Obudziłam się kilka minut po 9.00. Mimo tego, że zasnęłam
dopiero po 5.00 nad ranem nie miałam problemu z powrotem do szarej
rzeczywistości. Przepłakałam całą noc, a wczoraj wieczorem wyrzuciłam z pokoju
Kurka, który przylazł mnie pocieszać. Wstałam na chwiejących się nogach i
zabierając ze sobą ręcznik poszłam do łazienki. Na szczęście znajdowała się ona
zaraz przy moim pokoju. Na dole usłyszałam znajome mi głosy, ale w pierwszej
chwili miałam problem z ustaleniem do kogo one należą. Słyszałam cichy i drżący
głos Radka, głęboki i spokojny głos Kurka oraz jeszcze dwa inne. Jeden należał
do kobiety. Był cichy, ciepły i przemawiało przez niego ogromne współczucie.
Rozmawiała z moim bratem starając się podnieść go na duchu. Czwarty głos rozbrzmiewający
na dole należał do mężczyzny. Byłam pewna, że znam go bardzo dobrze, ale w tej
chwili nie mogłam sobie skojarzyć osoby, do której mógłby on należeć. Weszłam
po cichu do łazienki i spojrzałam w lustro. Momentalnie zrobiłam dwa kroki w
tył… Moje oczy były całe czerwone i podpuchnięte. Ogromne sińce i zapadnięte
powieki także nie prezentowały się najlepiej, a na dodatek popękało mi kilka
żyłek. Wyglądałam jak istne dziecko wojny. Ochlapałam twarz w zimnej wodzie i
odkręciłam kurek pod prysznicem. Zrzucając z siebie koszulkę weszłam do kabiny
prysznicowej i zasunęłam za sobą szklane drzwi. Włączyłam chłodną wodę, która
przyjemnie drażniła moje ciało. Nie miałam ochoty na gorące kąpiele,
potrzebowała lekkiego orzeźwienia i doprowadzenia się do stanu używalności.
Mnie i Radka czekała za kilka godzin wizyta w zakładzie pogrzebowych.
Musieliśmy załatwić naszej mamie godny pogrzeb. Nie wiedziałam czy wytrzymam to
wszystko psychicznie, ale nie mogłam zostawić Radka samego w takiej chwili. Po
wyjściu z kabiny prysznicowej wtarłam w swoje ciało regenerujący balsam,
szybkim ruchem wciągnęłam na siebie bieliznę i rurki, które chwyciłam z krzesła
wychodząc z pokoju. W samych spodniach i biustonoszu przemknęłam po cichu do
pokoju, aby znaleźć jakąś bluzkę. Wciągnęłam na siebie szarą koszulkę, która
jako pierwsza wypadła z mojej szafy po jej otworzeniu. Raz jeszcze zerknęłam w
lusterko, które znajdowało się w moim pokoju i doskonale wiedziałam, że jak
pokażę się w takim stanie ludziom w tej pieprzonej pogrzebówce to są jeszcze
gotowi pomyśleć, że przyszłam załatwić pogrzeb dla siebie. Zaścieliłam szybko
łóżko i ponownie weszłam do łazienki. Zapaliłam światło znajdujące się przy
lustrze i wyjęłam z szafki swój podkład matujący. Starałam się choć trochę
ukryć oznaki nieprzespanej i przepłakanej nocy, ale na zbyt wiele się to nie
zdało. Na powieki nałożyłam lekki cień o cielistym kolorze, prawie
niezauważalny. Z tuszu, kredek i innych badziewi tego typu zrezygnowałam na
wstępnie, bo wiedziała, że gdy tylko przekroczę prób tej instytucji to spłyną
one po moich policzkach razem z hektolitrami łez. Wyszłam z łazienki wyłączając światło
i zatrzymałam się przy schodach prowadzących wprost do salonu. Dopiero teraz
rozpoznałam głosy naszych gości. Przyjechał Krzyś razem z Iwoną. Nie słyszałam
dzieciaków i zastanawiałam się co z nimi zrobili. I skąd w ogóle tak szybko się
dowiedzieli? Przecież nie dzwoniłam do niego…Radek też raczej nie… Bartek?
- Pewnie jeszcze śpi. I dobrze, lekarz kazał jej odpocząć -
słyszałam kawałek rozmowy między Bartkiem, a Iwoną. Powoli zeszłam na
chwiejących się ze zmęczenia i wyczerpania nogach na dół, a gdy tylko
zaskrzypiał przedostatnio drewniany schodek wszyscy obecni skierowali na mnie
swoje oczy.
- Lila- szepnęła Iwona podbiegając do mnie i chwytając mnie
w swoje objęcia- Tak mi przykro - mówiła przez łzy tuląc mnie do siebie.
- Iwonka co wy tu robicie? - spytałam na chwilę odklejając
się od niej i spoglądając w jej oczy - Skąd wiedzieliście że…?
- Bartek do nas zadzwonił, ale chyba nie masz mu tego za złe
co? - zapytał przygnębiony Krzysiek podchodząc do mnie. W jego wesołym zawsze
głosie nie było słychać teraz radości tylko współczucie i przygnębienie. Gdy
tylko Iwona wypuściła mnie ze swoich objęć Krzysiek zamknął mnie szczelnie w
swoich ramionach. Wtuliłam się w niego mocno, bardzo mocno, a po moich
policzkach znów ciekły łzy.
- Dziękuję, że jesteście - wyszeptałam mu do ucha.
- Daj spokój, jak w takiej chwili moglibyśmy was zostawić
samych - powiedział bardziej stwierdzająco niż pytająco i przytulił mnie jeszcze
mocniej. Staliśmy tak chwilę, aż wreszcie Radek przerwał panującą ciszę.
- Lila zjedz coś… - odkleiłam się od Krzysia i poczłapałam
grzecznie do kuchni, a wszyscy obecni poszli za mną.
- Nie jestem głodna - mruknęłam otwierając i za chwilę
zamykając lodówkę.
- Lilka - powiedział stanowczo Bartek - Nie zachowuj się jak
dziecko, przez wzięciem lekarstw musisz coś zjeść.
- Ja nic nie muszę - syknęłam przez zaciśnięte zęby
wybijając w niego swój zmęczony wzrok - I kto ci w ogóle powiedział, że
zamierzam brać jakieś lekarstwa…
- Nie jakieś tylko te, które przepisał ci wczoraj lekarz -
Kurek nie dawał za wygraną - Masz strasznie osłabiony organizm i musisz je
brać, bo inaczej może się to źle skończyć - wycedził.
- I bardzo dobrze!- krzyknęłam- W dupie mam takie życie! Moi
bliscy mnie opuszczają i to jeszcze z mojej winy! - wrzeszczałam na cały dom, a
po moich policzkach płynęły łzy.
- Lilka do cholerny nie możesz się obwiniać za to że… -
powiedział podniesionym i stanowczym głosem Radek.
- Mogę i będę! - wrzasnęłam ponownie zalewając się łzami -
Gdybym wtedy została dłużej w tym pieprzonym szpitalu to mogłabym się chociaż
nią pożegnać! - wybuchnęłam już do końca.
- Lila - powiedział łagodnie Krzysiek robiąc krok w moją
stronę.
- Zostaw mnie! Wszyscy mnie zostawcie w spokoju!- wrzasnęłam
jeszcze wybiegając z kuchni. W kilka sekund znalazłam się w swoim pokoju.
Ponownie rzuciłam się na łóżko i zalałam łzami. Leżałam tak chwilę sama, aż
ktoś zapukał do drzwi. Wiedziałam, że to Krzysiek, bo ok zawsze puka w specyficzny
sposób. Wiedziałam, że nie powinnam tak na nich wszystkich krzyczeć, bo każde z
nich chce dla mnie jak najlepiej, a to darcie się na nich i tak życia mojej
mamie nie wrócą. Nie czekając na moje „proszę” wszedł do środka i usiadł na
moim łóżku kładąc rękę na ramieniu. Usiadłam momentalnie i wtuliłam się w
niego. Znów siedział tak ze mną dość długą chwilę. Uspokoiłam się wreszcie na
tyle, aby z nim porozmawiać:
- Krzysiu - spojrzałam w tęczówki swoimi zapłakanym oczami -
Dobrze, że jesteś…Dziękuję…
- Liluś przecież wiesz, że jestem zawsze do twojej
dyspozycji… Wiesz? Nie powinnaś się obwiniać za to wszystko co się stało… Radek
mówił, że wasza mama była chora, a nowotwór to choroba nieuleczalna… Prędzej
czy później i tak…
- Wiem Krzysiu… Ale tak trudno jest mi się z tym pogodzić…
Może gdybyśmy wiedzieli wcześniej, to moglibyśmy się na to wszystko jakoś
psychicznie przygotować? Ale mama zabroniła mówić cokolwiek lekarzom…
Zapewniali nasz, że wszystko jest w porządku, że to co jej wycinali to zwykły mięśniak
- po moim policzku znów popłynęły łzy - Przed tym wszystkim byłam u niej w
szpitalu… Wróciliśmy z Bartkiem do domu i później ten telefon - zawiesiłam głos
szlochając. Igła ponownie przyciągnął mnie do siebie i mocno przytulił.
- Z jednej strony nie chciała was martwić, a z drugiej
zapewne chciała, abyście spędzili ten czas jaki jej został normalnie…
- Co rozumiesz przez słowo normalnie? - zapytałam odrywając
głowę od jego ramienia.
- Wiedziała, że nie ma już ratunku i chciała zapewne,
abyście dalej byli normalną rodziną, a nie ludźmi, którzy się z nią
żegnają, albo na siłę szukają lekarzy, którzy i tak nic już nie mogli zrobić…-
westchnął gładząc moje włosy - Wiem, że teraz to wszystko wydaje ci się
bezsensowne i jest cholernie trudne, ale dla was życie się nie kończy Lila…
Masz brata, który bardzo cię kocha. Przyjaciół, którzy nigdy cię nie zostawią.
Ja, Iwona, Zbyszek zawsze przy was będziemy rozumiesz? Zawsze! - złapał mój
podbródek w swoje dłonie i skierował tak, że musiałam spojrzeć mu w oczy - Masz
Bartka, który jest w stanie zrobić dla ciebie wszystko i strasznie się o ciebie
martwi…
- Tak wspominając już o Bartku... - powiedziałam siląc się na lekki
uśmiech, który raczej nie przypominał uśmiech, a kolejny grymas bólu - To miałam
ci nakopać do tyłka przy najbliższym spotkaniu, ale teraz nie mam siły -
westchnęłam, a Krzysiek uśmiechnął się przytulając mnie ponownie.
- Ja mu tylko niechcąco podałem twój adres, a cała reszta to
jego prywatna inicjatywa - powiedział usprawiedliwiając się.
- Tak myślałam… - spojrzałam na niego i złapałam go za rękę
- To co idziemy do nich na dół?
- A chcesz?
- Wypadałoby - mruknęłam wstając z łóżka i ocierając oczy.
Zeszliśmy na dół trzymając się za ręce.
- Patrzcie kogo wam przyprowadziłem - powiedział nieco
pogodniejszym głosem Krzysiek podnosząc moją rękę do góry.
- Nie pobiła cię? - zapytał Bartek próbujący rozładować
napiętą atmosferę.
- Biję tylko tych, którzy na to zasłużą - mruknęłam w jego
kierunku.
- Lila? - zapytał patrząc mi w oczy.
- Co? - mruknęłam zerkając w jego kierunku.
- Ale nie będziesz już na mnie krzyczeć? - jego mina
spowodowała, że na mojej twarzy na chwilę zagościł szczery uśmiech.
- Nie Bartuś, nie będę - powiedziałam podchodząc do niego i
mocno go przytulając - Przepraszam - szepnęłam mu do ucha i ucałowałam jego
policzek. Chwilę później Radek wraz z Iwoną przynieśli do salonu śniadanie i
wszyscy zajęliśmy się jedzeniem.
- Iwonka? - spojrzałam na żonę Krzyśka siedzącą naprzeciw
mnie.
- Słucham kochana?
- Gdzie macie dzieciaki? Tak jakoś cicho i pusto tu… -
mruknęłam
- Siedzą zamknięte w bagażniku - próbował żartować Igła. Jemu zawsze wszystkie
żarty wychodzą i nawet w takiej chwili każdy z nas cicho się zaśmiał. Dobrze,
że Krzysiek przyjechał, przynajmniej potrafi rozładować i tak już mocno napięta
atmosferę.
- A tak poważnie są u rodziców Krzyśka na 2-tygodniowych
wakacjach.
- No to dziadkom się nie będzie nudziło - zauważył trafnie
Radek popijając kawę. - Lilka ty wiesz, że zanim pojedziemy cokolwiek załatwiać
musimy zobaczyć co jest na tej płycie?
- Jakiej płycie? - spojrzałam na niego zdziwiona.
- Tej, którą wczoraj w szpitalu odstaliśmy od lekarza…
- Aaaa tak. Chyba będziemy musieli - dokończyłam swoją
kanapkę i zniknęłam z talerzem w kuchni. Iwona, Bartek i Krzysiek zaoferowali,
że posprzątają po śniadaniu, a mi i Radkowi kazali na spokojnie obejrzeć
materiał znajdujący się na płycie. Radek włączył płytę w odtwarzaczu DVD stojącym w salonie, a gdy tylko na ekranie
telewizora pokazała się uśmiechnięta twarz naszej mamy zatrzymał nagranie i
spojrzał na moją rękę kurczowo ściskającą jego nadgarstek.
- Jesteś pewna, że chcesz to oglądać? - zapytał patrząc na
mnie uważnie - Dasz radę?
- Chyba tak… - mruknęłam, a Radek wyłączył pauzę. W
głośnikach od kina domowego rozbrzmiewał wesoły głos naszej mamy: „ Witajcie
kochanie! Na początku chciałam wam powiedzieć, że bardzo, ale bardzo was
kocham. Jeżeli to oglądacie mnie zapewne nie ma już wśród was ciałem, ale
jestem duchem. Jestem i zawsze będę…” - moja ręką zacisnęła się na ręce Radka
tak mocno, że czułam jak przestaje dopływać mu do niej krew, a nasza mama
kontynuowała swój monolog „ Nie chciałam wam mówić nic o mojej chorobie.
Lekarzom także zabroniłam udzielać jakichkolwiek informacji, bo nie chciałam,
abyście się martwili. Pragnęłam spędzić ten czas z wami jak matka z dziećmi, a
nie jak matma z dziećmi, które zabraniają jej wszystkiego w obawie o jej życie.
A tak przynajmniej spędziliśmy te moje ostatnie chwili na dobrej zabawie, a co
jest dla mnie najważniejsze spędziliśmy je wspólnie.” - wpatrywałam się w ekran
telewizora z wizerunkiem mojej mamy. Po jej policzkach ciekły takie same łzy
jakie teraz zalewały twarz moją i Radka. ”Dziękuję wam kochani za wszystko co
dla mnie zrobiliście, za to że mogłam w szczęściu wraz z wami dożyć swoich dni…
- przerwała na chwilę ocierając łzy spływające po policzkach- Mam nadzieję, że
wybaczycie mi to, że nie powiedziałam wam prawdy, ale nie potrafiłam… Sama nie
mogłam pogodzić się z myślę, że kiedyś mnie zabraknie i zostaniecie sami na tym
świecie. Chciałabym, abyście oboje znaleźli sobie partnerów i byli z nimi
szczęśliwi tak jak ja byłam szczęśliwa z waszym ojcem - ostatnie słowa
wypowiedziała prawie szeptem- Siedzę teraz sama w domu i nagrywam to ostatnie
słowo do was. Dziś rano odebrałam wyniki badan i wiem, że ratunku już nie ma.
Ty Liluś pewnie teraz dzielnie walczysz z kondycją zdrowotną naszych siatkarzy
w Londynie, albo przygotowujecie się do kolejnego jakże ważnego dla was meczu.
Ty Radku jesteś w pracy i pracujesz nad jakimś ważnym projektem, który mam
nadzieję uda ci się zrealizować” - mimowolnie spojrzałam na Radka. Siedział z
kamienną twarzą wpatrzony w ekran telewizora, a po jego policzkach płynęły
słone krople.” Wiem, że dacie sobie radę, i że będziecie się wzajemnie wspierać.
Macie wielu przyjaciół i bliskich wam osób, które zapewne pomogą wam przetrwać
trudne chwile - westchnęła i uśmiechnęła się przez łzy - Znam was bardzo dobrze
i wiem, że pewnie teraz zalewacie się łzami podobnie jak ja” - w tym momencie na twarz moją i
Radka wkradł się lekki uśmiech. „ Ale nie płaczcie, żal minie i mam nadzieję,
że pozostaną wam same dobre wspomnienia. Trzymajcie się mocno i wspierajcie, bo
rodzina to najważniejsza rzecz na świecie. Kocham Was bardzo i zawsze będę
kochać…” - nagranie skończyło się, a w telewizorze pojawił się czarny ekran.
Wstałam momentalnie z sofy i chciałam wybiec jak najdalej stąd, ale przede mną
wyrosła klatka piersiowa Bartka. Nie miałam siły na przepychanki więc dałam mu
się dobrowolnie zamknąć w silnych, siatkarskich ramionach. Drzwi do kuchni były
otwarte więc obecni tam Ignaczakowie słyszeli wszystko. Kątem oka widziałam jak
szlochająca Iwona wtula się w tors swojego męża, który także ma grobową minę.
Radek siedział chwilę w milczeniu, aż wreszcie wstał z sofy i oznajmił wszystkim
obecnym cichym głosem:
- Wiemy już wszystko… Teraz na poważnie trzeba się zająć tym
pogrzebem…
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Nie udusicie mnie prawda? Wiem, że znów nie jest wesoło, ale obiecuję, że później będzie lepiej. Pozdrawiam Was ;*
ledwo przeczytałam fragment jak oglądają nagranie...to jakaś masakra, serce mi się zaciśnęło ze smutku w jaki mnie wpędziłaś:(
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
http://www.niedostepni-dla-siebie.blogspot.com/
Przepraszam ;* Obiecuję, że później znów będzie wesoło :)
Usuńsmutne, smutne...
OdpowiedzUsuńbartek jest przy lili , i dobrze, krzysztof i iwonka też wspierają rodzeństwo.
dopiero chyba teraz zaczęłam rozumieć Annę...
pozdrawiam :*
Miała swoje powody, aby się tak zachować.
UsuńPozdrawiam :)
Smutno, bardzo smutno ;__; prawie płakałam pod koniec ;(
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że wszystko jeszcze się jakoś ułoży...
Pozdrawiam! ;*
Jakoś to się ułoży :)
UsuńPozdrawiam :)
Dzięki :)
OdpowiedzUsuńMam małą ochotę cię udusić ale powstrzymam się;D
OdpowiedzUsuńNo smutno smutno, ale jak już zorganizują ten pogrzeb mam nadzieję, że będzie trochę weselej! :)
Dobrze, że są Ignaczaki z nimi, że jest Bartek z Lilką. Z pewnością da to jakieś ukojenie głównej bohaterce:)
Pozdrawiam:)
Weselej będzie :) Tylko przydałoby się trochę zamieszać, bo powoli się to robi nudne i monotonne ;/
Usuńoooo będzie lepiej? Trzymam cię za słowo :)
OdpowiedzUsuńJak opisujesz to wszystko to naprawdę płakać się chce razem z nimi.
Szczęście, że mają teraz oparcie w przyjaciołach ;]
Pozdrawiam:)
No bo "Przyjaciele są jak ciche Anioły..." :)
UsuńNo już gorzej i smutniej to chyba być nie może... Już musi być lepiej... Czas goi rany, a oni niech wezmą do serca słowa mamy.
OdpowiedzUsuń"No już gorzej i smutniej to chyba być nie może..." - powiedziała optymistka, a pesymista Ci powie, że może i to dużo gorzej ;) Ale spokojnie, nie w tym opowiadaniu :D
UsuńKochana moja, nie uduszę Cię, bo jesteś za daleko (ale gdybyś była blisko to już byś nie żyła) :D
OdpowiedzUsuńNASTĘPNY ROZDZIAŁ MA BYĆ WESOŁY, BO JAK NIE TO... PRZECZYTAJ TO CO U GÓRY SIĘ ZNAJDUJE ;) JA ZA CZĘSTO RYCZĘ PO TWOICH ROZDZIAŁACH, WIĘC WIESZ... Naprawdę szkoda mi Lili i Radka :'( Dobrze, że Ignaczakowie przyjechali (wiedziałam, że przyjadą :) Mogą teraz ich pocieszyć... Nie będę komentować pod względem Kurka, bo w tym opowiadaniu go po prostu nie trawię.
U MNIE NOWY ROZDZIAŁ, BO KTOŚ SIĘ GO DOMAGAŁ (czyt. Coquette - P.), ALE DZIĘKI TEMU KOMUŚ MOŻESZ PRZECZYTAĆ ROZDZIALIK :)
http://me-and-my-volleyball-dreams.blogspot.com/2013/04/rozdzia-viii.html
POZDRAWIAM ;* Do napisania u mnie :)
Hihihi :D Nie zrobisz mi tego, bo kto Ci będzie kolejne opowiadania pisał co? :D A Kuraś nie jest tu aż takim czarnym charakterem jakby się mogło wydawać.
UsuńNo wreszcie nowy rozdział u Ciebie! :D Zabieram się za czytanie :)
Jeśli masz napisane rozdziały na zapas, to je znajdę i sama będę publikować :D A jeśli masz w planach jakieś inne opowiadania, to... to... to... JA JUŻ COŚ WYKOMBINUJĘ... Hihihihi ;)
UsuńNo niby nie jest, ale (jak już wcześniej pisałam) NIE TRAWIĘ GO!!!
There's new episode in here ----> http://me-and-my-volleyball-dreams.blogspot.com/2013/04/rozdzia-ix.html
UsuńHihihihihi, jak obiecałam, tak jest :)
Pomysły są, ale cierpię na brak czasu ostatnio ;/
UsuńDzięki już się biorę za czytanie :D
Dziękuję :)
OdpowiedzUsuńNowy rozdział na http://zagubiona-zatracona.blogspot.com/ :)
OdpowiedzUsuńDzięki ;)
UsuńNie powiem, trochę mnie zamurowało. Bardzo smutno, bardzo...
OdpowiedzUsuńPóźniej będzie lepiej :)
Usuńhttp://zagubionepragnienia.blogspot.com/ Zapraszam, główny bohater to Jochen! :)
OdpowiedzUsuńDziękuję, z miłą chęcią zajrzę :)
UsuńA dziękuję ;)
OdpowiedzUsuńJest mi dziwnie ,że dopiero teraz nadrobiłam i za to przepraszam ale jestem głupia i jestem glupia i o no ale co do tego rozdziału to jest mi smutno bardzo smutno nie wiem ,dobrze ze jest Bartek i Igielki . W wolnej chwili zapraszam na volleyball-inspiratioon.blogspot.com Pozdrawiam /Annie
OdpowiedzUsuńPS> GRATULACJE DLA SOVII
Miło mi, że w ogóle chciało Ci się to czytać :) No właśnie - gratulacje dla Sovii! Wspanial są! :D Pozdrawiam :)
Usuń