Radek wciąż nie odbierał telefonu co doprowadzało mnie do
stanu przedzawałowego. Siedziałam na łóżku z komórką w dłoni i wpatrywałam się w podłogę, a po moich
policzkach płynęły strużki łez. Wreszcie
oddzwonił… Powiedział tylko tyle, że mama jest w szpitalu, że jeszcze nic nie
wie i nie bardzo może rozmawiać. Na moje pytanie „Jak to się stało?”
odpowiedział, że zasłabła i
zabrało ją pogotowie. Nadal niewiele wiedziałam, nie znałam jej rzeczywistego
stanu zdrowia, nie wiedziałam kompletnie nic. Przestałam kontrolować czas… Nie
miałam zielonego pojęcia czy jest jeszcze przed północą, czy może za chwilę
wstanie Słońce… Jedyne o czym marzyłam
to być teraz razem z Radkiem w szpitalu przy naszej mamie. Samolot miałam
dopiero następnego dnia po dziesiątej i czułam się cholernie bezsilna, że nie
mogę nic z tym zrobić. Ze stanu załamania nerwowego wyrwało mnie ciche pukanie
do drzwi.
- Proszę - szepnęłam pospiesznie ocierając płynące po
policzkach łzy. I tak niewiele to dało, ponieważ moje czerwone i podpuchnięte
oczy mówił same ze siebie.
- Hej… Pomyślałem, że
wpadnę na chwilę… Świeciło się światło więc wywnioskowałem, że nie śpisz…
Chciałem… Boże Lilka! - w drzwiach pojawił się lekko zdezorientowany Winiarski.
- Wejdź proszę - powiedziałam łamiącym się głosem - Napijesz
się czegoś?
- Daj spokój - szepnął podchodząc do mnie i mocno mnie
przytulając - Liluś posłuchaj…Nam też jest strasznie ciężko, także nie możemy
spać po tym co się dzisiaj wydarzyło, ale… Wiem, że to teraz głupio zabrzmi,
ale na tym świat się nie kończy - chwycił moją twarz w swoje dłonie. Po moich
policzkach już dawno płynęły nowe strużki łez - Nie możesz się tak zadręczać
tym wszystkim - powiedział już nieco łamiącym się głosem Winiarski. Zacisnęłam
mocno zęby i tylko grzecznie pokiwałam głową. Nie miałam siły opowiadać mu, że
to nie tylko o samą Olimpiadę teraz chodzi. Nie chciałam zadręczać go swoimi
problemami, bo sam miał swoich pod dostatkiem. Obiecałam mu tylko, że przestanę
płakać i spróbuję zasnąć. Przytulił mnie, pocałował w czoło i wyszedł gasząc za
sobą światło. Gdy tylko jego kroki ucichły na korytarzu zapaliłam je ponownie i
znów zajęłam swoje wcześniejsze miejsce na łóżku. Radek obiecał, że zadzwoni do
mnie gdy tylko sam się czegoś dowie. Taka niepewność zabijała mnie od środka. Ktoś
ciągle kręcił się po korytarzu, ewidentnie chłopcy nie mogli spokojnie zasnąć.
Od tego koszmarnego spotkania minęło już parę godzin i miałam wrażenie, że
wstępnie przetrawili to co się stało. Przynajmniej zaczynali oswajać się z
myślą, że to już koniec ich przygody w Londynie. Potrzebowali rozmowy, ale nie
chcieli jej prowadzić między sobą, dlatego większość z nich wpadła na pomysł,
aby przyjść do mnie. Jednak dzisiaj i ja nie byłam najlepszym towarzyszem.
Siedziałam wpatrując się w wyświetlacz telefonu z nadzieję, że zaraz
zadzwoni Radek. Nie dzwonił jednak i to przyprawiało mnie o ponowny zawał serca. Po upływie kilku chwil w moim
pokoju zawitała głowa Ryszego, który także potrzebował jakiegokolwiek wsparcia
lub rozmowy. Kuba podobnie jak Misiek byli przekonani, że aż tak bardzo
przyjęłam do siebie tą porażkę w meczu z Rosją. Mieli rację - przejęłam się tym
bardzo. Dodatkowo jeszcze ta cała sytuacja z mamą wprawiła mnie w taki, a nie
inny stan emocjonalny. Kubuś także wyściskał mnie serdecznie obdarzając całusem
i radząc, aby się chociaż chwilkę przespała. Nie mogłam mu powiedzieć całej
prawdy… Żadnemu z nich nie mogłam, bo nie miała
serca obciążać ich jeszcze dzisiaj swoimi problemami. Kilka minut po
wizycie Kuby zeszłam do kuchni, aby zrobić sobie herbatę. Nie wiem skąd
wykrzesałam w sobie siłę na jakikolwiek ruch? Wiedziałam, że nie mogę się
rozkleić całkowicie nawet jeżeli byłoby nie wiadomo jak ciężko i źle. Byłam w
końcu jeszcze w pracy i teraz to zapewnienie dobrego samopoczucia psychicznego
reprezentacji było głównym celem. Zewnętrznie… Wewnątrz moje serce krwawiło,
roztłuczone na miliony malutkich elementów. W kuchni natknęłam się na Marcina,
który także należało do tych osobników, które piją dużo ciepłej herbaty.
Porozmawiałam z nim chwilę na temat późnej pory nocnej. Napiliśmy się wspólnie
herbaty i wróciliśmy na piętro. Zgodnie z własną obietnicą, którą sobie
złożyłam jego także wyściskałam i podziękowałm mu za wszystko. Dostałam od
Marcina całusa w czółko „na dobranoc” i
wróciłam do pokoju. Cały czas miałam przy sobie telefon, a Radek ciągle nie
dzwonił. Postanowiłam wykonać pierwszy krok i wybrałam jego numer. Włączyła się
poczta głosowa… Nagrałam się mu na sekretarkę z nadzieję, że odsłucha i szybko
oddzwoni. Wstałam z łózka i zaczęłam się kręcić bez celu po pokoju. W moje oczy
rzucił się widok nakolanników wystających z torby treningowej. Po chwili
zorientowałam się, że należą one do Rucka, który włożył je do mojej torby na
przechowanie po jednym z treningów. Zapomniałam mu je zwrócić, a on posiada
tyle par, że zapewne nie zauważył braku tej jednej. Nie wiem czemu, ale
postanowiłam to zrobić właśnie teraz. Poszłam pod ich pokój. Światło było
zapalone, a drzwi lekko uchylone. Zapukałam cicho i weszłam do środka. Michał
siedział na łóżku z laptopem na kolanach, a Pawła nie było w pokoju.
- Hej. Gdzie twój współlokator? - zapytałam cicho wchodząc
do środka i spoglądając na puste łóżko Zagumnego.
- Rozmawia z trenerem - odpowiedział Ruciak składając
laptopa i odstawiając go na półkę - A ty co? Też nie możesz zasnąć?
- Jak widzisz… - mruknęłam siadając obok niego - To chyba
twoje prawda? - pomachałam przed nim jego własnością.
- Tak, dzięki za przechowanie - uśmiechnął się lekko
odbierając zgubę.
-Nie ma sprawy, polecam się na przyszłość - odpowiedziałam
także z lekkim uśmiechem.
- Dziękuję ci też, że tu do mnie przyszłaś… Nie chciałbym
siedzieć teraz cały czas sam, a Paweł jest mało rozmowny… W sumie to się mu nie
dziwię, ale… Co teraz nam da, że będziemy się wszyscy zabijali wzrokiem i przestaniemy
się do siebie odzywać? Nic… - spojrzał na mnie.
- Masz rację… Tak przy okazji to ja chciałam podziękować
tobie Michale - spojrzałam w jego tęczówki - Za wszystko to co robiłeś podczas
tego turnieju. Za wszystkie te asy serwisowe i atomowe zagrywki, za każdy
uśmiech którym mnie obdarzałeś i za to duchowe wsparcie płynące z twojej strony
- mówiłam z mocno ściśniętym gardłem, a w moich oczach po raz kolejny tej nocy
pojawiły się łzy. - Dziękuję za wszystko… - szepnęłam spoglądając na niego.
- Lila… - w oczach Michała także zakręciły się łzy - Żegnać
się będziemy dopiero jutro. Ja nie mam siły już dzisiaj na kolejne przykrości -
powiedział łamiącym się głosem i rozłożył szeroko swoje siatkarskie ramiona.
Wtuliłam się w niego mocno, a on głaskał mnie po głowie. Po moich policzkach
ponownie płynęła szeroka struga łez.
- Jutro może nie być okazji, bo lecę trochę wcześniej niż wy
- wyszeptałam odrywając głowę od jego ramienia.
- Jak to? Nie wracasz z nami? Stało się coś? - zapytał
wyraźnie zdziwiony.
- Nie, nic -
skłamałam - Po prostu muszę być wcześniej w domu, bo jest jeszcze parę spraw do
pozałatwiania odnośnie mojego stażu - wymyśliłam na poczekaniu. Michał jednak
połknął haczyk i nie pytał o więcej szczegółów. Pożegnałam się z nim życząc
spokojnej nocy i wyszłam z jego pokoju. Na korytarzu spotkałam spacerującego
tam i z powrotem Piotrka. Nadal miał strasznie przybitą minę, zresztą tak jak
oni wszyscy.
-Właśnie się tak zastanawiałem, gdzie się podziewasz -
spojrzał na mnie - Byłem u ciebie, ale niestety cię nie zastałem - mówił nadal
chłodnym i obojętnym tonem. W jego głosie można było wyczuć tą pieprzoną
bezsilność, która tak bardzo dokuczała nam wszystkim.
- Byłam u Michała oddać mu nakolanniki - odpowiedziałam
podchodząc do niego - Czemu jeszcze nie śpisz?
- Mam spać? - zapytał zdziwiony -
Przecież dopiero jest druga w nocy… - uśmiechnął się lekko kącikiem ust. -
Mógłbym to samo pytanie zadać tobie moje droga…
- Zmieniłam tryb życia na nocny -
mruknęłam mijając go i kierując się do pokoju.
- Lila czekaj - złapał mnie za
rękę gdy przechodziłam obok niego - Czemu jutro nie wracasz razem z nami? -
spytał świdrując mnie swoim spojrzeniem. Nawet nie miałam siły zapytać skąd o
tym wie. Jak do tej pory wiedział tylko trener, bo zaraz po otrzymaniu pierwszego
telefonu do Radka poszłam i powiedział mu jak wygląda sytuacja. Zgodził się bez
problemów. Wiedział też Olek, bo był wtedy u Anastasiego, no i teraz
powiedziałam Paputowi. Chociaż w tej chwili najmniej interesowało mnie źródło
informacji Pita. Jak na jedyną kobietę w sztabie i osobę trzymającą ich
wszystkich krótko na smyczy przystało kazałam mu iść się położyć i chociaż
trochę odpocząć. Miał cholerne opory, dlatego odprowadziłam go do pokoju jak
małego chłopca. Przy okazji podziękowałam także Kosie za wspólną współpracę i
mile spędzony czas. Wyściskałam ich wszystkich i ucałowałam „na dobranoc”.
Wracając do pokoju w ręce ściskałam telefon z nadzieją, że Radek w końcu da znać
co się dzieje z mamą. Najwidoczniej jeszcze się niczego konkretnego nie dowiedział,
albo po prostu nie chciał mnie martwić… Jeżeli to drugie to przy pierwszym
spotkaniu porządnie go za to opieprzę. Już nawet układałam sobie w głowię
niezłą wiązankę w kierunku mojego brata, gdy nagle zadzwonił telefon. Odebrałam
po pierwszym sygnale. Tak, to był Radek… Poinformował mnie, że nadal wie
niewiele. Mama od godziny była na sali operacyjnej, a żaden z lekarzy nie
chciał udzieli mu szczegółowych informacji o jej stanie zdrowia. Dzwonił z
szpitalnego automatu, bo padła mu bateria w telefonie. Ponownie
usiadłam na łóżku tym razem już szlochając i wtulając się w poduszkę. To
wszystko mnie przerastało i nie mogłam sobie z tym poradzić. Tak wiele
przykrych informacji jednego dnia to za dużo na moją mała psychikę. Zwinięta w
kłębek leżałam tak rycząc z dobrą godzinę. Nawet nie wiem kiedy do pokoju
wszedł Krzysiek i usiadł na moim łóżku. Jego obecność poczułam dopiero wtedy,
gdy położył rękę na moim ramieniu. Poskutkowało natychmiast. Usiadłam na łóżku
ocierając łzy spływające kilkoma strużkami już po moim policzku. Krzysiek
patrzył na mnie uważnie, a potem bez słowa mocno objął mnie swoimi ramionami.
- Krzysiu ja… - szlochałam w jego
rękawek od koszulki.
-Ciiiiii - wyszeptał do mojego
ucha - Wiem, rozmawiałem z trenerem.
- Ale ty nie wiesz wszystkiego,
bo…
- Dzwonił Radek? - zapytał
przerywając mi w połowie zdania.
- Chwilę temu - chlipnęłam - Mama
jest na sali operacyjnej… - wtuliłam się w niego mocniej. Siedzieliśmy w
milczeniu z dobre pół godziny. Krzysiek cały czas trzymał mnie w swoich ramionach
i głaskał po plecach starając się choć trochę mnie uspokoić. Nie naciskał
jednak zbytnio, po prostu dał mi się wypłakać.
- Lila… Co się dokładnie stało? -
zapytał cicho po dłuższej chwili milczenia.
- Nie wiem…- odpowiedziałam
odklejając głowę z jego ramienia i ocierając spływające po policzkach łzy.
Krzyś podał mi opakowanie chusteczek, więc zaraz wykorzystałam jedną z nich,
aby wyczyścić nos. Ochłonęłam trochę i mogłam w miarę normalnie z nim
porozmawiać. - Radek powiedział mi tylko tyle, że mama zasłabła i zabrało ja
pogotowie… Potem zadzwonił, że jest operowana- mówiłam łamiącym się głosem.
- Ale… To tak nagle? Chorowała na
coś wcześniej? - zapytał Igła wpatrując się w moje oczy.
- Nie… Przynajmniej nam mówiła,
że nie. Chociaż ostatnio Radek znalazł u niej jakieś wyniki badań ze szpitala z
oddziału onkologicznego… Rozmawialiśmy z nią o tym, ale powiedziała, że to były
zwykłe badania kontrolne i że jest zdrowa… - wbiłam wzrok w podłogę.
- Wiesz… Nie znam zbyt dobrze twojej
mamy, ale to naprawdę wspaniała kobieta i widać jak bardzo was kocha. Ty i
Radek jesteście jej oczkami w głowie i ogromnie się o was troszczy, dlatego nie
sądzę, aby miała powody by was oszukiwać w tak ważnych sprawach - powiedział
Krzysiek przypatrując mi się uważnie - Skoro powiedziała, że jest zdrowa, to
tak zapewne jest Lilka…
- Tak? To dlaczego jest teraz w
szpitalu i ją operują? - powiedziałam lekko podniesionym głosem.
- Może to po prostu jakieś nagłe
problemy… Tak czasami jest. Pamiętam jak moja mama miała wycinany wyrostek,
wtedy też się okropnie o nią bałem… Byłem mały miałem 10 lat. Pojechała do
szpitala, zrobili jej zabieg i wróciła do domu. Do tej pory ma się całkiem
nieźle i wszystko jest w porządku - złapał swoją dłonią moją brodę i uniósł ku
górze zmuszając mnie tym samym do spojrzenia w jego oczy - Z twoją mama też tak
będzie, a jeżeli nawet coś jest nie tak, to po to właśnie trafiła do szpitala,
aby jej pomogli - powiedział wpatrując się w moje tęczówki.
- Mam nadzieję - szepnęłam.
Krzysiek ponownie przyciągnął mnie do siebie i mocno przytulił.
- Gorzej już chyba dzisiaj być
nie może prawda? - zapytał z lekkim uśmiechem, ewidentnie chciał mnie jakoś
rozweselić.
- Chyba nie… - także uśmiechnęłam
się lekko kącikiem ust. Było mi źle! Nie mogłam pogodzić się z tym wszystkim co
dzisiaj się wydarzyło. „Dlaczego nie udało się pokonać Rosji?” , „Dlaczego to właśnie my ,musimy już zakończyć
naszą przygodę w Londynie?” , „ Dlaczego to właśnie ci wspaniali ludzie nie
mogli spełnić swojego marzenia o medalu olimpijskim?” , „ Dlaczego Krzysiek nie
mógł spełnić swojego największego marzenia…?” , „ I wreszcie dlaczego to
właśnie moja mama… Dlaczego?!” - w mojej głowie krążyły tysiące myśli. Obecność
Krzysia spowodowała, że chociaż na chwilę przestałam płakać. Mogłam z nim posiedzieć
i porozmawiać. Po raz kolejny utwierdziłam się w przekonaniu, że jest moim
najlepszym przyjacielem. Parę godzin temu przegrał najważniejszy mecz w swoim
życiu, a teraz potrafi siedzieć tu ze mną i mnie pocieszać, podnosić na duchu…
- Spałaś chociaż trochę? -
zapytał z troską w głosie Krzyś. Pokręciłam tylko przecząco głową…
- A ty? - szepnęłam.
- Też nie - uciął - Ale ty
powinnaś się położyć skoro jutro wracasz wcześniej…
- Jakoś dam radę…- odpowiedziałam
wymijająco. Znów milczeliśmy przez dłuższą chwilę po czym to ja odezwałam się
pierwsza. - Krzysiu tak poza tym to chciałam ci podziękować - spojrzałam na
niego.
- Za co? - spytał lekko zdziwiony
- Za przegrany mecz? - powiedział z ironią.
- Za wszystko… Wiesz?
Przyjeżdżając pierwszy raz do Spały nawet nie sądziłam, że aż tak bardzo
polubię tą pracę. Od zawsze marzyłam, aby współpracować z ludźmi, którzy są dla
mnie wzorem do naśladowania, z których mogę brać przykład i od których mogę się
dużo nauczyć. Cała ta przygoda w sztabie medycznym męskiej reprezentacji
siatkarskiej była dla mnie jak najwspanialszy sen. Każdy dzień spędzony z wami
dostarczał mi wielu emocji, radości i wzruszeń. Każdy wygrany mecz na Lidze
Światowej, każdy kolejny wspólnie odniesiony sukces wynagradzał wszystkie
nieprzespane noce, godziny spędzone w gabinecie fizjoterapeutycznym i wszystkie
chwile poświęcone uzupełnianiu stosów papierów. Każda porażka motywowała
bardziej do działania, wyciągałam z nich wnioski i starałam się jeszcze
bardziej poprawić swoja pracę - spojrzałam na Krzyśka. Siedział i wpatrywał się
w moje oczy słuchając uważnie tego co do niego mówię- Gdy spojrzę na te
wszystkie wydarzenia to dochodzę do wniosku, że jest to jeden z lepszych
okresów mojego życia. A wiesz co w tym wszystkim jest najlepsze? To, że Ty
zawsze przez ten cały czas byłeś blisko mnie… Zawsze mogłam liczyć na twoją
pomoc, wsparcie czy nawet zwykłą rozmowę… Jestem trudnym człowiekiem i wiem, że
cholernie ciężko ze mną wytrzymać, dlatego podziwiam cię, że ciągle dajesz
radę. Mimo kilku sprzeczek i nieporozumień nie odwróciłeś się ode mnie tak jak
to zrobili inni w całkiem niedalekiej przeszłości - w tym momencie do moich
oczu ponownie napłynęły łzy, ale nie pozowliłam im spłynąć po policzkach - I za
to wszystko chciałam ci właśnie podziękować…Za to, że po prostu jesteś Krzysiu
- spojrzałam na niego. Po raz drugi w swoim życiu zobaczyłam w jego oczach łzy.
Patrzył na mnie z lekkim uśmiechem. Widziałam jak drży jego broda, gdy próbował
coś powiedzieć. Milczał chwilę, aż wreszcie odezwał się.
- Dzisiaj po raz kolejny
uświadamiasz mnie w tym, że przyjaźń damsko - męska istnieje- powiedział
łamiącym się głosem - Nigdy w nią nie wierzyłem dopóki nie poznałem ciebie
Lilianno - spojrzał mi w oczy - Taka jest prawda. Równie dobrze mogłabyś teraz
odwrócić się ode mnie, bo przecież dzisiaj jestem wielkim przegranym.
Zaprzepaściłem swoją szansę spełnianie największego marzenia życiowego. O
medalu olimpijskim marzy chyba każdy sportowiec niezależnie od tego w jakiej
dyscyplinie się specjalizuje - zawiesił na chwilę głos przełykając głośno
ślinę. Siedziałam i patrzyłam na niego słuchając co on ma mi teraz do
powiedzenia - Kiedyś, gdy grałem jeszcze w Częstochowie, a Arek dopiero
zaczynał stawiać pierwsze kroki na pierwszoligowych parkietach siatkarskich
obiecaliśmy sobie, że kiedyś razem zdobędziemy taki medal - spojrzał w okno -
Niestety nie było nam to dane… Po Jego stracie długo nie mogłem wybaczyć Bogu
tego co zrobił zabierając Go… Na jego pogrzebie obiecałem mu, że zdobędę dla
niego ten medal - westchnął głęboko, a po jego policzku stoczyła się łza -
Nawet tego nie udało mi się w życiu osiągnąć… Jestem kompletnym nieudacznikiem
i naprawdę ci się dziwie, że jesteś w stanie przyjaźnić się z kimś takim jak
ja… - wraz z jego słowami po moich policzkach także płynęły gorzkie łzy.
- Krzysiek nie mów tak! -
przerwałam jego monolog szlochając - Jesteś wspaniałym i bardzo wartościowym
człowiekiem! Masz kochającą rodzinę, cudowną żonę i najukochańsze dzieciaki pod
Słońcem. Otrzymujesz ogromne wsparcie od rodziców, teściów, kolegów z kadry,
klubu… Od kibiców! Nikt nie uważa cię za wielkiego przegranego. Dla mnie jesteś
zwycięzcą, bo kiedyś na początku swojej drogi wygrałeś walkę o własne marzenia
i grasz w siatkówkę Igła! - po mich policzkach nadal płynęły strugi łez.
Wstałam z łóżka i podeszłam bliżej Krzyśka przytulając go mocno. Nie wstydził
się tego, że płacze. Na ogół był cholernym twardzielem. Owszem nie ukrywał
swoich emocji: smutku, przygnębienia, radości, zadowolenia… ale nigdy nie
płakał… Siedzieliśmy chwilę wtuleni w siebie wzajemnie, aż zadzwonił mi
telefon. Zerwałam się szybko biegnąc do szafki na której leżał. Odebrałam
najszybciej jak mogłam.
- Halo? - powiedziałam niepewnym
głosem.
-…
- Ale co z nią? Już po zabiegu?
-…
- I mówią, że wszystko będzie dobrze?
Rozmawiałeś z nią?
-…
- Dobrze… Będę jutro jak
najszybciej się da Radku. Dziękuję - szepnęłam przez łzy do słuchawki.
-…
- Ja ciebie też braciszku -
chlipnęłam i poczekałam, aż pierwszy się rozłączy.
- I co z mamą? - od razu zapytał
Krzysiek, gdy tylko skończyłam rozmawiać z Radkiem
- Jest już po zabiegu, nadal w
śpiączce, ale lekarze mówią, że powinna się niedługo obudzić. Operowali ją bo
wykryli jakiegoś mięśniaka w brzuchu, wycięli go i mówią, że wszystko będzie
dobrze… Jej stan jest stabilny. - mówiłam przez łzy.
- Mówiłem ci, że wszystko będzie
dobrze? - uśmiechnął się lekko wstając z łóżka, podchodząc do mnie i
przytulając mnie po raz kolejny dzisiejszej nocy. - Przestań już płakać, bo nie
masz po co - mówił głaszcząc mnie po głowie - Sama słyszałaś, że z twoją mamą
wszystko w porządku. Zobaczysz zanim zdążysz do niej jutro pojechać to już na
pewno się obudzi i będziecie mogły
porozmawiać. - mówił spokojnym głosem starając się mnie wyciszyć - A teraz
prześpij się chociaż chwilkę, bo jutro będziesz nieprzytomna.
- To nic -szepnęłam.
- Lila…Obiecaj mi, że jak tylko
stąd wyjdę to zaraz się położysz? - spojrzał mi głęboko w oczy.
- Obiecuję - powiedziałam cicho.
Krzysiek pocałował mnie czule w czoło i szepnął do ucha „ dobranoc” po czym
wyszedł gasząc światło. Spojrzałam na zegarek. Dochodziła czwarta nad ranem…
Zgodnie z obietnicą złożoną Krzyśkowi położyłam się i przykryłam kocem, nawet
nie przebiarając się w pidżamę. Zasnęłam bardzo szybko.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Mam dla Was kolejny rozdział. Miłego czytania życzę.
P.s.
Tak nawiasem mówiąc to nie wspominałam, że ta historia zakończy się jakąś "cukierkową miłością" prawda? No to mówię teraz - nie zakończy się. Ogólnie jej przebieg nie będzie zbyt wesoły... Pozdrawiam :)
Znowu się popłakałam :'(
OdpowiedzUsuńAle mam też inny powód oprócz tego rozdziału :(
Też chciałabym mieć takiego przyjaciela jak Igła...
Cieszę się, że z mamą Lili już jest ok.
Nie rozpisuję się za bardzo, bo muszę się uczyć. SPRAWDZIANIE SZÓSTOKLASISTY GIŃ!!!
Pozdrawiam ;*
"Przyjaciel potrzebny od zaraz" - taka piosenka kiedyś była ;) No tak... Za wesoło to nie jest, ale cóż :)
UsuńO ile się dobrze orientuję to dzisiaj piszecie prawda? Powodzenia w takim razie! :)
Pisaliśmy dzisiaj o 9, a skończyliśmy o 10 :)
UsuńA co tam, że już po: NIE DZIĘKUJE!!! ;D
Wyniki dopiero pod koniec maja, więc się przyda :)
No tak na wyniki się zawsze długo czeka. Pamiętam ten stres :)
Usuńale cholernie smutny rozdział:/ oby z mamą Lilki było wszystko w porządku! Rozmowa z Igłą i uczucia jej towarzyszące niesamowite, widać, że tej dwójce zależy na sobie (oczywiście jak na przyjaciołach:))
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
http://www.niedostepni-dla-siebie.blogspot.com/
Chyba zrodziła się nam tzw. "Przyjaźń do grobowej deski" :) Pozdrawiam :)
UsuńAle smutno mi się zrobiło;( Oj oj oj... Czekam na więcej i w wolnym czasie na poprawe nastroju zapraszam do mnie na http://volleyball-lost-dreams.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńDziękuję, z miłą chęcią :)
UsuńŚwietny rozdział tylko strasznie smutny...:( Oby z jej mamą już było w porządku. Cóż..znam taką sytuację z doświadczenia, więc tym bardziej mam nadzieję, że będzie dobrze.
OdpowiedzUsuńW takich momentach okazuje się, jak ważni są przyjaciele.
Nie liczyłam, że będzie to cukierkowa historia, ale chyba nie zrobisz jakiegoś dużego dramatu nie? No bo zdecydowanie twoi bohaterowie zasługują na happy end. A czytelniczkom skończą się zapasy chusteczek :D
Też znam taką sytuację z doświadczenia i nie gwarantuję, że to się dobrze zakończy. Dużego dramatu? Nie... Chyba raczej nie :) Nie powinno być tak źle z tymi chusteczkami :D
UsuńJeju, jakie to smutno :((( Z każdą linijką obawiałam się jeszcze gorszego, a Ty jeszcze mówisz, że będzie coraz gorzej?:( Nie zgadzam się :P. Lilka nie zasługuje na nic złego. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńDosłownie "coraz gorzej" to może nie, ale " zbyt wesoło" to już prędzej :) Pozdrawiam :)
UsuńDziękuję :)
OdpowiedzUsuńSmutno, bardzo smutno ;_; Cieszę się, że nie będzie to kolejna historia o "cukierkowej miłości". BArdzo fajne opowiadanie :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
A dziękuję bardzo i witam serdecznie na moim blogu :)
UsuńCóż mogę powiedzieć... Rozdział bardzo smutny i przyznam, że zakręciła mi się w oku łezka (i to nie jedna).
OdpowiedzUsuńJa nigdy nie miałam tak, aby płakać przy pisaniu czegokolwiek... Do czasu aż powstawał rozdział 34 i 35...
Usuń