Budzik rozdzwonił się o 6.00 za co miałam ochotę go
rozwalić. Wstałam z ledwością i zaczłapałam się pod prysznic. Strumienie
chłodnej wody płynęły po moim ciele i trochę mnie orzeźwiły inaczej nie byłabym
w stanie normalnie funkcjonować tego dnia. Mecz z Australią był naprawdę ważny,
bo od tego zwycięstwa zależało to, z którego miejsca wyjdziemy z grupy i kto
dalej będzie naszym przeciwnikiem. Gdy
wyszłam z łazienki i ubrałam się w biało- czerwony strój z logiem reprezentacyjnym i zeszłam na
śniadanie. Wszyscy byli już na stołówce z wyjątkiem Marcina oczywiście, który
leczył swoją kostkę. Po śniadaniu zajrzałam do niego, czuł się już lepiej i
właśnie szykował się do wyjazdu na halę. O wejściu na boisko nie było mowy, ale
zawsze przynajmniej obejrzał mecz z kwadratu dla rezerwowych. Spakowałam swoją
torbę, wzięłam aparat i zbiegłam przed budynek.
- Lilka jesteś - uśmiechnął się Ziomek - Myślałem, że nie
masz zamiaru już dzisiaj z nami jechać.
- Byłam jeszcze u Marcina, a później musiałam spakować rzeczy
- odpowiedziałam ze słodkim uśmiechem- Łukasz…?
- Hmmm - spojrzał na mnie.
- Ale wygramy dzisiaj prawda? - zapytałam cicho.
- Postaramy się, nam też na tym zwycięstwie bardzo zależy-
odpowiedział z lekkim uśmiechem.
- Wiem, że wy zrobicie wszystko co będzie w waszej mocy -
podeszłam do niego bliżej i wtuliłam się w niego. Pogłaskał mnie po włosach i
mocno przytulił.
- A co to za przytulanki? - zapytał uśmiechnięty Krzysiek
podchodząc do nas.
- A tak zwyczajnie - uśmiechnął się Ziomek wypuszczając mnie
ze swoich objęć.
- Lilka ty w ogóle ostatnio jakaś taka spokojna jesteś, nie
żartujesz tak jak zawsze i w ogóle mam wrażenie, że nas unikasz - trafnie
zauważył Zibi, który zjawił się obok nas nie wiedzieć skąd.
- Nie no co ty - posłała mu lekki uśmiech - Mamy teraz dużo
pracy i nie mogę przecież cały czas z wami siedzieć. Wy także potrzebujecie
spokoju i chwili koncentracji chociażby... - odpowiedziałam wymijająco.
- No ok, ale wiesz jakby coś było nie tak to…
- Tak wiem Zibi, przyjdę do ciebie - po raz kolejny
obdarzyłam go uśmiechem. Wszyscy zaczęli pakować się do autobusu. Gdy
wsiadaliśmy Krzysiek mruknął do mnie:
- Widzę, że coś cię gryzie… Pogadamy później - posłałam mu
tylko lekki uśmiech i zajęłam miejsce z przodu razem ze sztabem trenerskim. Jako
ostatni wsiadł Kurek i usadowił się pod koniec na siedzeniu przy oknie. Olek
poprosił mnie, abym zaniosła jeszcze Dzikowi witaminy, których zapomniał
połknąć. Zrobiłam to, o co mnie prosił i wróciłam na swoje miejsce. Chłopcy
pozakładali słuchawki i zaczęli się koncentrować na spotkaniu. Dojechaliśmy do
hali dość szybko. Drużyna zniknęła w szatni, a ja wraz ze sztabem medycznym i
trenerem weszliśmy na halę gdzie już rozciągali się Australijczycy. Każdy z nas
miał nadzieję, że dzisiejszy mecz będzie tylko formalnością. Kiedy drużyna
wyszła na boisko i rozpoczęła rozgrzewkę ja razem z Olkiem zajęliśmy nasze
stałe miejsca na krzesełkach przy linii boiska. Powitanie drużyn, hymny
narodowe i po raz kolejny biało - czerwono na trybunach. Pierwszy gwizdek
sędziego rozpoczynający spotkanie zawsze wywołuje na moim ciele dreszcz emocji.
Chłopcy prowadzili do pierwszej przerwy technicznej, ale potem coś siadło i
ostatecznie pierwszy set padł łupem Australijczyków. Podczas przerwy między
setami Andrea próbował ich zmotywować do walki, a ja sprawnie z Olkiem
podawaliśmy im wody i ręczniki. Wrócili na boisko, a ja zacisnęłam mocniej
swoje kciuki. Niestety drugiego seta także wygrali Australijczycy. Kiedy
chłopcy zeszli z boiska nie mieli ochoty na rozmowę, jedynie w ciszy słuchali uwag
trenera. Mnie zaczęły coraz bardziej dręczyć wyrzuty sumienia, że nie odzywam
się z Bartkiem i może to dlatego nic mu nie wychodzi. Szybko jednak pozbyłam
się tych myśli. W trzeciej partii powrócili na boisko w pięknym stylu. Bartek
kończył każdą piłkę, którą wystawił mi Łukasz, a Krzysiek przyjmował każdą
zagrywkę przeciwnika. Ostatecznie wygraliśmy 25:18 i byłam prawie pewna, że
teraz już pójdzie z górki. Czwarty set także układał się po naszej myśli, ale
tylko do pierwszej przerwy technicznej. Przy stanie 22:18 dla Australijczyków
złapałam Olka pod rękę i mocna ścisnęłam jego dłoń. Wymieniliśmy
porozumiewawcze spojrzenia.
- Jakby się nie udało to wiesz że… - zaczęłam, ale nie
mogłam wydusić więcej słów bo czułam jakbym połknęła piłeczkę pingpongową, która
teraz zalegała mi w gardle.
- Że będziemy musieli zagrać z Rosją… - dokończył patrząc na
mnie z lekkim przerażeniem i smutkiem w oczach - Wiem… - Później już nic nie
mówiliśmy, puściłam jego rękę i z zaciśniętymi kciukami przyglądałam się temu
co działo się na boisku. Było 24:22 i Australia miała piłkę meczową. Spojrzałam
w kwadrat dla rezerwowych. Miny chłopaków mówiły same ze siebie, każdy powoli
przyjmował do siebie informację o porażce. Ja wierzyłam do samego końca, że
losy tego spotkania się odwrócą. Zawsze wierzę! Serce podpowiada, że się uda,
ale rozum mówi co innego… No i niestety gwizdek sędziego kończący mecz
zabrzmiał w hali. Kolejny mecz z Rosją… Tą potężną i niezwyciężoną Rosją… Do
moich oczu napłynęły łzy. Wstałam szybko i skierowałam się w kierunku chłopaków
w kwadracie rezerwowych. Podeszłam do Marcina, bo stał najbliżej i tak po
prostu się do niego przytuliłam. Objął mnie swoim silnym ramieniem i przycisnął
mocno do siebie. Chwilę później jego silna dłoń złapała mój podbródek i skierowała
moją głowę do góry. Spojrzałam w jego oczy. W moich ciągle gościł łzy więc
obraz Marcina miałam trochę rozmazany. Robiłam wszystko, aby żadna z nich nie
spłynęła po moim policzku, przecież jestem silna! Marcin spojrzał mi głęboko w
oczy i powiedział:
- Lila… Przegraliśmy walkę, ale nie wojnę, pamiętaj -
poklepał mnie jeszcze po ramieniu i poszedł razem z drużyną przybić zwyczajową
„piątkę” pod siatką drużynie przeciwnej. Przetarłam oczy i wróciłam do Olka.
Spakowaliśmy swoje rzeczy i jako pierwsi udaliśmy się do autokaru. Chwilę
później zaczęli przychodzić nasi chłopcy. Każdy na wstępie włączał muzykę na
słuchawkach i zamykał się w swoim świecie. Nikt nie miał ochoty na rozmowę i
wcale się im nie dziwię. W głowach każdego z nich krążył już zapewne kolejny mecz,
który trzeba będzie rozegrać. Mecz z Rosją…
Sprawnie dojechaliśmy do ośrodka. Później udaliśmy się na obiad, który
także zjedliśmy w milczeniu. Po obiedzie chwila przerwy, a wieczorem siłownia.
Poszłam do pokoju i postanowiłam zadzwonić do mamy. Nie odbierała telefonu więc
zadzwoniłam do Radka.
- Hej! Jesteś w domu ? - powiedziałam smętnym głosem.
-…
- Bo wiesz co? Dzwoniłam do mamy, ale nie odbiera…
-…
- No chyba, że śpi - uśmiechnęłam się sama do siebie.
-...
- Znów się gorzej czuje? Kurczę i co lekarz nic sobie z tego
nie robią? - byłam już lekko wkurzona dowiadując się, że mojej mamie nie
przechodzi po kolejnej porcji antybiotyków.
-…
- Dobra ok, postaram się nie martwić - mruknęłam -
Dzisiejszy dzień jest okropny wiesz? Okropny- w moich oczach znów pojawiły się
łzy.
-…
- Ja też w to bardzo mocno wierzę Radek, wygrają, taki jest
nasz cel. Przyjechaliśmy tu spełniać marzenia o medalu olimpijskim i je
spełnimy - uśmiechnęłam się do słuchawki - No leć już do tej twojej ukochanej
pracy - zaśmiałam się -Paaa braciszku, tęsknię za wami - cmoknęłam kilka razy w
telefon i rozłączyłam się. Włączyłam po cichu piosenkę z mojej ulubionej bajki w dzieciństwie. Położyłam się na łóżku i
zasłuchałam w melodię. Z chwili zamyślenia wyrwało mnie ciche pukanie do drzwi.
- Proszę - powiedziałam cicho ściszając muzykę.
-Hej. Mogę na chwilkę? - w pokoju pojawiła się głowa
Piotrka.
- Chodź, chodź - uśmiechnęłam się do niego - Chcesz herbaty?
- Możesz zrobić - uśmiechnął się lekko i usiadł na łóżku.
Zaparzyłam dwa kubki herbaty owocowej i
jeden podałam Pitowi.
- Co robi reszta? - spojrzałam na niego znad mojego kubka.
- Śpi, albo udaje, że śpi - rzucił popijając herbatę -
Odpoczywają po meczu i regenerują siły przed treningiem… - spojrzał na mnie - A
tak naprawdę to siedzą i każdy z nich zastanawia się co zrobił dzisiaj
źle… Ja też nad tym myślałem i
doszukałem się kilku błędów, fakt. Chciałem z którymś z nich pogadać, ale nie
są zbytnio rozmowni… Kurek na mnie nawarczał, Paweł prawie wywalił z pokoju, a
gaduła Igła siedzi bez słowa… - westchnął głęboko.
- Wcale się im nie dziwię, że nie mają ochoty na jakąkolwiek
rozmowę… - zawiesiłam głos.
- Ale ja nie mogę siedzieć w takiej całkowitej ciszy…
Większość ludzi ma tak, że jeżeli coś im nie wyjdzie tak jakby tego chcieli to
potrzebują samotności. Mnie z kolei to zabija, muszę być z kimś, porozmawiać.
Niekoniecznie o przegranym meczu, ale o czymkolwiek.
- No to chyba dobrze trafiłeś - spojrzałam na niego z
uśmiechem. Tak jak chciał rozmawialiśmy o wszystkim. Ogólnie o sporcie, o
siatkówce, o naszych ulubionych bajkach z dzieciństwa, o partnerach życiowych,
o rodzicach, rodzinie i dziadkach. Poruszyliśmy temat kuchni włoskiej i
francuskiej, domowych pierogów i pizzy. Na książkach kucharskich, filmach akcji
i turystyce kończąc. Razem udaliśmy się na kolację. Wyszliśmy na korytarz i
czekaliśmy na windę.
- Piotrek?
-Słucham cię.
- Dzięki.
- Za co? - spojrzał na mnie zdziwiony.
- Tak ogólnie za towarzystwo, miłą rozmowę i za to, że
zająłeś mój wolny czas nie pozwalając mi się zadręczać.
- Oj daj spokój - uśmiechnął się - To ja powinienem
podziękować tobie. A tak poza tym jeden przegrany mecz o niczym nie świadczy.
Mamy trudnego przeciwnika, ale na pewno nie poddamy się bez walki - powiedział
z lekkim uśmiechem - Z mamą też będzie wszystko dobrze, pewnie wyzdrowieje
zanim zdążysz wrócić z Londynu i wybierzecie się na babskie zakupy - uśmiechnął
się pocieszająco.
- Mam taką nadzieję Piotruś... - winda zawiozła nas na sam
dół skąd skierowaliśmy się na stołówkę. Wszyscy nadal byli w nieciekawych
nastrojach, ale zaczynali powoli ze sobą rozmawiać. Po kolacji był trening w
siłowni, a potem czas na odpoczynek. Olek z tego wszystkiego zapomniał rozdać
chłopakom witaminy. Oczywiście to ja później musiałam latać po pokojach z
tabletkami, ale zdążyłam się już do tego przyzwyczaić. Na początku zapukałam do
Ziomka i Igły, bo ich pokój znajdował się najbliżej mojego.
- Proszę - usłyszałam głos Łukasza.
- Hej - weszłam z lekkim
uśmiechem do środka - Mam dla was witaminki - pomachałam w powietrzu listkiem z
tabletkami.
- „Witaminki, witaminki dla
chłopczyka i dziewczynki” - zanucił Igła uśmiechając się do mnie.
- Proszę bardzo i życzę
smacznego - powiedziałam z uśmiechem
wydzielając im odpowiednią dawkę. Już chciałam wychodzić, gdy zatrzymał mnie
Krzysiek.
- Lila… Pamiętasz, że mieliśmy
porozmawiać ? -spojrzał na mnie.
- Mieliśmy, ale nie chcę ci już
dzisiaj głowy zawracać - uśmiechnęłam się lekko.
- Tak, tak i pewnie zaraz znowu
będziesz nam wciskała, że wszystko jest w porządku tak? - spojrzał na mnie
Łukasz.
- No bo jest…- powiedziałam
cicho.
- Taaaa jasne - mruknął
Krzysiek.
- O rany! Wy zawsze musicie być
tacy dociekliwi? - zmierzyłam ich chłodnym spojrzeniem. - Po pierwsze to nadal
jestem wściekła na Bartka… Może już nie tyle wściekła, ale po prostu jest mi
przykro, że mógł się tak zachować. Po drugie dzwonił do mnie Radek, że nasza
mam jest chora. Dostała kolejną porcję antybiotyków i nic jej nie pomaga, niby
to jakiś wirus. A po trzecie - zawiesiłam głos - po trzecie to dzisiejszy dzień
też nie należy do mnich najlepszych - spojrzałam na nich- I chyba wiecie czemu
- spuściłam głowę.
- No dobra to teraz ja ci coś
powiem - uśmiechnął się Igła - Po pierwsze to z Kurkiem i tak się pogodzisz, bo
wy to już jak takie stare dobre małżeństwo jesteście - zachichotał. Po drugie
twoja mamuśka pewnie szybciutko wróci do zdrowia, bo to silna kobieta jest -
uśmiechnął się. W tym momencie wtrącił się Ziomek.
- Skąd znasz mamę Lilki?
-Aaaa poznałem wtedy na
lotnisku - puścił do mnie oko.
- Ej, ej, a co to za znaki
porozumiewawcze? - dopytywał Ziomek.
- No dobra byłem z Iwoną i
dzieciakami na krótkich wakacjach w Kołobrzegu po Lidze Światowej i spotkałem
Lilkę, bo jak ci powszechnie wiadomo ona tam mieszka. Zostaliśmy zaproszeni na
obiad do jej mamy i stąd znam panią Annę - odpowiedział zadowolony z siebie
Krzyś.
- Kurde tobie to nie za dobrze?
Obiadki i w ogóle - powiedział z lekkim wyrzutem Łukasz.
- Ziomuś ciebie też słońce ty
moje zapraszam bardzo serdecznie - powiedziałam uśmiechając się do niego.
- A żebyś wiedziała, że cię tam
kiedyś nawiedzę - odwzajemnił mój uśmiech i słuchał dalszego wywodu Krzysia.
- A po trzecie to teraz
skupiamy się na meczu z Rosją, a nie rozpamiętujemy dzisiejsza porażkę
zrozumiano? - spojrzał na mnie tymi swoimi oczętami.
- Tak jest - zasalutowałam i
zaczęłam się śmiać - Ty zawsze człowiekowi humor poprawisz. Dobra chłopcy
odpoczywajcie, a ja idę „nakarmić” resztę ekipy - pomachałam w górze witaminami
i wyszłam z pokoju. Kolejny pokój zajmował Winiarski i Kurek. Zapukałam cicho,
a gdy usłyszałam „proszę” Miśka to weszłam do środka.
- Cześć. Mam dla was witaminy,
Olek zapomniał po kolacji wam je dać - rozcięłam nożyczkami dwie porcje i jedna
podałam Winiarowi do ręki, a drugą położyłam na stole.
- A ja nie dostanę? - spojrzał
na mnie Kurek - Albo może lepiej nie, bo jesteś jeszcze gotowa mnie otruć -
spiorunowałam go swoim spojrzeniem i podeszłam do niego podając mu tabletkę.
- Jakbym cię chciała otruć, to
wierz mi, że zrobiłabym to już wcześniej bez świadków na przykład wtedy, gdy
reszta była na ceremonii otwarcia - syknęłam przez zaciśnięte zęby. Winiar nie
bardzo wiedział co ma robić. Zostać i słuchać naszej kolejnej sprzeczki, czy raczej
dla własnego bezpieczeństwa opuścić pokój.
- Dziękuję bardzo - warknął do
mnie Kurek.
- Proszę bardzo - wysiliłam się
na wymuszony uśmiech, a zaraz później się skrzywiłam. - Dobrej nocy Misiek, odpoczywaj -
powiedziałam w stronę Winiarskiego i skierowałam się do wyjścia.
- Mi to już dobranoc nie
powiesz… - powiedział z ironią Kurek. Zrobiłam najsłodszą minkę na jaką teraz
tylko mogłam się wysilić, a na mojej twarzy zagościł cukierkowy uśmiech.
- Dobranoc kochany Bartusiu -
powiedziałam z teatralną ironią. - I niech ci się przyśnią koszmary - mruknęłam
zamykając drzwi. U Marcina i Pawła też trochę posiedziałam, bo zmieniałam
naszemu kapitanowi okład. Później poczłapałam do Dzika i Zibego, u których
spędziłam kolejne pół godziny. Na koniec Kosa i Piter oraz Jarosz i Ruciak. U
nich także chwilkę byłam i w rezultacie do pokoju wróciłam po 23.00.
Szybki prysznic i lulu, zasnęłam bez problemu.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Mam dla Was kolejny rozdział :) Może nie jest zbyt wesoły jak na porę świąteczną, no ale trudno. W sumie to ja nie bardzo czuję kilmat tych świąt ze względu na ten śnieg za oknem. Zaległości na Waszych blogach postaram się nadrobić dziś wieczorem, bo wtedy wyjeżdżają moi goście. Na koniec życzę Wam wszystkiego dobrego, wesołych świąt spędzonych w gronie najbliższych, jutro mokrego ( albo śnieżnego) dyngusa i dużo, dużo uśmiech. Wasza L.