piątek, 21 czerwca 2013

Rozdział 56


Wstałam przed piątą. Po tylu wrażeniach i przykrych wiadomościach z dnia poprzedniego nie mogłam spać. Zeszłam do kuchni, reszta domowników jeszcze spała. Zaparzyłam świeżą kawę do ekspresu i zajrzałam do lodówki. Stwierdziłam, że przydałyby się małe zakupy. Wcześniej jednak wróciłam do pokoju i ubrałam się w mój strój do biegania. Chwyciłam odtwarzacz mp4 z półki i założyłam słuchawki. Wyszłam bezszelestnie zamykając drzwi. Krzyś i Iwona pierwszego dnia, gdy tylko się do nich wprowadziłam dali mi pęk kluczy do domu, garażu, komórki za domem, i jeszcze paru innych miejsc, w których nigdy nie byłam. Pobiegłam w stronę parku. Rzeszów dopiero budził się do życia. Spojrzałam na zegarek - wskazywał godzinę 5.20. Przypomniałam sobie zaraz noc spędzoną na dachu z Bartmanem i tą przepiękną panoramę miasta. Zaczęłam analizować jak Aśka mogła zrobić Zbyszkowi coś takiego. Przecież takiego faceta to ze świecą szukać. Nie znałam jej zbyt dobrze. Poznałyśmy się kiedyś na lotnisku przy okazji powrotu z Ligi Światowej. Pierwsze wrażenie wywarła na mnie bardzo dobre - miła, sympatyczna, a do tego ładna. Na mój gust idealnie pasująca do naszego Zbysia. Jak widać chyba niekoniecznie… Biegłam właśnie alejkami parkowymi, a z odtwarzacza popłynęła „Dumka na dwa serca”. Szybko przełączyłam melancholijny utwór i poddałam się bitom Paktofoniki. No właśnie… co by było „gdyby po ziemi stąpały ideały?” Świat na pewno nie byłby taki popieprzony! Przebiegłam cały park i skręciłam w wąską uliczkę prowadzącą do osiedla, na którym mieszkaliśmy. Dokładnie o 5.50 byłam w domu. Wzięłam szybki prysznic, wysuszyłam włosy, ubrałam się i poszłam na zakupy. Gdy świeże bułeczki, wszystkie produkty potrzebne do zrobienia zdrowej sałatki, kilka rodzajów wędlin i dwie butelki wody znajdowały się w mojej torbie ruszyłam w kierunku domu. Miałam całkiem niezły czas, bo do domu weszłam dokładnie o 6.30. Cała rodzinka Ignaczaków jeszcze spała, dlatego wykorzystałam to i zaczęłam przygotowywać śniadanie. Kiedy Iwonie o 7.00 rozdzwonił się budzik śniadanie stało gotowe na stole, z ekspresu unosił się zapach świeżej kawy, a w piekarniku piekła się szarlotka.
- O kurcze Lilka! - powiedziała pani domu wchodząc do kuchni - Kiedyś ty to wszystko zdążyła zrobić? Ty spać jak normalny człowiek nie możesz? - zachichotała i cmoknęła mnie w policzek - Dziękuję ci bardzo za pomoc. Wyczułaś moment idealnie, bo dzisiaj muszę być wcześniej w pracy - powiedziała i skierowała się do łazienki. Krzysiek jak zwykle przycinał sobie jeszcze krótką drzemkę więc to ja poszłam obudzić dzieciaki. Sebastianowi strasznie nie chciało się wstawać, ale szarlotka piekąca się w piekarniku ostatecznie go przekonała. Dominika nie miała tego problemu. Wyskoczyła z łóżka jak z procy i wskakując mi na ręce poszła ze mną do kuchni. Poleciłam jej, żeby obudziła Krzyśka, a sama dokończyłam rozstawiać talerze. Później wszyscy po kolei wpadali do łazienki, krzyczeli na siebie wzajemnie, że nie zdążą, trzaskali drzwiami, chichotali, przekomarzali się i znów sprzeczali na zmianę. Tak wyglądał standardowy poranek w domu Ignaczaków. Przyzwyczaiłam się do tego już w pierwszych dniach mieszkania z nimi. Uwielbiałam ten cały rozgardiasz i zamieszanie panujące dookoła. Wreszcie o 7.30 wszyscy usiedliśmy przy stole i zjedliśmy wspólnie śniadanie. Iwona biegała jak poparzona, bo już dawno powinna być w pracy. Ucałowała dzieciaki i męża, podziękowała mi za śniadanie jakie zrobiłam jej do pracy i wybiegła z domu.
- Jedź ostrożnie! - wrzasnęłam gdy zamykała drzwi, ale nie wiem czy mnie usłyszała. Dzieciaki dokończyły się ubierać i razem z Krzyśkiem odwieźliśmy Sebastiana do szkoły, a Domi do przedszkola. Obiecałam im też, że razem z ich tatą przyjadę po nich z powrotem. Mała Ignaczak była w siódmym niebie, zresztą Sebastian też. Wróciliśmy z Krzyśkiem do domu i każdy z nas zajął się swoimi sprawami. Ja posprzątałam trochę w kuchni, bo nie zdążyłam tego zrobić wcześniej, a Igła w tym czasie siedział w salonie i wrzucał nowe filmiki na bloga.
- Mogę wrzucić ten wywiad z tobą z twojego pierwszego dnia pobytu w Spale? - zapytał kiedy kończyłam kroić warzywa do zupy.
- Nawet nie próbuj - mruknęłam otwierając bardziej drzwi, aby go lepiej słyszeć i widzieć przede wszystkim.
- Dzięki za pozwolenie - wyszczerzył swoje śnieżnobiałe zęby.
- Igła!
- Ups… Samo się kliknęło - zachichotał, gdy tylko zdążyłam do niego dobiec.
- I już nie żyjesz! - warknęłam odkładając nóż, który trzymałam w ręce na stolik i rzucając w niego poduszką. Krzyśkowi dużo nie potrzeba  było i chwilę później rozpętała się prawdziwa wojna. Po całym salonie latały poduszki i pluszaki Dominiki. Po kilkunastu minutach zaciekłej walki i śmiechów wychyliłam się zza fotela z uniesionymi do góry dłońmi w geście kapitulacji - Poddaję się - wysapałam ledwo łapiąc oddech.
 
- Wiedziałem, że odniosę spektakularne zwycięstwo - zachichotał.
- Jeszcze się zemszczę, zobaczysz - wystawiłam mu język i wróciłam do kuchni. Krzysiek chwilę później pojawił się za moimi plecami.
- Pomóc ci w czymś?
- Nie musisz, dzisiaj moja kolej z gotowaniem - uśmiechnęłam się - Idź sobie jeszcze jakieś filmiki powrzucaj, ale bez mojego udział! - podkreśliłam dobitnie. Libero tylko się uśmiechnął i opuścił pomieszczenie. Godzinę później zupa pomidorowa była już ugotowana, w piekarniku zapiekały się roladki, a surówka stała przygotowana na stole. Po 14.00 odebraliśmy dzieciaki, a o 15.00 wróciła Iwona. Zjedliśmy wspólnie obiad, a później ja i Krzyś pojechaliśmy na trening.
- Ooo jest moja ulubiona fizjoterapeutka - zaczął się podlizywać Buszek - posłałam mu słodki uśmiech i weszłam na salę. Chłopcy właśnie rozpoczęli rozgrzewkę. Standardowo wypełniłam jakieś papiery i porobiłam im zdjęcia.  Zdziwił mnie fakt, że na treningu nie było Bartmana.
- Trenerze gdzie pan zgubił Zibiego? - zapytałam Kowala, który usiadł na krzesełku obok mnie podzas gdy chłopcy grali mecz.
- Poprosił dzisiaj o wolne, podobno ma strasznie pilną sprawę do załatwienia - „Taaaa jasne już widzę tę jego pilną sprawę” - pomyślałam, ale nie powiedziałam nic głośno tylko pokiwałam głową ze zrozumieniem. Po treningu oświadczyłam Krzyśkowi, że jadę do Zbyszka i niech na mnie nie czekają bo nie wiem kiedy wrócę. Kosa zaoferował, że mnie porzuci, bo w sumie mieszkała niedaleko domu atakującego. Przystałam na propozycję i wsiadłam do samochodu Grześka.
- Może tobie uda się mu przemówić do rozsądku - zaczął rozmowę Grześ, gdy tylko ruszyliśmy spod hali - Ja i Piter próbujemy się do niego dodzwonić od rana, ale najwyraźniej ma nas w dupie. Rozumiem, że przechodzi teraz ciężki okres w życiu, ale to nie powinno wpływać na jego karierę sportową - powiedział marszcząc brwi - Zrobisz coś z tym?
- Dlaczego ja? - spojrzałam na niego - Myślałam, że przyda mu się raczej jakaś męska rozmowa, a nie pogadanka ze mną.
- My już próbowaliśmy i jak widać z marnym skutkiem - westchnął Kosa - Trener jeszcze nic nie wiem, ale jak takie sytuacje z nagłym braniem wolnego będą się powtarzały co jakiś czas to wreszcie się wkurzy. I żeby się potem nasz Zbysio nie obudził z przysłowiową ręka w nocniku jak w trakcie sezonu będzie musiał szukać nowego klubu.
- Sugerujesz coś? - tym razem to ja zmarszczyłam brwi.
- Ostatnio jak wychodziłem z szatni słyszałem rozmowę między trenerami o Zbyszku właśnie. Zastanawiali się o co mu tak naprawdę chodzi… Nie chcę snuć jakiś czarnych scenariuszy, ale lepiej z nim pogadaj, bo nas nie bardzo chce słuchać.
- Postaram się przemówić mu do rozsądku - posłałam Grześkowi lekki uśmiech i podziękowałam za podwiezienie. Weszłam do bloku, w którym mieszkał Bartman i wjechałam windą na ósme piętro. Nacisnęłam dzwonek i czekałam. Brak jakiejkolwiek reakcji. Ponowiłam swoją próbę. Cisza. Całe szczęście, że miałam przy sobie torebkę, w której noszę wszystko. Znalazły się w niej też zapasowe klucze do mieszkania Zbyszka, których miałam używać w nagłych sytuacjach. Dla mnie to właśnie teraz była taka sytuacja. Włożyłam klucz do zamka i przekręciłam. Weszłam po cichu do mieszkania. Czułam się trochę jak włamywacz, ale przecież musiałam sprawdzić czy wszystko ok. Jego telefon był wyłączony, dlatego przyjechanie tutaj uznałam za ostateczność. Weszłam do salonu i rozejrzałam się. Bartmana nie było w domu. Po stole walały się puste puszki po piwie i pudełko po starej pizzy. Wszędzie panował, nazwijmy to artystyczny nieład… Pokręciłam głową z niedowierzaniem i weszłam do jego pokoju. Moją uwagę przykuła szklana ramka, a raczej jej części walające się po podłodze. Przykucnęłam i wyjęłam z niej zdjęcie. Mogłam się domyślić kto na nim był… Zbyszek i Asia - szczęśliwi, uśmiechnięci, zakochani… Odłożyłam zdjęcie na biurko i wyszłam z domu zamykając drzwi. Skoro nie ma go w domu, nie było go na treningu, ani nikt go dzisiaj nie widział to są dwa wyjścia. Albo znowu pojechał gdzieś w pizdu, albo siedzi na tym swoim zasranym dachu. Pierwszej opcji sprawdzić nie mogłam, ale drugą tak więc chwilę później przeciskałam się przez wąskie drzwi w suszarni prowadzące na dach. Bingo! Czemu mnie nie zdziwił widok Zbyszka siedzącego w tym samym miejscu, w który siedzieliśmy tamtej nocy i popijającego Bóg wie które już piwo. Podeszłam do niego i bez słowa usiadłam obok. Przeniósł na chwilę swój wzrok na mnie, a potem znowu wbił go w panoramę miasta. Siedzieliśmy z dobre pięć minut w milczeniu, aż wreszcie atakujący się odezwał.
- Jeżeli przyszłaś tu, żeby prawić mi morały na temat tego, że nie było mnie na treningu, że nie odbieram telefonu i że mam wszystko i wszystkich w dupie to od razu uprzedzam twoje pytanie… Tak! Mam wszystko i wszystkich w dupie i to zapewne z wzajemnością - powiedział i znów przyssał swoje usta do puszki z piwem.
- Bartman! - powiedziałam stanowczym głosem, ale kiedy spojrzał mi w oczy zaraz zmieniłam ton. W jego oczach była totalna pustka. Pustka, żal i smutek jakich jeszcze nigdy nie widziałam. Bez słów przysunęłam się bliżej i objęłam go ramieniem, a on oparł swoją głowę na mojej ręce.
- Zadzwoniła i tak po prostu powiedziała mi, że ma kogoś innego… Że nie chce mnie więcej widzieć na oczy, że mam przestać przysyłać jej kwiaty z przeprosinami, bo traci tylko czas na ich odsyłanie, a jej kosz nie jest taki duży, żeby pomieścić je wszystkie - powiedział beznamiętnie.
- A to su.. - ugryzłam się w język widząc jeszcze bardziej zdołowanego Zbyszka - super niefajna sprawa - posłałam mu lekki, przepraszając uśmiech.
- Może i jest tak jak mówisz, może zdradziła mnie z tamtym facetem, może i jest z nim szczęśliwa, ale to wcale nie zmieni tego, że ją kocham. Cholernie ją kocham i okropnie mi jej brakuje - powiedział ze ściśniętym gardłem. Nie mogłam tego dłużej słuchać. Przyciągnęłam go do siebie i mocno przytuliłam, a w moich oczach zakręciły się łzy. Mój przyjaciel cierpiał, a ja byłam bezradna, nie mogłam nic zrobić, aby zapobiec jego dalszym mękom. Jedyne co mogłam mu ofiarować w tych trudnych chwilach to swój własny czas i obecność. O 19.00 miałam jechać na wykład, ale odpuściłam. Nie mogłam zostawić go w takim stanie. Siedzieliśmy na tym pieprzonym dachu do 22.00, a potem wróciliśmy do jego mieszkania. Krzysiek zdążył zadzwonić już sto pięćdziesiąt razy. Napisałam mu sms-a, że zostaję dzisiaj u Zbyszka, i że ma się nie martwić. Potem zrobiłam kolację z tego co znalazłam w lodówce siatkarza i zaparzyłam herbatę. Zjedliśmy w ciszy i Zbyszek poszedł pod prysznic. W tym czasie ja ogarnęłam jego mieszkanie i rozścieliłam mu łóżko.
- Połóż się, bo jutro macie trening na 10.00 - powiedziałam wchodząc do jego pokoju.
- Ale… - zaczął, lecz mu przerwałam.
- Nie ma żadnego, ale! Jedziesz i koniec. Nie pozwolę ci zmarnować sobie życia i kariery sportowej tylko, dlatego że jakaś lalunia postanowiła pobawić się twoimi uczuciami. Zrozumiano? - wbiłam w niego swoje ostre jak żyletka spojrzenie. Może trochę przesadziłam nazywając Aśkę  lalunią, ale w tym momencie byłam na nią wściekła. Gdybym tak dorwała ją w swoje ręce to… Zbyszek tylko pokiwał głową i lekko się uśmiechnął. Potraktowałam to jako pozwolenie na dalsze działania i opuściłam jego pokój. Wzięła prysznic i poszłam do „mojego” pokoju. Nie miałam ze sobą nic w czym mogłaby spać, dlatego wygrzebałam z szafy Bartmana jego koszulkę i zarzuciłam na siebie. Wskoczyłam do łóżka i dość szybko zasnęłam.

___________________________________________________________________________

Wstałam, gdy Zbyś jeszcze spał. Wyszłam z mieszkania bardzo cicho i skierowałam się do pobliskiego sklepu i piekarni. Z zakupami wróciłam do Zbyszka. Nadal się nie obudził więc korzystając z okazji zrobiłam śniadanie i upiekłam ciasto. Kiedy wyciągałam kubki z szafki, aby zaparzyć kawę poczułam na swoich biodrach ręce Bartmana.
- Dzień dobry - powiedziałam uśmiechając się i wsypałam do każdego z kubków po dwie łyżki kawy.
- Dobrze, że jesteś Lila… Dziękuję - powiedział całując mój policzek i zniknął w łazience. „Pewnie, że jestem i będę panie Bartman! Tak łatwo się mnie nie pozbędziesz, nie pozwolę ci zniszczyć sobie życia” - pomyślałam i zalałam kawę wrzątkiem. Gdy Zbyszek wyszedł z łazienki zjedliśmy śniadanie. Nie był jeszcze w doskonałym humorze i męczył go lekki kac, ale próbował żartować. Zadzwoniłam do Krzyśka, żeby zabrał mi aparat i cały sprzęt, bo nie przyjadę do niego, tylko pojadę na trening z Zibi. Libero przystał na taką propozycję. Kilkanaście minut później wyruszyliśmy spod bloku Bartmana, a po upływie czterdziestu minut znaleźliśmy się pod halą. Zbyszek poszedł do szatni, a ja pojawiłam się na sali i przywitałam z całym sztabem szkoleniowym.
- Anioł nie kobieta - powiedział Kowal podchodząc do mnie i zagarniając mnie ramieniem - Powiedz mi jak zmusiłaś Bartmana, żeby tu przyjechał?
- Oj trenerze ma się swoje sposoby - uśmiechnęłam się i jeszcze chwilę z nim porozmawiałam. Na salę weszli chłopcy i rozpoczęli rozgrzewkę. Kolejny mecz jaki mieliśmy do rozegrania w PlusLidze był ze Skrą i każdy chciał się zemścić i odegrać za Super Puchar. Cieszyłam się, że znowu spotkam się z Winiarskim i resztą jego postrzelonej ekipy z Bełchatowa. To, że nie przepadałam za Nawrockim nie znaczyło, że nie lubię wszystkich Skrzatów. Całkiem miły i sympatyczny wydał mi się Wlazły i zapewne tak jak każdy zyskuje przy bliższym poznaniu. Zator i Woicki też całkiem spoko. Plińskiego też lubię, mimo jego trudnego charakteru. Z nim to jest trochę tak jak z Bartmanem, zapewne dlatego oboje nie potrafią się dogadać. Nie wyobrażam sobie, aby kiedykolwiek mieli zagrać w jednej drużynie… No, chyba że byłaby to reprezentacja, ale Andrea stawia teraz na młodszych środkowych. Na tej pozycji jest niezła konkurencja i Plina nie będzie miał już raczej przebicia. Po treningu czekałam na chłopaków przed halą. Jako pierwszy wyszedł Kosok i podszedł do mnie. Porozmawialiśmy chwilę, a potem dołączył do nas Bartman i Igła.
- To jak? Wracamy? - zapytałam patrząc na Zbyszka za co Krzysiek spiorunował mnie swoim wzrokiem, który wywołał śmiech u Zbyszka i Grześka.
- Spokojnie, jedź z Igłą bo jeszcze kilka takich noclegów poza jego czujnym okiem i będę chodził z limem - powiedział rozbawiony atakujący - Bo przecież Krzyś wie, że Lilusia to mała dziewczynka, którą się trzeba zająć - zaczął nabijać się z nadopiekuńczości libero.
- Jeszcze słowo Bartman i od zaraz będziesz chodził z podbitym okiem - warknął Krzysiek - To wy się wszyscy gorzej niż dzieci zachowujecie, idę sobie - mruknął wymijając nas - Czekam w samochodzie - krzyknął w moim kierunku i zniknął za zakrętem, a ja, Zibi i Kosa zaczęliśmy się głośno śmiać.
- Lecę chłopaki, bo pojedzie beze mnie - zachichotałam całując ich w policzki na pożegnanie - Zibi zadzwoń wieczorem  okej?
- Okej - odpowiedział z uśmiechem atakujący.
- A ja nie mogę zadzwonić? - zapytał Grześ robiąc smutną minkę.
- Zawsze i o każdej porze Kosa - odkrzyknęłam i pobiegłam w stronę samochodu Krzyśka. Wsiadłam z szerokim uśmiechem na twarzy. Nadopiekuńczość Krzyśka czasami działała mi na nerwy, ale byłam mu w duchu wdzięczna, że się tak o mnie martwi - To co jedziemy czy będziemy tu tak stać? - zapytałam patrząc na jego obrażoną minę.
- I tylko tyle masz mi do powiedzenia tak? - wbił we mnie swój wzrok i z trudem hamował śmiech, nadal starał się, aby jego wyraz twarzy był groźny.
- Krzysiuuuuuuu - zawołałam przeciągle i objęłam jego szyję wpijając się w jego policzek. Teatralnie wyeksponowałam głośne cmoknięcie, aby poczuł się doceniony - Przecież i tak wiesz, że ciebie kocham najbardziej! Prawda dziubasku? - zachichotałam tarmosząc lekko jego poliki tak, jak to się zwykło robić małym dzieciom. Libero nie wytrzymał i zaczął się głośno śmiać. Kiedy już się uspokoiliśmy ta tyle, aby Krzysiek mógł prowadzić wróciliśmy do domu. Zjedliśmy obiad, a po południu zabrałam dzieciaki na spacer do parku, który im wcześniej obiecałam. Państwo Ignaczak mieli trochę czasu dla siebie. Wieczorem zadzwonił Zbyszek i poinformował, że u niego wszystko w porządku. Około 21.00 rozmawiałam z Bartkiem. Jego kostka jest mocno skręcona, ale powiedział, że daje radę. Wykończona popołudniem spędzonym z Domcią i Sebciem usnęłam kilka minut po 22.00

- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

 
 Witam serdecznie moje drogie Czytelniczki! Na wstępie pragnę przeprosić za błędy ( jeżeli się takowe pojawiły), ale jest tak gorąco, że nie mam siły siedzieć i sprawdzać tych głupot znajdujących się powyżej.
Wiem, że mam lekkie zaległości na Waszych blogach, ale obiecuję nadrobić je w nadchodzącym tygodniu.
Od dzisiaj jestem człowiekiem wyzwolonym! Zapamiętam tą datę bo 20.06.2013r miałam ostatnią lekcję fizyki w swoim życiu. Tak, tak cieszę się i to bardzo :D
Nie zanudzam i zostawiam Was z rozdziałem. Miłego czytania życzę i ślę buziaki ;*

P.s. Dochodzę do wniosku, że Blogger mnie nie lubi ;/ Albo nie chce mi dodać postu, albo miesza w rodzajach czcionek… Raz jeszcze przepraszam za usterki i opóźnienie, bo miało być już wczoraj.
P.s. II  Jeszcze tylko godzinka do meczu! Trzymamy kciuki za nasze Orzełki :)

 

19 komentarzy:

  1. Fajnie, że Zbysiu doszedł już do siebie;) Ale nasz Krzysiek zrobił się ostatnio opiekuńczy;d Pozdrawiam i życzę miłego "wolnego" tygodnia;)

    OdpowiedzUsuń
  2. hehe, miałaś szczęście, bo już opuszczałam komp[a, a tu na blogerze powiadomienie o nowym poście u cb i weszłam .:)
    Lilka to cudowny przyjaciel, pomaga Zbyszkowi i podnosi go z dołka. pilnuje, aby nie zatracił kariery. :)
    do tej Aśki, to mi już słów brakuje. :/

    OdpowiedzUsuń
  3. Uff, Zbyś dochodzi do siebie :) A Krzyś to taki nadopiekuńczy starszy brat :D Bardzo fajny rozdział :D
    A Lilka jest cudowna :D A właściwie to cudowny z niej przyjaciel :)
    A Aśkę mam ochotę zabić.
    Pozdrawiam! ;*

    PS U mnie 4 http://goniac-najskrytsze-marzenia.blogspot.com/2013/06/rozdzia-4-ostatni-trening-przed-meczem.html :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo, zabieram się za zaległości :)

      Usuń
  4. Dobrze, że Zibi dochodzi do siebie ja nie wiem on bez Liliany by zginął.Ta opiekuńczość Krzysia mnie nieraz przeraża.; )
    Czekam na kolejny i zapraszam
    http://parkiet-siatka-mikasa-moje-marzenie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Co te twoje opowiadanie robi z ludźmi. Żeby mi szkoda Bartmana było? I to dłużej niż 5 sekund? ;D Oby się pogodził z Aśką, bo wszyscy na tym cierpią.
    Co oni by zrobili bez Lilki :)) Aż się dziwię, że jeszcze wytrzymuje nadopiekuńczość Igły, ale z drugiej strony na niego nie da się złościć :D
    Nigdy więcej fizyki! Jedno zdanie a tak bardzo cieszy. Ja swoją edukację z tego przedmiotu zakończyłam wczoraj <3
    Pozdrawiam i czekam na następny ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Koniec z fizyką był chwila przełomowa w moim życiu :D
      A Krzyś może być mega nadopiekuńczy - i tak go będziemy kochać :D

      Usuń
  6. Zapraszam na dwójkę : http://mysle-ze-nie-wiesz-nawet-czego-chcesz.blogspot.com/ ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Albo ja się zmieniłam, albo Ty inaczej przedstawiasz Zbyszka i aż mi go szkoda! (!) :O
    Lila ma niego jakiś wpływ, ale Liluś no! Przywołuje cię do porządku :D Weź tam zadbaj o swojego chłopaka :P załatwiłabyś sobie ze 3 dni wolnego i mogła odwiedzić kontuzjowanego :P
    Krzysia uwielbiam! Co wyrażam co rozdział :D
    Cieszę się tym, że nic nie psujesz :D
    Ściskam ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może go polubiłaś? :D A z Bartusiem się spotka, spokojnie :D Buziaki ;*

      Usuń
  8. Dobrze, że Zb9 wraca do żywych. Szkoda mi Bartka i jego kontuzji. Cieszę się, że Krzysiek Iwona się o nią troszczą razem z całą Sovią. Czekam na więcej i zapraszam do mnie ;3

    OdpowiedzUsuń
  9. Krzysiu jest tak kochany, że... awwww! *_*
    Zbyś, weź się chłopie, co? Dobrze, że już lepiej.

    OdpowiedzUsuń