poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Rozdział 34


O dziwo wstałam przed budzikiem.  Naszła mnie cholerna ochota na poranny spacer. Do śniadania mieliśmy jeszcze prawie dwie godziny. Ubrałam się szybko, wzięłam identyfikator i aparat. Zamknęłam pokój i zeszłam schodami na dół. Byłam pewne, że reszta ekipy jeszcze śpi. Wyszłam z budynku i postanowiłam przejść się po całej wiosce olimpijskiej. Spacerowałam sobie powoli alejkami robiąc zdjęcia, gdy nagle poczułam czyjąś rękę na swoim ramieniu. Odwróciłam się i…
- Dzień dobry panie trenerze - powiedziałam z lekkim zdziwieniem i uśmiechem na twarzy.
- Cześć Lila- przywitał się także obdarzając mnie promiennym uśmiechem - Czyli nie tylko ja jestem takim rannym ptaszkiem?
- Na to wygląda - odpowiedziałam z uśmiechem.
- Przejdziemy się gdzieś?
- A z miłą chęcią- spacerowaliśmy prawie dwie godziny. Co chwilę robiłam jakieś ciekawe zdjęcia, które miałam zamiar wrzucić później na stronkę PZPS-u. Przy okazji Andrea także załapał się na sesję w plenerze. Później to on bawił się moim aparatem robiąc zdjęcia mi. Coraz bardziej utwierdzałam się w przekonaniu, że jest to naprawdę wspaniały człowiek. Od początku mojej pracy z kadrą miałam wrażenie jakby traktował mnie jak córkę. Olek zresztą bardzo podobnie. Z nimi wszystkimi czułam się jakbym była w domu rodzinnym i przykro mi się robiło, gdy myślałam, że za chwilę sezon reprezentacyjny dobiegnie końca. Do długim spacerze i rozmowach wróciliśmy do ośrodka prosto na  śniadanie. Później mieliśmy trening, a po treningu obiad. Popołudnie było wolne. Zwiedzaliśmy trochę Londyn, poszliśmy z chłopakami na kawę i ciacho. Potem wróciliśmy na kolację. Po kolacji długa odprawa ze statystykami i trenerem. Analiza przeciwnika – Rosji. Padłam zmęczona ok.22.00.

 ___________________________________________________________________
Znów obudziłam się przed dźwiękiem budzika. Wstałam i poszłam pod prysznic. Ubrałam się, zamknęłam pokój i wyszłam do windy. Na korytarzu spotkałam Marcina.
- Cześć kapitanie! Jak kostka?
- Hej Lila, dzięki trochę lepiej - uśmiechnął się - Wybierasz się  na stołówkę?
- Oczywiście.
- No to idziemy razem - uśmiechnął się po raz kolejny. Po śniadaniu chłopcy mieli trening, na którym także był Marcin. Nie ćwiczył oczywiście, ale siedział i przyglądał się chłopakom, którzy wylewali siódme poty, ale dopracować każdy detal do wieczornego spotkania. Później wróciliśmy na obiad, a po obiedzie był czas wolny na odpoczynek i koncentrację. Nie rozmawialiśmy za dużo, nie chciałam im przeszkadzać w tak ważnej dla wszystkich chwili. Ok 17.00 lekka kolacja, a o 18.30 wyjazd na halę. Każdy był trochę poddenerwowany, bo wiedział, że jeżeli nie uda się wygrać tego meczu, to będzie trzeba pożegnać się z Londynem i medalem olimpijskim. Siedziałam w autokarze z przodu obok Olka i ustalaliśmy jeszcze ostatnie szczegóły odnoście tego czy wzięliśmy wszystkie potrzebne rzeczy. Gdy dojechaliśmy na halę chłopcy poszli standardowo do szatni, a my na boisko. I znów ten sam cykl: rozgrzewka, przywitanie drużyn, masa biało- czerwonych kibiców i pierwszy gwizdek sędziego. Od początku byłam strasznie zdenerwowana. Serce biło mi jak oszalałe przy każdej akcji, a każdy zdobyty punkt niósł za sobą falę radości. To była istna siatkarska wojna. Pierwszego seta wygrali Rosjanie. Ta pierwsza partia zawsze jest najważniejsza, ale na szczęście to nie ona decyduje o wyniku całego spotkania. Rosjanie czuli się coraz pewniej w zagrywkach i atakach, a w nasze Orzełki jakby wstąpiła jakaś niemoc… Nie pomagały rewelacyjne obrony Igły, nie pomagały też asy serwisowe Ruciaka. Ataki Zibiego, Jarosza, Kurka i Winiara także nie miały szczególnego wpływu na tablicę z wynikami. Paweł i Ziomek biegali po całym boisku rozgrywając najbardziej beznadziejne piłki, a Kosa i Piter trudzili się w bloku pod siatką. Niestety… Drugi set także przegrany. Z coraz większym strachem wpatrywałam się w tablicę wyników i w trenera Anastasiego, jego mina mówiła sama za siebie. W przerwie między drugim, a trzecim setem starał się poderwać chłopaków do boju najbardziej jak mógł. Wyszli na boisko z pełną determinacją, ale po pierwszej przerwie technicznej stracili nieznaczne i tak prowadzenie. Gdy było 23: 20 dla Rosji ścisnęłam najmocniej jak tylko mogłam rękę Olka, który siedział tuż obok mnie. Do moich oczu napłynęły łzy, ale nie pozwalałam im wypłynąć na policzki. Aparat już dawno leżał schowany w pokrowcu i zagrzebany w torbie. Nie byłam w stanie robić zdjęć w takiej chwili. Kolejna zagrywka Rosjan i kolejny as serwisowy. Wstrzymałam oddech, mieli piłkę setową. Do samego końca liczyłam na to, że nasze Orzełki wstąpi nowy duch, który pozwoli im wygrać tą partię, ale niestety… Bardzo długa wymiana i ostateczny  punkt decydujący dla drużyny rosyjskiej. Gwizdek sędziego sygnalizujący koniec meczu i dzikie szaleństwo po stronie przeciwnika. Spojrzałam w stronę boiska. Kosa leżał i zakrywał twarz, nie wiedziałam czy był aż tak bardzo zmęczony, czy po prostu płakał. Szybko załatwili „podawanie ręki przeciwnikowi” i usiedli na krzesełkach pijąc wodę. Spojrzałam na trenera, który zachował się jak dobry ojciec. Podchodził do każdego z nich, głaskał po głowie i każdemu coś mówił. Kiedy zobaczyłam siedzącego Krzyśka i wpatrującego się w jeden punkt coś we mnie pękło, a po moim policzku popłynęły strużki łez. Właśnie w tej chwili uświadomiłam sobie, że to koniec! Koniec wszystkiego! Kolejne niespełnione marzenia w jego życiu… Największe marzenia każdego sportowca o medalu olimpijskim. Ze względu na wiek może już nie mieć okazji powalczyć o kolejny. Na swoim ramieniu poczułam czyjąś dłoń. Odwróciłam się i zobaczyłam Olka. Bez słowa wtuliłam się w niego i szlochałam jak małe dziecko, nie byłam w stanie nic powiedzieć. Przytulił mnie mocno. Staliśmy tak dłuższą chwilę, aż podszedł do nas trener i zaczął nam dziękować za wszystko. Nie mogłam powstrzymać łez przytulając Anastastego. Dopiero teraz docierało do mnie to wszystko co się przed chwilą stało. Rozejrzałam się po trybunach, kibice także płakali… Wydawało mi się w tym momencie, że płacze cała Polska. Starałam się powoli uspokoić, ale nie dałam rady gdy zobaczyłam Łukasza, po którego policzkach płynęły dwie strużki łez. Było mi ich bardzo szkoda, w jednym momencie złamało się ich największe marzenie… Odwróciłam się w drugą stroną, nie mogłam patrzeć na ból i smutek, który rażąco od nich bił. Próbowałam się uspokoić po raz kolejny, ale widok Bartka przyprawił mnie prawie o zawał. Wyglądał najgorzej z nich wszystkich. Siedział na krześle wbijając wzrok w parkiet, a po jego policzku płynęły łzy. Nawet nie starał się ich ocierać, nie krył się z nimi. Jeszcze wczoraj nie pomyślałam, że może zrobić mi się go tak szkoda jak teraz. Bez chwili namysłu poszłam w jego kierunku. Zobaczył mnie i wstał z krzesła. Ewidentnie chciał uniknąć rozmowy, ale nie udało mu się. Podbiegłam i bez słowa wtuliłam się w niego najmocniej jak tylko umiałam. Chwilę później poczułam jego silne ramiona na moim ciele i głowę opartą o moje ramię. Cały się trząsł zanosząc od płaczu. Czułam na swojej szyi jego przyspieszony i nierównomierny oddech. Chciałam mu coś powiedzieć, ale nie byłam w stanie wydusić z siebie słowa. Głaskałam go tylko delikatnie po plecach. Staliśmy tak długą chwilę, dokładnie ile nie wiem. Wreszcie wypuścił mnie ze swoich objęć i spojrzał mi w oczy. Bez słowa przyciągnęłam jego głowę do moich ust i cmoknęłam go mocno w czoło. „Dziękuję” -powiedziałam cicho.
- Za co? - wyszeptał przez łzy.
- Za wszystko, a szczególnie za to że… że… że jesteście -  nie byłam w stanie powiedzieć więcej. Ponownie wtuliłam swoją głowę w klatkę piersiową Bartka. Ponownie objął mnie szczelnie swoimi ramionami i mocno przytulił. Staliśmy tak jeszcze chwilę, aż podszedł do nas Oskar:
-Lila… mogę cię na chwilę prosić? - zapytał cicho.
- Jasne - odpowiedziałam odklejając się od Bartka i ocierając łzy płynące po moim policzku. Odeszliśmy na bok do sztabu szkoleniowego, bo trzeba było ustalić szczegóły odnośnie powrotu do Polski. Nie bardzo mieliśmy głowę o tym myśleć a takiej chwili, ale ktoś się tym musiał zająć. Chłopcy w tym czasie pozbierali rzeczy i poszli do szatni. Pobiegłam za nimi i udało mi się złapać Łukasza.
- Łukasz… - powiedziała cicho stając w wejściu na salę. Odwrócił się bez słowa i podszedł do mnie. W jego oczach nadal był łzy nie tyle żalu co bezsilności… Nie miałam głowy do prawienia mu komplementów czy pocieszania go, bo doskonale wiedziałam,  że to i tak nic nie da. Przytuliłam go mocno i jemu także podziękowałam. Otarł łzę spływającą po moim policzku i poszedł do szatni. Razem z Olkiem pozbieraliśmy nasze rzeczy i udaliśmy się do autokaru. Wychodząc z hali spotkałam Dzika, który przebrał się jako pierwszy i ewakuował z szatni. Minął mnie bez słowa. Wcale się mu nie dziwiłam, bo ja też na jego miejscu nie miałabym ochoty z nikim rozmawiać. Wsiadłam do autokaru i zajęłam swoje miejsce z przodu razem ze sztabem medycznym. Chłopcy jeszcze nie wrócili z szatni, a Misiek siedział z tyłu sam.  Poszłam do niego na chwilę i usiadłam obok kładąc rękę na jego ramieniu. Wyjął słuchawki z uszu i spojrzał na mnie bez słowa. Nie musiał nic mówić… Jego smutne i przygnębiające spojrzenie wyjaśniało wszystko.
- Nie musisz mnie pocieszać - bąknął.
-Nie zamierzam - odpowiedziałam cicho - Chciałam Ci tylko podziękować...
- Niby za co? - burknął.
- Za wszystko… Za to, że walczyłeś dzielnie do samego końca… Wszyscy walczyliście - spojrzałam na niego.
- Tak tylko szkoda, że… - nie dałam mu dokończyć zdania i mocno się w niego wtuliłam.
- Nic nie mów Misiek - szepnęłam całując jego policzek. Siedzieliśmy tak chwilę w milczeniu. Później nasza siatkarska ekipa zaczęła wracać do autokaru więc przeniosłam się do przodu. Usiadłam obok Olka opierając głowę na jego ramieniu. Objął mnie w pasie i przytulił do siebie.
- Nie tak pewnie wyobrażałaś sobie zakończenie swojej pierwszej Olimpiady jako fizjoterapeutka reprezentacyjna co? - mruknął spoglądając na mnie.
- Zupełnie inaczej, ale z takim zakończeniem też będzie trzeba się pogodzić. Mimo tego, że jest to bardzo trudne…
- Jak dla nas jest to takie trudne, a co dopiero dla nich - mruknął Olek wskazując głową tył autobusu. W moich oczach znów pojawiły się łzy - Ale… nie mówimy już o tym - uśmiechnął się lekko czochrając moje włosy - W każdym bądź razie dziękuję ci bardzo za pomoc na Lidze Światowej i tutaj. Praca z tak doświadczoną i obdarzoną niezykłymi umiejętnościami osobą to zaszczyt - powiedział z uśmiechem - Sezon dobiega końca, a ja już teraz czuję, że będzie mi cię cholernie brakowało Lilka... - mruknął spoglądając w okno. Tym razem to w jego oczach pojawiły się łzy. Bielecki! Ten Aleksander Bielecki - twardziel jakich mało płakał…Bez słowa ponownie oparłam głowę na jego ramieniu. Gdy wszyscy przyszli autokar ruszył po raz ostatni z parkingu hali siatkarskiej. Po upływie kilkunastu minut byliśmy w wiosce olimpijskiej. Weszłam do pokoju i zamknęłam za sobą drzwi. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że sezon reprezentacyjny dobiegł końca, i że to koniec mojego stażu i pracy z kadrą. Łzy same popłynęły po moich policzkach. Zdawało mi się, że dzisiejszy dzień jest najgorszym w moim życiu. Wzięłam telefon i wyszłam na zewnątrz do pobliskiego parku. Usiadłam na ławce i wybrałam numer do mamy. Musiałam z kimś porozmawiać, wyżalić się komuś. Nie odbierała. Próbowałam zadzwonić do Radka, ale był poza zasięgiem sieci. Siedziałam na tej ławce i ryczałam jak małe dziecko. Było mi dzisiaj źle… Bardzo źle. Po chwili poczułam czyjąś dłoń na swoim ramieniu. Gwałtownie odwróciłam głowę i zobaczyłam… Pawła? Bez słowa usiadł obok mnie i mocno mnie przytulił. Tego właśnie teraz potrzebowała, aby ktoś po prostu ze mną był.
- Nie najlepsze zakończenie pierwszego sezonu z kadrą co? - mruknął Zagumny wpatrując się w moje oczy - Wiem, że liczyłaś na coś więcej, ale…
- Paweł - przerwałam mu w trakcie wypowiedzi - Nie próbuj mi tłumaczyć dlaczego się nie udało… Zrobiliście wszystko co mogliście i ja o tym doskonale wiem, za to i za wszystko inne jestem wam bardzo wdzięczna- nie odpowiedział już nic tylko się lekko uśmiechnął i objął mnie ramieniem. Siedzieliśmy chwilę w milczeniu, aż w końcu Guma postanowił je przerwać.
- Rozmawiałaś z Krzyśkiem?
- Nie… Jeszcze nie… Wiem, że muszę z nim pogadać, ale najzwyczajniej w świecie boję się tej rozmowy- wbiłam wzrok w ziemię.
- To tak jak każdy z nas - westchnął Paweł - Byłaś już u trenera?
- Nie… A powinnam?
- Szukał cię, więc może zajrzyj do niego.
- Dzięki - uśmiechnęłam się lekko wstając z ławki - Trzymaj się- cmoknęłam Gumę w policzek i szybkim korkiem wróciłam do budynku kierując się prosto do pokoju trenera. Zapukałam cicho, a na słowo „proszę” weszłam do środka.
- Dobrze, że jesteś - powiedział od progu witającym mnie Anastasi - Pozbierasz od chłopaków podpisy pod formularzami od strojów reprezentacyjnych? - pomachał mi przed nosem plikiem dokumentów.
- Dzisiaj? - spytałam lekko zdziwiona.
- Niestety skany muszę wysłać mailem do 6.00 rano prezesowi, takie wymogi - westchnął.
- Postaram się - posłałam mu lekki uśmiech wychodząc z pokoju. Najpierw poszłam do Zbyszka i Dzika, bo ich pokój był najbliżej trenerskiego. Zapukałam cicho i weszłam nie czekając na pozwolenie. Oboje leżeli na łóżkach ze słuchawkami w uszach odcięci od całego świata. Usiadłam na łóżku Zbyszka dotykając delikatnie jego ramienia. Natychmiast otworzył oczy wyjmując słuchawki.
- Stało się coś? - zapytał chłodnym i obojętnym tonem.
- Autograf poproszę - podsunęłam mu pod nos dokumenty do podpisu.
- Chcesz autograf od kogoś takiego jak ja? Wielkiego przegranego Igrzysk Olimpijskich? - powiedział z ironią w głosie.
- Zbyszek! -mruknęłam wpatrując się w jego zielone tęczówki - Nie patrzę na was przez pryzmat wygranych meczy, tylko przez pryzmat przyjaźni zrozumiano?
- Ale to nie zmienia faktu, że…. - wtrącił się Misiek, ale przerwałam mu zanim skończył zdanie.
- Tobie już coś dzisiaj powiedziałam na ten temat - zwróciłam się do Dzika, który tylko przytaknął głową, podpisał dokumenty  i wrócił do słuchania muzyki - Odpoczywajcie, ja zmykam dalej - rzuciłam wychodząc z pokoju. Po chwili wybiegł za mną Zibi trzymając plik domukentów w ręce.
- Nie zapomniałaś czegoś przypadkiem? - zapytał z lekkim uśmiechem.
- Dzięki - uśmiechnąłem się kącikiem ust odbierając od niego moją zgubę. Staliśmy tak przez chwilę i wpatrywaliśmy się sobie w oczy. Potem Zbyszek bez słowa podszedł do mnie i mocno mnie przytlił całując mój policzek. Bez słowa także wrócił do pokoju. Do reszty ekipy wpadałam tylko na chwilę po podpis i szybko opuszczałam ich pokoje. Nie mogłam patrzeć na te posępne miny i ogromny żal. Najgorzej było po wizycie u Igły i Łukasza. Krzysiek był w okropnym stanie. Siedział strasznie załamany i gapił się w okno, a w jego oczach było coś takiego co wywołałby współczucie nawet u człowieka o kamiennym sercu. Wychodząc od nich rozpłakałam się na nowo. Nigdy nie należałam do osób, które płaczą z byle powodu, nie byłam też rozchwiana emocjonalnie, ale dzisiaj sama siebie nie mogłam poznać. Oddałam dokumenty trenerowi i wróciłam do swojego pokoju. „Masz trzy nieodebrane połączenia” informował mnie wyświetlacz telefonu. „Radek” - pomyślałam. Zostawił wiadomość na skrzynce głosowej, która kompletnie ścięła mnie z nóg dnia dzisiejszego… „ Lilka przyjeżdżaj jak najszybciej możesz mama jest w szpitalu… Jej stan się pogarsza…”
 
 - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Tak bardzo nie mogłyście się doczekać kolejnego rozdziału więc proszę bardzo, ale na własną odpowiedzialność. Reklamacji odnośnie popsutego humoru nie przyjmuję. Szczerze powiedziawszy to pisałam go długo... bardzo długo i nie mogłam przez to przebrnąć. Zostawiam Was więc z tym smutnym rozdziałem i czekam na opinie. Trzymajcie się ciepło ;*

 

18 komentarzy:

  1. Smutny rozdział; c Aczkolwiek świetny.Kurde chciałabym ,żeby Lila była którymś z siatkarzy.Może Zibim.Czekam na kolejny i zapraszam.
    http://parkiet-siatka-mikasa-moje-marzenie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pomyślimy czy ją, z którymś bliżej poznać :D Pozdrawiam :)

      Usuń
  2. Ja..ja..ja.. się popłakałam :'(
    Rozdział jest cudowny, aczkolwiek meeeega smutny. Nawet nie próbuję ich sobie wyobrażać, bo jeszcze się poryczę.
    Jezus Maria! Co się stało z mamą Lili...?
    Jestem też strasznie ciekawa tego co będzie z Lilą po skończeniu sezonu reprezentacyjnego. Może dostanie posadkę w jakimś klubie, co?
    Najlepiej w Resovii, byłaby blisko Krzysia, bo pocieszanie na odległość coś mi nie pasi. Ale to tylko takie moje prośby i marzenia.
    Pozdrawiam ;*

    P.S. Mam osobiste pytanie do ciebie. A mianowicie... W jakim mieście mieszkasz?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciiiii... Ty czytasz w moich myślach czy co? ;D Plany co do Lilki po sezonie reprezentacyjnym miałam zanim zaczęłam pisać opowiadanie :P I powiem Ci, że prawdopodobnie Twoje prośby i marzenia się spełnią ;)
      Również pozdrawiam ;*
      P.s.
      Dolny Śląsk wita :D Wiecej szczegółów? No to już może w prywatnej rozmowie :) linka.0726@wp.pl ---> mój mail, odezwij się :)

      Usuń
  3. :(((((((((((( smutno, ale rozdział świetny! Super opisałaś wszystkie uczucia, które im towarzyszyły. Szkoda chłopaków, szkoda Lilki, szkoda wszystkich :((( Mam nadzieję, że z jej mamą będzie w porządku, a że i z chłopakami też da radę.

    Serdecznie zapraszam na nowy rozdział na: http://walcz-o-mnie.blogspot.com/
    a także na: http://sparkle-in-the-eyes.blogspot.com/
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za słowa uznania, długo się z tym męczyłam, bo to wcale łatwe nie było :( W najbliższej przyszłości nie wróżę im raczej happy endu...

      Usuń
    2. Na http://walcz-o-mnie.blogspot.com/ pojawił się nowy rozdział :) Zapraszam :)

      Usuń
  4. Zajebisty *__* I mniejsza, że czytając go cały czas miałam łzy w oczach.
    Coś czułam, że z jej mamą nie jest najlepiej. Oby wszystko się dobrze skończyło.
    No i mam nadzieję, że to nie koniec jej przygody z siatkarzami :) Pozostaje sezon klubowy xD
    Może spróbują z Bartkiem troszkę poprawić swoje relacje....;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sezon klubowy jak najbardziej :) Jeszcze trochę tą naszą Lilkę przygód czeka ;D

      Usuń
  5. serce się kraja czytając ten rozdział ale bardzo fajnie opisałaś wszystkie uczucia towarzyszące. No i na dodatek takie zakończenie rozdziału:/ no to już cios poniżej pasa dla Lilki...
    ciekawi mnie jak to wszystko dalej się potoczy, podejrzewam, że to nie będzie koniec przygody Lilki z siatkarzami :))

    pozdrawiam
    http://niedostepni-dla-siebie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. To miał być koniec, ale w trakcie pisania naszła mnie wena i trochę się przeciągnie to opowiadanie :)

      Usuń
  6. Smuty rozdział... Bardzo smutny :c Nie dość, że jest opisana przegrana, to jeszcze sytuacja z mamą Lilki...

    Mój plan co do Łukasza (nie ma żadnych radykalnych zmian od tego, który kieeedyś już Ci napisałam w komentarzu): Ziomek dowiaduje się, że żona go zdradziła, odwiedza Lilkę w Kołobrzegu, ona będzie załamana z powody choroby mamy, będą się wspierać i takie tam, później Bartosz się napatoczy, Lilka jeszcze bardziej będzie smutna, zakochają się w sobie z Łukaszem i będzie happy end :D A z mamą Lilki będzie wszystko dobrze.. mam taką nadzieję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt niezbyt wesoły ten rozdział, kolejne też nie bardzo, ale trudno...
      Haha :D Twój plan bardzo mi się podoba, ale chyba nie do końca wszystko będzie tak jak napisałaś wyżej ;D

      Usuń
  7. Smuty takie jakieś ;/ No ale cóż w życiu nie zawsze jest kolorowo. Czekam na więcej i zapraszam do mnie na http://volleyball-lost-dreams.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Na koniec czytania popłynęły łzy... Wspomnienia z meczu wróciły, twarze naszych załamanych siatkarzy... Podziwiam Cię, że dałaś radę to napisać... Ja dałabym sobie spokój, bo nie wytrzymałabym takiego pisania emocjonalnie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O rany wiesz ile ja to pisałam? Półtora tygodnia jeden rozdział... Zawsze co się za to zabierałam to naskrobałam kilka zdań i więcej nie byłam w stanie. Z kolejnymi zresztą też sie męczę już dość długo, bo za wesołe nie są, chociaż doskonale oddają mój nastrój ostatnio. Pozdrawiam.

      Usuń