poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Rozdział 42


Wstałam po 8.00, wzięłam szybki prysznic i doprowadziłam się do ludzi. Tak mi się tylko wydawało, bo mimo tony pudru moje oczy były podpuchnięte i sine, a powieki zapadnięte. Zeszłam na dół, gdzie cała reszta towarzystwa przygotowywała śniadanie. Wszyscy panowie ubrani byli już w czarne garnitury, białe koszule i byli pod krawatem. Iwona miała na sobie ciemny, wizytowy komplet składający się ze spódnicy i żakietu, a do tego bluzkę w odcieniach szarości i ciemnego brązu. Ja nie zamierzałam ubierać się w nie wiadomo co. Wciągnęłam na siebie wizytowe czarne spodnie i ciemną bluzkę koszulową, a do tego żakiet. Weszłam do kuchni rzucając ciche „dzień dobry” i zaczęłam przygotowywać kawę. Wyjęłam z suszarki kubek, ale Zbyszek zatrzymał moja rękę i schował go z powrotem. Bez słowa podał mi zaparzoną świeżo kawę w innym kubku:
- Dwie płaskie łyżeczki kawy, dwie łyżeczki cukry, pomieszane w prawą stronę - oznajmił z prawie niezauważalnym uśmiechem.
- Dzięki - powiedziałam cicho i poszłam do salonu. Usiadłam na kanapie obok Bartka. Zjedliśmy w milczeniu i zaczęliśmy się zbierać do kościoła, w którym miała odbyć się najpierw msza żałobna.
- Jedziemy na dwa, czy na trzy samochody? - zapytał Igła.
- Na trzy, będzie więcej miejsca - odpowiedział Radek szukając kluczyków od auta.
- A mogę wiedzieć co ty robisz? - zapytał Zbyszek stając za jego plecami.
- Szukam kluczyków, gdzieś tu powinny być - Radek zawzięcie sprawdzał zawartość szuflady.
- Nie będziesz dzisiaj prowadził, nie ma mowy - powiedział bezwzględnym głosem Bartman - Za kierowcę dzisiaj robię ja, Ignaczak i Kurek.- Zrezygnowany Radek chciał jeszcze zaprotestować, ale widząc minę Zbyszka odpuścił sobie i poszedł do kwiaciarni odebrać wieniec pogrzebowy. Powoli zaczęliśmy się zbierać, ale w ostatniej chwili zadzwonił mój telefon.
-Halo?
-…
- Dziękuję - powiedziałam ze ściśniętym gardłem - Tak msza na 10.30, a pogrzeb na 12.00 w kaplicy cmentarnej.
-…
- Tak, ulica Wyspiańskiego. Dzięki Łukasz… - rozłączyłam się i odłożyłam telefon na półkę.
- Ziomek? - zapytał Igła stając obok mnie.
- Tak… Krzysiu? Oni wszyscy… - zawiesiłam głos, bo poczułam ścisk w gardle.
- Pewnie będą, w każdym razie jeżeli mają takie życzenie oczywiście. My im podaliśmy szczegóły - powiedział zerkając na mnie.
- Dzięki - poklepałam go lekko po ramieniu, wzięłam żakiet w rękę i wyszłam z domu. Ustaliliśmy, że ja jadę ze Zbyszkiem, Radek z Bartkiem, a Ignaczakowie razem. Kilkanaście minut później znaleźliśmy się przed kościołem. Stało tam już kilka osób wśród których rozpoznałam siatkarzy. Od razu rzucali się w oczy ze względu na wzrost. Wszyscy byli w ciemnych garniturach i pod krawatem. Zjawił się także Andrea, Olek i Oskar. Wiedziałam, że to będzie najtrudniejszy moment w moim życiu. Zatrzymaliśmy się na parkingu i wysiedliśmy z samochodu, a Zbyszek chwycił mnie za rękę i wspólnie podeszliśmy do grupki pod kościołem. Ignaczakowie, Radek i Bartek dojachali chwilkę przed nami i stali już wśród siatkarskiego grona, a chłopaki składali kondolencje mojemu bratu. Tego momentu najbardziej się bałam i wolałam go uniknąć. Nienawidzę jak ktoś składa mi wyrazy współczucia, sama także nie lubię tego robić. Gdy tylko podeszliśmy bliżej wpadłam w ramiona Olka, a potem Oskara. Później już nawet nie wiem w jakiej kolejności starali się dodać mi otuchy i jakoś wesprzeć. Msza ciągnęła się niemiłosiernie, a ja wciąż miałam łzy w oczach. Podczas jej trwania moją rękę ściskał Radek. Z kościoła pojechaliśmy prosto na cmentarz. Gdy weszliśmy do kaplicy trumna z ciałem naszaj mamy była już wystawiona. Na naszą prośbę została ona otworzona, a my mieliśmy okazję, aby się pożegnać. Wyglądała jakby sapała, a na jej ustach gościł lekki uśmiech. Oboje z Radkiem wiedzieliśmy, że odeszła szczęśliwa i od teraz będzie nas wspierać z góry. Kiedy wracaliśmy na swoje miejsca zrobiło mi się trochę słabo i wyszłam na zewnątrz. Radek chciał iść za mną, ale Krzyś kiwnął mu ręką, aby został, a sam znalazł się przy mnie błyskawicznie otulacją mnie swoimi ramionami. Gładziła moje włosy i plecy, a ja zanosiłam się płaczem wtulona w niego.
- Już dobrze Liluś, już dobrze - mówił łamiącym się głosem - Wiem, teraz jest źle, ale zobaczysz to minie, to wszystko minie… - przytulił mnie bardziej. Staliśmy tak jeszcze chwilkę na świeżym powietrzu, aż wreszcie wróciliśmy do środka. Zajęłam swoje wcześniejsze miejsce obok Radka, który przez całą uroczystość pogrzebową nie wypuszczał mojej dłoni. Samego momentu na cmentarzu nie pamiętam zbyt dobrze. Stałam wtulona w Radka i płakałam. Nie jestem w stanie odtworzyć kto jeszcze znalazł się obok nas. W drodze powrotnej także jechałam ze Zbyszkiem. Milczeliśmy całą drogę, a gdy tylko wjechaliśmy na nasze podwórko wypadłam z samochodu i pobiegłam na górę do swojego pokoju. Chwilę później bez pukania wszedł Bartek.
- Potrzebujesz czegoś? - zapytał łagodnie siadając na brzegu łóżka, na którym leżałam. Pokręciłam przecząco głową i wtuliłam ją ponownie w poduszkę- Wiesz… Będę się chyba zbierał powoli, na mnie już czas nie chcę wam teraz siedzieć na głowie. Trzymaj się Liluś  - cmoknął mnie w czoło i już skierował się do drzwi, a do mnie dopiero po chwili dotarły jego słowa.
- Bartek - powiedziałam cichym i zachrypniętym głosem wstając z łóżka - Nie chcę żebyś jeschał…
- Tak będzie lepiej…
- Dla kogo lepiej? - zapytałam stając na przeciw niego - Wiem, że wczoraj powiedziałam za dużo…
-Nie chodzi o wczoraj- pokręcił głową - Ogólnie nie powinienem tu przyjeżdżać, macie teraz własne problemy i chcecie pewnie pobyć sami. Masz przy sobie brata, przyjaciół więc nie jestem tu potrzebny…
- A nie przyszło ci do głowy, że też należysz do grona moich najlepszych przyjaciół? - chlipnęłam
- A nie przyszło ci do głowy, że może chciałbym być kimś więcej? - spojrzał na mnie i otarł kciukiem łzę spływającą po moim policzku.
- Bartek, ale to i tak nie ma sensu, ty przecież…
- Ciiii - przerwał mi kładą palec na moich ustach. Potem złapał moją głowę deliktanie w swoje dłonie i przysunął do swojej. Nasze usta dzielił już tylko milimetry, a ja poczułam jego przyspieszony oddech na swojej twarzy. Chwilę później jego usta musnęły lekko moje, ale zaraz oderwał się ode mnie i odsunął lekko głowę przymykając powieki. Ewidentnie stał przygotowany, aż wymierzę mu strzał w policzek za to, co przed chwilę zrobił. Jakież było jego zdziwnienie, gdy chwilę później poczuł na swoich ustach moje. Przywarliśmy do siebie w mocnym uścisku, a jego ręce objęły całe moje ciało i mocno przytuliły. Odwzajemniałam jego pocałunek, nasze języki zawirowały w delitaknym tańcu, a ręce Bartka błądziły po moich plecach. Wreszcie oderwaliśmy się od siebie i spojrzeliśmy sobie w oczy. Kuraś uśmiechnął się lekko i wychodząc z pokoju powiedział tylko: „Połóż się i odpocznij Liluś”. Usiadłam na łóżku i zaczęłam analizować to co stało się przed chwilą. Nie bardzo wyobrażałam sobie życie z Kurkiem, chociaż z drugiej strony bardzo tego pragnęłam. Od początku w głębi duszy czułam, że typowej pary przyjaciół to my nie stworzymy, ale nie pomyślałam o związku z nim… Dzisiajszego dnia zdarzyło się zbyt wiele rzeczy, które mogła ogarnąć moja psychika. Korzystając z rady Bartka rzuciłam się na łożko i przykryłam kocem. Zasnęłam po kilku chwilach.
___________________________________________________________________

Obudziłam się kilka minut po 19.00. Wstałam z łóżka i rozprostowałam obolałe mięśnie. Złapałam ręcznik i pognałam do łazienki. Długi i gorący prysznic przyjemnie podziałał na moje obolałe ciało. Wtarłam w siebie balsam nawilżający i ubrałam się w luźną koszulkę i getry. Zeszłam na dół do salonu skąd dobiegały przyciszone głosy rozmowy.
- O! Jest i nasza śpiąca królewna - powiedział Zibi uśmiechając się do mnie.
- Jestem, jestem - mruknęłam siadając na sofie między nim, a Kurasiem. - Gdzie reszta? - zapytałam rozglądając się po pokoju w poszukiwaniu Radka, Iwony i Krzyśka.
- Twój braciszek robi kolację - wyszczerzył się Kuraś - I jak na prawdziwego mistrza kuchni przystało wypieprzył nas z niej i nie chce naszej pomocy.
- A Iwona i Krzyś? - spojrzałam na siatkarzy.
- Udali się na niezwykle romantyczny, wieczorny spacer brzegiem morza - skrzywił się Bartman. Uśmiechnęłam się tylko i wstałam z sofy udając się do kuchni.
- Cześć starszy - zagadnęłam od progu Radka.
-Cześć młodsza! - uśmiechnął się układając kanapki na talerzu.
- Pomóc ci?
- Nie, już skończyłem, ale dzięki. Albo wiesz co…? Zaparzysz dla wszystkich herbatę?
- Się robi szefie - zasalutowałam uśmiechając się i zabierając do powierzonej mi czynności. Chwilę później w drzwiach rozległ się donośny głos Krzyśka: „ Jesteśmy już”. Po upływie 10 minut każdy z nas siedział w salonie, pił herbatę i pałaszował kanapki oraz sałatkę przygotowane przez Radka. Po kolacji razem z Iwoną zajęłyśmy się zmywaniem naczyń, a panowie oglądali jakąś powtórkę meczu siatkówki w salonie.
- Oni bez tej siatkówki to ani jednego dnia nie mogą wytrzymać - zaśmiała się Iwona układając szklanki na półce.
- Uzależnienie moja droga, uzależnienie - odwzajemniłam jej uśmiech - Iwonka?
- Słucham? - spojrzał na mnie.
- Chciałam ci za wszystko podziękować… Tobie i Krzysiowi.
- Lila daj spokój, nie masz za co dziękować.
- Jak to nie? Jesteście tu z nami, nie mieliście żadnych oporów, żeby wsiąść w samochód i przejechać  całą Polskę, aby z nami po prostu być - w moich oczach zakręciły się łzy. Iwona bez słowa podeszła i mocno mnie przytuliła.
 - Wiem, że teraz będzie trudno, ale najgorsze już za wami. Z dnia na dzień będzie coraz lepiej, zobaczysz - powiedziała lekko się uśmiechając i wciąż mocno mnie przytulając.
- A co to za przytulanki bez najseksowaniejszej części reprezentacji? - zapytał Bartman pojawiąjąc się w kuchni nie wiadomo skąd.
- No właśnie, protestujemy - dołączył do niego Kuraś wraz z Igą, a za nimi wszedł Radek.
- Ja proponuję w takim razie grupowego niedźwiadka - wypalił jak zwykle wspaniałomyślny Igła. Zanim obie z Iwoną zdążyłyśmy zaprotestować panowie otoczyli nas ze wszystkich stron i zaczęli przytulać.
- No dobra starczy tych czułości - jęknęłam uwalniając się z objęć Bartmana, Kurka, Igły i Radka.
- Jak cię Anastasi przytulał w ramach „ ogólnopolskiego dnia przytulania” to nie narzekałaś - zachichotał Igła, ale widząc mój zabójczy wzrok zaraz zrozumiał, że lepiej będzie dla niego jak już nic nie powie.
 - I tak jeszcze dostaniesz tego obiecanego kopniaka - posłałam mu słodki uśmiech, co wywołało chichot u reszty obecnych. Po kolacji Krzyś z Iwoną poszli się spakować, bo planowali wyjechać jutro z samego rana. Zibi też ogarniał swoje rzeczy, bo miał w planach to samo co Ignaczakowie. Kurek spakował się już dawno, teraz siedział na ogrodowej huśtawce i rozmawiał przez telefon. Zaparzyłam dwie herbaty malinowe, wzięłam duży koc i wyszłam na ogród przysiadając się obok niego. Chwilę później skończył rozmowę z mamą po raz setny zapewniając ją, że przyjedzie i spędzi z nimi trochę czasu.
- Lila… Jedź ze mną co? - wypalił z pytaniem, a ja o mały włos nie oblałam się herbatą.
- Żartujesz sobie? - skrzywiłam się na samą myśl.
- Mówię całkiem serio - spojrzałam w jego oczy, miał bardzo poważną minę.
- Daj spokój Bartek, ten czas wolny jaki ci został przed wylotem do Moskwy powinieneś spożytkować na odpoczynek, relaks i spędzenie go z najbliższą rodziną. Rodzice i brat są teraz dla ciebie najważniejsi. Musisz naładować akumulatory przed sezonem ligowym, a gdzie indziej miałbyś to niby zrobić jak nie w domu rodzinnym? - spojrzałam na niego z uśmiechem.
- Zawsze mogę zabrać cię ze sobą, moja mama na pewno się ucieszy.
- Tak i co powiesz rodzicom? ”Przywiozłem sobie koleżankę”? Nie żartuj Bartek, to bez sensu…
- A jak nie koleżankę? Tylko kogoś o wiele bardziej ważnego?
- Nie zaczynaj znów tego tematu, rozmawialiśmy już o tym… I ja nadal czarno to wszystko widzę… Wiesz co sądzę o związkach na odległość?
- Wiem…
- No właśnie, ty wyjeżdżasz do Moskwy, nie zapominaj, że podpisałeś umowę na dwa sezony, a ja mam tutaj studia, pracę, brata…
- Zawsze możesz się przenieść ze mną do Rosji…
- Chyba sam nie słyszysz co mówisz... - wstałam z huśtawki podając mu koc - Nie chcę się znów z tobą kłócić, dlatego idę się położyć. Tobie też radzę, bo jest już późno, dobranoc - mruknęłam wchodząc do domu i kierują się do swojego pokoju. Chwilę później siedziałam już przebrana w koszulkę i rozczesywałam włosy przed położeniem się. Zgasiłam światło, nakryłam się kołdrą po sam nos i odpłynęłam do krainy marzeń sennych.
 
 - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Na samym początku zacznę od przeprosin. Niestety nie miałam czasu na napisanie czegokolwiek, a rozdziały, które miałam naskrobane "do przodu" się skończyły. Powinnam być teraz w szkole, ale niestety choroba nie wybiera ;/ Niezbyt ciekawie zapowiada mi się scenariusz na majówkę, no ale cóż poradzić. Przynajmniej nadrobię zaległości w Waszych blogach i moża naskrobię coś nowego u siebie.
Taki beznadziejny ten rozdział i nie leży mi trochę, no ale cóż poradzić. Chciałyście zobaczyć Lilkę w sezonie ligowym, więc zobaczycie. Powoli zaczyna to przypominać  typowego brazylijskiego tasiemca, a jak dopiszę jeszcze kilka rozdziałów to już w ogóle. Ale sezon ligowy na Wasze życzenie się pojawi! :)
No właśnie mamy ponad 40 rozdziałów, a tu nie było jeszcze żadnego przejawu romantyzmu :D No to macie pocałunek z Kurasiem :P Wiem, wiem droga Fleur wolałabyś, aby był to Ziomek, no ale jakoś mi tu nie pasował :D Mam nadzieję, że się nie zanudziłyście czytając ten rozdział.
Dziękuję Wam za wszystkie komentarze, maile i miłe słowa, to bardzo motywujące :)
Rewolucję transferową uważam za rozpoczętą! ;) Ciekawa jestem jak ostatecznie będą się prezentowały składy drużyn PlusLigi na kolejny sezon.
Jakie macie plany na majówkę? Pozdrawiam Was serdecznie ;*

sobota, 20 kwietnia 2013

Rozdział 41


Przez kolejne dwa dni załatwialiśmy formalności związane z pogrzebem. Ciągle byli przy nas Ignaczakowie, którzy bez zbędnego nakłaniana zostali, aby nam z tym wszystkim pomóc. Radek trzymał się dzielnie i starał się pokazać mi, że jest silny. Wiedziałam, że robi to wszystko dla mnie i byłam mu za to bardzo wdzięczna. Bartek także został z nami i wspierał nas jak tylko mógł. Może nie okazywałam tego zbytnio, ale ogromnie się cieszyłam, że jest teraz przy mnie. Miałam wrażenie, że nie muszę mu tego mówić, że on to czuje. Siedzieliśmy w salonie na dzień przed pogrzebem, gdy zadzwonił mój telefon. Podbiegłam do półki, na której leżał i spojrzałam na wyświetlacz „Zibi”. On także wiedział co się stało… Wszyscy wiedzieli, bo Bartek z Krzyśkiem ich powiadomili o dacie i godzinie pogrzebu. Odebrałam po dwóch sygnałach
- Halo?
-…
- Dziękuję - powiedziałam cicho, gdy składał mi kondolencje.
-…
-Czekaj, czekaj to gdzie ty teraz jesteś?
-…
-No to ja cię zaraz widzę na Osiedlu Słonecznym pod dużym, niebieskim domem o numerze 16.
-…
-Bartman nie wkurzaj mnie! -syknęłam do słuchawki - Nie będziesz się włóczył po żadnych hotelach! Masz przyjechać i nie pierdziel mi tutaj, że w takich chwilach to pewnie spędzam czas z rodziną. Bo moja jakże ogromna rodzina - tu wywróciłam oczami - ogranicza się do mojego brata i moich przyjaciół. A ty do nich należysz, więc bez gadania widzę cię tu za chwilę bo jak nie…
-…
- No właśnie! To czekam. - rozłączyłam się odkładając telefon na półkę. - Zbyszek zaraz powinien przyjechać - poinformowałam wszystkich siedzących w salonie.
- Muszę wam powiedzieć, że strasznie się tym wszystkim przejął - zwrócił się do mnie i do Radka Krzyś - Mimo, że nie znał waszej mamy, ale zna was.
- No ja miałem okazję poznać go wtedy na lotnisku - przypomniał sobie Radek - Wydaje się, że równy gość z niego.
- Fakt, Zbyszek jest naprawdę w porządku.- stwierdził Bartek kiwając głową.
- Niemożliwe Kurek… Powtórz to, bo nie wierzę, że padło to z twoich ust - wbiłam w niego swoje lekko zdziwione spojrzenie.
- Oni tak naprawdę się bardzo lubią, a te wszystkie sprzeczki i złośliwości były po to, aby zaimponować tobie - powiedział Igła. Iwona, Radek i ja zachichotaliśmy widząc Bartka. Jego policzki stały się momentalnie czerwone, ale nie odezwał się słowem. W tym czasie na podwórko wjechał samochód Zbyszka. Stwierdziłam, że wyjdę po niego, a Kuraś wyskoczył do kuchni nastawić wodę na coś do picia. Wyszłam przed dom w momencie gdy Zbyszek wyciągał z bagażnika swoją mini torbę podróżną.
- Lila… Ja serio nie powinienem zwalać się wam teraz na głowę… Mogłem sobie wynająć jakiś pokój w hotelu na te dwie noce i tyle, bo przecież…- nie dałam mu dokończyć wieszając mu się na szyję i wtulając w niego.
- Zibi - szepnęłam - Cieszę się, że jesteś… Bardzo się cieszę - przytuliłam go jeszcze mocniej.
- Liluś przyjmij raz jeszcze moje wyrazy współczucia - złapał mój podbródek i skierował ku górze. W moich oczach ponownie pojawiły się łzy. - Pamiętaj słoneczko, że nie jesteś sama. Zawsze możesz liczyć na moją pomoc. Jestem do twojej dyspozycji… - ponownie wtuliłam się w niego, a on zamknął mnie szczelnie w swoich siatkarskich ramionach. To już drugi facet, który na przestrzeni ostatnich dwóch dni mówi mi, że jest do mojej dyspozycji… W sumie to trzeci, bo Bartek też to powiedział. Zrobiło mi się cholernie miło. Miałam świadomość, że w tej trudnej chwili nie jestem sama. Mam wokół siebie przyjaciół. Złapałam Zbyszka za rękę i weszliśmy do domu. Najpierw zaprowadziła go do pokoju, w którym będzie spał, ale potem weszliśmy razem do salonu:
-Mojego brata znasz, a reszty ci chyba nie muszę przedstawiać - uśmiechnęłam się lekko spoglądając na atakującego. Zbyszek podszedł najpierw do Radka, uścisnął jego dłoń i złożył mu kondolencje. Potem cmoknął w policzek Iwonę na przywitanie oraz uścisnął dłonie Bartka i Krzyśka. Kurek zrobił mu herbatę i siedzieliśmy w salonie do wieczora rozmawiając. Wieczorem po kolacji Radek sprzątał w kuchni, Bartek poszedł do „swojego” pokoju porozmawiać przez telefon z rodzicami i bratem, a państwo Ignaczak siedzieli w salonie oglądając jakiś film. Ja zrobiłam dwa kubki gorącej czekolady, wzięłam ciepły koc i wymknęłam się wyjściem na taras do naszego ogrodu. Na ogrodowej huśtawce siedział Zbyszek. Bez słowa usiadłam obok niego podając mu kubek czekolady. Wieczory bywały chłodne, dlatego narzuciłam nas oboje kocem i podobnie jak on w ciszy obserwowałam gwiazdozbiory. Trzeba przyznać, że tej nocy niebo było pięknie rozgwieżdżone.
- Musi ci być cholernie ciężko… - zaczął niepewnie rozmowę Zibi.
- A tobie nie? - wbiłam w niego swój wzrok.
- Mi? To ty jutro masz pogrzeb mamy… - powiedział cicho.
- Myślisz, że nie wiem, że pokłóciłeś się z Miśkiem i Moniką, że Aśka wywaliła cię z mieszkania podobnie jak ojciec… - spojrzałam na niego ze współczuciem.
- Moje problemy w porównaniu z twoimi to pikuś - mruknął upijając łyk gorącej czekolady.
- Zbyszek… - złapałam jego dłoń leżącą między nami na huśtawce - Słyszałam, że mieszkasz teraz w Rzeszowie tak?
- Tak, wynająłem mieszkanie. Ze względu na zmianę klubu chyba już tam zostanę - uśmiechnął się lekko i pogładził kciukiem  moją rękę.
-Dlaczego nic mi nie powiedziałeś? - zapytałam cicho patrząc mu w oczy.
- Myślisz, że nie próbowałem? Tylko później zadzwonił Igła i powiedział co stało się z twoją mamą… Nie chciałem obarczać cię moimi sprawami i problemami, masz zbyt dużo swoich Lila - powiedział wpatrując się w moje oczy.
- Zbyszek?
- Hmmm ?
- Masz jakieś plany na urlop?
- Nie, teraz już nie …-odpowiedział wbijając wzrok w ziemię.
- To zostań u nas do końca wolnego co?
- Nie będę wam siedział na głowie, daj spokój w ogóle nie powinienem tu przyjeżdżać. Po pogrzebie wracam do Rzeszowa.
- To ty daj spokój! Nie wyobrażam sobie, żebyś przez tyle czasu siedział sam w obcym mieście.
- Dam sobie radę, zawsze daję - odpowiedział lekko się uśmiechając - Mimo wszystko bardzo ci dziękuję - siedzieliśmy chwilę w milczeniu. Oparłam swoją głowę na ramieniu Zbyszka i oboje obserwowaliśmy gwiazdy. Przypomniało mi się jak szukałam Małego Wozu z Winiarskim i uśmiechnęłam się sama do siebie. Nie docierało do mnie jeszcze w pełni, że to koniec sezonu reprezentacyjnego i koniec pracy z kadrą. Po chwili ciszy odezwałam się do Bartmana:
-Zbysiu, ale pogodzisz się z Miśkiem i Asią prawda? - spojrzałam na niego ukradkiem.
- Gdyby to było takie proste… Spieprzyłem zbyt wiele rzeczy, zawiodłem ich zaufanie i nie sądzę, aby chcieli mieć ze mną jeszcze coś wspólnego - wbił wzrok w ziemię.
- Nie Zbyszek…Ale przecież ty tego nie zrobiłeś - spojrzałam na jego smutną twarz- Ty nie zdradziłeś Aśki! Ja to wiem… Wy byliście zbyt szczęśliwi i nadal tak będzie. Nie mogłeś tego zrobić bo za bardzo ją kochasz. - Bartman bez słowa objął mnie ramieniem i przyciągnął do siebie mocno przytulając.
- Ty tak uważasz, ale nie Aśka i Michał… Wypiłem wtedy za dużo przyznaję się, ale nie przespałem się z tamtą dziewczyną do cholery! - powiedział znacznie podniesionym głosem zaciskając ręce na oparciu huśtawki.
- Ja ci wierzę - położyłam rękę na jego głowie i przejechałam dłonią po nienagannie ułożonych włosach - Teraz musisz zrobić wszystko, aby uwierzyła ci też Asia… - chciałam powiedzieć coś jeszcze, ale z domu wyszedł Kuraś
- Nie za zimno wam na tej huśtaweczce? - zapytał z ironią w głosie.
- Nie Bartuś, dzięki, że tak się o nas troszczysz - odpowiedział z uśmiechem Zibi. Bartek zniknął z powrotem w dzwiach domu, a Bartman zwrócił się do mnie - No idź już do niego, bo przecież jest cholernie zazdrosny - powiedział z uśmiechem.
- Bartek? Nie…
- Jak to nie? Oj Lilka… Wszyscy widzimy jak on na ciebie patrzy. Niezmiennie od początku waszej znajomości… Jego obecności tutaj także nie uważam za przypadkową.
- Kurwa Bartman ja nie mam pojęcia co ty bierzesz, ale zmień dilera dobrze ci radzę, bo to gówno ci już na mózg padło! - powiedziałam podniesionym głosem wstając z huśtawki.
- Lila nie złość się ja tylko…
- Wy jednak wszyscy jesteście popierdoleni! Próbujecie mnie na siłę wyswatać z Kurkiem, a nie przyszło wam do głowy, że ja wcale nie chcę mieć faceta? Jest mi dobrze, tak jak jest teraz - rzuciłam wbiegając już do domu. W drzwiach minęłam się z Bartkiem, który najwyraźniej słyszał całą naszą rozmowę, ale teraz miałam to serdecznie gdzieś. - Idę spać, dobranoc wszystkim - krzyknęłam przebiegając przez salon i wbiegłam na górę. Dopiero gdy zamknęłam drzwi od pokoju poczułam jak po moim policzku płyną łzy. Nie miałam siły na nic. Rzuciłam się na łóżko i przepłakałam kolejną noc.
 - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
To może ja zacznę od najważniejszego: RESOVIO JESTEŚ WSPANIAŁA!!! Ja wiedziałam, że moja ukochana drużyna obroni tytuł Mistrza Polski! Wiedziałam! Współczuję moim sąsiadom, którzy musieli słuchać moich wrzasków radości, śpiewów klubowych i w ogóle :D Cieszę się ogromnie!
Po drugie to rozdział nie należy do najweselszych, ale jesteśmy obecnie w dość smutnym temacie, który musimy zakończyć, także nie krzyczcie proszę ;)
Po trzecie to kolejny tydzień zapowiada się okropnie i następny rozdział pojawi się prawdopodobnie dopiero w weekend. Obiecuję poprawę wraz z nastaniem weekendu majowego :D Z góry przepraszam także za zaległości w Waszych blogach, które pewnie będę miała przez ten tydzień. Obiecuję wszystko nadrobić w wolnej chwili.
Jestem w tak wspaniałym humorze, że perspektywa nauki do sprawdzianu z rozszerzonej historii nie jest mi straszna :P Zostawiam Was zatem z tym 41, trochę krótszym rozdziałem i spadam na randkę z Kazimierzem Pułaskim, Jerzym Waszyngtonem, Augustem III Wettinem, Poniatowskim i resztą tej pokręconej bandy ;D
Oczywiście ogromne gratulacje i ukłony w stronę drużyny z Kędzierzyna, która nie poddała się bez walki. Ogólnie cały ten sezon był dla kibiców jedną wielką niespodzianką, działo się bardzo dużo pozytywnych i czasami trochę mniej pozytywnych sytuacji. Jednego nie zabrakło przez cały ten czas: emocji, "siatkarskiego teatru" i walki do końca. A więc ( tak wiem, nie zaczyna się zdania od "a więc") serdecznie gratulkacje dla wszystkich drużyn PlusLigi. Teraz czekamy na sezon reprezentacyjny! :D
Buziaki ;*Wasza L.

 

 

poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Rozdział 40


Obudziłam się kilka minut po 9.00. Mimo tego, że zasnęłam dopiero po 5.00 nad ranem nie miałam problemu z powrotem do szarej rzeczywistości. Przepłakałam całą noc, a wczoraj wieczorem wyrzuciłam z pokoju Kurka, który przylazł mnie pocieszać. Wstałam na chwiejących się nogach i zabierając ze sobą ręcznik poszłam do łazienki. Na szczęście znajdowała się ona zaraz przy moim pokoju. Na dole usłyszałam znajome mi głosy, ale w pierwszej chwili miałam problem z ustaleniem do kogo one należą. Słyszałam cichy i drżący głos Radka, głęboki i spokojny głos Kurka oraz jeszcze dwa inne. Jeden należał do kobiety. Był cichy, ciepły i przemawiało przez niego ogromne współczucie. Rozmawiała z moim bratem starając się podnieść go na duchu. Czwarty głos rozbrzmiewający na dole należał do mężczyzny. Byłam pewna, że znam go bardzo dobrze, ale w tej chwili nie mogłam sobie skojarzyć osoby, do której mógłby on należeć. Weszłam po cichu do łazienki i spojrzałam w lustro. Momentalnie zrobiłam dwa kroki w tył… Moje oczy były całe czerwone i podpuchnięte. Ogromne sińce i zapadnięte powieki także nie prezentowały się najlepiej, a na dodatek popękało mi kilka żyłek. Wyglądałam jak istne dziecko wojny. Ochlapałam twarz w zimnej wodzie i odkręciłam kurek pod prysznicem. Zrzucając z siebie koszulkę weszłam do kabiny prysznicowej i zasunęłam za sobą szklane drzwi. Włączyłam chłodną wodę, która przyjemnie drażniła moje ciało. Nie miałam ochoty na gorące kąpiele, potrzebowała lekkiego orzeźwienia i doprowadzenia się do stanu używalności. Mnie i Radka czekała za kilka godzin wizyta w zakładzie pogrzebowych. Musieliśmy załatwić naszej mamie godny pogrzeb. Nie wiedziałam czy wytrzymam to wszystko psychicznie, ale nie mogłam zostawić Radka samego w takiej chwili. Po wyjściu z kabiny prysznicowej wtarłam w swoje ciało regenerujący balsam, szybkim ruchem wciągnęłam na siebie bieliznę i rurki, które chwyciłam z krzesła wychodząc z pokoju. W samych spodniach i biustonoszu przemknęłam po cichu do pokoju, aby znaleźć jakąś bluzkę. Wciągnęłam na siebie szarą koszulkę, która jako pierwsza wypadła z mojej szafy po jej otworzeniu. Raz jeszcze zerknęłam w lusterko, które znajdowało się w moim pokoju i doskonale wiedziałam, że jak pokażę się w takim stanie ludziom w tej pieprzonej pogrzebówce to są jeszcze gotowi pomyśleć, że przyszłam załatwić pogrzeb dla siebie. Zaścieliłam szybko łóżko i ponownie weszłam do łazienki. Zapaliłam światło znajdujące się przy lustrze i wyjęłam z szafki swój podkład matujący. Starałam się choć trochę ukryć oznaki nieprzespanej i przepłakanej nocy, ale na zbyt wiele się to nie zdało. Na powieki nałożyłam lekki cień o cielistym kolorze, prawie niezauważalny. Z tuszu, kredek i innych badziewi tego typu zrezygnowałam na wstępnie, bo wiedziała, że gdy tylko przekroczę prób tej instytucji to spłyną one po moich policzkach razem z hektolitrami łez. Wyszłam z łazienki wyłączając światło i zatrzymałam się przy schodach prowadzących wprost do salonu. Dopiero teraz rozpoznałam głosy naszych gości. Przyjechał Krzyś razem z Iwoną. Nie słyszałam dzieciaków i zastanawiałam się co z nimi zrobili. I skąd w ogóle tak szybko się dowiedzieli? Przecież nie dzwoniłam do niego…Radek też raczej nie… Bartek?
- Pewnie jeszcze śpi. I dobrze, lekarz kazał jej odpocząć - słyszałam kawałek rozmowy między Bartkiem, a Iwoną. Powoli zeszłam na chwiejących się ze zmęczenia i wyczerpania nogach na dół, a gdy tylko zaskrzypiał przedostatnio drewniany schodek wszyscy obecni skierowali na mnie swoje oczy.
- Lila- szepnęła Iwona podbiegając do mnie i chwytając mnie w swoje objęcia- Tak mi przykro - mówiła przez łzy tuląc mnie do siebie.
- Iwonka co wy tu robicie? - spytałam na chwilę odklejając się od niej i spoglądając w jej oczy - Skąd wiedzieliście że…?
- Bartek do nas zadzwonił, ale chyba nie masz mu tego za złe co? - zapytał przygnębiony Krzysiek podchodząc do mnie. W jego wesołym zawsze głosie nie było słychać teraz radości tylko współczucie i przygnębienie. Gdy tylko Iwona wypuściła mnie ze swoich objęć Krzysiek zamknął mnie szczelnie w swoich ramionach. Wtuliłam się w niego mocno, bardzo mocno, a po moich policzkach znów ciekły łzy.
- Dziękuję, że jesteście - wyszeptałam mu do ucha.
- Daj spokój, jak w takiej chwili moglibyśmy was zostawić samych - powiedział bardziej stwierdzająco niż pytająco i przytulił mnie jeszcze mocniej. Staliśmy tak chwilę, aż wreszcie Radek przerwał panującą ciszę.
- Lila zjedz coś… - odkleiłam się od Krzysia i poczłapałam grzecznie do kuchni, a wszyscy obecni poszli za mną.
- Nie jestem głodna - mruknęłam otwierając i za chwilę zamykając lodówkę.
- Lilka - powiedział stanowczo Bartek - Nie zachowuj się jak dziecko, przez wzięciem lekarstw musisz coś zjeść.
- Ja nic nie muszę - syknęłam przez zaciśnięte zęby wybijając w niego swój zmęczony wzrok - I kto ci w ogóle powiedział, że zamierzam brać jakieś lekarstwa…
- Nie jakieś tylko te, które przepisał ci wczoraj lekarz - Kurek nie dawał za wygraną - Masz strasznie osłabiony organizm i musisz je brać, bo inaczej może się to źle skończyć - wycedził.
- I bardzo dobrze!- krzyknęłam- W dupie mam takie życie! Moi bliscy mnie opuszczają i to jeszcze z mojej winy! - wrzeszczałam na cały dom, a po moich policzkach płynęły łzy.
- Lilka do cholerny nie możesz się obwiniać za to że… - powiedział podniesionym i stanowczym głosem Radek.
- Mogę i będę! - wrzasnęłam ponownie zalewając się łzami - Gdybym wtedy została dłużej w tym pieprzonym szpitalu to mogłabym się chociaż nią pożegnać! - wybuchnęłam już do końca.
- Lila - powiedział łagodnie Krzysiek robiąc krok w moją stronę.
- Zostaw mnie! Wszyscy mnie zostawcie w spokoju!- wrzasnęłam jeszcze wybiegając z kuchni. W kilka sekund znalazłam się w swoim pokoju. Ponownie rzuciłam się na łóżko i zalałam łzami. Leżałam tak chwilę sama, aż ktoś zapukał do drzwi. Wiedziałam, że to Krzysiek, bo ok zawsze puka w specyficzny sposób. Wiedziałam, że nie powinnam tak na nich wszystkich krzyczeć, bo każde z nich chce dla mnie jak najlepiej, a to darcie się na nich i  tak życia mojej mamie nie wrócą. Nie czekając na moje „proszę” wszedł do środka i usiadł na moim łóżku kładąc rękę na ramieniu. Usiadłam momentalnie i wtuliłam się w niego. Znów siedział tak ze mną dość długą chwilę. Uspokoiłam się wreszcie na tyle, aby z nim porozmawiać:
- Krzysiu - spojrzałam w tęczówki swoimi zapłakanym oczami - Dobrze, że jesteś…Dziękuję…
- Liluś przecież wiesz, że jestem zawsze do twojej dyspozycji… Wiesz? Nie powinnaś się obwiniać za to wszystko co się stało… Radek mówił, że wasza mama była chora, a nowotwór to choroba nieuleczalna… Prędzej czy później i tak…
- Wiem Krzysiu… Ale tak trudno jest mi się z tym pogodzić… Może gdybyśmy wiedzieli wcześniej, to moglibyśmy się na to wszystko jakoś psychicznie przygotować? Ale mama zabroniła mówić cokolwiek lekarzom… Zapewniali nasz, że wszystko jest w porządku, że to co jej wycinali to zwykły mięśniak - po moim policzku znów popłynęły łzy - Przed tym wszystkim byłam u niej w szpitalu… Wróciliśmy z Bartkiem do domu i później ten telefon - zawiesiłam głos szlochając. Igła ponownie przyciągnął mnie do siebie i mocno przytulił.
- Z jednej strony nie chciała was martwić, a z drugiej zapewne chciała, abyście spędzili ten czas jaki jej został normalnie…
- Co rozumiesz przez słowo normalnie? - zapytałam odrywając głowę od jego ramienia.
- Wiedziała, że nie ma już ratunku i chciała zapewne, abyście dalej byli normalną rodziną, a nie ludźmi, którzy się z nią żegnają, albo na siłę szukają lekarzy, którzy i tak nic już nie mogli zrobić…- westchnął gładząc moje włosy - Wiem, że teraz to wszystko wydaje ci się bezsensowne i jest cholernie trudne, ale dla was życie się nie kończy Lila… Masz brata, który bardzo cię kocha. Przyjaciół, którzy nigdy cię nie zostawią. Ja, Iwona, Zbyszek zawsze przy was będziemy rozumiesz? Zawsze! - złapał mój podbródek w swoje dłonie i skierował tak, że musiałam spojrzeć mu w oczy - Masz Bartka, który jest w stanie zrobić dla ciebie wszystko i strasznie się o ciebie martwi…
- Tak wspominając już o  Bartku... - powiedziałam siląc się na lekki uśmiech, który raczej nie przypominał uśmiech, a kolejny grymas bólu - To miałam ci nakopać do tyłka przy najbliższym spotkaniu, ale teraz nie mam siły - westchnęłam, a Krzysiek uśmiechnął się przytulając mnie ponownie.
- Ja mu tylko niechcąco podałem twój adres, a cała reszta to jego prywatna inicjatywa - powiedział usprawiedliwiając się.
- Tak myślałam… - spojrzałam na niego i złapałam go za rękę - To co idziemy do nich na dół?
- A chcesz?
- Wypadałoby - mruknęłam wstając z łóżka i ocierając oczy. Zeszliśmy na dół trzymając się za ręce.
- Patrzcie kogo wam przyprowadziłem - powiedział nieco pogodniejszym głosem Krzysiek podnosząc moją rękę do góry.
- Nie pobiła cię? - zapytał Bartek próbujący rozładować napiętą atmosferę.
- Biję tylko tych, którzy na to zasłużą - mruknęłam w jego kierunku.
- Lila? - zapytał patrząc mi w oczy.
- Co? - mruknęłam zerkając w jego kierunku.
- Ale nie będziesz już na mnie krzyczeć? - jego mina spowodowała, że na mojej twarzy na chwilę zagościł szczery uśmiech.
- Nie Bartuś, nie będę - powiedziałam podchodząc do niego i mocno go przytulając - Przepraszam - szepnęłam mu do ucha i ucałowałam jego policzek. Chwilę później Radek wraz z Iwoną przynieśli do salonu śniadanie i wszyscy zajęliśmy się jedzeniem.
- Iwonka? - spojrzałam na żonę Krzyśka siedzącą naprzeciw mnie.
- Słucham kochana?
- Gdzie macie dzieciaki? Tak jakoś cicho i pusto tu… - mruknęłam
- Siedzą zamknięte w bagażniku -  próbował żartować Igła. Jemu zawsze wszystkie żarty wychodzą i nawet w takiej chwili każdy z nas cicho się zaśmiał. Dobrze, że Krzysiek przyjechał, przynajmniej potrafi rozładować i tak już mocno napięta atmosferę.
- A tak poważnie są u rodziców Krzyśka na 2-tygodniowych wakacjach.
- No to dziadkom się nie będzie nudziło - zauważył trafnie Radek popijając kawę. - Lilka ty wiesz, że zanim pojedziemy cokolwiek załatwiać musimy zobaczyć co jest na tej płycie?
- Jakiej płycie? - spojrzałam na niego zdziwiona.
- Tej, którą wczoraj w szpitalu odstaliśmy od lekarza…
- Aaaa tak. Chyba będziemy musieli - dokończyłam swoją kanapkę i zniknęłam z talerzem w kuchni. Iwona, Bartek i Krzysiek zaoferowali, że posprzątają po śniadaniu, a mi i Radkowi kazali na spokojnie obejrzeć materiał znajdujący się na płycie. Radek włączył płytę w  odtwarzaczu DVD  stojącym w salonie, a gdy tylko na ekranie telewizora pokazała się uśmiechnięta twarz naszej mamy zatrzymał nagranie i spojrzał na moją rękę kurczowo ściskającą jego nadgarstek.
- Jesteś pewna, że chcesz to oglądać? - zapytał patrząc na mnie uważnie - Dasz radę?
- Chyba tak… - mruknęłam, a Radek wyłączył pauzę. W głośnikach od kina domowego rozbrzmiewał wesoły głos naszej mamy: „ Witajcie kochanie! Na początku chciałam wam powiedzieć, że bardzo, ale bardzo was kocham. Jeżeli to oglądacie mnie zapewne nie ma już wśród was ciałem, ale jestem duchem. Jestem i zawsze będę…” - moja ręką zacisnęła się na ręce Radka tak mocno, że czułam jak przestaje dopływać mu do niej krew, a nasza mama kontynuowała swój monolog „ Nie chciałam wam mówić nic o mojej chorobie. Lekarzom także zabroniłam udzielać jakichkolwiek informacji, bo nie chciałam, abyście się martwili. Pragnęłam spędzić ten czas z wami jak matka z dziećmi, a nie jak matma z dziećmi, które zabraniają jej wszystkiego w obawie o jej życie. A tak przynajmniej spędziliśmy te moje ostatnie chwili na dobrej zabawie, a co jest dla mnie najważniejsze spędziliśmy je wspólnie.” - wpatrywałam się w ekran telewizora z wizerunkiem mojej mamy. Po jej policzkach ciekły takie same łzy jakie teraz zalewały twarz moją i Radka. ”Dziękuję wam kochani za wszystko co dla mnie zrobiliście, za to że mogłam w szczęściu wraz z wami dożyć swoich dni… - przerwała na chwilę ocierając łzy spływające po policzkach- Mam nadzieję, że wybaczycie mi to, że nie powiedziałam wam prawdy, ale nie potrafiłam… Sama nie mogłam pogodzić się z myślę, że kiedyś mnie zabraknie i zostaniecie sami na tym świecie. Chciałabym, abyście oboje znaleźli sobie partnerów i byli z nimi szczęśliwi tak jak ja byłam szczęśliwa z waszym ojcem - ostatnie słowa wypowiedziała prawie szeptem- Siedzę teraz sama w domu i nagrywam to ostatnie słowo do was. Dziś rano odebrałam wyniki badan i wiem, że ratunku już nie ma. Ty Liluś pewnie teraz dzielnie walczysz z kondycją zdrowotną naszych siatkarzy w Londynie, albo przygotowujecie się do kolejnego jakże ważnego dla was meczu. Ty Radku jesteś w pracy i pracujesz nad jakimś ważnym projektem, który mam nadzieję uda ci się zrealizować” - mimowolnie spojrzałam na Radka. Siedział z kamienną twarzą wpatrzony w ekran telewizora, a po jego policzkach płynęły słone krople.” Wiem, że dacie sobie radę, i że będziecie się wzajemnie wspierać. Macie wielu przyjaciół i bliskich wam osób, które zapewne pomogą wam przetrwać trudne chwile - westchnęła i uśmiechnęła się przez łzy - Znam was bardzo dobrze i wiem, że pewnie teraz zalewacie się łzami podobnie jak ja” - w tym momencie na twarz moją i Radka wkradł się lekki uśmiech. „ Ale nie płaczcie, żal minie i mam nadzieję, że pozostaną wam same dobre wspomnienia. Trzymajcie się mocno i wspierajcie, bo rodzina to najważniejsza rzecz na świecie. Kocham Was bardzo i zawsze będę kochać…” - nagranie skończyło się, a w telewizorze pojawił się czarny ekran. Wstałam momentalnie z sofy i chciałam wybiec jak najdalej stąd, ale przede mną wyrosła klatka piersiowa Bartka. Nie miałam siły na przepychanki więc dałam mu się dobrowolnie zamknąć w silnych, siatkarskich ramionach. Drzwi do kuchni były otwarte więc obecni tam Ignaczakowie słyszeli wszystko. Kątem oka widziałam jak szlochająca Iwona wtula się w tors swojego męża, który także ma grobową minę. Radek siedział chwilę w milczeniu, aż wreszcie wstał z sofy i oznajmił wszystkim obecnym cichym głosem:
- Wiemy już wszystko… Teraz na poważnie trzeba się zająć tym pogrzebem…
 
 - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Nie udusicie mnie prawda? Wiem, że znów nie jest wesoło, ale obiecuję, że później będzie lepiej. Pozdrawiam Was ;*
 

piątek, 12 kwietnia 2013

Rozdział 39


Gdy rano otworzyłam oczy znajdowałam się w swoim pokoju. Nie miałam pojęcia jak się tu znalazłam, o której przyszedł Radek i czy w ogóle przyszedł, no i co z Bartkiem? Został na noc czy się ewakuował?  Zwlekłam się z łóżka i spojrzałam przez okno. Na dworze było jeszcze ciemno. Zerknęłam na zegarek stojący na biurku. Wskazywał 5.20 rano. Poczłapałam pod prysznic, szybko się ubrałam, związałam włosy w koka i zeszłam na dół. Przechodząc obok salonu zajrzałam do środka. Na kanapie spał Kuraś, a w kuchni świeciło się światło.
- Cześć Radek - przywitałam się wchodząc do pomieszczenia.
- Hej - powiedział zaspanym głosem - Jak tam? Wyspałaś się trochę?
- Trochę - mruknęłam nastawiając wodę na kawę - O której wróciłeś?
- Byłem parę minut po północy. Jak zwykle nie pozwolili mi wejść do mamy- westchnął.
- Jak ona się czuje? - spojrzałam na niego włączając przycisk w czajniku elektrycznym.
- Bez zmian - mruknął wbijając kolejne jajko na patelnię.
- Jajecznica? - zapytałam z lekkim uśmiechem.
- Czymś musimy poczęstować naszego gościa - powiedział zadowolony z siebie - Swoją drogą to dziękuję ci i składam gratulacje, że nie wywaliłaś go wczoraj za drzwi i pozwoliłaś zostać na noc.
- Na jedną noc... - podkreśliłam stanowczo.
- Lilka daj już spokój. Ty naprawdę tego nie widzisz?
- Niby czego? - zapytałam wywracając oczami.
- Że facetowi ewidentnie na tobie zależy!
- Taaa jasne - parsknęłam śmiechem.
- Nie w ogóle wiesz? Ma tylko takie hobby, aby pomagać pięknym kobietom w potrzebie - tym razem to Radek parsknął śmiechem -  Myślisz, że przejechał pół Polski po ledwo co zakończonym sezonie reprezentacyjnym tylko po to, aby posiedzieć sobie z tobą w szpitalu przy łóżku naszej mamy? Lilka ogarnij się w końcu i to doceń co?
- A ty nie masz swoich spraw przypadkiem? - spiorunowałam go spojrzeniem.
-Próbuję ci tylko wytłumaczyć, że na jednym głupim Andrzeju świat się nie kończy. Na tym świcie żyją miliony innych mężczyzn, niekoniecznie takich, którzy czekają tylko na to, aby złamać twoje serce.
- Dobra koniec tematu! - warknęłam zaparzając kawę. W tym momencie do drzwi kuchennych zapukał Bartek.
- Cześć. Nie przeszkadzam wam? - wszedł niepewnie do środka.
- Nie, no co ty? - powiedział z uśmiechem Radek - Lilka zaraz znajdzie ci jakiś ręcznik, żebyś mógł się odświeżyć. Tylko się trochę pospiesz, bo śniadanie i kawa wystygną - patrzyłam na Radka świdrującym spojrzeniem.
- Nie chcę wam robić kłopotu, w sumie to chciałem tylko podziękować za nocleg i w ogóle, no i… będę powoli leciał.
- Tak bez śniadania? No chyba śnisz! - powiedział Radzio dorzucając na patelnię świeżo skrojony szczypiorek.
- Chyba nie masz wyjścia, bo mistrz kuchni dziś gotuje - wywróciłam oczami i poszłam poszukać ręcznika dla naszego gościa. Wróciłam do kuchni i wręczyłam go Kurkowi. - Wiesz gdzie jest łazienka?- pokiwał tylko twierdząco głową i zniknął w jej drzwiach. Zamknęłam drzwi od kuchni i przeniosłam swój wzrok na wyraźnie zadowolonego brata - Mogę wiedzieć co ty kuźwa robisz? - warknęłam.
- Pomagam ci się z nim zbliżyć - odpowiedział jakby nigdy nic mieszając jajecznicę na patelni.
- Zajmij się swoimi sprawami - syknęłam przez zaciśnięte zęby i wspięłam się schodami na górę do swojego pokoju. Z jednej strony miałam ochotę zabić Radka, a z drugiej strasznie się cieszyłam, że zatrzymał Bartka jeszcze na trochę. Sama pewnie nie miałabym odwagi tego zrobić. Spakowałam do torebki portfel i kilka innych potrzebnych rzeczy i wróciłam na dół. Bartek siedział już z Radkiem zadowolony, rozmawiali o motoryzacji wcinając śniadanie i popijając kawę.
- Zostało coś jeszcze dla mnie? - zapytałam z uśmiechem wchodząc do kuchni i nakładając sobie porcję jajecznicy na talerz. Usiadłam obok Radka i próbowałam się włączyć do rozmowy, ale panowie byli tak zajęci sobą, że zapewne mnie nawet nie zauważyli. Nie przeszkadzałam im. Zjadłam w milczeniu posiłek, wstawiłam talerz do zmywarki i poszłam ubrać buty.
- Gdzie ty się wybierasz? - zagadnął Radek wychodząc z kuchni.
- Jak to gdzie? Do szpitala. 
- Czekaj, pojedziemy razem - powiedział biegnąc do pokoju po kurtkę. Bartek także zabrał się z nami. Na początku nie chciał, ale za namową Radka i moją pojechał. W szpitalu nie dowiedzieliśmy się nic szczególnego. Lekarz prowadzący po raz kolejny informował nas o ciężkim stanie zdrowia naszej mamy i o tym, że jest w stanie śpiączki farmakologicznej. Wciąż nie mogliśmy do niej zajrzeć chociażby na chwilkę, bo jak tłumaczył każdy ruch z zewnątrz, każdy niepotrzebny stres mógłbym wywołać atak serca. Siedzieliśmy na tym okropnym korytarzy pod salą naszej mamy tak jak poprzedniego dnia. Radek po 13.00 dostał telefon od szefa i musiał pojechać do pracy. Zostałam sama z Barkiem. Rozmawialiśmy o wszystkich pierdołach jakie przychodziły nam do głowy, aby tylko zabić czas. Standardowo Bartek wyskoczył do sklepiku na dole i przyniósł na obiad zapiekanki. Siedzieliśmy w szpitalu do 20.00 nie słuchając upomnień pielęgniarek. Mimo tego, że nie mogłam wejść na salę wiedziałam, że chociaż w ten sposób mogę być blisko mamy. Górna część ściany była oszklona i mimo zasłoniętej żaluzji czułam jej obecność. Wróciliśmy do domu, a Bartek zrobił kolację. W oczekiwaniu na Radka oglądaliśmy jakiś beznadziejny film. Nawet nie pamiętam jego fabuły. Grupo po 22.00 zadzwonił telefon.”Numer zastrzeżony” trochę mnie zaniepokoił, ale szybko odebrałam.
-Halo.
-…
- Tak przy telefonie.
-…
-Jak to? Ale… - nie wytrzymałam i wybuchnęłam płaczem. W tym momencie Bartek przechwycił mój telefon i dokończył rozmowę. Nie docierało już do mnie żadne słowo jakie wypowiedział. Słyszałam tylko ostatnie „dobrze, zaraz będziemy”. Zwinęłam się w kłębek na podłodze pod sofą i szlochała nie mogąc się opanować. Telefon był ze szpitala. Dzwonili, aby poinformować nas o śmierci mamy. Nie miałam pojęcia jak to się stało, bo nie byłam w stanie doprowadzić rozmowy do końca. Bartek, gdy tylko odłożył telefon zaraz znalazł się przy mnie. Usiadł obok i przytulił mnie do siebie najmocniej jak potrafił. Siedzieliśmy tak chwilkę, a ja szlochałam w jego rękaw. Nie byłam w stanie wykonać jakiegokolwiek ruchu. Po chwili wysiliłam się, aby cokolwiek powiedzieć
- Powiedzieli… powiedzieli jak to się stało ?- znów zalałam się łzami ledwo kończąc zdanie.
- Musimy jechać do szpitala, podpisać dokumenty i tam się wszystkiego dowiemy - mówił spokojnym, cichym i łamiącym się głosem Bartek. Nie poganiał mnie. Nie kazał mi się ubierać i nie chciał mnie tam od razu zawozić. Po prostu był ze mną, siedział i przytulał. Czułam  jego bliskość i wsparcie, a była to jedyna rzecz, której teraz potrzebowałam. Chwilę później usłyszeliśmy szczęk zamka w drzwiach i do domu wrócił Radek. Nie rozbierając butów przebiegł przedpokój i wpadł do salonu. Spojrzałam na niego. Po jego twarzy płynęły dwie strużki łez. A więc do niego także zadzwonili… Wstałam szybko z podłogi i podbiegłam mocno się w niego wtulając. Staliśmy objęci i płakaliśmy nie widząc co dalej zrobić. Słyszałam jak Kurek także podciąga nosem, a później kątem oka widziałam go wychodzącego do kuchni. Zostawił nas samych. Staliśmy tak jeszcze dłuższą chwilę, a później zaczęliśmy się zbierać, bo trzeba było jechać do szpitala. Pytanie tylko po co?
- Lila widziałaś gdzieś moje kluczyki? - zapytał cichym głosem Radek. Pokręciłam przecząco głową.
- Chyba nie chcesz teraz prowadzić? - bardziej stwierdził niż zapytał Bartek pojawiając się obok Radka - Ja was zawiozę, czekam na dole -oznajmił zabierając kluczyki od swojego samochodu i wychodząc na zewnątrz. Chwilę później dołączyliśmy do niego z Radkiem. Ja usiadłam z tyłu, a Radek obok kierowcy. Jechaliśmy w zupełnym milczeniu, które od czasu do czasu było przerwane moim szlochaniem. Bartek co chwila zerkał w lusterko, czy aby ze mną wszystko w porządku. Byłam mu wdzięczna za to wszystko co dla nas robił, ale nie miałam teraz głowy o tym myśleć. Kilka minut później przemierzaliśmy już korytarz szpitalny. Znaleźliśmy się przed salą mamy. Żaluzja w oknie była odsłonięta, a łóżko zaścielone i przyodziane w czystą pościel. Ten widok wywołał u mnie kolejny atak niekontrolowanego płaczu. Radek także nie mógł powstrzymać łez, co próbował robić za wszelką cenę. Wiedział, że musi być silny dla mnie. Zdawał sobie sprawę, że będziemy musieli żyć z tym dalej… Bartek odszedł kawałek od nas. Ewidentnie wstydził się łez, które także zakręciły się w jego oczach pod wpływem emocji jakie towarzyszyły nam wszystkim. Chwilę później z gabinetu wyszedł lekarz prowadzący mojej mamy i zaprosił nas do środka. Bartek czekał na korytarzu, a ja i mój brat musieliśmy podpisać masę papierów dotyczących zgonu w szpitalu. Lekarz poinformował nas, że naszej mamie nie wytrzymało serce. Reanimowali ją przez 40 minut, ale na nic się to zdało. Powiedział, że odeszła we śnie… Była chora na nowotwór płuc, miała już przerzuty na żołądek, wątrobę i serce. Zabroniła mówić lekarzom nam prawdę, bo nie chciała nas martwić. Wiedziała, że i tak umrze więc chciała wykorzystać  ten czas jaki jej pozostał. Lekarz wyszedł na chwilę po czym wrócił z kolejnym plikiem dokumentów do podpisu. Potem złożył nam wyrazy współczucia, a my opuściliśmy gabinet. Moje serce waliło jak młot pneumatyczny. Usiadłam na krześle obok Bartka i ukryłam twarz w dłoniach. Poczułam, że robi mi się słabo i nic więcej nie pamiętam.
 ___________________________________________________________________

Obudziłam się na szpitalnym łóżku, a na krzesłach obok mnie siedział Bartek trzymający mnie za rękę i ucinający sobie drzemkę oraz Radek podpierający głową  o ścianę.
- Która godzina? - wyszeptałam słabym głosem. Pierwszy ocknął się Radek, zaraz później Bartek.
- Kilka minut po północy - mruknął mój brat - Jak się czujesz?
- Nic mi nie jest, zakręciło mi się tylko w głowie, ale to nic wielkiego - próbowałam go uspokoić. Mimo protestów ze stronu obu panów usiadłam na łóżku. W tym momencie do sali wszedł lekarz wraz z pielęgniarką.
- Pani Lilianno jak się pani czuje? - zapytał mierząc mnie badawczym wzrokiem.
- Dobrze - mruknęłam - Mogę już stąd wyjść?
- Nie tak szybko. To nagłe omdlenie mogło być wynikiem przeżyć emocjonalnych, przez które pani przeszła, ale mimo wszystko chcielibyśmy wykonać kilka badań kontrolnych.
- Nic mi nie jest i nie zostanę tu ani minuty dłużej - warknęłam do lekarza wstając z łóżka za co zostałam spiorunowana spojrzeniem przez Bartka i Radka.
- Jak pani uważa, ale mimo wszystko wolałbym…
- A ja wolałabym w spokoju wrócić do domu i tak odpocząć - tym razem to ja zmierzyłam lekarza od góry do dołu świdrującym spojrzeniem. Inicjatywę w rozmowie przejęła pielęgniarka.
- Panie doktorze w sumie to możemy przepisać jakieś leki na uspokojenie i wypuścić panią Liliannę. Jak widać będzie miała dobrą opiekę - tu spojrzała na Radka i Bartka, którzy siedzieli przy moim łóżku - A odpoczynek we własnym łóżku wpłynie na nią lepiej niż łóżko szpitalne - zasugerowała lekarzowi.
- Może i ma pani rację, pani Jolu - mruknął do pielęgniarki lekarz - Dobrze pani Lilianno w takim razie ja zaraz przyniosę pani receptę i może pani wracać do domu.
- Dziękuję bardzo - wysiliłam się na lekki uśmiech. Lekarz wraz z panią Jolą zniknęli za drzwiami, a ja wstałam z łóżka i zaczęłam się zbierać. Radek i Bartek siedzieli i obserwowali mnie bez słowa.
- Macie zamiar tak siedzieć czy jedziemy do domu? - mruknęłam.
- Może dla własnego bezpieczeństwa powinnaś tu jeszcze trochę zostać na te badania - zasugerował niepewnie Radek, ale widząc mój wzrok ugryzł się w język.
- Mam dość! - wrzasnęłam - Nie wytrzymam ani jednej minuty dłużej w tym pieprzonym szpitalu rozumiesz?- do moich oczu napłynęły łzy. Radek podszedł do mnie i mocno mnie przytulił.
- Rozumiem- wyszeptał gładząc mnie po głowie. Staliśmy tak chwilę, aż trochę się uspokoiłam.
- Załatwiłeś już wszystko? - spojrzałam w oczy bratu.
- Tak, podpisałem wszystkie papiery i możemy załatwiać formalności związane z pogrzebem - powiedział ponuro - pokiwałam tylko głową i wyswobodziłam z objęć brata. Wzięłam torebkę i wyszłam z sali kierując się w stronę gabinetu lekarskiego. Kuraś i Radek poczłapali powoli za mną.
- Wejść z tobą? - zapytał Radek zatrzymując się pod drzwiami gabinetu.
- Nie jestem małą dziewczynką, dam radę sama - ucięłam i zapukałam, a słysząc  „proszę” weszłam do środka. Gabinet lekarski opuściłam po jakiś 10 minutach zapewniania lekarza, że to wszystko z nerwów i że ogóle czuję się dobrze. Dostałam gigantycznych rozmiarów receptę i pożegnałam się. Bez słowa minęłam siedzących na krzesełkach korytarzowych chłopaków i skierowałam się do wyjścia. Wstali szybko i podążali za mną nic nie mówiąc. Zatrzymał nas jednak lekarz, który był prowadzącym mojej mamy:
-Pani Lilianno, panie Radosławie proszę jeszcze chwilkę poczekać - powiedział i zniknął za drzwiami gabinetu. Pojawił się po chwili niosąc w ręku średnich rozmiarów kopertę. Gdy podszedł bliżej zobaczyłam, że widnieje na niej napis złożony ręką mojej mamy „Dla Lili i Radka” - Pani Anna prosiła, aby Wam to wręczyć, gdy… No gdy ona już…
- Dziękuję - odparł chłodno Radek odbierając od lekarza przesyłkę. Nie wiem czy rozmawiali o czymś jeszcze bo wybiegłam ze szpitala. Chłopcy wyszli zaraz za mną. Zatrzymałam się dopiero przed samochodem Bartka, a gdy ten wyłączy alarm zajęłam swoje wcześniejsze miejsce z tyłu. Po drodze podjechaliśmy pod jakąś aptekę, a Radek wykupił moje leki. Siedziałam przez tą chwilę w samochodzie sama z Bartkiem i nie wiedziałam co mam powiedzieć. Po moich policzkach znów płynęły słone łzy na wspomnienie tego co stało się kilka godzin temu. Nasza mama nie żyje… Bartek zerkał co chwilę w lusterko, ale nie odzywał się słowem. Jemu także było trudno to wszystko znieść. Mimo tego, że był dla mnie tak naprawdę obcą osobą nie zostawił nas teraz samych. Oboje z Radkiem mogliśmy liczyć na jego pomoc i wsparcie. Po powrocie Radka do samochodu pojechaliśmy prosto pod dom. Bez słowa poszłam na górę i zamknęłam się w łazience. Od razu wskoczyłam pod prysznic i włączyłam chłodną wodę, która przyjemnie łagodziła moje ciało. Czułam ogromny ból. Bolało mnie wszystko na zewnątrz i od środka. Po długim prysznicu zeszłam na dół po wodę. Radek z Bartkiem siedzieli w kuchni i rozmawiali o organizacji pogrzebu. Kiedy zobaczyli mnie w drzwiach momentalnie zamilkli.
- Chyba też mam prawo o wszystkim wiedzieć - mruknęłam wyjmując z lodówki butelkę wody mineralnej i siadając naprzeciw Radka przy kuchennym stole.
- Lila połóż się proszę - powiedział Bartek wpatrując się w moje oczy - Sprawy urzędowe załatwimy jutro rano.
- Jak to załatwimy? Wcale nie musisz nic z nami załatwiać, w końcu to nasza mama nie żyje, nie twoja… - powiedziałam podniesionym głosem.
- Tak, ale myślałem, że teraz…
- To źle myślałeś - wrzasnęłam wstają z krzesła i biegnąc na górę. Wpadłam do pokoju jak burza i trzasnęłam drzwiami. Rzuciłam się na łóżko i rozpłakałam.
- Lilka chyba ma racje, to wasza rodzinna tragedia i nie powinienem się wtrącać - powiedział cicho Bartek wstając od stołu.
- Stary daj spokój - zaczął rozmowę Radek - Ona teraz potrzebuje czasu, żeby pogodzić się z tym wszystkim. Ja też go potrzebuję i jest mi cholernie trudno, ale muszę być silny dla niej… Tylko ona mi teraz została - powiedział łamiącym się głosem - Lila już taka jest… Nie powie ci tego wprost, ale bardzo by chciała, żebyś został. Potrzebuje teraz bliskiej osoby przy sobie.
- Ma przecież ciebie - powiedział cicho Kurek.
- Ale ja jestem jej bratem, a ty to co innego. Bartek nie oszukujmy się widzę jak na nią patrzysz…
- Tylko gdyby ona popatrzyła tak samo na mnie... - westchnął i wyszedł z kuchni, ale po chwili wrócił - Radek?
- Słucham?
- Połóż się i prześpij chociaż trochę. Wiem, że to głupio zabrzmi, ale siedzenie i zamartwianie się teraz i tak już nic nie pomoże… Ja zajrzę do Lilki.
- Dzięki.
- Nie dziękuj - odpowiedział z lekkim uśmiechem Kurek.
 
 - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Komentarz jest chyba zbędny... Mimo wszystko zapraszam do lektury.

 

środa, 10 kwietnia 2013

Rozdział 38


- Bartek? Co ty tu robisz? - wyszeptałam przez łzy. Przede mną stał ponad dwumetrowy Kurek wpatrując się we mnie tymi swoimi niebieskimi oczami.
- Przyjechałem, bo pomyślałem że… - nie dałam mu dokończyć. Pod wpływem impulsu wstałam i wtuliłam się w niego. Zamknął mnie szczelnie w swoich ramionach, a ja po raz kolejny rozpłakałam się. Jego ręka gładziła moje włosy i plecy, a ja czułam się w jego ramionach bezpiecznie. Tego właśnie teraz potrzebowałam. Kogoś, kto by mnie przytulił i tak po prostu ze mną posiedział. Nie wiem jak długo tak staliśmy… Pół godziny, może dłużej… Wreszcie Bartek przerwał to milczenie.
- Liluś nie jesteś na mnie zła, że przyjechałem? - zapytał patrząc w moje oczy.
- Zła nie… Ale wściekła i to bardzo... - mruknęłam.
- Mam sobie pójść? - wypuścił mnie z objęć i zrobił ruch w kierunku drzwi.
- Bartek, przestań - złapałam go za rękę i ponownie mocno się w niego wtuliłam - Jestem wściekła, bo powinieneś teraz odpoczywać po sezonie reprezentacyjnym i przygotowywać się do ligowego, a nie siedzieć w szpitalu ze mną.
- Zdążyłem się już wyspać - powiedział cicho ocierając łzę spływającą po moim policzku - Powiedz mi, jadłaś coś? Od której tu siedzisz?
- Niedawno przyjechałam zmienić Radka, jadłam, nie jestem głodna - spojrzałam na niego.
- Dobrze - pogładził moje włosy - Przynieść ci kawę? - kiwnęłam tylko twierdząco głową. Bartek poszedł do automatu, a ja usiadłam na krzesełku, które zajmowałam wcześniej. Po mojej głowie krążyły teraz tysiące myśli. „Czemu przyjechał, skąd wiedział, co on tu robi…” Dodatkowo widok lekarzy kręcących się po sali mojej mamy przyprawiał mnie o stan przedzawałowy. Śledziłam każdy ich ruch, a każda szybciej wykonana czynność wydawała mi się podejrzana. Po chwili Bartek wrócił z dwoma kubkami kawy i usiadł oko mnie.
- Proszę - powiedział z lekkim uśmiechem podając mi jeden z kubków.
- Dzięki - rzuciłam zatapiając usta w ciepłym płynie. Siedzieliśmy chwilę w milczeniu, aż wreszcie się odezwałam - Bartek? Mogę cię o coś zapytać?
- Słucham cię - spojrzał w moje oczy.
- Możesz mi powiedzieć co tu tak właściwie robisz? - wbiłam w niego swój wzrok.
- Oficjalnie to miałem do pozałatwiania kilka spraw, a nieoficjalnie  to po prostu przyjechałem bo… bo przyjechałem - odpowiedział wymijająco.
- Sprawy w Kołobrzegu? Ciekawe…- mruknęłam nadal wpatrując się w jego tęczówki.
- No dobra… Rozmawiałem z Krzyśkiem, bo chciałem wiedzieć, dlaczego uciekłaś tak bez pożegnania. Opowiedział mi wszystko ze szczegółami no i  próbowałem się do ciebie dodzwonić. Po tym jak napisałaś wiadomość wreszcie mi się udało. Rozmawialiśmy i… po prostu czułem, że muszę do ciebie przyjechać i z tobą pobyć - westchnął - Tak mi podpowiadał głos wewnętrzny.
- To miłe, ale teraz powinieneś odpoczywać i regenerować siły przed sezonem ligowym. Należy ci się czas z rodziną, przyjaciółmi …
- Oj Lila nie mówmy już o tym - mruknął i spuścił wzrok. Siedzieliśmy w milczeniu dość długo. Wreszcie znów odezwałam się pierwsza:
- A jak wam minęłam podróż powrotna? - przeniosłam swój wzrok na siatkarza, który nadal podziwiał wykładzinę na szpitalnej podłodze.
- Nawet dobrze - bąknął niewyraźnie nawet nie patrząc w moim kierunku.
- Bartek?! Stało się coś…
- Nic się nie stało - wysilił się na to, aby spojrzeć w moje oczy - Nie będę ci teraz niepotrzebnie głowy zawracał, masz swoje problemy…
- Mów w tej chwili! - powiedziałam już nieco podniesionym głosem. Długo patrzył na mnie, aż wreszcie się odezwał:
- Mieliśmy małe przeboje z Kubiakiem i Bartmanem - na samo wspomnienie skrzywił się.
- Znowu się posprzeczali? - zapytałam lekko zaniepokojona.
- Żeby tylko… Zibi oficjalnie ogłosił, że odchodzi z Jastrzębia, bo podpisał kontrakt z Resovią. Kiedy Kubiak się dowiedział to wpadł w dziką furię, myśleliśmy już, że się pobiją…
- Żartujesz? - patrzyłam na Bartka nie mogąc uwierzyć w to co mówi - Jakiś czas temu rozmawiałam z Miśkiem i już wtedy mówił mi, że ich relacje nie są ostatnio najlepsze, ale miał nadzieję, że wraz z sezonem ligowym wszystko wróci do normy. No bo zgrupowania, wspólne wyjazdy i ogólnie gra w jednym klubie jednoczy ludzi… - westchnęłam.
- No to raczej już sobie razem nie pograją po jednej stronie siatki…
- Wyobrażam sobie jak teraz musi się czuć Misiek -spojrzałam na Bartka - Tak jakby traci swojego najlepszego przyjaciela… Ale patrząc z perspektywy Zbyszka to dla niego ogromna szansa. W Jastrzębiu mógł liczyć jedynie na skład rezerwowy, bo w pierwszej szóstce gra Łasko, a w Resovii zobaczymy jak to będzie…
- W sumie to masz rację, konkurowanie z przyjacielem w jednym klubie też nie jest najlepszym rozwiązaniem… Ale żeby tylko o to im poszło…
- Jest coś jeszcze? - spojrzałam na niego uważnie.
- Zbyszek przyznał się Miśkowi, że po jednej z pijackich imprez w jakimś klubie w Jastrzębiu o mały włos nie przespałby się z jedną z tancerek tego klubu. Zibi twierdzi, że między nimi do niczego nie doszło, bo w porę się opamiętał, a Misiek i tak uważa, że powinien powiedzieć o tym Asi, że szczerość to podstawa dobrego związku. Nie ma się co dziwić skoro nasz Dzik już od kilku lat jest związany z jedną i tą samą kobietą i poza nią świata nie widzi. Zbyszek chciał puścić wszystko w niepamięć, ale Michał go ubiegł i sam poinformował Aśkę. No i się zaczęło… Ona wyrzuciła Zbyszka z mieszkania, jego rodzice powiedzieli mu wprost, że jest świnią, i jak się opamięta to może wrócić do domu rodzinnego, ale na razie wstępu tam nie ma. Jego siostra jest we Francji więc też mu raczej nie pomoże…  A Misiek i Monika także przestali utrzymywać z nim jakiekolwiek kontakty - westchnął.
- O kurwa ...- wyrwało mi się za co zostałam spiorunowana wzrokiem przez pielęgniarkę, która właśnie przechodziła korytarzem - Przepraszam - pisnęłam i zakryłam usta dłonią wpatrując się w Bartka. - To gdzie Zbyszek teraz mieszka?
- W Rzeszowie. Wynajął jakieś mieszkanie i niby odpoczywa po sezonie reprezentacyjnym - mruknął Bartek. Pokręciłam tylko głową nie mogąc uwierzyć w to co się stało. Wiedziałam, że ojciec Bartmana jest bezwzględny i od zawsze patrzył na Zbyszka surowym okiem, ale nie wiedziałam, że aż tak… Jego mama wydawała mi się niezmiernie miłą i ciepła kobietą, ale pewnie sama jest pod dyktaturą męża i niewiele  może zrobić. Siedziałam z rękami podpartymi na łokciach i wbijałam wzrok w podłogę. Około 13.00 salowa rozwiozła obiad, a przed 14.00 pojawił się lekarz. Oczywiście znów nie pozwolił mi wejść do mamy, za co miałam ochotę go zabić. Bartek skoczył do pobliskiego sklepu i kupił dla nas dwie zapiekanki na obiad. Siedział ze mną w szpitalu aż do przyjazdu Radka, czyli do godziny 22.00 mimo ciągłych próśb i gróźb ze stronu pielęgniarek, lekarzy i mojej.  Między czasie wysłałam sms-a do Krzyśka o treści „Dziękuję bardzo za pomoc, wsparcie i dostarczenie Kurka do Kołobrzegu… Na Ciebie zawsze mogę liczyć ;* P.s. Gdybym zapomniała to przypomnij mi proszę przy najbliższym spotkaniu, że mam Cię kopnąć w dupę!” Radek przyjechał kilka minut po 22.00 i jakoś szczególnie nie zdziwił go widok Kurka siedzącego ze mną w szpitalu. Przywitał się z nim jak gdyby nigdy nic i kazał nam wracać do domu, bo on przejmuje dyżur. Rozmawiał z Bartkiem tak, jakby wiedział o jego przyjeździe. Po chwili przerwałam im ich konwersację wpatrując się raz w jednego, raz w drugiego.
- Dobra chłopaki… Możecie mi powiedzieć co tu jest grane? Bo chyba ty nie powiedziałeś mi całej prawdy - zwróciłam się do Kurka.
- No nie do końca - mruknął- Dostałem wasz adres domu od Krzyśka i gdy tam rano przyjechałem zastałem twojego brata, poinformował mnie że jesteś w szpitalu i porozmawialiśmy chwilę, a później przyjechałem tutaj - zaczął się tłumaczyć.
- Dokładnie - powiedział Radek lekko się uśmiechając - A teraz Bartek zabierze cię do domu i przypilnuje, abyś się położyła, ja zostanę jeszcze trochę w szpitalu - zarządził Radek.
- Jutro idziesz do pracy, chciałam zauważyć - mruknęłam w kierunku brata.
- Mam wolne, a lekarze i tak nie pozwolą nam tu siedzieć kolejnej nocy, pobędę tu jeszcze chwilę, a później wracam do domu - odpowiedział uśmiechając się - Jedź do domu z Bartkiem.
- Chciałabym jeszcze chwilkę z tobą porozmawiać - wywróciłam oczami patrząc na Radka. Kuraś to zauważył, bo szybko się odezwał:
- To ja poczekam na ciebie na dole w samochodzie - posłał nam uśmiech i zniknął za dużymi, oszklonymi drzwiami. Poczekałam, aż całkiem zejdzie z zasięgu mojego wzroku i wbiłam mordercze spojrzenie w Radka.
- Co to ma być kurwa? - syknęłam - Załatwiasz mi towarzystwo?
-Oj Lilka nie denerwuj się, pomyślałem, że lepiej będzie jak on z tobą posiedzi niż jakbyś miała tu znowu siedzieć sama - mruknął.
- Następnym razem zapytaj mnie co ja o tym myślę ,a nie podejmuj decyzji za mnie - warknęłam. Radek tylko się zaśmiał i zagarnął mnie swoim ramieniem całując w czoło - Wiem, że nie bardzo się lubicie, ale ja go tu nie zapraszałem… Sam przyjechał więc przecież go nie wyrzucę. Pościel mu w gościnnym i tyle.
- Co? - wyrwałam się z objęć brata - Kpisz sobie?
- No przecież nie wyrzucisz go na dwór. Lilka jest noc! Skoro już przyjechał to jest naszym gościem i nie wypada, aby szukał sobie hotelu - trafnie zauważył Radek.
- Nienawidzę cię - syknęłam przez zaciśnięte zęby.
- Też cię kocham - odpowiedział z lekkim uśmiechem - I tylko się nie pozabijajcie nim zdążę wrócić - krzyknął za mną, gdy mego wkurzona zbiegałam już po schodach. Wyszłam na zewnątrz, a po moim ciele przebiegł dreszcze zimna. Mimo letniej pory wieczory bywały chłodne. Rozejrzałam się po parkingu. Nie sposób było nie zauważyć ponad dwumetrowego Kurasia opartego o maskę samochodu i czekającego na mnie.
- Już myślałem, że nie przyjdziesz - mruknął otwierając mi drzwi i zapraszając gestem ręki do środka. Zmierzyłam go chłodnym spojrzeniem i wsiadłam bez słowa do samochodu zapinając pas. Bartek zajął miejsce kierowcy i odpalił silnik. Ruszyliśmy z parkingu - No to prowadź królewno do swojego zamku - powiedział patrząc na mnie z uśmiechem.
- Lepiej patrz na drogę - warknęłam i do końca trasy nie odezwałam się słowem.
Dojechaliśmy do skrzyżowania, a Bartek ponownie podjął próbę rozmowy:
- To gdzie mam teraz skręcić? - zapytał
- W prawo - mruknęłam - Przecież już tu dzisiaj byłeś.
- No tak, ale wole się upewnić - odpowiedział z uśmiechem. Podjechaliśmy pod dom, a ja wyskoczyłam z samochodu jak oparzona. W mgnieniu oka znalazłam się pod drzwiami i przewracałam wszystko w swojej torebce w poszukiwaniu kluczy. Bartek zdążył pozamykać samochód i dołączyć do mnie. Stał i obserwował jak roztrzęsioną ze złości rękę staram się trafić kluczem w zamek. Bez słowa przejął ode mnie pęk kluczy i bezproblemowo otworzył drzwi. Zmierzyłam go od góry do dołu i wpadłam z furią do domu. Bartek wszedł za mną i pospiesznie udał się do pokoju. Byłam wściekła na Radka i Krzyśka, z drugiej stronu pragnęłam, aby Kurak został ze mną jak najdłużej, ale coś we mnie się blokowała gdy chciałam mu o tym powiedzieć. Przecież by mnie wyśmiał… To wszystko mnie przerastało, jeszcze ta cała sytuacja z mamą, niedawna porażka w Londynie… Rzuciłam torbę na krzesło  wbiegając do salonu. Nie włączyłam światła, nie zdjęłam butów… Stanęłam przy oknie wychodzący na ogród i wpatrywałam się w klomb z kwiatami mojej mamy. Po moich policzkach popłynęły słone łzy. Znów dopadła mnie ta pieprzona bezsilność. Słyszałam jak Bartek wszedł ze mną, ale nie włączył światła. Podszedł do mnie po cichu stając za moimi plecami i objął mnie od tyłu. Mimowolnie odwróciłam się do niego przodem i wtuliłam swoją głowę w jego tors po raz kolejny tego dnia. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje, normalnie nigdy w życiu bym tego nie zrobiła. Bartek bez słowa mocno mnie przytulił. Staliśmy tak dłuższą chwilę, a ja znów wypłakiwałam się w rękawek jego koszulki.
- Bartek… Przepraszam - szepnęłam po chwili odrywając głowę od jego klatki piersiowej.
- Nie przepraszaj Lila, rozumiem, że przeżywasz teraz ciężki okres w życiu - mruknął gładząc moje plecy. Chodź, zrobię ci herbatę - wziął mnie za rękę i zaprowadził do kuchni. Powiedziałam mu gdzie znajdzie kubki i herbatę, a on zajął się całą resztą. Na kolację przygotował kanapki. Nie miałam ochoty na jedzenie, ale głupio mi było odmówić. Zaczęły mnie dręczyć wyrzutu sumienia, że byłam w stosunku co do Kurasia nie w porządku, a on robi wszystko, aby się mną zająć… Tylko po co do jasnej cholery? Lubi pomagać ludziom niczym miłosierny samarytanin? Zjadłam kanapkę i napiłam się herbaty, Bartek włożył naczynia do zmywarki.
- No dobra, odwiozłem cię do domu, nakarmiłem tak jak obiecałem Radkowi. Teraz kładź się spać, ale ja będę się powoli zbierał - posłał mi uśmiech kierując się w stronę drzwi.
- Bartek czekaj! -zerwałam się z taboretu kuchennego i popędziłam w jego kierunku łapiąc go za rękę - Zostań nie będziesz przecież jechał po nocy - mruknęłam.
- Jesteś pewnna? Wiem, że nie jestem tu mile widzianym gościem, dlatego…
- Proszę cię abyś ze mną został... - powiedziałam wysilając się na uśmiech.
- Skoro tego chcesz - mruknął wracając do salonu.
- Włącz sobie TV, a ja zmykam pod prysznic - posłałam mu ciepły uśmiech i wbiegłam po schodach na górę. Strugi gorącej wody płynęły po moim ciele, a ja chociaż przez chwilę mogłam zapomnieć o wszystkich problemach. Wyszłam z kabiny, wytarłam się mięciutkim ręcznikiem i natarłam całe ciało truskawkowym balsamem. Wskoczyłam w figi i koszulkę sięgającą mi do ud. Odświeżona i troszkę lepszym nastroju zeszłam na dół do Bartka. Siedział w salonie i oglądał jakąś powtórkę meczu ligowego. Usiadłam obok niego i bez słowa oparłam głowę o jego ramię. Oglądaliśmy w milczeniu mecz finałowy między Skrą, a Resovią.
- Mogę cię o coś zapytać? - przeniosłam swój wzrok na siatkarza.
- No jasne- odpowiedział z uśmiechem - Tylko nie pytaj czemu wtedy przegraliśmy, bo nie wiem… Resovia po prostu była lepsza- mruknął.
- O to akurat nie pytam, bo z tego wyniku byłam strasznie zadowolona - uśmiechnęłam się, a na twarzy Bartka pojawił się jakiś grymas.
- Czyli kibicujesz Resovii? - zapytał z niedowierzaniem.
- Od wielu lat panie Kurek - powiedziałam pokazując mu nieśmiertelnik Sovii wiszący na mojej szyi. - Nigdy się z nim nie rozstaję - dodałam z uśmiechem.
- To dlatego tak bardzo mnie nie lubisz- powiedział kiwając głową, a ja walnęłam go w ramię.
- Głupi jesteś! Lubię cię! Was wszystkich lubię. W ogóle co to za przesłuchanie jakiemu klubowi kibicuję co? W sezonie reprezentacyjnym wszyscy gracie w jednej drużynie - powiedziałam z lekkim uśmiechem - A moje wcześniejsze pytanie odnosiło się właśnie do Skry. Czemu zmieniłeś klub? - wbiłam w niego swoje spojrzenie badacza.
- Siatkarz, podobnie jak każdy inny sportowiec robi wszystko, aby się rozwijać. Tak też było ze mną. Dostałem propozycje z Moskwy to niby czemu miałbym jej nie wykorzystać. Liczę na to, że tak się wiele nauczę, ale ze Skrą już chyba do końca będzie mnie łączyła taka specjalna więź. Zostawiam tu jakby nie patrzył rodzinę, przyjaciół i wszystkich bliskich - westchnął. No i nie ukrywam, że granie w lidze rosyjskiej jest o wiele bardziej opłacalne -uśmiechnął się lekko.
- No to akurat powszechnie wiadomo -puściłam mu oko -Skra teraz będzie trochę osłabiona - mruknęłam pod nosem - No bo nie będzie ciebie, Marcina i paru innych dobrych graczy.
- Dadzą sobie radę i dokopią twojej Resovii w kolejnym sezonie - zaśmiał się.
- Na to nie licz mój drogi… Nie mamy Grozera, bo też kurde wybył do Rosji, ale za to Schöps też pokaże klasę, no i Zibi - westchnęłam - Nigdy nie sądziłam, że aż tak pokłóci się z Miśkiem.
- Nie przejmuj się tym, oni nie pierwszy raz się kłócą i zapewne nie pierwszy raz też się pogodzą.
- Obyś miał rację - powiedziała ponownie opierając głowę na jego ramieniu. Oglądaliśmy mecz do końca i nawet nie wiem kiedy zasnęłam.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
No to mam dla Was kolejny rozdział. Cieszycie się? Miał być w piątek, no ale jest dzisiaj :) Niektóre z Was dobrze obstawiały, kto pojawi się w szpitalu :D
U mnie coraz więcej oznak wiosny. Jutro zapowiada się luźniejszy dzień, bo moja klasa wybiera się do kina na "Baczyńskiego". Tak nawiasem to była któraś z Was? Jeżeli tak to proszę o jakieś opinie na temat filmu, chętnie poczytam :) Zostawiam Was z tym trochę bardziej optymistycznym ( w porównaniu do poprzedniego) rozdziałem i uciekam na spotkanie z polskim i niemieckim ;)