poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Rozdział 40


Obudziłam się kilka minut po 9.00. Mimo tego, że zasnęłam dopiero po 5.00 nad ranem nie miałam problemu z powrotem do szarej rzeczywistości. Przepłakałam całą noc, a wczoraj wieczorem wyrzuciłam z pokoju Kurka, który przylazł mnie pocieszać. Wstałam na chwiejących się nogach i zabierając ze sobą ręcznik poszłam do łazienki. Na szczęście znajdowała się ona zaraz przy moim pokoju. Na dole usłyszałam znajome mi głosy, ale w pierwszej chwili miałam problem z ustaleniem do kogo one należą. Słyszałam cichy i drżący głos Radka, głęboki i spokojny głos Kurka oraz jeszcze dwa inne. Jeden należał do kobiety. Był cichy, ciepły i przemawiało przez niego ogromne współczucie. Rozmawiała z moim bratem starając się podnieść go na duchu. Czwarty głos rozbrzmiewający na dole należał do mężczyzny. Byłam pewna, że znam go bardzo dobrze, ale w tej chwili nie mogłam sobie skojarzyć osoby, do której mógłby on należeć. Weszłam po cichu do łazienki i spojrzałam w lustro. Momentalnie zrobiłam dwa kroki w tył… Moje oczy były całe czerwone i podpuchnięte. Ogromne sińce i zapadnięte powieki także nie prezentowały się najlepiej, a na dodatek popękało mi kilka żyłek. Wyglądałam jak istne dziecko wojny. Ochlapałam twarz w zimnej wodzie i odkręciłam kurek pod prysznicem. Zrzucając z siebie koszulkę weszłam do kabiny prysznicowej i zasunęłam za sobą szklane drzwi. Włączyłam chłodną wodę, która przyjemnie drażniła moje ciało. Nie miałam ochoty na gorące kąpiele, potrzebowała lekkiego orzeźwienia i doprowadzenia się do stanu używalności. Mnie i Radka czekała za kilka godzin wizyta w zakładzie pogrzebowych. Musieliśmy załatwić naszej mamie godny pogrzeb. Nie wiedziałam czy wytrzymam to wszystko psychicznie, ale nie mogłam zostawić Radka samego w takiej chwili. Po wyjściu z kabiny prysznicowej wtarłam w swoje ciało regenerujący balsam, szybkim ruchem wciągnęłam na siebie bieliznę i rurki, które chwyciłam z krzesła wychodząc z pokoju. W samych spodniach i biustonoszu przemknęłam po cichu do pokoju, aby znaleźć jakąś bluzkę. Wciągnęłam na siebie szarą koszulkę, która jako pierwsza wypadła z mojej szafy po jej otworzeniu. Raz jeszcze zerknęłam w lusterko, które znajdowało się w moim pokoju i doskonale wiedziałam, że jak pokażę się w takim stanie ludziom w tej pieprzonej pogrzebówce to są jeszcze gotowi pomyśleć, że przyszłam załatwić pogrzeb dla siebie. Zaścieliłam szybko łóżko i ponownie weszłam do łazienki. Zapaliłam światło znajdujące się przy lustrze i wyjęłam z szafki swój podkład matujący. Starałam się choć trochę ukryć oznaki nieprzespanej i przepłakanej nocy, ale na zbyt wiele się to nie zdało. Na powieki nałożyłam lekki cień o cielistym kolorze, prawie niezauważalny. Z tuszu, kredek i innych badziewi tego typu zrezygnowałam na wstępnie, bo wiedziała, że gdy tylko przekroczę prób tej instytucji to spłyną one po moich policzkach razem z hektolitrami łez. Wyszłam z łazienki wyłączając światło i zatrzymałam się przy schodach prowadzących wprost do salonu. Dopiero teraz rozpoznałam głosy naszych gości. Przyjechał Krzyś razem z Iwoną. Nie słyszałam dzieciaków i zastanawiałam się co z nimi zrobili. I skąd w ogóle tak szybko się dowiedzieli? Przecież nie dzwoniłam do niego…Radek też raczej nie… Bartek?
- Pewnie jeszcze śpi. I dobrze, lekarz kazał jej odpocząć - słyszałam kawałek rozmowy między Bartkiem, a Iwoną. Powoli zeszłam na chwiejących się ze zmęczenia i wyczerpania nogach na dół, a gdy tylko zaskrzypiał przedostatnio drewniany schodek wszyscy obecni skierowali na mnie swoje oczy.
- Lila- szepnęła Iwona podbiegając do mnie i chwytając mnie w swoje objęcia- Tak mi przykro - mówiła przez łzy tuląc mnie do siebie.
- Iwonka co wy tu robicie? - spytałam na chwilę odklejając się od niej i spoglądając w jej oczy - Skąd wiedzieliście że…?
- Bartek do nas zadzwonił, ale chyba nie masz mu tego za złe co? - zapytał przygnębiony Krzysiek podchodząc do mnie. W jego wesołym zawsze głosie nie było słychać teraz radości tylko współczucie i przygnębienie. Gdy tylko Iwona wypuściła mnie ze swoich objęć Krzysiek zamknął mnie szczelnie w swoich ramionach. Wtuliłam się w niego mocno, bardzo mocno, a po moich policzkach znów ciekły łzy.
- Dziękuję, że jesteście - wyszeptałam mu do ucha.
- Daj spokój, jak w takiej chwili moglibyśmy was zostawić samych - powiedział bardziej stwierdzająco niż pytająco i przytulił mnie jeszcze mocniej. Staliśmy tak chwilę, aż wreszcie Radek przerwał panującą ciszę.
- Lila zjedz coś… - odkleiłam się od Krzysia i poczłapałam grzecznie do kuchni, a wszyscy obecni poszli za mną.
- Nie jestem głodna - mruknęłam otwierając i za chwilę zamykając lodówkę.
- Lilka - powiedział stanowczo Bartek - Nie zachowuj się jak dziecko, przez wzięciem lekarstw musisz coś zjeść.
- Ja nic nie muszę - syknęłam przez zaciśnięte zęby wybijając w niego swój zmęczony wzrok - I kto ci w ogóle powiedział, że zamierzam brać jakieś lekarstwa…
- Nie jakieś tylko te, które przepisał ci wczoraj lekarz - Kurek nie dawał za wygraną - Masz strasznie osłabiony organizm i musisz je brać, bo inaczej może się to źle skończyć - wycedził.
- I bardzo dobrze!- krzyknęłam- W dupie mam takie życie! Moi bliscy mnie opuszczają i to jeszcze z mojej winy! - wrzeszczałam na cały dom, a po moich policzkach płynęły łzy.
- Lilka do cholerny nie możesz się obwiniać za to że… - powiedział podniesionym i stanowczym głosem Radek.
- Mogę i będę! - wrzasnęłam ponownie zalewając się łzami - Gdybym wtedy została dłużej w tym pieprzonym szpitalu to mogłabym się chociaż nią pożegnać! - wybuchnęłam już do końca.
- Lila - powiedział łagodnie Krzysiek robiąc krok w moją stronę.
- Zostaw mnie! Wszyscy mnie zostawcie w spokoju!- wrzasnęłam jeszcze wybiegając z kuchni. W kilka sekund znalazłam się w swoim pokoju. Ponownie rzuciłam się na łóżko i zalałam łzami. Leżałam tak chwilę sama, aż ktoś zapukał do drzwi. Wiedziałam, że to Krzysiek, bo ok zawsze puka w specyficzny sposób. Wiedziałam, że nie powinnam tak na nich wszystkich krzyczeć, bo każde z nich chce dla mnie jak najlepiej, a to darcie się na nich i  tak życia mojej mamie nie wrócą. Nie czekając na moje „proszę” wszedł do środka i usiadł na moim łóżku kładąc rękę na ramieniu. Usiadłam momentalnie i wtuliłam się w niego. Znów siedział tak ze mną dość długą chwilę. Uspokoiłam się wreszcie na tyle, aby z nim porozmawiać:
- Krzysiu - spojrzałam w tęczówki swoimi zapłakanym oczami - Dobrze, że jesteś…Dziękuję…
- Liluś przecież wiesz, że jestem zawsze do twojej dyspozycji… Wiesz? Nie powinnaś się obwiniać za to wszystko co się stało… Radek mówił, że wasza mama była chora, a nowotwór to choroba nieuleczalna… Prędzej czy później i tak…
- Wiem Krzysiu… Ale tak trudno jest mi się z tym pogodzić… Może gdybyśmy wiedzieli wcześniej, to moglibyśmy się na to wszystko jakoś psychicznie przygotować? Ale mama zabroniła mówić cokolwiek lekarzom… Zapewniali nasz, że wszystko jest w porządku, że to co jej wycinali to zwykły mięśniak - po moim policzku znów popłynęły łzy - Przed tym wszystkim byłam u niej w szpitalu… Wróciliśmy z Bartkiem do domu i później ten telefon - zawiesiłam głos szlochając. Igła ponownie przyciągnął mnie do siebie i mocno przytulił.
- Z jednej strony nie chciała was martwić, a z drugiej zapewne chciała, abyście spędzili ten czas jaki jej został normalnie…
- Co rozumiesz przez słowo normalnie? - zapytałam odrywając głowę od jego ramienia.
- Wiedziała, że nie ma już ratunku i chciała zapewne, abyście dalej byli normalną rodziną, a nie ludźmi, którzy się z nią żegnają, albo na siłę szukają lekarzy, którzy i tak nic już nie mogli zrobić…- westchnął gładząc moje włosy - Wiem, że teraz to wszystko wydaje ci się bezsensowne i jest cholernie trudne, ale dla was życie się nie kończy Lila… Masz brata, który bardzo cię kocha. Przyjaciół, którzy nigdy cię nie zostawią. Ja, Iwona, Zbyszek zawsze przy was będziemy rozumiesz? Zawsze! - złapał mój podbródek w swoje dłonie i skierował tak, że musiałam spojrzeć mu w oczy - Masz Bartka, który jest w stanie zrobić dla ciebie wszystko i strasznie się o ciebie martwi…
- Tak wspominając już o  Bartku... - powiedziałam siląc się na lekki uśmiech, który raczej nie przypominał uśmiech, a kolejny grymas bólu - To miałam ci nakopać do tyłka przy najbliższym spotkaniu, ale teraz nie mam siły - westchnęłam, a Krzysiek uśmiechnął się przytulając mnie ponownie.
- Ja mu tylko niechcąco podałem twój adres, a cała reszta to jego prywatna inicjatywa - powiedział usprawiedliwiając się.
- Tak myślałam… - spojrzałam na niego i złapałam go za rękę - To co idziemy do nich na dół?
- A chcesz?
- Wypadałoby - mruknęłam wstając z łóżka i ocierając oczy. Zeszliśmy na dół trzymając się za ręce.
- Patrzcie kogo wam przyprowadziłem - powiedział nieco pogodniejszym głosem Krzysiek podnosząc moją rękę do góry.
- Nie pobiła cię? - zapytał Bartek próbujący rozładować napiętą atmosferę.
- Biję tylko tych, którzy na to zasłużą - mruknęłam w jego kierunku.
- Lila? - zapytał patrząc mi w oczy.
- Co? - mruknęłam zerkając w jego kierunku.
- Ale nie będziesz już na mnie krzyczeć? - jego mina spowodowała, że na mojej twarzy na chwilę zagościł szczery uśmiech.
- Nie Bartuś, nie będę - powiedziałam podchodząc do niego i mocno go przytulając - Przepraszam - szepnęłam mu do ucha i ucałowałam jego policzek. Chwilę później Radek wraz z Iwoną przynieśli do salonu śniadanie i wszyscy zajęliśmy się jedzeniem.
- Iwonka? - spojrzałam na żonę Krzyśka siedzącą naprzeciw mnie.
- Słucham kochana?
- Gdzie macie dzieciaki? Tak jakoś cicho i pusto tu… - mruknęłam
- Siedzą zamknięte w bagażniku -  próbował żartować Igła. Jemu zawsze wszystkie żarty wychodzą i nawet w takiej chwili każdy z nas cicho się zaśmiał. Dobrze, że Krzysiek przyjechał, przynajmniej potrafi rozładować i tak już mocno napięta atmosferę.
- A tak poważnie są u rodziców Krzyśka na 2-tygodniowych wakacjach.
- No to dziadkom się nie będzie nudziło - zauważył trafnie Radek popijając kawę. - Lilka ty wiesz, że zanim pojedziemy cokolwiek załatwiać musimy zobaczyć co jest na tej płycie?
- Jakiej płycie? - spojrzałam na niego zdziwiona.
- Tej, którą wczoraj w szpitalu odstaliśmy od lekarza…
- Aaaa tak. Chyba będziemy musieli - dokończyłam swoją kanapkę i zniknęłam z talerzem w kuchni. Iwona, Bartek i Krzysiek zaoferowali, że posprzątają po śniadaniu, a mi i Radkowi kazali na spokojnie obejrzeć materiał znajdujący się na płycie. Radek włączył płytę w  odtwarzaczu DVD  stojącym w salonie, a gdy tylko na ekranie telewizora pokazała się uśmiechnięta twarz naszej mamy zatrzymał nagranie i spojrzał na moją rękę kurczowo ściskającą jego nadgarstek.
- Jesteś pewna, że chcesz to oglądać? - zapytał patrząc na mnie uważnie - Dasz radę?
- Chyba tak… - mruknęłam, a Radek wyłączył pauzę. W głośnikach od kina domowego rozbrzmiewał wesoły głos naszej mamy: „ Witajcie kochanie! Na początku chciałam wam powiedzieć, że bardzo, ale bardzo was kocham. Jeżeli to oglądacie mnie zapewne nie ma już wśród was ciałem, ale jestem duchem. Jestem i zawsze będę…” - moja ręką zacisnęła się na ręce Radka tak mocno, że czułam jak przestaje dopływać mu do niej krew, a nasza mama kontynuowała swój monolog „ Nie chciałam wam mówić nic o mojej chorobie. Lekarzom także zabroniłam udzielać jakichkolwiek informacji, bo nie chciałam, abyście się martwili. Pragnęłam spędzić ten czas z wami jak matka z dziećmi, a nie jak matma z dziećmi, które zabraniają jej wszystkiego w obawie o jej życie. A tak przynajmniej spędziliśmy te moje ostatnie chwili na dobrej zabawie, a co jest dla mnie najważniejsze spędziliśmy je wspólnie.” - wpatrywałam się w ekran telewizora z wizerunkiem mojej mamy. Po jej policzkach ciekły takie same łzy jakie teraz zalewały twarz moją i Radka. ”Dziękuję wam kochani za wszystko co dla mnie zrobiliście, za to że mogłam w szczęściu wraz z wami dożyć swoich dni… - przerwała na chwilę ocierając łzy spływające po policzkach- Mam nadzieję, że wybaczycie mi to, że nie powiedziałam wam prawdy, ale nie potrafiłam… Sama nie mogłam pogodzić się z myślę, że kiedyś mnie zabraknie i zostaniecie sami na tym świecie. Chciałabym, abyście oboje znaleźli sobie partnerów i byli z nimi szczęśliwi tak jak ja byłam szczęśliwa z waszym ojcem - ostatnie słowa wypowiedziała prawie szeptem- Siedzę teraz sama w domu i nagrywam to ostatnie słowo do was. Dziś rano odebrałam wyniki badan i wiem, że ratunku już nie ma. Ty Liluś pewnie teraz dzielnie walczysz z kondycją zdrowotną naszych siatkarzy w Londynie, albo przygotowujecie się do kolejnego jakże ważnego dla was meczu. Ty Radku jesteś w pracy i pracujesz nad jakimś ważnym projektem, który mam nadzieję uda ci się zrealizować” - mimowolnie spojrzałam na Radka. Siedział z kamienną twarzą wpatrzony w ekran telewizora, a po jego policzkach płynęły słone krople.” Wiem, że dacie sobie radę, i że będziecie się wzajemnie wspierać. Macie wielu przyjaciół i bliskich wam osób, które zapewne pomogą wam przetrwać trudne chwile - westchnęła i uśmiechnęła się przez łzy - Znam was bardzo dobrze i wiem, że pewnie teraz zalewacie się łzami podobnie jak ja” - w tym momencie na twarz moją i Radka wkradł się lekki uśmiech. „ Ale nie płaczcie, żal minie i mam nadzieję, że pozostaną wam same dobre wspomnienia. Trzymajcie się mocno i wspierajcie, bo rodzina to najważniejsza rzecz na świecie. Kocham Was bardzo i zawsze będę kochać…” - nagranie skończyło się, a w telewizorze pojawił się czarny ekran. Wstałam momentalnie z sofy i chciałam wybiec jak najdalej stąd, ale przede mną wyrosła klatka piersiowa Bartka. Nie miałam siły na przepychanki więc dałam mu się dobrowolnie zamknąć w silnych, siatkarskich ramionach. Drzwi do kuchni były otwarte więc obecni tam Ignaczakowie słyszeli wszystko. Kątem oka widziałam jak szlochająca Iwona wtula się w tors swojego męża, który także ma grobową minę. Radek siedział chwilę w milczeniu, aż wreszcie wstał z sofy i oznajmił wszystkim obecnym cichym głosem:
- Wiemy już wszystko… Teraz na poważnie trzeba się zająć tym pogrzebem…
 
 - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Nie udusicie mnie prawda? Wiem, że znów nie jest wesoło, ale obiecuję, że później będzie lepiej. Pozdrawiam Was ;*
 

28 komentarzy:

  1. ledwo przeczytałam fragment jak oglądają nagranie...to jakaś masakra, serce mi się zaciśnęło ze smutku w jaki mnie wpędziłaś:(

    pozdrawiam
    http://www.niedostepni-dla-siebie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam ;* Obiecuję, że później znów będzie wesoło :)

      Usuń
  2. smutne, smutne...
    bartek jest przy lili , i dobrze, krzysztof i iwonka też wspierają rodzeństwo.
    dopiero chyba teraz zaczęłam rozumieć Annę...
    pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miała swoje powody, aby się tak zachować.
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  3. Smutno, bardzo smutno ;__; prawie płakałam pod koniec ;(
    Mam nadzieję, że wszystko jeszcze się jakoś ułoży...
    Pozdrawiam! ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Mam małą ochotę cię udusić ale powstrzymam się;D
    No smutno smutno, ale jak już zorganizują ten pogrzeb mam nadzieję, że będzie trochę weselej! :)
    Dobrze, że są Ignaczaki z nimi, że jest Bartek z Lilką. Z pewnością da to jakieś ukojenie głównej bohaterce:)
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Weselej będzie :) Tylko przydałoby się trochę zamieszać, bo powoli się to robi nudne i monotonne ;/

      Usuń
  5. oooo będzie lepiej? Trzymam cię za słowo :)
    Jak opisujesz to wszystko to naprawdę płakać się chce razem z nimi.
    Szczęście, że mają teraz oparcie w przyjaciołach ;]
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No bo "Przyjaciele są jak ciche Anioły..." :)

      Usuń
  6. No już gorzej i smutniej to chyba być nie może... Już musi być lepiej... Czas goi rany, a oni niech wezmą do serca słowa mamy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "No już gorzej i smutniej to chyba być nie może..." - powiedziała optymistka, a pesymista Ci powie, że może i to dużo gorzej ;) Ale spokojnie, nie w tym opowiadaniu :D

      Usuń
  7. Kochana moja, nie uduszę Cię, bo jesteś za daleko (ale gdybyś była blisko to już byś nie żyła) :D

    NASTĘPNY ROZDZIAŁ MA BYĆ WESOŁY, BO JAK NIE TO... PRZECZYTAJ TO CO U GÓRY SIĘ ZNAJDUJE ;) JA ZA CZĘSTO RYCZĘ PO TWOICH ROZDZIAŁACH, WIĘC WIESZ... Naprawdę szkoda mi Lili i Radka :'( Dobrze, że Ignaczakowie przyjechali (wiedziałam, że przyjadą :) Mogą teraz ich pocieszyć... Nie będę komentować pod względem Kurka, bo w tym opowiadaniu go po prostu nie trawię.

    U MNIE NOWY ROZDZIAŁ, BO KTOŚ SIĘ GO DOMAGAŁ (czyt. Coquette - P.), ALE DZIĘKI TEMU KOMUŚ MOŻESZ PRZECZYTAĆ ROZDZIALIK :)
    http://me-and-my-volleyball-dreams.blogspot.com/2013/04/rozdzia-viii.html
    POZDRAWIAM ;* Do napisania u mnie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hihihi :D Nie zrobisz mi tego, bo kto Ci będzie kolejne opowiadania pisał co? :D A Kuraś nie jest tu aż takim czarnym charakterem jakby się mogło wydawać.
      No wreszcie nowy rozdział u Ciebie! :D Zabieram się za czytanie :)

      Usuń
    2. Jeśli masz napisane rozdziały na zapas, to je znajdę i sama będę publikować :D A jeśli masz w planach jakieś inne opowiadania, to... to... to... JA JUŻ COŚ WYKOMBINUJĘ... Hihihihi ;)
      No niby nie jest, ale (jak już wcześniej pisałam) NIE TRAWIĘ GO!!!

      Usuń
    3. There's new episode in here ----> http://me-and-my-volleyball-dreams.blogspot.com/2013/04/rozdzia-ix.html

      Hihihihihi, jak obiecałam, tak jest :)

      Usuń
    4. Pomysły są, ale cierpię na brak czasu ostatnio ;/
      Dzięki już się biorę za czytanie :D

      Usuń
  8. Nowy rozdział na http://zagubiona-zatracona.blogspot.com/ :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie powiem, trochę mnie zamurowało. Bardzo smutno, bardzo...

    OdpowiedzUsuń
  10. http://zagubionepragnienia.blogspot.com/ Zapraszam, główny bohater to Jochen! :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Jest mi dziwnie ,że dopiero teraz nadrobiłam i za to przepraszam ale jestem głupia i jestem glupia i o no ale co do tego rozdziału to jest mi smutno bardzo smutno nie wiem ,dobrze ze jest Bartek i Igielki . W wolnej chwili zapraszam na volleyball-inspiratioon.blogspot.com Pozdrawiam /Annie
    PS> GRATULACJE DLA SOVII

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi, że w ogóle chciało Ci się to czytać :) No właśnie - gratulacje dla Sovii! Wspanial są! :D Pozdrawiam :)

      Usuń