Wstałam
przed piątą. Po tylu wrażeniach i przykrych wiadomościach z dnia poprzedniego
nie mogłam spać. Zeszłam do kuchni, reszta domowników jeszcze spała. Zaparzyłam
świeżą kawę do ekspresu i zajrzałam do lodówki. Stwierdziłam, że przydałyby się
małe zakupy. Wcześniej jednak wróciłam do pokoju i ubrałam się w mój strój do
biegania. Chwyciłam odtwarzacz mp4 z półki i założyłam słuchawki. Wyszłam
bezszelestnie zamykając drzwi. Krzyś i Iwona pierwszego dnia, gdy tylko się do
nich wprowadziłam dali mi pęk kluczy do domu, garażu, komórki za domem, i
jeszcze paru innych miejsc, w których nigdy nie byłam. Pobiegłam w stronę
parku. Rzeszów dopiero budził się do życia. Spojrzałam na zegarek - wskazywał
godzinę 5.20. Przypomniałam sobie zaraz noc spędzoną na dachu z Bartmanem i tą
przepiękną panoramę miasta. Zaczęłam analizować jak Aśka mogła zrobić Zbyszkowi
coś takiego. Przecież takiego faceta to ze świecą szukać. Nie znałam jej zbyt
dobrze. Poznałyśmy się kiedyś na lotnisku przy okazji powrotu z Ligi Światowej.
Pierwsze wrażenie wywarła na mnie bardzo dobre - miła, sympatyczna, a do tego
ładna. Na mój gust idealnie pasująca do naszego Zbysia. Jak widać chyba
niekoniecznie… Biegłam właśnie alejkami parkowymi, a z odtwarzacza popłynęła „Dumka na dwa serca”. Szybko przełączyłam
melancholijny utwór i poddałam się bitom Paktofoniki. No właśnie… co by było „gdyby po
ziemi stąpały ideały?” Świat na pewno nie byłby taki popieprzony! Przebiegłam
cały park i skręciłam w wąską uliczkę prowadzącą do osiedla, na którym
mieszkaliśmy. Dokładnie o 5.50 byłam w domu. Wzięłam szybki prysznic,
wysuszyłam włosy, ubrałam się i poszłam na zakupy. Gdy świeże bułeczki,
wszystkie produkty potrzebne do zrobienia zdrowej sałatki, kilka rodzajów
wędlin i dwie butelki wody znajdowały się w mojej torbie ruszyłam w kierunku
domu. Miałam całkiem niezły czas, bo do domu weszłam dokładnie o 6.30. Cała
rodzinka Ignaczaków jeszcze spała, dlatego wykorzystałam to i zaczęłam
przygotowywać śniadanie. Kiedy Iwonie o 7.00 rozdzwonił się budzik śniadanie
stało gotowe na stole, z ekspresu unosił się zapach świeżej kawy, a w
piekarniku piekła się szarlotka.
- O kurcze
Lilka! - powiedziała pani domu wchodząc do kuchni - Kiedyś ty to wszystko
zdążyła zrobić? Ty spać jak normalny człowiek nie możesz? - zachichotała i
cmoknęła mnie w policzek - Dziękuję ci bardzo za pomoc. Wyczułaś moment
idealnie, bo dzisiaj muszę być wcześniej w pracy - powiedziała i skierowała się
do łazienki. Krzysiek jak zwykle przycinał sobie jeszcze krótką drzemkę więc to
ja poszłam obudzić dzieciaki. Sebastianowi strasznie nie chciało się wstawać,
ale szarlotka piekąca się w piekarniku ostatecznie go przekonała. Dominika nie
miała tego problemu. Wyskoczyła z łóżka jak z procy i wskakując mi na ręce
poszła ze mną do kuchni. Poleciłam jej, żeby obudziła Krzyśka, a sama
dokończyłam rozstawiać talerze. Później wszyscy po kolei wpadali do łazienki,
krzyczeli na siebie wzajemnie, że nie zdążą, trzaskali drzwiami, chichotali,
przekomarzali się i znów sprzeczali na zmianę. Tak wyglądał standardowy poranek
w domu Ignaczaków. Przyzwyczaiłam się do tego już w pierwszych dniach
mieszkania z nimi. Uwielbiałam ten cały rozgardiasz i zamieszanie panujące
dookoła. Wreszcie o 7.30 wszyscy usiedliśmy przy stole i zjedliśmy wspólnie
śniadanie. Iwona biegała jak poparzona, bo już dawno powinna być w pracy.
Ucałowała dzieciaki i męża, podziękowała mi za śniadanie jakie zrobiłam jej do
pracy i wybiegła z domu.
- Jedź
ostrożnie! - wrzasnęłam gdy zamykała drzwi, ale nie wiem czy mnie usłyszała.
Dzieciaki dokończyły się ubierać i razem z Krzyśkiem odwieźliśmy Sebastiana do
szkoły, a Domi do przedszkola. Obiecałam im też, że razem z ich tatą przyjadę
po nich z powrotem. Mała Ignaczak była w siódmym niebie, zresztą Sebastian też.
Wróciliśmy z Krzyśkiem do domu i każdy z nas zajął się swoimi sprawami. Ja
posprzątałam trochę w kuchni, bo nie zdążyłam tego zrobić wcześniej, a Igła w
tym czasie siedział w salonie i wrzucał nowe filmiki na bloga.
- Mogę
wrzucić ten wywiad z tobą z twojego pierwszego dnia pobytu w Spale? - zapytał
kiedy kończyłam kroić warzywa do zupy.
- Nawet nie
próbuj - mruknęłam otwierając bardziej drzwi, aby go lepiej słyszeć i widzieć
przede wszystkim.
- Dzięki za
pozwolenie - wyszczerzył swoje śnieżnobiałe zęby.
- Igła!
- Ups… Samo
się kliknęło - zachichotał, gdy tylko zdążyłam do niego dobiec.
- I już nie
żyjesz! - warknęłam odkładając nóż, który trzymałam w ręce na stolik i rzucając
w niego poduszką. Krzyśkowi dużo nie potrzeba
było i chwilę później rozpętała się prawdziwa wojna. Po całym salonie
latały poduszki i pluszaki Dominiki. Po kilkunastu minutach zaciekłej walki i
śmiechów wychyliłam się zza fotela z uniesionymi do góry dłońmi w geście
kapitulacji - Poddaję się - wysapałam ledwo łapiąc oddech.
-
Wiedziałem, że odniosę spektakularne zwycięstwo - zachichotał.
- Jeszcze
się zemszczę, zobaczysz - wystawiłam mu język i wróciłam do kuchni. Krzysiek
chwilę później pojawił się za moimi plecami.
- Pomóc ci w
czymś?
- Nie
musisz, dzisiaj moja kolej z gotowaniem - uśmiechnęłam się - Idź sobie jeszcze
jakieś filmiki powrzucaj, ale bez mojego udział! - podkreśliłam dobitnie.
Libero tylko się uśmiechnął i opuścił pomieszczenie. Godzinę później zupa
pomidorowa była już ugotowana, w piekarniku zapiekały się roladki, a surówka
stała przygotowana na stole. Po 14.00 odebraliśmy dzieciaki, a o 15.00 wróciła
Iwona. Zjedliśmy wspólnie obiad, a później ja i Krzyś pojechaliśmy na trening.
- Ooo jest
moja ulubiona fizjoterapeutka - zaczął się podlizywać Buszek - posłałam mu
słodki uśmiech i weszłam na salę. Chłopcy właśnie rozpoczęli rozgrzewkę.
Standardowo wypełniłam jakieś papiery i porobiłam im zdjęcia. Zdziwił mnie fakt, że na treningu nie było
Bartmana.
- Trenerze
gdzie pan zgubił Zibiego? - zapytałam Kowala, który usiadł na krzesełku obok
mnie podzas gdy chłopcy grali mecz.
- Poprosił
dzisiaj o wolne, podobno ma strasznie pilną sprawę do załatwienia - „Taaaa
jasne już widzę tę jego pilną sprawę” - pomyślałam, ale nie powiedziałam nic
głośno tylko pokiwałam głową ze zrozumieniem. Po treningu oświadczyłam
Krzyśkowi, że jadę do Zbyszka i niech na mnie nie czekają bo nie wiem kiedy
wrócę. Kosa zaoferował, że mnie porzuci, bo w sumie mieszkała niedaleko domu
atakującego. Przystałam na propozycję i wsiadłam do samochodu Grześka.
- Może tobie
uda się mu przemówić do rozsądku - zaczął rozmowę Grześ, gdy tylko ruszyliśmy
spod hali - Ja i Piter próbujemy się do niego dodzwonić od rana, ale
najwyraźniej ma nas w dupie. Rozumiem, że przechodzi teraz ciężki okres w
życiu, ale to nie powinno wpływać na jego karierę sportową - powiedział
marszcząc brwi - Zrobisz coś z tym?
- Dlaczego
ja? - spojrzałam na niego - Myślałam, że przyda mu się raczej jakaś męska
rozmowa, a nie pogadanka ze mną.
- My już
próbowaliśmy i jak widać z marnym skutkiem - westchnął Kosa - Trener
jeszcze nic nie wiem, ale jak takie sytuacje z nagłym braniem wolnego będą się
powtarzały co jakiś czas to wreszcie się wkurzy. I żeby się potem nasz Zbysio
nie obudził z przysłowiową ręka w nocniku jak w trakcie sezonu będzie musiał
szukać nowego klubu.
- Sugerujesz
coś? - tym razem to ja zmarszczyłam brwi.
- Ostatnio
jak wychodziłem z szatni słyszałem rozmowę między trenerami o Zbyszku właśnie.
Zastanawiali się o co mu tak naprawdę chodzi… Nie chcę snuć jakiś czarnych
scenariuszy, ale lepiej z nim pogadaj, bo nas nie bardzo chce słuchać.
- Postaram
się przemówić mu do rozsądku - posłałam Grześkowi lekki uśmiech i podziękowałam
za podwiezienie. Weszłam do bloku, w którym mieszkał Bartman i wjechałam windą
na ósme piętro. Nacisnęłam dzwonek i czekałam. Brak jakiejkolwiek reakcji.
Ponowiłam swoją próbę. Cisza. Całe szczęście, że miałam przy sobie torebkę, w
której noszę wszystko. Znalazły się w niej też zapasowe klucze do mieszkania
Zbyszka, których miałam używać w nagłych sytuacjach. Dla mnie to właśnie teraz
była taka sytuacja. Włożyłam klucz do zamka i przekręciłam. Weszłam po cichu do
mieszkania. Czułam się trochę jak włamywacz, ale przecież musiałam sprawdzić
czy wszystko ok. Jego telefon był wyłączony, dlatego przyjechanie tutaj uznałam
za ostateczność. Weszłam do salonu i rozejrzałam się. Bartmana nie było w domu.
Po stole walały się puste puszki po piwie i pudełko po starej pizzy. Wszędzie
panował, nazwijmy to artystyczny nieład… Pokręciłam głową z niedowierzaniem i
weszłam do jego pokoju. Moją uwagę przykuła szklana ramka, a raczej jej części
walające się po podłodze. Przykucnęłam i wyjęłam z niej zdjęcie. Mogłam się
domyślić kto na nim był… Zbyszek i Asia - szczęśliwi, uśmiechnięci, zakochani…
Odłożyłam zdjęcie na biurko i wyszłam z domu zamykając drzwi. Skoro nie ma go w
domu, nie było go na treningu, ani nikt go dzisiaj nie widział to są dwa
wyjścia. Albo znowu pojechał gdzieś w pizdu, albo siedzi na tym swoim zasranym
dachu. Pierwszej opcji sprawdzić nie mogłam, ale drugą tak więc chwilę później
przeciskałam się przez wąskie drzwi w suszarni prowadzące na dach. Bingo! Czemu
mnie nie zdziwił widok Zbyszka siedzącego w tym samym miejscu, w który
siedzieliśmy tamtej nocy i popijającego Bóg wie które już piwo. Podeszłam do
niego i bez słowa usiadłam obok. Przeniósł na chwilę swój wzrok na mnie, a
potem znowu wbił go w panoramę miasta. Siedzieliśmy z dobre pięć minut w
milczeniu, aż wreszcie atakujący się odezwał.
- Jeżeli
przyszłaś tu, żeby prawić mi morały na temat tego, że nie było mnie na
treningu, że nie odbieram telefonu i że mam wszystko i wszystkich w dupie to od
razu uprzedzam twoje pytanie… Tak! Mam wszystko i wszystkich w dupie i to
zapewne z wzajemnością - powiedział i znów przyssał swoje usta do puszki z
piwem.
- Bartman! -
powiedziałam stanowczym głosem, ale kiedy spojrzał mi w oczy zaraz zmieniłam
ton. W jego oczach była totalna pustka. Pustka, żal i smutek jakich jeszcze nigdy
nie widziałam. Bez słów przysunęłam się bliżej i objęłam go ramieniem, a on
oparł swoją głowę na mojej ręce.
- Zadzwoniła
i tak po prostu powiedziała mi, że ma kogoś innego… Że nie chce mnie więcej
widzieć na oczy, że mam przestać przysyłać jej kwiaty z przeprosinami, bo traci
tylko czas na ich odsyłanie, a jej kosz nie jest taki duży, żeby pomieścić je
wszystkie - powiedział beznamiętnie.
- A to su..
- ugryzłam się w język widząc jeszcze bardziej zdołowanego Zbyszka - super
niefajna sprawa - posłałam mu lekki, przepraszając uśmiech.
- Może i
jest tak jak mówisz, może zdradziła mnie z tamtym facetem, może i jest z nim
szczęśliwa, ale to wcale nie zmieni tego, że ją kocham. Cholernie ją kocham i
okropnie mi jej brakuje - powiedział ze ściśniętym gardłem. Nie mogłam tego
dłużej słuchać. Przyciągnęłam go do siebie i mocno przytuliłam, a w moich
oczach zakręciły się łzy. Mój przyjaciel cierpiał, a ja byłam bezradna, nie
mogłam nic zrobić, aby zapobiec jego dalszym mękom. Jedyne co mogłam mu
ofiarować w tych trudnych chwilach to swój własny czas i obecność. O 19.00
miałam jechać na wykład, ale odpuściłam. Nie mogłam zostawić go w takim stanie.
Siedzieliśmy na tym pieprzonym dachu do 22.00, a potem wróciliśmy do jego
mieszkania. Krzysiek zdążył zadzwonić już sto pięćdziesiąt razy. Napisałam mu
sms-a, że zostaję dzisiaj u Zbyszka, i że ma się nie martwić. Potem zrobiłam
kolację z tego co znalazłam w lodówce siatkarza i zaparzyłam herbatę. Zjedliśmy
w ciszy i Zbyszek poszedł pod prysznic. W tym czasie ja ogarnęłam jego
mieszkanie i rozścieliłam mu łóżko.
- Połóż się,
bo jutro macie trening na 10.00 - powiedziałam wchodząc do jego pokoju.
- Ale… -
zaczął, lecz mu przerwałam.
- Nie ma
żadnego, ale! Jedziesz i koniec. Nie pozwolę ci zmarnować sobie życia i kariery
sportowej tylko, dlatego że jakaś lalunia postanowiła pobawić się twoimi
uczuciami. Zrozumiano? - wbiłam w niego swoje ostre jak żyletka spojrzenie.
Może trochę przesadziłam nazywając Aśkę
lalunią, ale w tym momencie byłam na nią wściekła. Gdybym tak dorwała ją
w swoje ręce to… Zbyszek tylko pokiwał głową i lekko się uśmiechnął. Potraktowałam
to jako pozwolenie na dalsze działania i opuściłam jego pokój. Wzięła prysznic
i poszłam do „mojego” pokoju. Nie miałam ze sobą nic w czym mogłaby spać,
dlatego wygrzebałam z szafy Bartmana jego koszulkę i zarzuciłam na siebie.
Wskoczyłam do łóżka i dość szybko zasnęłam.
___________________________________________________________________________
Wstałam, gdy
Zbyś jeszcze spał. Wyszłam z mieszkania bardzo cicho i skierowałam się do
pobliskiego sklepu i piekarni. Z zakupami wróciłam do Zbyszka. Nadal się nie
obudził więc korzystając z okazji zrobiłam śniadanie i upiekłam ciasto. Kiedy
wyciągałam kubki z szafki, aby zaparzyć kawę poczułam na swoich biodrach ręce
Bartmana.
- Dzień
dobry - powiedziałam uśmiechając się i wsypałam do każdego z kubków po dwie
łyżki kawy.
- Dobrze, że
jesteś Lila… Dziękuję - powiedział całując mój policzek i zniknął w łazience.
„Pewnie, że jestem i będę panie Bartman! Tak łatwo się mnie nie pozbędziesz,
nie pozwolę ci zniszczyć sobie życia” - pomyślałam i zalałam kawę wrzątkiem.
Gdy Zbyszek wyszedł z łazienki zjedliśmy śniadanie. Nie był jeszcze w
doskonałym humorze i męczył go lekki kac, ale próbował żartować. Zadzwoniłam do
Krzyśka, żeby zabrał mi aparat i cały sprzęt, bo nie przyjadę do niego, tylko
pojadę na trening z Zibi. Libero przystał na taką propozycję. Kilkanaście minut
później wyruszyliśmy spod bloku Bartmana, a po upływie czterdziestu minut
znaleźliśmy się pod halą. Zbyszek poszedł do szatni, a ja pojawiłam się na sali
i przywitałam z całym sztabem szkoleniowym.
- Anioł nie
kobieta - powiedział Kowal podchodząc do mnie i zagarniając mnie ramieniem -
Powiedz mi jak zmusiłaś Bartmana, żeby tu przyjechał?
- Oj
trenerze ma się swoje sposoby - uśmiechnęłam się i jeszcze chwilę z nim
porozmawiałam. Na salę weszli chłopcy i rozpoczęli rozgrzewkę. Kolejny mecz
jaki mieliśmy do rozegrania w PlusLidze był ze Skrą i każdy chciał się zemścić
i odegrać za Super Puchar. Cieszyłam się, że znowu spotkam się z Winiarskim i
resztą jego postrzelonej ekipy z Bełchatowa. To, że nie przepadałam za
Nawrockim nie znaczyło, że nie lubię wszystkich Skrzatów. Całkiem miły i
sympatyczny wydał mi się Wlazły i zapewne tak jak każdy zyskuje przy bliższym
poznaniu. Zator i Woicki też całkiem spoko. Plińskiego też lubię, mimo jego
trudnego charakteru. Z nim to jest trochę tak jak z Bartmanem, zapewne dlatego
oboje nie potrafią się dogadać. Nie wyobrażam sobie, aby kiedykolwiek mieli
zagrać w jednej drużynie… No, chyba że byłaby to reprezentacja, ale Andrea
stawia teraz na młodszych środkowych. Na tej pozycji jest niezła konkurencja i
Plina nie będzie miał już raczej przebicia. Po treningu czekałam na chłopaków
przed halą. Jako pierwszy wyszedł Kosok i podszedł do mnie. Porozmawialiśmy
chwilę, a potem dołączył do nas Bartman i Igła.
- To jak?
Wracamy? - zapytałam patrząc na Zbyszka za co Krzysiek spiorunował mnie swoim
wzrokiem, który wywołał śmiech u Zbyszka i Grześka.
- Spokojnie,
jedź z Igłą bo jeszcze kilka takich noclegów poza jego czujnym okiem i będę
chodził z limem - powiedział rozbawiony atakujący - Bo przecież Krzyś wie, że
Lilusia to mała dziewczynka, którą się trzeba zająć - zaczął nabijać się z
nadopiekuńczości libero.
- Jeszcze
słowo Bartman i od zaraz będziesz chodził z podbitym okiem - warknął Krzysiek -
To wy się wszyscy gorzej niż dzieci zachowujecie, idę sobie - mruknął wymijając
nas - Czekam w samochodzie - krzyknął w moim kierunku i zniknął za zakrętem, a
ja, Zibi i Kosa zaczęliśmy się głośno śmiać.
- Lecę chłopaki,
bo pojedzie beze mnie - zachichotałam całując ich w policzki na pożegnanie -
Zibi zadzwoń wieczorem okej?
- Okej -
odpowiedział z uśmiechem atakujący.
- A ja nie
mogę zadzwonić? - zapytał Grześ robiąc smutną minkę.
- Zawsze i o
każdej porze Kosa - odkrzyknęłam i pobiegłam w stronę samochodu Krzyśka.
Wsiadłam z szerokim uśmiechem na twarzy. Nadopiekuńczość Krzyśka czasami
działała mi na nerwy, ale byłam mu w duchu wdzięczna, że się tak o mnie martwi
- To co jedziemy czy będziemy tu tak stać? - zapytałam patrząc na jego obrażoną
minę.
- I tylko
tyle masz mi do powiedzenia tak? - wbił we mnie swój wzrok i z trudem hamował
śmiech, nadal starał się, aby jego wyraz twarzy był groźny.
-
Krzysiuuuuuuu - zawołałam przeciągle i objęłam jego szyję wpijając się w jego
policzek. Teatralnie wyeksponowałam głośne cmoknięcie, aby poczuł się doceniony
- Przecież i tak wiesz, że ciebie kocham najbardziej! Prawda dziubasku? -
zachichotałam tarmosząc lekko jego poliki tak, jak to się zwykło robić małym
dzieciom. Libero nie wytrzymał i zaczął się głośno śmiać. Kiedy już się
uspokoiliśmy ta tyle, aby Krzysiek mógł prowadzić wróciliśmy do domu. Zjedliśmy
obiad, a po południu zabrałam dzieciaki na spacer do parku, który im wcześniej
obiecałam. Państwo Ignaczak mieli trochę czasu dla siebie. Wieczorem zadzwonił
Zbyszek i poinformował, że u niego wszystko w porządku. Około 21.00 rozmawiałam
z Bartkiem. Jego kostka jest mocno skręcona, ale powiedział, że daje radę.
Wykończona popołudniem spędzonym z Domcią i Sebciem usnęłam kilka minut po
22.00
- - - - - -
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
- - - - - - - - - - - - - -
Witam
serdecznie moje drogie Czytelniczki! Na wstępie pragnę przeprosić za błędy (
jeżeli się takowe pojawiły), ale jest tak gorąco, że nie mam siły siedzieć i
sprawdzać tych głupot znajdujących się powyżej.
Wiem, że mam
lekkie zaległości na Waszych blogach, ale obiecuję nadrobić je w nadchodzącym
tygodniu.
Od dzisiaj
jestem człowiekiem wyzwolonym! Zapamiętam tą datę bo 20.06.2013r miałam
ostatnią lekcję fizyki w swoim życiu. Tak, tak cieszę się i to bardzo :D
Nie zanudzam
i zostawiam Was z rozdziałem. Miłego czytania życzę i ślę buziaki ;*
P.s. Dochodzę do
wniosku, że Blogger mnie nie lubi ;/ Albo nie chce mi dodać postu, albo miesza
w rodzajach czcionek… Raz jeszcze przepraszam za usterki i opóźnienie, bo miało
być już wczoraj.
P.s. II Jeszcze tylko godzinka do meczu! Trzymamy kciuki za nasze Orzełki :)
Fajnie, że Zbysiu doszedł już do siebie;) Ale nasz Krzysiek zrobił się ostatnio opiekuńczy;d Pozdrawiam i życzę miłego "wolnego" tygodnia;)
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo :)
Usuńhehe, miałaś szczęście, bo już opuszczałam komp[a, a tu na blogerze powiadomienie o nowym poście u cb i weszłam .:)
OdpowiedzUsuńLilka to cudowny przyjaciel, pomaga Zbyszkowi i podnosi go z dołka. pilnuje, aby nie zatracił kariery. :)
do tej Aśki, to mi już słów brakuje. :/
" Przyjaciele są jak ciche Anioły... :) "
UsuńUff, Zbyś dochodzi do siebie :) A Krzyś to taki nadopiekuńczy starszy brat :D Bardzo fajny rozdział :D
OdpowiedzUsuńA Lilka jest cudowna :D A właściwie to cudowny z niej przyjaciel :)
A Aśkę mam ochotę zabić.
Pozdrawiam! ;*
PS U mnie 4 http://goniac-najskrytsze-marzenia.blogspot.com/2013/06/rozdzia-4-ostatni-trening-przed-meczem.html :)
Dziękuję bardzo, zabieram się za zaległości :)
UsuńDobrze, że Zibi dochodzi do siebie ja nie wiem on bez Liliany by zginął.Ta opiekuńczość Krzysia mnie nieraz przeraża.; )
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny i zapraszam
http://parkiet-siatka-mikasa-moje-marzenie.blogspot.com/
No Krzyś to czasami przesadza :D Dzięki :)
UsuńCo te twoje opowiadanie robi z ludźmi. Żeby mi szkoda Bartmana było? I to dłużej niż 5 sekund? ;D Oby się pogodził z Aśką, bo wszyscy na tym cierpią.
OdpowiedzUsuńCo oni by zrobili bez Lilki :)) Aż się dziwię, że jeszcze wytrzymuje nadopiekuńczość Igły, ale z drugiej strony na niego nie da się złościć :D
Nigdy więcej fizyki! Jedno zdanie a tak bardzo cieszy. Ja swoją edukację z tego przedmiotu zakończyłam wczoraj <3
Pozdrawiam i czekam na następny ;*
Koniec z fizyką był chwila przełomowa w moim życiu :D
UsuńA Krzyś może być mega nadopiekuńczy - i tak go będziemy kochać :D
Zapraszam na dwójkę : http://mysle-ze-nie-wiesz-nawet-czego-chcesz.blogspot.com/ ;)
OdpowiedzUsuńDzięki ;)
UsuńAlbo ja się zmieniłam, albo Ty inaczej przedstawiasz Zbyszka i aż mi go szkoda! (!) :O
OdpowiedzUsuńLila ma niego jakiś wpływ, ale Liluś no! Przywołuje cię do porządku :D Weź tam zadbaj o swojego chłopaka :P załatwiłabyś sobie ze 3 dni wolnego i mogła odwiedzić kontuzjowanego :P
Krzysia uwielbiam! Co wyrażam co rozdział :D
Cieszę się tym, że nic nie psujesz :D
Ściskam ;*
Może go polubiłaś? :D A z Bartusiem się spotka, spokojnie :D Buziaki ;*
UsuńDobrze, że Zb9 wraca do żywych. Szkoda mi Bartka i jego kontuzji. Cieszę się, że Krzysiek Iwona się o nią troszczą razem z całą Sovią. Czekam na więcej i zapraszam do mnie ;3
OdpowiedzUsuńDziękuję :D
UsuńDziękuję :)
OdpowiedzUsuńKrzysiu jest tak kochany, że... awwww! *_*
OdpowiedzUsuńZbyś, weź się chłopie, co? Dobrze, że już lepiej.
:D
Usuń