niedziela, 16 czerwca 2013

Rozdział 54

Poranek wyglądał jak każdy inny w hotelowym pokoju podczas wyjazdu na mecz z drużyną. Do południa chłopcy koncentrowali się na maksa na spotkaniu. Ja uzupełniałam masę papierów, którymi zawsze uracza się stażystów, ale po przeszkoleniu w reprezentacji byłam do tego przyzwyczajona. Po 13.00 pojawiliśmy się na hali. Rzeszowianie zniknęli w szatni, a ja udałam się razem ze sztabem na salę. Chwilę później na boisku rozgrzewały się już dwie drużyny, a kibice powoli zapełniali trybuny. Pomachałam Winiarskiemu, który patrzył w moim kierunku. Odmachał z szerokim uśmiechem i wrócił do rozgrzewki. Posptrykałam zdjęcia Resoviakom, Skrzatom i kibicom na trybunach. Para sędziowska, trenerzy i jeszcze kilka innych osób załapało się na sesję zdjęciową. Spotkanie była dla mnie bardzo ważne, bo to moje pierwsze odkąd pracuję z Resovią. Niestety wraz z rozpoczęciem meczu w chłopaków wstąpiła niemoc. Mimo świetnych zagrywek Bartmana, dobrego przyjęcia Igły, Lotka i Alka, ataków ze środka i profesjonalnego rozegrania Skrzaty pokazały górę w tym spotkaniu. Zakończyło się ono dość szybko po 3 setach gładko wygranych przez Skrę. Zawodnicy przybili sobie „piątki” pod siatką, a Bełchatowianie chwilę później unosili ku górze wygrany puchar.
 -Jeszcze się odegramy, niech sobie nie myślą - bąknął Zbyszek odwiązując plaster z placów.
- No pewnie, że tak - posłałam mu pokrzepiający uśmiech - Daj im się pocieszyć z pucharu, bo mistrzostwo kraju i tak jest nasze!
- A jakżeby inaczej - włączył się do rozmowy Alek. Chłopcy mimo przegranego spotkania nie byli aż tak strasznie zdołowani. Każdy zdawał sobie sprawę, że sezon dopiero się zaczyna i trzeba nastawić się na ciężką walkę w obronie tytułu Mistrza Polski.  Gdy zbieraliśmy się z hali podbiegł do mnie Winiarski, aby się pożegnać.
- No to co Liluś, trzymaj się i daj czasami znać, że żyjesz co? - spojrzał na mnie z wyrzutem - Bo jakoś ostatnio nawet jednego małego sms-a od ciebie nie dostaję.
- Przepraszam Misiek, ale sam widzisz w jakim ja młynie ciągle żyję, czasami sama nie wiem jak się nazywam z tego wszystkiego - zaśmiałam się i przytuliłam go gratulując wygranego meczu. Oboje mieliśmy nadzieję, że wraz z rozpoczęciem sezonu ligowego nadarzy się okazja do częstszych spotkań, chociażby na hali podczas meczów. Kiedy żegnałam się z Winiarskim podszedł do nas Wlazły i podał mi rękę gratulując dobrej gry Resovii. Podziękowałam i pogratulowałam mu jako kapitanowi całej drużyny raz jeszcze zwycięstwa w Super Pucharze. Porozmawialiśmy jeszcze chwilę, bo dołączył do nas Zatorski z Bąkiewiczem i Plińskim, a potem Bełchatowianie zniknęli w szatni, a my zbieraliśmy się powoli z hali. Cała drużyna z Rzeszowa wsiadła w klubowy autokar i pojechaliśmy do hotelu. Każdy zajął się pakowaniem, a ok 18.00 wyruszyliśmy w podróż powrotną do stolicy Podkarpacia.  W czasie jazdy odpaliłam laptopa i namierzyłam Kurasia, który właśnie szykował się do spania, bo był wykończony po treningach. Cieszył się, że jego były klub wygrał z moją Resovią. Oczywiście do konwersacji przez skype’a  dołączył się Bartman, Nowakowski, Ignaczak i Kosok, bo jakże by było inaczej. Rozmawialiśmy z Kurasiem tak długo dokąd nie padła mi bateria w laptopie.  Dochodziła godzina 21.00, a my staliśmy w jakimś pieprzonym korku. Co było trochę dziwne o tej porze, ale nikt nie pytał o szczegóły. Chłopakom zaczynało się strasznie nudzić i dopadała ich głupawka. Dobrowolski opowiadał sprośne kawały, Kosa, Piter, Lukas i Zbychu grali w karty. Igła latał po całym autokarze z kamerą i nawijał do niej jak nakręcona katarynka. Perłowski, Buszek, Schops i Grzyb bawili się w głuch telefon i mieli przy tym niezłą uciechę, bo Jochen wymyślał im hasła po niemiecku, których nie potrafili powtórzyć. Statystycy także zajmowali się jakimiś pierdołami. Jedynie trenerzy siedzący z przodu zachowywali stoicki spokój i starali się odciąć od tego buszu panującego na tyłach pojazdu. Jedynie Nikola siedział sam ze słuchawkami w uszach i obserwował krajobraz za oknem zmieniający się bardzo powoli, bo jechaliśmy może w tym pieprzonym korku 20 km/h co chwilę się zatrzymując.
- Mogę ci trochę poprzeszkadzać? - zapytałam siadając obok niego.
- Jasne - uśmiechnął się i wyjął słuchawki z uszu wyłączając mp4 - Jak tam podróż?
- Wszystko byłoby fajnie, gdyby nie ten korek - westchnęłam - Na resztę drużyny też to źle działa - spojrzałam z politowaniem na tył autokaru gdzie Lotman z Kosokiem trzaskali sobie focie z rąsi, Zibi dołączył do zabawy w głuchy telefon, a Rafał próbował porozmawiać przez telefon z żoną co uniemożliwiali mu jego koledzy okrzykami: „Rafik teraz twoja kolej, polewaj bo szkło schnie”. Westchnęłam i pokręciłam głową śmiejąc się - Żony twoich kolegów z drużyny są chyba przyzwyczajone do poczucia humoru reszty prawda?
- Wydaje mi się, że tak - odpowiedział śmiejąc się Nikola. Siedziałam z nim jeszcze z dobrą godzinę bo tyle staliśmy w tym okropnie długim korku. Okazało się, że na tym odcinku drogi wydarzył się wypadek i musieliśmy sobie trochę poczekać. Rozmawialiśmy o przeróżnych rzeczach od siatkówki zaczynając a na filmach i literaturze kończąc. Nikola podobnie jak Alek opowiadał mi dużo rzeczy o sobie, swojej rodzinie i swoim bracie, który także gra w siatkówkę. Ja nie pozostając mu dłużna opowiedziała mu w skrócie swoją życiową historię. Grubo po 22.00 w autokarze ucichło, bo wszyscy byli nieźle zmęczeni i część drużyny pozasypiała. Przeniosłam się więc na swoje miejsce, żeby Nikola mógł się wygodnie rozłożyć. Co jak co, ale jedno siedzenia dla siatkarza o takich parametrach to zdecydowanie za mało. Spojrzałam na wyświetlacz komórki, który wskazywał godzinę 23.15. Rozejrzałam się po autokarze, gdzie wszyscy siatkarze pogrążyli się w słodkim śnie. Najśmieszniej wyglądali chłopcy na samym tyle pojazdu. Przy oknie z lewej strony siedział Zibi i opierał się głową o szybę. Z głową na jego kolanach drzemał zwinięty w kłębek Lotman, a na nogach Lotmana spał Nowakowski. Nie mogłam się powstrzymać i pstryknęłam im kilka fotek. Trenerzy i reszta sztabu także dała się ponieść do krainy Morfeusza. Z miłą chęcią także ucięłabym sobie drzemkę zważywszy na to, że do Rzeszowa mieliśmy jeszcze z jakieś 2 godziny jazdy. Niestety nie mogłam zasnąć, sama nie wiem czemu. Po zrobieniu zdjęć chłopakom wracałam na swoje miejsce, gdy ktoś nagle złapał mnie za rękę. Podskoczyłam do góry jak poparzona i przysłoniłam usta ręką, żeby nie pisnąć i nie pobudzić śpiących siatkarzy.
- Ciii nie bój się to tylko ja - szepnął uśmiechający się do mnie Grześ.
- Kosa popitoliło cię? - syknęłam w jego kierunku i usiadłam na siedzeniu obok, bo środkowy przesunął się i zrobił mi miejsce - Aż tak bardzo mnie nie lubisz, że chcesz mnie na zawał wykończyć? - zapytałam śmiejąc się cicho.
- Liluś no to ty, ja? - zrobił minę niczym kot ze Shreka i wbił we mnie te swoje czekoladowe tęczówki.
- No ty, ty, a widzisz tu jeszcze kogoś nieśpiącego oprócz nas? - Kosa rozejrzał się po autokarze i zachichotał.
- Ale ich wszystkich zmogło - pokręcił głową - Mogli tak nie szaleć jak staliśmy w tym korku.
- Oj tam, przynajmniej było wesoło - uśmiechnęłam się na sama myśl przypominając sobie co jeszcze raptem trzy godziny temu działo się w autokarze.
- A ty czemu nie korzystasz z chwili ciszy i nie śpisz? - zapytał spoglądając na mnie.
- Z reguły nie mam w zwyczaju spać podczas podróży - westchnęłam.
- Ale oczka to ci się koleją - zaśmiał się cicho i przygarnął mnie ramieniem do siebie. Oparłam głowę na jego klatce piersiowej i wbiłam wzrok w krajobraz za oknem.
- No może tak troszeczkę - odpowiedziałam uśmiechając się. Milczeliśmy chwilę. Grzesiek objął mnie w pasie, więc mogłam się jeszcze wygodniej rozłożyć - Jak będzie ci ciężko to mów, usiądę normalnie - poprosiłam środkowego.
- Jesteś lekka jak piórko więc jak może mi być ciężko? - zapytał zdziwiony.
- Chyba stukilowe piórko - mruknęłam, a Kosa zaczął się śmiać.
- Pamiętasz jak już kiedyś raz ci powiedziałem, że taki słodki ciężar to ja mogę na swojej klacie dźwigać codziennie? - uśmiechnęłam się gdy wspomniał fantastyczne chwile spędzona w spalskim ośrodku.
- Oj Grzesiu, bo się zarumienię - zaśmiałam się - Pamiętam… Czas spędzony w Spale z wami zaliczam do jednego z piękniejszych okresów mojego życia - westchnęłam.
- Wesoło wtedy było. Pamiętam jak na początku powstał powszechny bunt wśród chłopaków, że będziemy mieli kobietę w sztabie, ale szybko się przyzwyczailiśmy - zachichitałam na samo wspomnienie tych ich szczerych rozmów, gdy jeszcze nie zdążliśmy się poznać.
- Brakuje mi reprezentacji, cholernie się do was wszystkich przyzywyczaiłam - mruknęłam spoglądając na Grześka.
- Chciałaś powiedzieć, że cholernie brakuje ci Bartka- poprawił mnie Kosa uśmiechając się.
- Jego też - westchnęłam - I to bardzo mocno - dodałam prawie szeptem, ale nie uszło to uwadze Grześka.
- Może powinnaś wziąć jakieś wolne i chociaż na trochę do niego polecieć co?
-Chciałabym bardzo, ale nie dam rady. Zaczyna się sezon ligowy, więc muszę z wami pracować, jestem potrzeba i muszę być dyspozycyjna 24/7 jak to mi ostatnio powiedział prezes. Poza tym pragnę ci przypomnieć, że są jeszcze studia i kilka innych rzeczy, których nie mogę od ręki zostawić.
- Masz rację… Ale na święta Kuraś zawita do Polski prawda?
- Mówił, że ma dostać trochę wolnego więc na to liczę - posłała mu lekki uśmiech. Rozmawialiśmy jeszcze dość długo. Później już tylko odpowiadałam na jego pytania. Po jakimś czasie poczułam lekki łaskotanie po nosie - Co jest? - mruknęłam otwierając oczy.
- Wstawaj śpiąca królewno, Rzeszów wita!
- Już dojechaliśmy? - zapytałam podnosząc głowę z ramienia Grześka i przeciągając się
- Tak, cieszysz się prawda? Wreszcie będziesz mogła się położyć w mięciutkim łóżeczku, a nie na imitacji poduszki pod postacią mojej ręki - zaśmiał się Kosa.
- Ja tak mnie narzekam, było całkiem wygodnie. Dzięki - cmoknęłam go w policzek i poszłam do przodu zabrać swoje rzeczy. Każdy z graczy powoli opuszczał autokar zabierając z bagażnika swoje torby.
- Wyspałaś się? - zapytał uśmiechnięty od ucha do ucha Igła podchodząc do mnie.
- Trochę - mruknęłam lekko zachrypniętym głosem - Człowieku skąd ty masz tyle energii? Jest druga w nocy, a ty cieszysz mordkę jakby co najmniej była 14.00 po południu - westchnęłam przyglądając się zadowolonemu Krzyśkowi.
- No wiesz… Ten typ już tak ma - zagadnął trener pojawiając się obok nas- Słuchajcie chłopcy - oznajmił zwracając się do reszty drużyny - Jutro - spojrzał na zegarek - A właściwie dzisiaj jest niedziela, dostajecie wolne - powiedział z uśmiechem. Wszyscy zaklaskali z entuzjazmem - Ale spotykamy się na hali w poniedziałek o 16.00. Poranną siłownię każdy zalicza w swoim zakresie, nie będę was męczył od 10.00 rano. Odpocznijcie sobie, bo w następną sobotę trzeba skopać tyłki Olsztynowi - dodał z uśmiechem. Pożegnałam się z chłopakami i całym sztabem i razem z Krzyśkiem wsiedliśmy do jego samochodu. Po upływie 20 minut byliśmy już w domu. Po cichu, aby nie obudzić śpiących dzieciaków i Iwony,  Krzyś zaparzył herbatę, którą wspólnie wypiliśmy. Jako pierwsza poszłam wziąć prysznic, a potem skierowałam się prosto do mojego pokoju. Kochana Iwonka pomyślała też o tym, że wrócę cholernie zmęczona i już wcześniej rozścieliła mi łóżko. Anioł - nie kobieta. Zmęczona podróżą i całym zamieszaniem związanym z wyjazdem wskoczyłam szybko pod kołdrę i równie szybko przeniosłam się do krainy marzeń sennych.
 
 - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Ostatnio jakoś tak coś się co dwa dni pojawia, tak więc proszę bardzo :D Miłej lektury, pozdrawiam - L.
 
 

14 komentarzy:

  1. I bardzo dobrze, że Skra wygrała :P Ach, pamiętam to jakby było tydzień temu, a tutaj już rok będzie dobiegał :)
    Chętnie chociaż raz przejechałabym się razem z nimi w tym autobusie, a korki mogą być co 10km ;D i możemy jechać nawet 12h ;p Chłopaki zawsze są pełni energii, nie wiem skąd ją czerpią, ale chciałabym poznać ten specyfik :)

    Możesz dodawać nawet codziennie :)
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też chciałabym poznać ten specyfik :D Codziennie? No bez przesady, proszę nie przeceniać moich możliwości :) Pozdrowienia ;*

      Usuń
  2. Z Resoviakami nawet stanie w korku nie jest nudne :D Szczególnie jak się ma taką fajną poduszkę. Bardzo fajny, przyjemny rozdział i nie mam nic przeciwko, żeby kolejne pojawiały się co dwa dni :) Mogą być nawet codziennie :D
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Codziennie to raczej nie, ale co dwa dni to chyba dam radę :) A poduszeczka owszem, niczego sobie :D
      Buziaki ;*

      Usuń
  3. Mi to nie przeszkadza, że tak często dodajesz :D Nie mam nic przeciwko, a wręcz przeciwnie, dodawaj często! Rozwalił mnie ten głuchy telefon , a dokładniej to, że Jochen wymyślał im te hasła po niemiecku. hahhaha, nie nie mogę :D Ja bym od razu poległa . Czekam z niecieprliwością na ciąg dalszy .
    Pozdrawiam
    [volleyball-and-love.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się bardzo, że Ci się podoba :) Pozdrawiam.

      Usuń
  4. Awww...Ja wręcz jestem uradowana, że dodajesz tak często rozdziały ;D Ja tam nie mam nic przeciwko temu, żeby te rozdziały pojawiały się co dwa dni. Rozdział świetny poległam ze śmiechu na głuchym telefonie i pomysłach Jochena. Czekam na więcej i zapraszam na nowy do mnie ;>

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak dla mnie to co godzinę rozdziały mogą być;d Czyżby nasz Grzesiek zarywał do Lilki czy tylko się o nią troszczy?;d Pozdrawiam i czekam na kolejny;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Zapraszam na nowy rozdział : http://mysle-ze-nie-wiesz-nawet-czego-chcesz.blogspot.com/ ;*

    OdpowiedzUsuń
  7. heh, ci siatkarze mają w sobie tyle siły, że aż głowa mała. :)
    ale po tej zabawie padli wszyscy jak dzieci. :)

    OdpowiedzUsuń