironią. - I niech ci się przyśnią koszmary - mruknęłam zamykając drzwi. U Marcina i Pawła też trochę posiedziałam, bo zmieniałam naszemu kapitanowi okład. Później poczłapałam do Dzika i Zibego, u których spędziłam kolejne pół godziny. Na koniec Kosa i Piter oraz Jarosz i Ruciak. U nich także chwilkę byłam i w rezultacie do pokoju wróciłam po 23.00. Szybki prysznic i lulu, zasnęłam bez problemu.
 
 - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Mam dla Was kolejny rozdział :) Może nie jest zbyt wesoły jak na porę świąteczną, no ale trudno. W sumie to ja nie bardzo czuję kilmat tych świąt ze względu na ten śnieg za oknem. Zaległości na Waszych blogach postaram się nadrobić dziś wieczorem, bo wtedy wyjeżdżają moi goście. Na koniec życzę Wam wszystkiego dobrego, wesołych świąt spędzonych w gronie najbliższych, jutro mokrego ( albo śnieżnego) dyngusa i dużo, dużo uśmiech. Wasza L.

 

 

 

 

czwartek, 28 marca 2013

Rozdział 32


Wstałam dość wcześnie i jako jedna z pierwszych pojawiłam się na śniadaniu. Chwilę później usiadł obok mnie Olek wraz z trenerem. Rozmawialiśmy o dzisiejszym meczu, o nastrojach i nadziei na wygraną.  Po śniadaniu standardowo trening, ale tym razem tylko na siłowni. Robiłam fotki jak chłopcy męczyli się podnosząc ciężary czy rozciągając się. Z Bartkiem nie rozmawiałam od rana. Skończyło się tylko na powitalnym „cześć” na stołówce. Chłopcy oczywiście to zauważyli, ale na szczęście nie wypytywali o szczegóły. Krzysiek wiedział, że się pokłóciliśmy, bo tylko jemu opowiedziałam całą sytuację. Po obiedzie udaliśmy się na halę. Siatkarze standardowo do szatni, a my na boisko. Trybuny pełne kibiców, po raz kolejny ciarki na plecach i ścisk a gardle podczas hymnu. Potem pierwszy gwizdek sędziego i rozpoczęte spotkanie z Argentyną. Pierwsza zagrywka Kurka wpadła w siatkę. Później nie mógł skończyć żadnego ataku. Kiedy trener go zmienił miałam lekkie wyrzuty sumienia, że może to wszystko przez tą naszą kłótnię. Szybko jednak się ich pozbyłam, bo przecież Bartek jest doświadczonym graczem i wie, że życia osobistego nie można wiązać z zawodowym. Gdy tylko zszedł z boiska poziom gry biało- czerwonych znacznie się poprawił i pierwszy set był nasz. Podobnie zresztą jak drugi i trzeci. Bartek do końca spotkania nie wszedł już na boisko. Spotkanie wygrane 3:0 i chwila radości. Do ośrodka wracaliśmy w dobrych nastrojach. Winiar najpierw poleciał swoją ulubioną piosenką, a potem przerzucił się na bardziej polskie nuty. W duecie z Zibim odśpiewali „Złoty krążek” , a Krzyś nie omieszkał tego uwiecznić swoją kamerką. Wróciliśmy do ośrodka i poszliśmy na kolację. Potem trzeba było popracować z mięśniami chłopaków, bo powoli zaczynały im dokuczać. Przez mój stół do masażu przewinął się Kuba, Rucek, Piter i Kosa. Do późnych godzin nocnych uzupełniałam kartoteki i po 23.00 padłam zmęczona na łóżko.
_____________________________________________________________________

Budzik odezwał się o 6.00. Z trudem opuściłam łóżko i skierowałam się do łazienki. Standardowo szybki prysznic i spotkanie na jadalni. Wychodząc z windy wpadłam na Rucka:
- Cześć Lilka! - uśmiechnął się promiennie.
- Cześć Michał, jak się spało?
- Nawet dobrze, gdyby tylko Paweł tak nie chrapał… - zachichotał - A tobie?
- Krótko, ale dobrze - odpowiedziałam z uśmiechem - Gratuluję wczorajszego meczu, bo w sumie wczoraj nie miała okazji - spojrzałam na niego.
- Dzięki, a no właśnie wczoraj tak szybko się zwinęłaś do autokaru… Stało się coś?
- Nie, wszystko ok. Bolała mnie trochę głowa i ogólnie jakoś  tak kiepsko z samopoczuciem.- powiedziałam z lekkim uśmiechem.
- Ale dzisiaj już ok? - zapytał z troską w głosie.
- Tak- pokiwałam głową uśmiechając się. Poszliśmy razem na śniadanie. Przechodząc obok stolika chłopaków przywitałam się z uśmiechem i usiadłam na swoim stałym miejscu obok Olka. Po śniadaniu trening na hali. Chłopcy zaczęli od rozgrzewki i rozciągania się. Robiłam fotki wszystkim. Kurkowi też, bo przecież to na oficjalną stronę PZPS-u. Potem podzielili się na dwie drużyny i zagrali mini meczyk. Marcin skacząc do bloku Winiara źle stanął i dość mocno wykręcił kostkę. Zaraz znalazłam się przy nim razem z Olkiem.
- Cholera  boli - mruknął rozcierając miejsce urazu.
- Czekaj, czekaj - przytrzymałam jego kostkę ściągając but i skarpetkę - Gdzie cię boli?
- Cała kostka - syknął gdy tylko próbowałam ją dotknąć. Razem z Olkiem pomogliśmy mu zejść z boiska. Zaraz obok nas zjawił się Andrea pytając o stan Marcina.
- Ma skręconą kostkę - stwierdził Olek - I jutro raczej nie zagra.
- Dobra wy wracacie na boisko, a ty i Lila zajmijcie się Marcinem. Najlepiej to nich Lilka z nim wróci do ośrodka i tam zajmie się jego nogą.
- Jak chcesz możesz zostać na hali, ja tym razem mogę wrócić do ośrodka - zaproponował Olek.
- Lepiej ty tu z nimi zastań, a ja pójdę z Marcinem - uśmiechnęłam się lekko. Zdecydowania wolałam ten czas spędzić z Możdżonem niż siedzieć na hali i patrzeć na naburmuszoną mordkę Kurka. Poszliśmy powoli do szatni. Odprowadziłam go i sama usiadłam na ławeczce pod szatnią czekając na Marcina. Wyszedł po kilku chwilach.
- Serio nie musisz ze mną wracać, może to zrobić Olek, a ty zostaniesz z chłopakami na treningu - powiedział z uśmiechem.
- Nie chcesz mojego towarzystwa? - zrobiłam smutną minkę.
- Nie, Liluś źle mnie zrozumiałaś - podszedł do mnie utykając i położył rękę na moim ramieniu - Myślałem tylko, że wolisz zostać z resztą ekipy na sali, bo jak się coś stanie, to zawsze ty nas odprowadzasz do ośrodka i nie masz okazji pooglądać treningów.
- Dzisiaj jakoś nie mam nastroju ani na oglądanie treningu, ani na robienie zdjęć - westchnęłam obejmując Marcina pod żebrami bo mniej więcej na taką wysokość sięgała moja ręka. Marcin objął mnie swoim ramieniem i poszliśmy bardzo powoli ze względu na jego chorą kostkę w stronę ośrodka.
- Lila mogę cię o coś zapytać? - przerwał chwilę milczenia.
- Jasne - odpowiedziałam mu z uśmiechem.
- Ty się znowu pokłóciłaś z Bartkiem i między innymi dlatego nie chciałaś zostać z nimi na hali prawda? - spojrzał mi głęboko w oczy.
- Prawda - mruknęłam - Ale to jest akurat mało ważne, najważniejsza jest teraz twoja kostka.
- Niby tak, ale widać po ostatnim meczu, że Kuraś jakiś taki nieswój. Nic mu kompletnie nie wychodzi - spojrzał na mnie znacząco.
- Marcin jeżeli liczysz na to, że z nim pogadam, albo go przeproszę to się mylisz. Bo tak naprawdę nie mam za co go przepraszać. A zresztą Bartek jest już dużym chłopcem i doświadczonym graczem więc chyba doskonale wie, że życia zawodowego z prywatnym mieszać nie należy - spojrzałam na Marcina
- Czasami jest tak, że problemy z życia osobistego bardzo przekładają się na to zawodowe - mruknął.
- Nie sądzą, aby nasza kolejna sprzeczka miała aż taki wpływ na jego grę… Każdemu się może zdarzyć słabszy dzień i tyle - ucięłam. Zanim dotarliśmy do ośrodka żadne z nas nie odezwało się już słowem. W ciszy udaliśmy się do gabinetu fizjoterapeutycznego, gdzie zrobiłam Marcinowi zimny okład  na opuchniętą już trochę kostkę. Posmarowałam ją żelem chłodzącym i rozmasowałam obrzęk.
- Dzięki Lilka, co ja bym bez ciebie zrobił - powiedział z szerokim uśmiechem.
- Nie masz za co dziękować. Jestem tu po to, aby się wami zająć w takich sytuacjach - odwzajemniłam jego uśmiech.
- Co będziesz teraz robiła?
- Muszę uzupełnić  twojaąkartę zdrowia, a potem nie wiem, a co?
- Obejrzymy jakiś film? Chłopaki mówili, że zawsze „poszkodowany” może liczyć na pyszną herbatkę i jakiś fajny film, a przede wszystkim na towarzystwo jakże miłej pani fizjoterapeutki - powiedział z uśmiechem.
- Tak mówili? Z herbatą i filmem mieli rację, ale to czy jestem miła to ja bym tam kwestionowała - zaśmiałam się zabierając rzeczy z gabinetu. Poszliśmy razem do mojego pokoju. Marcin włączył „Lęk wysokości”, ja zrobiłam herbatkę i poczęstowałam go paluszkami, które znalazłam w torbie. Siedzieliśmy tak, oglądaliśmy film, piliśmy herbatę i rozmawialiśmy między czasie. Gdy chłopcy wrócili z treningu zaraz wpadli do nas zobaczyć jak się czuje Magneto.
- Fiu, fiu a u niej jak zwykle pełen serwis - herbatka, film, paluszki - zachichotał Igła.
- Jak tak dalej pójdzie to my specjalnie się będziemy kontuzjowali - dorzucił swoje Jarosz.
- Kubusiu jeżeli masz ochotę obejrzeć ze mną jakiś film i napić się herbatki oraz porozmawiać to po prostu przyjdź, a nie chcesz sobie krzywdę robić - puściłam oko do Ryszego.
- A żebyś wiedziała, że przyjdę i to dzisiaj wieczorem - powiedział zadowolony - Za 10 minut obiad kochani - rzucił wychodząc z pokoju. Wyłączyłam laptopa i odprowadziłam Marcina do pokoju. Kazałam mu się położyć i trzymać nogę w górze na poduszkach. Obłożyłam jego kostkę woreczkami z lodem.
- Lila nie rób mi teraz okładu, bo zaraz muszę iść na obiad - zaczął marudzić.
- Taaa jasne i gdzie jeszcze chcesz iść? Leżysz tutaj grzecznie i chłodzisz nóżkę, a obiad ci zaraz przyniosę - powiedziałam patrząc na niego.
- Nie mogę cię wykorzystywać, sam przecież… - przerwałam mu w połowie zdania.
- Tak sam przecież możesz sobie iść, jeszcze bardziej nadwyrężyć nogę i do końca Olimpiady nie wyjść już z ośrodka, a każdy kolejny mecz oglądać w TV - ucięłam mierząc go wzrokiem - Zaraz wracam z obiadem - rzuciłam wychodząc z pokoju. Poszłam na stołówkę i zabrałam porcję na wynos. Poczłapałam z nią do pokoju Marcina, który najwyraźniej grzecznie mnie posłuchał, bo nie ruszał się z miejsca.
- Smacznego! - życzyłam podając mu obiad. Sama wróciłam na stołówkę, aby zjeść posiłek. Po obiedzie chłopaki mieli chwilę wolnego, potem spotkanie ze statystykami i basen przed kolacją. Kiedy cała drużyna analizowała zagrywki i ataki przeciwnika ja wraz z Olkiem zajmowaliśmy się uzupełnianiem kartotek i wypisywaniem wszystkich dokumentów medycznych. Dużo tego było, bo w naszym kraju na każdym kroku można spotkać biurokrację. Gdy uporaliśmy się z robotą papierkową zajrzałam do Marcina i zmieniłam mu okład. Chciałam z nim zostać w ośrodku, ale stwierdził, że nie ma takiej potrzeby, i że mogę iść z resztą ekipy na basen, a on w tym czasie się zdrzemnie. Tak też zrobiłam. Wróciłam do pokoju pakując torbę do wyjścia. O 17.00 spotkaliśmy się wszyscy przed budynkiem i ruszyliśmy na pływalnię.
- Proszę państwa teraz cała nasza drużyna udaje się na basen, aby dalej pracować nad naszymi mięśniami i ogólnie tężyzną fizyczną - nawijał Igła do kamery.
- On chyba serio pracuje na tego Oscara - mruknęłam do Pawła i oboje zaczęliśmy się śmiać. Gdy weszliśmy na pływalnię każdy udał się do swojej kabiny i chwilę później Reprezentacja szalała w wodzie. Przyjemności tej nie odmówił sobie także sztab trenerski, Oskar i Olek.  Bawiliśmy się całkiem nieźle. Zrobiłam kilka nowych fotek, które zamierzałam umieścić w albumie Reprezentacyjnym.
- Lilka! - wrzasnął w moim kierunku Dziku - My chyba musimy dokończyć nasze zawody pływackie - zachichotał obejmując mnie mokrym ramieniem.
- No przecież był remis i ja bym przy tym pozostała - uśmiechnęłam się.
- Boisz się, że przegrasz? Oj te kobiety… - mruknął patrząc na mnie kątem oka. Wiedział doskonale jak mnie wyprowadzić z równowagi.
- Poczekaj chwilę - rzuciłam  biegnąc w stronę Oskara, który wyszedł już z wody i siedział na brzegu basenu mocząc nogi i poprosiłam o przypilnowanie aparatu.
- Mogę pocykać fotki? - zapytał z uśmiechem - Bo ty prawie w ogóle nie masz zdjęć, a przecież należysz do kadry.
- Jasne, że możesz - odwzajemniła uśmiech - Tak to już jest, że ktoś robi zdjęcia, a ktoś na nich jest- krzyknęłam biegnąc w kierunku Dzika i wskakując mu na barana. - No dobra panie Kubiak… Marsz do basenu i kończymy rywalizację - Miśkowi nie trzeba było powtarzać wskoczył ze mną do basenu, a Ziomek dał sygnał do startu. Na początku płynęliśmy łeb w łeb, ale później udało mi się go wyprzedzić i jako pierwsza dopłynęłam do Ziomka, który był naszą „metą”.
- No i co Kubiak? - zachichotałam… Kobiety boją się przegranej tak? - zmrużyłam oczy patrząc na ciężko oddychającego Miśka.
- Dałem ci fory i tyle - wydyszał.
- Jasne - mruknęłam wychodząc z basenu - To co teraz? Idziemy na zjeżdżalnię?- Miśkowi nie trzeba było powtarzać kilka razy, chwilę później oboje znów całkiem nieźle się bawiliśmy. Po basenie wszyscy wróciliśmy strasznie głodni i zmęczeni. Gdy już wzięłam prysznic i przebrałam się, zajrzałam do Marcina. Spał w najlepsze, dlatego nie budziłam go. Poszliśmy na kolację, a ja standardowo zabrałam też porcję dla naszego kapitana.  Wieczorem położyłam się szybko do łóżka. Zasypiałam już prawie gdy zadzwonił mi telefon. Zlokalizowałam go na półce obok łóżka i spojrzałam na wyświetlacz „Radziula” no tak, ten to zawsze wyczuje chwilę na rozmowę…
- Halo - mruknęłam zaspanym głosem.
-…
- No wszystko ok jutro mamy ostatni mecz w fazie grupowej i zobaczymy co dalej. A jak u was? Jak tam mama?
-…
- Cholera… Ale nic jej nie przeszło po tych lekarstwach? Dalej tak źle się czuje?
- …
- No mam nadzieję, że będzie dobrze… Dzięki i wy też się trzymajcie. Kocham was i całuję paaaa - cmoknęłam w słuchawkę i rozłączyłam się. Przykryłam się kołdrą po same uszy, ale tym razem nie mogłam już tak łatwo zasnąć. Dręczyło mnie to, że mama jest nadal chora, mimo otrzymanych leków nic jej nie przechodzi. Kręciłam się tak z boku na bok prawie do pierwszej, później wreszcie zasnęłam.
 
 - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - 
Witam serdecznie! No to doczekałyście się kolejnego rozdziału z mojej strony ;) Życzę miłej lekturki.
Jak tam przygotowania do świąt? U mnie idą pełną parą i normalnie nie mam już siły...
A'propos dzisiejszego meczu to... Cholera, blisko było! Gratulacje dla Zaksy w każdym bądź razie, a Jastrzębski Węgiel proszę jutro o troszkę więcej ;)

 

 

 

środa, 27 marca 2013

Rozdział 31


Rano wstałam zdecydowanie z lepszym humorem. Chłopcy chyba też jakoś przetrawili wczorajszą porażkę i wszystko wróciło do normy. Trener jasno zaznaczył, że nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Teraz należy się skoncentrować na kolejnym spotkaniu z Argentyną. Niby nie jest to trudny przeciwnik, ale na pewno nie można go lekceważyć, co też ciągle uświadamia każdemu z nas trener. Ubrałam się, zaścieliłam łóżko i zeszłam na śniadanie, przy windach spotkałam Krzysia.
- Cześć Lila - przywitał się z uśmiechem na ustach - Jak spałaś?
- Witaj Krzysiu. Niezbyt dobrze, ale jakoś żyję - uśmiechnęłam się.
- No to mogę cię pocieszyć tym, że my także z Łukaszem mieliśmy dzisiaj kłopoty ze snem.
- No dokładnie - wtrącił podchodzący do nas Ziomek - Jakbyśmy wiedzieli, że także cierpisz na bezsenność to wpadlibyśmy na ploty.
- Następnym razem  przyjdźcie - puściłam im oko i razem wsiedliśmy do windy. Śniadanie zjedliśmy dość szybko i sprawnie udaliśmy się na trening. Od godziny 10.00 siedzieliśmy na hali. Podczas przerwy między jedną częścią treningu, a drugą podszedł do mnie Bartek.
- Witam naszą fizjoterapeutkę - uśmiechnął się.
- Hej - odwzajemniłam uśmiech - Jak się czujesz?
- Już dobrze i właśnie chciałem ci serdecznie podziękować…
- Nie musisz mi dziękować, to moja praca i tyle.
- Praca swoją drogą, ale wcale nie musiałaś ze mną siedzieć i mnie pilnować - spojrzał mi w oczy.
- Oj Bartek daj spokój - uśmiechnęłam się i poklepałam go po ramieniu - Zmykaj na boisko trenować asy serwisowe.
- No dobra już idę -  mruknął i spojrzał na mnie - Co robisz w przerwie do obiadu?
- Nie wiem, zależy od Olka.
- Jakbyś miała wolne, to mogę na chwilkę do Ciebie wpaść.
- A coś się stało?
- Nie, tak chciałem pogadać…
- Ok, to przyjdź jak chcesz - uśmiechnęłam się lekko i odprowadziłam go wzrokiem na boisko.  Po treningu spakowałam rzeczy i udałam się wraz z Olkiem do ośrodka. Jak na złość tą godzinkę do obiadu miałam wolną. Włączyłam laptopa i sprawdziła maila. Chwilę później usłyszałam pukanie do drzwi… „Kurek” -  pomyślałam.
- Proszę.
- Hej to ja - zza drzwi pojawiła się głowa Bartka - Mogę?
- Tak wejdź - uśmiechnęłam się lekko i wyłączyłam laptopa- Napijesz się czegoś?
- A co masz dobrego? - wyszczerzył ząbki siadając na moim łóżku.
- To zależy na co masz ochotę - spojrzałam na niego. W tym momencie do pokoju wpadł  bez pukania ucieszony Zibi.
- Cześć i czołem! Lilka porywam cię dzisiaj. - mówił z uśmiechem nie zważając na Bartka siedzącego na moim łóżku.
- Gdzie? - spojrzałam na niego zdzwiona - A tak poza tym to napijesz się czegoś skoro już wpadłeś w odwiedziny?  -spojrzałam na niego.
- A co proponujesz?
- Rany - przewróciłam oczami - Następny! - Mogę wam zaproponować herbatkę, albo kawę- spojrzałam na nich.
- Eeee tam, ja z Tobą piję tylko wódkę - zachichotał Zibi, a Bartek zmierzył go od góry do dołu.
- To ja zrobię herbatę - rzuciłam i zajęłam się jej przygotowaniem.
- To co dasz się dzisiaj porwać po południu? - drążył temat Zibi.
- Jak mi powiesz gdzie to się może zastanowię - spojrzałam na niego uważnie.
- Niespodzianka - odpowiedział z tajemniczym uśmiechem.
- A wy nie macie treningu po południu?
- Mamy siłownię wieczorem po kolacji - Zibi nadal cieszył mordkę. - To co zgadzasz się?
-No nie wiem… Jak mi powiesz…- nie zdążyłam dokończyć bo przerwał mi w połowie.
- Nie powiem bo to niespodzianka, czyli jesteśmy umówieni - podszedł do mnie i cmoknął mnie w policzek - No to do zobaczenia - wyszeptał i wybiegł z pokoju. Spojrzałam na lekko zdezorientowanego Kurka.
- To ja się chyba będę powoli zbierał… Nie chcę ci przeszkadzać - wstał z miejsca na którym siedział.
- Daj spokój Bartek, nie przeszkadzasz to po pierwsze, a po drugie to nie przejmuj się Zibim. Ja też nie wiem o co mu chodziło - posłałam mu lekki uśmiech i podałam kubek z herbatą.
- Lila? Mogę mieć do ciebie trochę bezpośrednie pytanie? - spojrzał na mnie.
- Skoro musisz - uśmiechnęłam się - Pytaj proszę.
- Ty jesteś ze Zbyszkiem? - wypalił z grubej rury wbijając we mnie te swoje błękitne tęczówki. Spowodował to, że zakrztusiłam się łykiem herbaty.
-Skąd w ogóle taki pomysł? Bartek!
- No co? - spojrzał na mnie - On sprawia takie wrażenie…
- Kurde no! - prychnęłam- Wy jednak wszyscy jesteście nienormalni! Ile razy można wam tłumaczyć, że z każdym z was się przyjaźnię i nic poza tym?! - wstałam wkurzona z krzesła.
- Tylko zapytałem, nie chcę się znów z tobą kłócić…
- To po co zaczynasz takie durne tematy? Bartek my nie potrafimy normalnie rozmawiać, bo każda nasza rozmowa kończy się kłótnią, dosłownie każda - mówiłam podniesionym głosem.   - Zawsze się do czegoś przyczepisz, zawsze masz do minie jakieś „ale” i ciągle ci coś nie pasuje…
- Lila, chciałem po prostu wiedzieć, bo… A zresztą…
- „Chciałem wiedzieć” no właśnie problem jest w tym, że ty zawsze chcesz wszystko wiedzieć o mnie i o tym co robię, a o sobie mówisz niewiele… Bartek tak nie wygląda przyjaźń!
- Nie przyszło ci do głowy, że ja może nie chciałbym, aby była to tylko zwykła przyjaźń? - powiedział cicho patrząc mi w oczy.
- Skoro nie chcesz się ze mną przyjaźnić, to wymagam od ciebie, abyś mnie chociaż tolerował… Nikt cię nie zmusza do tego, abyś darzył mnie sympatią, ale tolerować mnie musisz. A w ramach tolerancji nie wkurzaj mnie przynajmniej i nie wyprowadzaj codziennie z równowagi. - mówiłam o wiele bardziej podniesionym głosem niż wcześniej, o dziwo Bartek nie przerywał mi tylko słuchał tego co mam do powiedzenia.- Obiecuję ci, że ograniczę nasze kontakty do końca pobytu w Londynie do minimum. Będziemy rozmawiali tylko i wyłącznie o sprawach służbowych. Zresztą jeżeli nie chcesz mojej pomocy fizjoterapeutycznej to zawsze możesz iść do Olka, nikt cię nie prosi, żebyś przyłaził do mnie. - w tym momencie podszedł do mnie i położył rękę na moim ramieniu.
- Jeżeli tego chcesz, to ja także będę schodził z twoich oczu do końca Olimpiady i najlepiej już w ogóle… - uciął patrząc na mnie smutnym wzrokiem i wyszedł z pokoju. Byłam strasznie wkurzona, włączyłam laptopa i słuchając muzyki rzuciłam się łóżko. Chwilę później usłyszałam pukanie do drzwi.
- Nie ma mnie… - mruknęłam, ale nie podziałało, w drzwiach pojawiła się głowa Winiarskiego.
- Hej, mogę?  - spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem.
- Taa… - przybrałam pozycję siedzącą, a Misiek usiadł obok mnie.
- Znowu pokłóciłaś się z Bartkiem? - spojrzał na mnie znacząco.
- Jeżeli przyszedłeś to po to, aby prawić mi wywody, to lepiej od razu wyjdź - warknęłam wstając z łóżka. Michał pociągnął mnie za rękę i posadził z powrotem obok siebie.
- Lilka! Nie przyszedłem po to… Myślałem, że dasz mu się zaprosić na ten spacer, i że wreszcie się pogodzicie, ale jak widzę nie wyszło - uciął.
- Jaki znowu spacer? - spojrzałam na niego zdziwiona.
- No planował zabrać cię na spacer, na spokojnie porozmawiać, iść na jakąś kawę…
- Nic takiego mi nie zaproponował - ucięłam.
- Może nie zdążył, bo zaczęłaś go opieprzać? - Misiek wbijał we mnie swoje oczęta.
-Może… W każdym razie wpadł Zibi i powiedział, że po południu ma dla mnie niespodziankę, nie wiem o co chodzi… - mruknęłam.
- Ja też nie wiem...- odpowiedział z lekkim uśmiechem - Idziesz ze mną do Igły i Ziomka oglądać film?
- Nie dzięki, posiedzę w pokoju i przejrzę zdjęcia - odpowiedziałam z  wymuszonym uśmiechem.
- No jak chcesz, nie zmuszam cię - uśmiechnął się i potarmosił moje włosy - Trzymaj się mała - powiedział wychodząc z pokoju.  Do obiadu przeglądałam zdjęcia. Nie byłam w nastroju na to, aby siedzieć z chłopakami i oglądać film. Po obiedzie Zbyszek razem z Dzikiem zabrali mnie na kawę i ciacho. To była ta jego niespodzianka. Chcieli iść jeszcze wieczorem na jakieś małe balety, ale ja nie miałam siły, ani nastroju. Wróciliśmy na kolację, a potem chłopcy mieli trening na siłowni. Wieczór spędziłam w pokoju samotnie. Rozmawiałam z mamą przez telefon. Była dzisiaj u lekarza, bo strasznie źle się czuje. Powiedziała mi, że to jakiś wirus i że szybko jej przejdzie bo dostała antybiotyk. Nie wiem na ile mam jej wierzyć, a jak na złość Radek nie odbierał swojego telefonu. Mama mówiła, że jest w pracy pracoholik jeden! Położyłam się dzisiaj wcześniej. Przed zaśnięciem analizowałam po raz kolejny rozmowę z Bartkiem i po raz kolejny zatrzymywałam się na jego „ nie chciałbym, aby to była tylko zwykła przyjaźń”. Jak nie zwykła przyjaźń to co? Najbardziej zastanawiało mnie słowo „tylko…” „Wszyscy faceci są nienormalni!” - myślałam zasypiając.
 - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Tak jak wspominałam wczoraj mam w zapasia kilka rozdziałów, więc kolejny oddaję dziś w Wasze ręce. Same oceńcie jakość. Ja nie uważam tego rozdziału za najbardziej ambitny, no ale cóż... Pozdrawiam! ;*

 

wtorek, 26 marca 2013

Rozdział 30


Gdy rano zadzwonił budzik miałam ochotę wyrzucić go przez okno… Całe szczęście, że znajduje się ono po drugiej stronie pokoju, bo jakby było blisko to zapewne mój telefon leżałby teraz gdzieś na trawniku. Zaspana zwlekłam się pod prysznic, wbiłam w służbowe ubranko i poczłapałam na śniadanie.
- Bartek? - zdziwił mnie widok uśmiechniętego Kurasia siedzącego na stołówce z resztą drużyny i pałaszującego śniadanie.
- No raczej tak, bo na Matkę Teresę z Kalkuty to on raczej nie wygląda - zaczął się nabijać Jarosz.
- Cześć - powiedział z uśmiechem Kuraś.
- Hej. Jak się czujesz? -spojrzałam na niego.
- Zdecydowanie lepiej, gorączki nie mam już od wczoraj, a ta twoja okropna herbata ziołowa chyba pomogła - skrzywił się na samo wspomnienie smaku herbatki.
- Bardzo dobrze, czyli były to tylko problemy z żołądkiem, a nie żaden wirus - uśmiechnęłam się i mijając ich stolik poszłam do swojego. Po śniadaniu chłopcy mieli trening, potem obiad i znów trening. Kolacja, trochę wolnego i spać. Wrzuciłam na fejsa zdjęcie z Zibim, Dzikiem, Igłą i Ziomkiem - 489 kliknięć „lubię to” Ja mam w ogóle tylu znajomych? Do wczoraj byłam jeszcze anonimową osobą, a od dzisiaj będę „ tą laską ze zdjęcia z Zbysiem, Michałkiem, Krzysiem i Łukaszkiem”. Chociaż z drugiej strony jak sobie pomyślę nad wyrazem twarzy wszystkich tych napalonych dziewuch gotowych oddać wszystko, aby być na moim miejscu… Ach sama przyjemność. Dni leciały bardzo szybko i nawet się nie zorientowaliśmy jak nadeszła niedziela i pierwszy mecz w fazie grupowej. Na pierwszy ogień Włochy. „Będzie ciekawie”- myślałam od samego rana. Mecz był wieczorem, dlatego zaraz po kolacji poszłam spakować torbę i aparat. Do mojego pokoju wpadł bez pukania Kuraś z krzykiem.
-Lilka ratuj, proszę ratuj no!
- Co się stało? - zmierzyłam go od góry do dołu. Był blady i wyglądał jakby co najmniej zobaczył trupa w łazience.
-  Kołnierzyk od koszulki mi się odpruł z jednej strony - pokazał gorączkowo lewą stronę koszulki - A ja nie mam jak go przyszyć, bo mamy teraz szybką odprawę z trenerem - lamentował.
- To weź drugą koszulkę - wiedziałam po co przyszedł, ale gdybym się z nim trochę nie podrażniła nie byłabym sobą.
- Ale ja nie mogę wziąć innej, pierwszy mecz gramy w tych - patrzył na mnie tymi swoimi wielkimi niebieskimi oczami - Proszę pomóż - mina kota ze Shreka osiągnęła zamierzony cel.
- Dawaj - rzuciłam w jego kierunku i wyciągnęłam rękę po koszulkę.
- Jesteś aniołem Lila! - wrzasnął całując mnie w policzek i wybiegając z pokoju.
- Kretyn - powiedziałam pod nosem kręcąc głową. Zabrałam się za powierzone mi zadanie i chwilę później kołnierzyk wyglądał jak nowy. Dochodziła godzina dziewiętnasta, dopakowałam torbę, wzięłam aparat i zamknęłam pokój. Zeszłam na dół i czekałam  na resztę ekipy przed budynkiem. Chwilę później zjawili się wszyscy oprócz Kurka oczywiście.
- A ten szaleniec gdzie? - skierowałam swoje pytanie w stronę Pawła.
- Aktualnie to biega po całym budynku szukając ciebie i swojej koszulki - wyrecytował z ogromnym bananem na twarzy Guma.
- O Boże - palnęłam się ręką w czoło - Przecież wysłałam temu idiocie sms-a, że wzięłam mu tą koszulkę i czekam na was na dole, tam gdzie zawsze.
- Cóż poradzić - wzruszył ramionami, a z jego twarzy nie schodził złośliwy uśmiech - Wiem jedno… Jak się tu zaraz nie pojawi i przez niego będziemy mieli krótszą rozgrzewkę to dostanie niezły opiernicz od trenera i bolesny wpierdol od nas - wyrecytował teatralnie. Jego mina była tak komiczna, że wybuchnęłam niepochamowanym śmiechem. Sam Paweł także zaczął się śmiać. Po chwili z budynku wyleciał zdyszany Kuraś
-Lila… Moja… Masz?  - spojrzał na mnie ciężko oddychając.
- Wiesz co? Gdybym cię nie znała i nie wiedziała, że latałeś po całym budynku jak głupi zamiast przeczytać mojego sms-a to mogłabym sądzić, że chwilę temu zadowoliłeś stado rozochoconych panienek szczytując z nimi kilka razy. Ta rumiana buźka i ciężki oddech świadczą same za siebie - uśmiechnęłam się złośliwie podając mu koszulkę. Chłopaki wybuchnęli niepochamowanych śmiechem, a Zbyszek i Igła aż się popłakali. Jedynemu tylko Kurasiowi nie było do śmiechu, spojrzał na mnie, a gdyby zabijał wzrokiem leżałabym już martwa. „ Lilka miałaś być miła…” zaświtało w mojej głowie. Odpędziłam zaraz myśli prowadzące do wyrzutów sumienia i udałam się do autokaru za resztą ekipy.
- Bartek? - złapałam go za ramię.
- Co? - odpowiedział oschle.
- Gniewasz się? - tym razem to ja zrobiłam minkę al’a kot ze Shreka.
- No nie wiem… -  mruknął.Podeszłam do niego i cmoknęłam go w policzek.
-A teraz? - zapytałam z uśmiechem.
- Teraz już nie - powiedział zadowolony wsiadając do autokaru. Faceci… Jeden całus załatwia wszystko. Jacy oni się prości w obsłudze. W drodze na halę każdy koncentrował się słuchając muzyki. Gdy dotarliśmy na miejsce, chłopcy poszli do szatni, a my do pomieszczania przygotowanego dla trenera. Chwilę później rozciągali się już na hali razem z włoską drużyną po przeciwnej stronie siatki. Trybuny zapełniały się kibicami w biało- czerwonych barwach. Szczególnie poruszył mnie baner trzymany przez małą, może pięcioletnią dziewczynkę siedząca na kolanach swojego ojca o treści        „Jesteście u siebie kochani, dacie radę!” „Londek prawie jak druga Polska” - westchnęłam po cichu wracając do robienia zdjęć. Oficjalne rozpoczęcie meczu, hymny i po raz kolejny te ciarki na plecach. Pierwszy gwizdek sędziego i rozpoczynamy spotkanie. W pierwszym secie prowadziliśmy do drugiej przerwy technicznej, ale później coś się spieprzyło. Włosi wygrali 25:21 i po ich minach można było wnioskować, że mają zamiar wygrać gładko 3:0. Mocno zdenerwowani chłopcy przyszli napić się wody w przerwie między setami.
- Kurwa no! - krzyczał do chłopaków Zibi - Musimy zacząć grać blokiem, bo jak tak dalej pójdzie wdupimy pierwszy mecz! - gdy odszedł na bok podeszłam do niego podając mu ręcznik.
- To dopiero pierwszy set Zbyszku - powiedziałam delikatnie.
- Pierwszy, nie pierwszy, ale przegrany - warknął.
- Zibi?
- Słucham? - spojrzał na mnie.
- Pokaż im! - powiedziałam przez zaciśnięte zęby patrząc w stronę włoskiej reprezentacji. Pokiwał tylko głową i wrócił na boisko. To był trudny przeciwnik, zwłaszcza, że nasz trener jest rodowitym Włochem. Nie przeszkadzało mu to jednak, aby dokopać swoim krajanom 3:1.
- No wreszcie!- wrzasnęłam rzucając się na Olka, gdy sędzia odgwizdał koniec spotkania. Pocieszyliśmy się trochę, ale każdy wiedział, że należy myśleć o kolejnym spotkaniu. Pogratulowałam tym, którzy byli jeszcze na boisku. Reszta uciekła do szatni. Wraz ze sztabem szkoleniowym czekaliśmy na nich w autokarze. W drodze powrotnej przysiadłam się do Zbyszka i Krzyśka na sam koniec.
- Dzię -ku -je- my - zaczęłam sylabizować naśladując kibiców.
- No Zibi - Krzyś poklepał go po ramieniu - Dałeś im popalić zagrywką dzisiaj.
- Bez przesady - odpowiedział Zbyszek uśmiechając się do mnie. - Teraz trzeba się skupić na wtorkowym meczu z Bułgarami - wróciliśmy do hotelu i każdy zmęczony szybko poszedł spać. Następny dzień upłynął na treningach i spotkaniach ze statystykami. Mieliśmy z Olkiem masę roboty, bo mimo, że był to dopiero jeden mecz trzeba było doprowadzić mięśnie chłopaków do stanu używalności. Wtorkowe popołudnie i mecz z Bułgarią. Na trybunach znów masa kibiców w biało - czerwonych barwach. Hymny, pierwszy gwizdek i te nieodłączne ciarki na całym ciele. Pierwszy set przegrany, drugi też… Przerwa między drugim, a trzecim setem była okropna. Każdy patrzył na siebie wilkiem. Podeszłam bez słowa do Krzyśka podając mu butelkę wody. Uśmiechnął się lekko, a ja poklepałam go tylko po ramieniu i wróciłam do Olka. Trzeci set wspaniały! Zwycięski dla Polski! Co z tego kiedy w czwartym secie posypało się wszystko? Wraz z ostatnim gwizdkiem sędziego poczułam niesamowity ścisk w gardle. Od razu zajęłam się pakowaniem naszych rzeczy. Nie miałam odwagi spojrzeć na przybitych chłopaków. W zupełnej ciszy wróciliśmy do ośrodka. Wieczorem nie mogłam zasnąć, położyłam się wcześniej i kręciłam się z boku na bok. Ok 21.00 zadzwoniła Radek. Wiedział, że nie jestem a nastroju, dlatego nie naciskał zbytnio i skończyliśmy rozmawiać po jakiś 15 minutach. Wstałam z łóżka, ubrałam się i wyszłam na korytarz zamykając pokój. Planowałam zrobić sobie drobny spacerek przed spaniem. Wyszłam przed budynek w kierunku „mini” parku, który znajdował się zaraz obok. Dopiero po chwili zauważyłam, że na jednej z ławeczek siedzi Winiar. Podeszłam i usiadłam obok niego bez słowa. Siedzieliśmy tak w ciszy z dobry 10 minut, w końcu Misiek odezwał się.
- A ty co? Spać nie możesz? - spojrzał na mnie.
- No tak jakoś…- bąknęłam - A ty?
- Ja? Ja tam podziwiam gwiazdozbiory - uśmiechnął się kącikiem ust.
-A no widzisz - westchnęłam i spojrzałam w niebo - Duży Wóz widzę, ale Małego nigdy znaleźć nie mogę - oznajmiłam.
- Tutaj - wskazał ręką i zaczął szkicować w  powietrzu rysy - Widzisz teraz?
- Teraz tak- uśmiechnęłam się. Siedzieliśmy tak jeszcze chwilę nic nie mówiąc. Po chwili Michał znowu przerwał głuchą ciszę:
- Wypadałby iść spać, bo jutro rano trening - westchnął.
- Masz rację - wstałam z ławki.
- Lila?
- Co jest? - odwróciłam się w jego kierunku.
- Przestań się już zamartwiać ok? - wstał z ławki i podszedł do mnie patrząc mi w oczy.
- Ale ja się wcale nie zamartwiam…
- Jasne- skwitował - Nie pierwszy i nie ostatni przegrany mecz - westchnął.
- Mój pierwszy odkąd z wami pracuję - ucięłam.
- No tak… Pierwszy raz zawsze boli... - powiedział z lekkim uśmiechem.
- Misiek - walnęłam go lekko w ramię i zaczęłam się śmiać - Idź spać, bo bredzisz - Objął mnie ramieniem i wróciliśmy do budynku. Po godzinie na świeżym powietrzu zdecydowanie szybciej mogłam zasnąć.
 
 - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Oddaję w Wasze ręce rozdział 30. Muszę Was zmartwić, bo obecnie siedzę w domu na zwolnieniu lekarskim i... piszę. Złapała mnie wena twórcza i naskrobałam dzisiaj kilka kolejnych rozdziałów. Przepraszam, ale jeszcze się trochę ze mną i moim pseudo opowiadaniem pomęczycie. To, że mi się nudzi można zaobserwować po zmianach na blogu, mam nadzieję, że zmianach na lepsze ;)
A tak odnośnie dnia wczorajszego to: Resovio gratulacje! Piękne zwycięstwo! Delecto brawa za walkę i determinację do końca. Teraz czekamy na drugiego finalistę i trzymamy mocno kciuki za... No właśnie za kogo? Komu kibicujecie?

czwartek, 21 marca 2013

Rozdział 29


Zapukałam cicho. Nie odpowiedział więc myślałam, że śpi. Weszłam po cichu, ale nie było go w pokoju. „ A ten gdzie znowu polazł?” moje nerwy zaczynały powoli dawać o sobie znać. Zobaczyłam, że w łazience pali się światło. Usiadłam zatem na łóżku Winiarskiego i postanowiłam poczekać aż wyjedzie. Siedziałam dobre dziesięć minut, a Kurka jak nie było tak nie było. Zapukałam w końcu do drzwi, ale odpowiedziała mi głucha cisza.
- Bartek jesteś tam? - nadal nic - Bartek żyjesz?
-Mhhmyy - usłyszałam cichy pomruk z drugiej strony drzwi.
- Mogę wejść?
- Mhhmyyy…
- To miało znaczyć tak? Dobra wchodzę! - uprzedziłam ostrożnie naciskając klamkę. Siatkarz siedział skulony przy muszli klozetowej. Głowę miał podpartą o sedes.
- Bartek… - powiedziałam z troską w głosie klękając obok niego - Jest aż tak źle?- pokiwał tylko twierdząco głową. Położyłam dłoń na jego rozpalonym czole. - Znowu masz wysoką gorączkę - westchnęłam.
- Nie musisz tu ze mną siedzieć i patrzeć na to wszystko - wymruczał cichym głosem.
- Daj spokój - powiedziałam kładąc rękę na jego ramieniu- Musze cię zmartwić, ale widok rzygającego faceta nie jest mi straszny - uśmiechnęłam się - Nie raz ratowałam mojego brata po studenckich libacjach alkoholowych - uśmiechnął się lekko patrząc na mnie.
- Czyli masz wprawę w te klocki - mruknął siadając przy umywalce i opierając się o kafelki.
- Można tak powiedzieć. Powiedz mi, ty zjadłeś coś nieświeżego czy jak? - spojrzałam na niego.
-Też chciałbym to wiedzieć - westchnął - Jadłem to co wszyscy, wam nic nie jest, a ja cierpię.
- Chyba, że to wirus grypy żołądkowej i będą jaja jak się reszta od ciebie zaraziła - skwitowałam.
- Taa i znowu wszystko co złe to Kurek tak? - spojrzał na mnie z wyrzutem.
- Źle mnie zrozumiałeś - pokiwałam głową i poklepałam go po ramieniu - Chcesz tu jeszcze zostać czy wolisz się położyć? - nie odpowiedział nic, ale powoli zaczął się podnosić z podłogi - Daj rękę, pomogę ci - wyciągnęłam w jego kierunku swoją dłoń, ale jej nie złapał.
-Dzięki sam sobie poradzę - burknął mijając mnie i wchodząc do pokoju. Poszłam zaraz za nim, a gdy się położył usiadłam przy jego łóżku - Serio nie musisz tu ze mną siedzieć, jestem dużym chłopcem, poradzę sobie sam - mruknął mierząc mnie spojrzeniem.
- Nie muszę, ale chcę… Nie mogę cię zostawić samego w taki stanie.
- Nie potrzebuję litości - warknął odwracając się na bok tyłem do mnie.
- Słuchaj no panie Kurek! - powiedziałam podniesionym i mocno zdenerwowanym tonem - Równie dobrze mogłam być teraz razem z resztą drużyny i doskonale bawić się na otwarciu Igrzysk. Mogłam… Ale zostałam tutaj z tobą, żebyś nie siedział sam, chory w dodatku. Zostałam, żeby z tobą pobyć, dotrzymać ci towarzystwa, pogadać, nie wiem zrobić herbatę. Zostałam sama z własnej i nieprzymuszonej woli! Wiem, że się źle czujesz, ale mimo wszystko mógłbyś chociaż trochę to uszanować i nie burczeć na mnie tylko odpowiadać w normalny sposób, a już na pewno nie odwracać się do mnie dupą jak coś do ciebie mówię! - ostatnie zdanie prawie wykrzyczałam wstając z brzegu łóżka i kierując się do drzwi.  Bartek w tym czasie odwrócił się w stronę pokoju i mierzył mnie tym swoim wrednym spojrzeniem.
- Lilka!- powiedział także podniesionym głosem, gdy za mną trzaskały już tylko drzwi od jego pokoju. „ Nadęty dupek, a do tego cham” myślałam przemierzając korytarz. Wszystko się we mnie gotowało ze złości. Weszłam do swojego pokoju i z hukiem zamknęłam drzwi za sobą. Odpaliłam laptopa i włączyłam muzykę , aby choć trochę się zrelaksować. Po upływie jakiś 30 minut usłyszałam pukanie do drzwi.
- Proszę - rzuciłam od niechcenia. Do pokoju wszedł Bartek bez słowa siadając pod drugiej stronie łóżka i wpatrując się we mnie. Podniosłam na niego wzrok znad laptopa, który stał przede mną. - Chciałeś coś? - zapytałam z obojętnością w głosie ściszając muzykę.
- Tak… Porozmawiać  wydusił z siebie. Nadal był blady, a na jego czole pojawiły się kropelki potu będące oznaką gorączki. Teraz najmniej mnie to obchodziło, jeszcze nie minęły mi moje nerwy na tego osobnika.- Chyba nie do końca dobrze zaczęliśmy naszą znajomość.
- Czyżby - stwierdziłam obojętnie - I dopiero teraz to odkryłeś tak? Spostrzegawczy jesteś, nie ma co… - powiedziałam z ironią w głosie.
- Lila- szybkim ruchem zamknął mojego laptopa i spojrzał mi w oczy - Ja naprawdę nie chcę się z tobą kłócić - wydukał - Tak właściwie to przyszedłem cię przeprosić. Za to przed chwilą, za to w Spale i ogólne za każde moje beznadziejnie głupie zachowanie - mruknął spuszczając wzrok. W tym momencie poczułam jakby ktoś strzelił mi z otwartej dłoni w twarz. „Kurek mnie przeprasza? Koniec świata…” Patrzyłam na niego i zastanawiałam się co mam  mu powiedzieć. - Moglibyśmy zacząć naszą znajomość od początku? - spojrzał znów w moje oczy. Dopiero teraz miałam okazję przyjrzeć się jego błękitnym tęczówkom. „Cholera jakie ona ma oczy, czemu ja tego wcześniej nie widziałam” krążyło gdzieś po mojej głowie, ale zaraz zaczęłam myśleć trzeźwo.
- W sumie to chyba możemy… - powiedziałam łagodniejszym tonem - I na przyszłość oszczędźmy sobie złośliwości, nikt nie karze ci mnie lubić. Wystarczy, że będziesz mnie tolerował - spojrzałam na niego.
- Lila, ale ja cię naprawdę lubię. Cały czas myślałem, że to ty mnie nie lubisz -spojrzał na mnie oczami, al’a kot ze Shreka.
- Ja lubię was wszystkich - odpowiedziałam z lekkim uśmiechem. Milczeliśmy chwilę po czym ja zabrałam głos - Jak się czujesz?
- Dalej beznadziejnie - westchnął.
- Wracaj do łóżka, zaparzę ci herbatę ziołową i zaraz do ciebie przyjadę - powiedziałam ciepłą barwą głosu.
- Nie rób sobie kłopotu nie musisz mnie obsługiwać przecież mogę sam bo…
- Bartek! - przerwałam mu jego wypowiedź - Wróć proszę do łóżka.
- No dobrze - wymamrotał wychodząc z pokoju. „Panie Boże kolejny cud w Twoim wykonaniu, nawróciłeś Kurka…” pomyślałam wstając z łóżka i wyłączając laptopa. Przygotowałam herbatę ziołową dla Bartka i opuściłam pokój gasząc światło. Gdy weszłam do niego leżał na łóżku i oglądał transmisję z uroczystości otwarcia Olimpiady w TV.
- Herbatka - powiedziałam z uśmiechem od progu stawiając kubek z parującym płynem na stoliku obok niego.  -I trzymaj jeszcze tremometr - podałam mu urządzenie.
- Dziękuję - odpowiedział z uśmiechem. Chwilę później wiedzieliśmy już, że ma 39 stopni gorączki. Dostał leki na jej zbicie i wypił grzecznie cały kubek herbaty. Po dwóch godzinach wspólnych rozmów  i oglądania TV doszedł do wniosku, że trochę mu lepiej. Temperatura wrócił do normalnych 36 i 6 kresek, a żołądek przestał tak mocno boleć. Siedziałam u niego na łóżku i nadal gapiliśmy się w telewizor. Bartek mimowolnie oparł głowę na moim lewym ramieniu, a po chwili usłyszałam jego miarowy, powolny oddech. „ Brawo Lilka! Bartek zasnął wykończony twoim gadaniem” pomyślałam i aż zachichotałam cicho patrząc na niego. Jego głowa spoczywała spokojnie na moim ramieniu. Przyglądałam mu się bardzo uważniej, analizowałam każdy centymetr jego twarzy i dopiero teraz zauważyłam to, czego to tej pory nie widziałam. W jednej chwili zrozumiałam te wszystkie napalone fanki piszczące na jego widok. W mojej głowie zaczęła świtać myśl, że on rzeczywiście jest całkiem przystojnym facetem. Patrzyłam na jego nieporadnie ułożoną czuprynę, która aż prosiła się o dotyk kobiecej ręki i poprawienie wszystkich tych niesfornie odstających włosków. Głos wewnętrzny kłócił się sam ze sobą. Przysłowiowy „aniołek” z prawego ramienia podpowiadał, aby zostawić go w spokoju, nie budzić i najlepiej to już opuścić jego pokój. Natomiast „diabełek” siedzący na lewym ramieniu podpuszczał, aby pobawić się trochę jego włosami, pogładzić jego policzek. Zawsze byłam grzeczną dziewczyną… Do czasu odkąd nie zaczęłam pracy tutaj! Moja lewa ręka mimowolnie powędrowała w kierunku jego włosów. Przejechałam powoli po jego czuprynie. Jego włosy przy samym czole było lekko mokre od potu, ale wcale mi to nie przeszkadzało. Gładziłam je milimetr po milimetrze badając dokładnie strukturę jego głowy. Łapałam między opuszki moich palców niesfornie odstające od reszty włoski tylko po to, aby za chwilę znów je puścić. Nie powiem taka zabawa była całkiem przyjemna i pewnie bawiłabym się tak dalej, gdyby Kurek nie zaczął się ruszać i nie obudził się.
- Wrócili już? - zapytał zaspanym głosem.
- Nie, jeszcze nie.Obudziłam cię? - spytałam lekko wystraszona.
- Sam się obudziłem, bo śniło mi się, że ktoś mnie głaska po głowie.
- Tak? No co ty? - z trudem powstrzymywałam śmiech.
- Ale nie powiem, był to przyjemny sen - uśmiechnął się promiennie po czym obrócił się na bok przodem do mnie i z powrotem oparł głowę  na moim ramieniu. Chwilę później pod pretekstem zdrętwiałej ręki wyprostował ją obejmując mnie lekko. Minęło kilka minut jak zasnął. Było grubo po 23.00 i wiedziałam, że chłopaki zaraz będą wracali do ośrodka. Musiałam się stąd szybko ewakuować, ale nie bardzo miała jak. Po kilku nieudanych próbach udało mi się wreszcie wyswobodzić z objęć Kurasia tak, aby go nie obudzić. Wymknęłam się ukradkiem gasząc nocną lampkę i przykrywając go. Zdążyłam wejść do pokoju, gdy na korytarzu usłyszałam rozbawione głosy powracającej ekipy.
- Cześć miśki - rzuciłam wychodząc na korytarz.
- O Liluśka żyje, to z Bartkiem też może nie jest nagorzej - zachichotał Igła
- Ciszej, nie drzyj się tak bo go obudzisz - spojrzałam na Krzyśka grożąc palcem.
- Ciągle śpi? - zapytał trener.
- Niedawno zasnął.
- I jak on tam? - spojrzał na mnie Anastasi.
- Spokojnie, żyje, jest cały - uśmiechnęłam się.
- Pytam o stan zdrowia- odpowiedział z uśmiechem.
- Chyba mu lepiej, dostał środki przeciwgorączkowe, temperatura spadła, wypił herbatę ziołową i mówił, że trochę się poprawiło.
 - Niech wypoczywa, zobaczymy jutro rano - odpowiedział zadowolony trener - Wy chłopaki też do spania, bo jutro rano mamy trening.
-Ale trenerze - zaczęli marudzić chórkiem.
- Nie widzę, nie słyszę  - pomachał rękami wchodząc do swojego pokoju. Wróciłam do siebie i wzięłam szybki prysznic, przebrałam się w strój nocny i owinęłam ciepłym szlafrokiem. Poczłapałam po cichu do pokoju Igły i Ziomka.
- Puk, puk - szepnęłam wchodząc do środka - Śpicie już?
- O Lila! - uśmiechnął się Łukasz - Nie, ja właśnie przeglądam fotki jakie zrobiłem twoim  aparatem, a Igła jest pod prysznicem.
- No ładnie sam sobie oglądasz? - spojrzałam na niego z udawanym wyrzutem i wcisnęłam się na łóżko obok niego - Dawaj od początku.  -siedzieliśmy tak i oglądaliśmy foty z dobre 20 minut. Igła zdążył wziąć prysznic i dołączyć do nas. Kiedy skończyliśmy przeglądać zdjęcia pochwaliłam Ziomka, że ma talent do fotografowania.
-Ty patrz - wrzasnął nagle Igła strzelając sobie ręką w czoło - Olśniło mnie teraz, że my żadnego wspólnego zdjęcia z Lilką nie mamy - powiedziała do Ziomka, na co tamten przytaknął.
- Trzeba to nadrobić - stwierdził ponownie włączając aparat.
- Teraz? Chyba śnisz, ja jestem w szlafroku, a wy bez koszulek - skrzywiłam się.
- Ty chyba logiczne, że w opakowaniu spać nie będziemy- zachichotał Igła poprawiając włosy i wciskając się na jednoosobowe łóżko Ziomka obok mnie.
- Uśmiech - powiedział Łuki nakierowując obiektyw aparatu na naszą trójkę - Wszyscy mówimy serrrrr - zachichotał robiąc fotkę.
- Pokaż to - wyrwałam mu aparat z ręki - Nieeee - skrzywiłam się widząc swoją okropną minę - Usuwam!
- Nawet nie próbuj! To ma być pamiątka do albumu, a nie profilowe na fejsa - zaśmiał się Igła - Chociaż w sumie jak chcesz, to na fejsa też możesz wrzucić.
- Żeby mnie wasze żony później ganiały? Nie dzięki -wystawiłam mu język.
- Oj tam, oj tam. Czas na sesję zdjęciową - ucieszył się Ziomek. Jednak jego zapał na chwilę ostudziło wparowanie do pokoju Bartmana i Kubiaka. Im pomysł zrobienia sesji zdjęciowej ze mną także się spodobał i bawiliśmy się tak do pierwszej w nocy. Kilka minut po pierwszej wzięłam aparat i zwinęłam się do siebie życząc wszystkim spokojnej nocy. Nie zasnęłam jednak od razu. Zaczęłam rozmyślać i podsumowywać wydarzenia dnia dzisiejszego jak to już miałam w zwyczaju. „ Wreszcie jestem w Londynie na wymarzonej Olimpiadzie, ale nie byłam na otwarciu Igrzysk - paradoks. Jeszcze lepsze jest to, że … pogodziłam się z Kurkiem? Tak to chyba można nazwać. Nowa znajomość z dotychczasowym wrogiem… Jasne już to widzę jak wcale, ale to wcale się nie będziemy kłócić” zaśmiałam się cicho i powiedziałam sama do siebie „ Dwa tak odmienne charaktery to marne szanse na wspólne porozumienie” z ta myślą zasnęłam.

  - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Miłego czytania! ;)

środa, 20 marca 2013

Rozdział 28


Wstałam po 7.00. Śniadanie także i dzisiaj było na godzinę 8.00 więc nie miałam zbyt wiele czasu. Ubrałam się szybko i zbiegłam na stołówkę. Wszyscy byli już na dole. Wszyscy prócz Bartka oczywiście.
- Cześć ekipo! – przywitałam się przechodząc obok stolika chłopaków – Gdzie macie tego swojego przyjmującego? – spojrzałam na puste miejsce obok Jarosza, które z reguły zajmował Kurek.
- Rzyga i sra dalej niż widzi – odpowiedział bezpośredni Winiarski popijając poranną  kawę – Tak się tłukł w nocy drzwiami od łazienki, że się przez niego nie wyspałem – mruknął.
- No to ładnie – westchnęłam i życząc im smacznego skierowałam się do mojego stolika gdzie siedział już trener i Olek. Przywitałam się i zajęłam miejsce obok Aleksandra.
- Słyszałem, że Misiek poinformował cię już o stanie zdrowia Bartka- uśmiechnął się.
- Nie omieszkał odmówić sobie tej przyjemności – odpowiedziałam z uśmiechem.
- Grypa żołądkowa czy raczej zatrucie? – spojrzał na mnie Olek.
- Nie wiem, ale na pewno go cholernie męczy… Wczoraj miał gorączkę więc pewnie zatrucie – skwitowałam sięgając po sałatkę.
- Jak tak dalej będzie to przecież on w tym stanie nie może iść na otwarcie Igrzysk – westchnął Anastasi – Czy to już na początku musi się wszystko sypać? Pójdę z jedenastką…
- Trener przynajmniej pójdzie – odpowiedział Olek mieszając w kubku z herbatą – A ja będę musiał zostać… A tak bardzo chciałem założyć ten biały gajerek ehh – westchnął.
- Z tego co mówił doktor, to on zostaje – Anastasi podniósł swój wzrok na Olka.
- Nie wypada, żeby on został – odpowiedział fizjoterapeuta.
- Ja z nim zostanę – rzuciłam po chwili znad sałatki.
- Co?  -spytał zdziwiony trener.
- No ja zostanę z Bartkiem, a wy wszyscy pójdziecie na to rozpoczęcie – odpowiedziałam patrząc to na Anastasiego to na Bieleckiego.
- Nieee, nie możemy cię obciążać aż tak – od razu zaczął mówić Olek – To naszym obowiązkiem jest się nim zająć, ty tu masz staż, a my stałe kontrakty więc…
- Dobra Olo daruj sobie. Przecież wiem jak bardzo się cieszyłeś, że będziesz miał okazję raz jeszcze wziąć udział w całym tym pochodzie olimpijskim – uśmiechnęłam się – doktor zresztą tak samo.
- Ty też się cieszyłaś z tego faktu.
- No tak, ale przecież nie zostawimy go tu samego to po pierwsze, a po drugie ja jestem najmłodsza z całego sztabu medycznego więc wy jako starsi macie pierwszeństwo udziału w takiej imprezie – uśmiechnęłam się – Prawda trenerze? – spojrzałam na Anastasiego.
- Prawda – pokiwał głową – Ale nie pozabijacie się tutaj razem? – zapytał z lekkim uśmiechem.
- Nie mam w zwyczaju dobijać i tak już ledwo żyjących – odwzajemniłam jego uśmiech – Zróbcie chociaż foty to pooglądam.
- No właśnie, a zdjęcia do albumu Reprezentacji?
- Dam aparat Krzyśkowi, poleci na dwa, a jak nie jemu to któremuś  z was.
- Masz do nas aż takie zaufanie? – zapytał ze śmiechem Olek.
- Samej jest mi w to trudno uwierzyć, ale tak mam. – uśmiechnęłam się.- Miłej imprezy zatem, wpadnę  was zobaczyć jak już się ubierzecie w garniturki – puściłam im oko i wyszłam z sali jadalnej. Po drodze zajrzałam do pokoju Kurka.
- Żyjesz? – zapytałam od progu.
- Jeszcze tak – wymamrotał – Dzięki za kanapkę.
- Nie ma za co – uśmiechnęłam się lekko.
- O której wychodzicie? – zapytał.
- A nie wiem nawet, ale jakoś po obiedzie. Obiad jest na 12.00, a potem będą się szykować powoli.- odpowiedziałam na pytanie analizując plan dnia dzisiejszego.
- Chyba „ będziecie się szykować”- poprawił mnie.
- Będą – odpowiedziałam z uśmiechem – Ja zostaję tutaj z tobą, mam za zadanie cię pilnować.
- A kto ci powiedział, że ja zostaję? – spytał lekko oburzony – Niedoczekanie! Idę z nimi.
- Taaa chyba z przenośnym kiblem pod pachą – mruknęłam za co Kuraś zmierzył mnie swoim groźnym spojrzeniem.
- Całkiem możliwe – odpowiedział z lekkim uśmiechem, co wywołało także uśmiech na mojej twarzy. Podeszłam do niego i usiadłam na brzegu jego łóżka.
- Nie zanudziłeś się tutaj sam?
- Nie, jakoś daje radę. Winiar spieprza gdzie tylko może, żeby przypadkiem się ode mnie nie zarazić.
- Dziwisz mu się? Przecież jakby, odpukać w niemalowane, jakby to był jakiś wirus i wszystkich by tak wzięło to ja czarno widzę te wszystkie mecze – westchnęłam.
- Baliby się z nami grać, bo myśleliby, że ich orzygamy – zaśmiał się cicho. Także zachichotałam patrząc na niego.
- Jak się dzisiaj czujesz? Lepiej niż wczoraj?- spojrzałam na niego uważnie.
- Trochę, ale dalej mnie męczy. Pół nocy nie przespałem – odpowiedział przeczesując palcami włosy.
- Przyniosę ci obiad.
- Nie dzięki, raczej nie dam rady nic przełknąć – spojrzał na mnie. Pokiwałam głową i postawiłam butelkę wody niegazowanej na jego stoliku.
- Napij się chociaż – powiedziałam z lekkim uśmiechem –Strasznie duszno macie w tym pokoju, otworzę na trochę okno – jak powiedziałam tak i z robiłam. Chwilę później do pomieszczenia wpadł przyjemny, chłodny powiew lekkiego wiatru.
- Dzięki – spojrzał na mnie.
- Nie ma sprawy – powiedziałam przykrywając go kocem – Zdrzemnij się, zajrzę później.
- Ok, do zobaczenia – odpowiedział w moim kierunku, gdy już wychodziłam z pokoju. Wróciłam do siebie wykonałam obowiązkowy telefon do mamy, a później zeszłam na obiad. Po obiedzie wszyscy szykowali się do wyjścia na uroczyste rozpoczęcie Igrzysk. Z jednej strony bardzo chciałam iść tam z nimi, ale z drugiej wiedziałam, że nie mogę zostawić Bartka samego. W końcu przyjechałam tu do pracy, a nie dla przyjemności, a więc nie ma co narzekać. Nie mogłam pozwolić, aby doktor czy Olek nie poszli na tak ważną dla nich uroczystość kosztem mojej obecności tam. Posiedziałam trochę przy laptopie przeglądając zdjęcie jakie do tej pory zrobiłam, a później postanowiłam przejść się po pokojach i zobaczyć jak wyglądają nasze gwiazdy. Zapukałam po cichu po pokoju Igły i Ziomka, a słysząc „proszę” nacisnęłam klamkę i weszłam do środka. W jednym momencie mnie zatkało. Panowie stali przygotowani do wyjścia w białych garniturach i biało – czerwonych koszulach. Na nogach mieli intensywnie czerwone buty, które z całością wyglądały uroczo. Na ich piersi widniało godło Polski, a na szyjach mieli przewieszone identyfikatory. Pierwszy raz odkąd się znamy zaczęłam analizować ich pod względem urody, a nie pod względem charakteru.
- Wow...- tylko tyle byłam teraz w stanie z siebie wydobyć.
- Coś nie tak? – spytał Ziomek poprawiając marynarkę.
- Wszystko tak… Aż za bardzo... – mruknęłam nadal wpatrując się w nich jak w obrazek.
- Mam wrażenie jakbym był gdzieś brudny, bo mnie tak świdrujesz wzrokiem – zaśmiał się Igła.
- Podziwiam sobie – wystawiłam mu język – I dochodzę do wniosku, że Polska ma na prawdę zajebiście przystojnych reprezentantów.
- No weź, bo się zarumienię – zachichotał Łukasz siłujący się z kołnierzykiem. Podeszłam do niego i pomogłam mu poprawić złośliwą część garderoby. Podziękował z uśmiechem na twarzy.
- Ziomek?
-Hmmm – mruknął tym swoim męskim, niskim głosem.
- Obiecja mi, że jak już w razie w dalekiej przyszłości skończysz karierę sportową to zostaniesz komentatorem sportowym ok? – spojrzałam na niego z szerokim uśmiechem na twarzy. Mój pomysł wywołał śmiech u Krzyśka, ale Ziomek spojrzał na mnie śmiertelnie poważnie.
- Obiecuję – tu przeniósł swój wzrok na Ignaczaka – A ty się głupku nie ciesz, bo będziesz pracował razem ze mną jako operator kamery – wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem.
- Dobra szykujcie się na spokojnie, idę zajrzeć jak tam reszta drużyny.
- Czekaj, czekaj słyszeliśmy, że ty nie idziesz- zagadnął Krzyś.
- Ktoś musisz zostać z Kurasiem – pokiwałam twierdząco głową.
- Może lepiej żebyś to nie była ty- zachichotał Ziomek – Wiesz Lilka, ty też mi coś musisz obiecać – spojrzał na mnie rozbawiony.
- Słucham cię mój drogi cóżeś wymyślił? – przeniosłam swój wzrok na Ziomka.
- Błagam tylko mi nie wykończ przyjmującego, bo z nim mam ustalonych najwięcej rozegrań – zaśmiał się.
- Rany… Czy ja na serio wyglądam na seryjnego mordercę? Wszyscy mnie o to od rano proszą. Cały czas wszystkim mówię, że nie mam w zwyczaju dobijać już i tak ledwo żyjących – zachichotałam cwaniacko.
- Na seryjnego mordercę to nie, ale jak cię Bartek wkurzy co ostatnio zdarza się dość często to możesz się nim stać – zanosił się od śmiechu Krzysiek.
- Dobra obiecuję nie zrobić mu krzywdy – skrzywiłam usta – No przynajmniej do końca pobytu w Londynie – wyszczerzyłam ząbki w szerokim uśmiech. – Krzysiu wpadnij później po mój aparat, masz bojowe  zadanie zastąpić mnie w roli fotografa dzisiejszego wieczoru.
- Kurde… Chciałem też pocykać foty moim, Ziomek weźmie twój sprzęt ok? – spojrzał na Łukasza.
- Jasne – odpowiedział tamten z uśmiechem.
- W takim razie ty wpadnij Łukaszu – puściłam mu oko i zniknęłam za drzwiami ich pokoju. Odwiedziłam też Marcina i Pawła, Dzika i Zbyszka, Rucka i Ryszego, Pita i Kosę oraz zajrzałam po drodze do Winiara i Kurasia. Bartek spał, a Winiar ubrany i gotowy do wyjścia zaczłapał się za mną do pokoju Igły i Ziomka. Ja po zrealizowaniu „obchodu” poszłam do siebie. Chwilę później wpadł Ziomek.
- Hej, hej ja po ten twój aparacik – puścił mi oko od progu.
- Proszę – podałam mu futerał ze sprzętem – W środku  masz dodatkowe naładowane akumulatorki.
- Ok, damy radę – odpowiedział z uśmiechem – To my się powoli zbieramy Liluś. Wszyscy są już na dole.
- Idę  cię odprowadzić – zaskoczyłam zadowolona z łóżka – Nie mogę odpuścić sobie zobaczenia was wszystkich razem tak pięknie wyglądających. Kiedy wyszliśmy przed budynek po raz drugi dzisiejszego dnia mnie zatkało.
- No to bawcie się dobrze przystojniaki – zaśmiałam się podchodząc do ekipy.
- Ty też moja droga – trener obdarzył mnie szczerym uśmiechem – I zrób coś temu Kurkowi, żeby mu szybko przeszło – puścił do mnie oko.
- Spokojna trenera głowa – zaśmiałam się cwaniacko. W tym momencie poczułam czyjeś wielkie łapy na swojej talii obejmujące mnie od tyłu.
- Tylko nie zajmuj się nim za bardzo bo będę zazdrosny – szepnął mi do ucha Zibi. Zrzuciłam jego ręce z mojego tułowia i odwróciłam się przodem do niego. Chwyciłam kołnierzyk jego koszulki i przyciągnęłam jego twarz do mojej pochylając się nad jego uchem:
- Nie musisz bejbeee... – wymruczałam – Nie zdradzę cię z Kurkiem, a już na pewno nie po tej naszej wspólnie spędzonej nocy – puściłam jego koszulkę i oboje wybuchnęliśmy śmiechem, który do tej pory powstrzymywaliśmy z trudem.
- Czy ja o czymś nie wiem? – spytał zdezorientowany Dziku stojący obok.
- Nie Misiu - posłałam mu całusa w powietrzu – A tak poza tym to seksownie wyglądacie w tych okularkach. – spojrzałam na Dzika i Zibiego. Atakujący  znał dobrze  mnie i moje poczucie humoru i zaczął się śmiać. Michał natomiast patrzył na mnie z lekkim zdziwieniem.
- Później ci wytłumaczę - powiedział Zibi klepiąc go po ramieniu i nadal się śmiejąc.
- Ruszamy chłopcy - zarządził trener. Pomachałam im jeszcze i wróciłam do budynku. „Trzeba zajrzeć do Kurasia” pomyślałam kierując się do jego pokoju.
 
 - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Mam dla Was kolejny rozdział tych moich głupot ;) Pozdrawiam serdecznie!
 
P.s.
Piękną mam zimę tej wiosny... Mam już dość ;/