- Bartek przestań, chcę spać - mruknęłam, gdy poczułam, że
czyjaś dłoń odgarnia moją grzywkę z twarzy.
- Lilka wstawaj do cholery już po dziewiątej - mruknął
zniecierpliwiony Zbyszek.
- Zibi? Co ty robisz w…? Która? - wbiłam w niego swoje
wyostrzone już spojrzenie - Kurwa mać! - wrzasnęła wyskakując z łóżka jak
poparzona - Przecież ja muszę być na uczelni o dziesiątej - krzyknęłam
wbiegając do łazienki. Mój dzisiejszy poranny prysznic trwał równe pięć minut.
Z dnia na dzień biję swoje rekordy. Ubrałam się szybko i wbiegłam do kuchni,
gdzie na stało stały już przygotowane kanapki i kubek zaparzonej kawy.
- Zibi mówiłam Ci już, że cię kocham? - posłałam mu
promienny uśmiech przeżuwając kolejny kęs chleba i popijając kawą.
- Zdarzało się - wyszczerzył swoje białe ząbki - Zbieraj się,
pojedziemy moim samochodem.
- Naprawdę mógłbyś mnie odwieźć? Boże dzięki Ci, że przysłałeś
Bartmana właśnie teraz!
- Ale te kobiety są zmienne… Jeszcze wczoraj chciałaś mi
oczy wydłubać, a dzisiaj…
- Nie gadaj tyle, tylko chodź - pociągnęłam go za rękę i
wybiegliśmy z mieszkania zamykając drzwi. Zbyszek to rewelacyjny kierowca i
doskonale wiedział jak ominąć korki. Zaparkowaliśmy pod uczelnią dokładnie o
9.57 - Mam trzy minuty, zdążę - posłałam mu pełen wdzięczności uśmiech i
popędziłam w stronę budynku. Bartman obiecał poczekać w samochodzie. Od razu
skierowałam się do gabinetu rektora, który chciał mnie widzieć. Moja wizyta tam
trwała zaledwie 10 minut, a gdy opuściłam to pomieszczenie miałam ochotę się
rozpłakać. Wkurzona do granic możliwości zbiegałam po kolejnych schodach na
dół, aż dotarłam do drzwi wyjściowych. Chwilę później znalazłam się przy
samochodzie Bartmana, który siedział oparty o niego i popijał kawę z automatu.
- Dla ciebie mam herbatkę, bo tak dużo kawy pić nie powinnaś-
powiedział wyciągając w moim kierunku plastikowy kubek.
- Dzięki - fuknęłam biorąc od niego kubek, wsiadając do
samochodu i trzaskając drzwiami. Zbyszek także usiadł za kierownicą, chwilę mi
się przyglądał po czym odezwał się cicho…
- Lila wszystko w porządku? - wbił we mnie swoje podejrzliwe spojrzenie.
- Tak kuźwa w jak najlepszych -
warknęłam - No może oprócz tego, że zostałam wybrana spośród wszystkich
studentów do szczęśliwej 10, która w ramach projektu realizowanego z uczelniami
w całej Polsce przenosi nas do innych miast na studia. Mało tego, wszystko było
by ok, gdyby nie to, że mi trafił się Rzeszów… A miałam skończyć tutaj kurs
fotograficzny - w trakcie gdy mówiłam Bartman aż zadławił się kawą.
- Chcesz mi powiedzieć, że
przenoszą cię do Rzeszowa? Rany Lilka! Lepszego miejsca nie mogłaś sobie
wymarzyć! Dzwonię do Krzyśka - krzyknął uradowany i zanim zdążyłam zareagować
wykonał telefon. Na początku zebrał opierdziel od libero, za to że się nie
odzywa, a potem oboje zaczęli krzyczeć do telefonu, że się bardzo cieszą.
Szkoda tylko, że ja nie podzielałam ich „huraoptymizmu”. Z jednej strony studia w Rzeszowie zawsze mi
się marzyły, bo przecież tam jest moja ukochana Asseco Resovia, ale z drugiej
to w Warszawie miałam znajomych, mieszkanie i plany na przyszłość. Bartman
zakończył rozmowę i zapytał z uśmiechem - To kiedy tam musisz być?
- Jutro rano - mruknęłam
zrezygnowana.
- No to jedziemy dzisiaj w nocy -
zarządził ruszając z piskiem opon spod uczelni. Po drodze zatrzymaliśmy się na
obiad w jakiejś restauracji, a potem pojechaliśmy do mojego mieszkania.
Zaczęłam się pakować, a Zbyszek zniósł moje walizki do samochodu. Później
odpaliłam komputer i zadzwoniłam do Radka. On zareagował bardzo optymistycznie,
podobnie jak cała reszta, która się dowiedziała. Cieszył się, że będę pod
stałym nadzorem rodzinki Ignaczaków i Bartmana. Gdy zakończyłam rozmowę z
Radkiem, zobaczyłam , że Bartek też jest dostępny. Bez chwili zastanowienia
zadzwoniłam.
- No hej - uśmiechnęłam się
szeroko do kamerki - Jak tam jesteś już
na miejscu?
- Cześć Lili - odwzajemnił
uśmiech - Jestem, jestem. Mieszkanko nawet przytulne i ogólnie jakoś się już
nawet rozpakowałem. Jutro mamy pierwsze spotkanie z trenerem. A u Ciebie jak
tam?
- A u mnie jest Bartman -
zachichotałam, gdy wspomniany przez mnie
osobnik właśnie stłukł coś w kuchni i głośno zaklął - Który właśnie rozpierdala
mi kuchnię, poczekaj chwilę - mruknęłam wstając z sofy i biegnąc do kuchni -
Zbyszek co ty…?
- Sorry Lila samo się stłukło -
patrzył mnie mnie niewinnym wzrokiem znad trzech roztłuczonych kubków leżących
na podłodze.
- Nie skaleczyłeś się?
- Nie, zaraz posprzątam - mruknął.
- Stój! Idź pogadać z Kurkiem, a
ja to ogarnę bo obawiam się, że jak zostaniesz tu jeszcze chwilę to może się
źle skończyć - zaśmiałam się zbierając kawałki potłuczonego szkła. Bartman
poszedł do salonu, a ja po niecałych trzech minutach dołączyłam do niego i
zajęłam miejsce obok na sofie. Panowie rozmawiali sowie w najlepsze o siatkówce
głośno się śmiejąc.
- O Liluś jesteś mój ty skarbie -
zaczął słodzić Kurek.
- No jestem - posłała mu uśmiech
- Jadę do…
- Tak wiem Zbyszek mi o wszystkim
opowiedział i obiecał cię pilnować. Jedźcie ostrożnie i dajcie znać jak
dostrzecie na miejsce. Ja zmykam się położyć bo jestem wymęczony po podróży.
Trzymajcie się - pomachał w naszym kierunku - Lila kocham Cię i tęsknię -
posłała mi kilka całusów.
- Ja też Bartek - także posłałam
mu całusa do kamerki i zakończyłam połączenie.
- Ale się zasłodziłem - mruknął
Zbyszek za co oberwał przez głowę.
- Zbieraj swoje cztery bartmanowe
litery bo za godzinę jedziemy - posłałam mu słodki uśmiech wchodząc do kuchni. Zibi
poczłapał za mną i staną w progu:
- A mogę liczyć na jakąś kawę,
żeby nie usnąć za kierownicą? - zapytał z uśmiechem na ustach.
- Chyba zasłużyłeś -
zachichotałam i przygotowałam dwie kawy. Wypiliśmy i chwilę później ruszaliśmy
spod mojego bloku.
-Masz wszystko? - zapytał
zapobiegawczo Zibi odpalając silnik.
- Chyba tak - raz jeszcze
otworzyłam torebkę i sprawdziłam czy klucze, dokumenty i portfel są na swoim
miejscu - Przecież ja jadę tam tylko na chwilę… Muszę jutro być na uczelni i
dowiedzieć się szczegółów, a później rozejrzeć się za jakimś mieszkankiem czy
coś.
- No chyba żartujesz! Przecież
możesz zamieszkać u mnie, przynajmniej na razie prawda? - posłał mi serdeczny
uśmiech - Ja aż dwóch pokoi nie potrzebuję. Mieszkanie nie należy do
największych, ale miejsce dla jednej zagubionej istotki się tam znajdzie -
wyszczerzył swoje ząbki.
- Zagubionej istotki powiadasz? -
pokręciłam tylko głową i oparłam się o siedzenie. Około godziny 2.00
zatrzymaliśmy się na stacji benzynowej, aby „nakarmić” autko. Rozprostowaliśmy
kości i ruszyliśmy dokładnie o 2.30. Mimo tak późnej pory na drogach był dość
spory ruch. Przygłośniłam piosenkę jaka lacieła w radiu i razem z atakującym
zaczęliśmy głośno śpiewać. „ Mów mi dobrze, dobrze
mi mów” - wył niemiłosiernie Bartman. Ubawiliśmy się przy tym naszym karaoke,
bo na jednej piosence się nie skończyło. Potem wtórowaliśmy w rytm . Zbysio popisywał się swoimi zdolnościami wokalnymi, a ja
śpiewałam razem z nim. Przy „Chłopaki nie płaczą” to dopiero daliśmy czadu. Po
tej piosence z radia popłynęła następna - O rany jak ja tego dawno
nie słyszałam! Dlaczego te fajne, stare piosenki puszczają w radiu tak późną porą?
- westchnęłam zaczynając śpiewać razem z Waldemarem Goszczem. Tym razem to Bartman robił mi chórki. Droga
upłynęła nam przyjemnie i miło, a kilka minut po 6.00 zaparkowaliśmy pod
blokiem Zbyszka.
- No to jesteśmy - powiedział zadowolony
z siebie kierowca - Zdążysz się jeszcze zdrzemnąć zanim odwiozę cię na
uczelnię.
- O nie! Nie chcę ci się narzucać
to po pierwsze, a po drugie to i tak cię już na maksa wykorzystałam - posłałam
mu pełen wdzięczności uśmiech - Pojadę do hotelu - mój pomysł wywołał salwę
śmiechu ze strony siatkarza.
- Ty to potrafisz człowieka
rozbawić - westchnął wysiadając z samochodu i wyciągając moją torbę podręczną.
Później chwycił mnie za rękę jakby się bał, że gdzieś ucieknę i weszliśmy do
budynku. Poczekaliśmy na windę i wyjechaliśmy na dziewiąte piętro. Zbyszek
poszukał kluczy i otworzył mieszkanie zapraszając mnie do środka - To jest
właśnie moje nowe, małe królestwo - powiedział zadowolony z siebie wskazując
przestronne i dobrze urządzone mieszkanko. Zdjęłam buty, a kurtkę zawiesiłam w
szafie wnękowej w przedpokoju. Weszłam za właścicielem do salonu, w którym
znajdował się ogromny telewizor i wielki komplet wypoczynkowy. Doskonale
komponował się do tego niezbyt dużych rozmiarów stolik, na którym leżało kilka
gazet sportowych. Ściana pokryta była medalami, podziękowaniami i wyróżnieniami
jakich dorobił się w swojej siatkarskiej karierze, a na całej długości przy
oknie znajdowała się półka, na której stały wszystkie statuetki.
- Pięknie tu masz - westchnęłam
rozglądając się po salonie.
- To jeszcze nic, zapraszam do
sypialni - wskazał ręką kolejne drzwi. Weszłam pierwsza i zatkało mnie z
wrażenia. Pod ścianą stało ogromne dębowe łóżko. Na ścianach wisiały ramki ze
zdjęciami. Były to fotki z meczów, grupowe - reprezentacyjne, klubowe, a także prytwane.
Z rodzicami, z Joanną, z rodzinką Ignaczaków. Ciepły słonecznikowy kolor
znajdujący się na ścianach idealnie ze wszystkim współgrał - I co o tym
sądzisz? - zapytał patrząc na mnie z uśmiechem.
- Człowieku jestem w niebie -
westchnęłam - Nieźle się urządziłeś.
- I tak jeszcze nie wygląda to
wszystko tak jakbym chciał - posłał mi swój firmowy uśmiech - Chodź - złapał
mnie za rękę i zaprowadził do salonu, wyciągnął z szafy wielki ręcznik kąpielowy
i wskazał łazienkę, a sam zniknął w kuchni. Skorzystałam z propozycji i chwilę
później odświeżona po podróży paradowałam po salonie w koszulce Bartmana
sięgającej mi do połowy ud. Weszłam do kuchni, gdzie stało już przygotowane
śniadanie.
- Zbysiu, a nie przesadzasz
troszkę?
- Jedz i nie marudź, jesteś moim
gościem - powiedział z uśmiechem i sam zabrał się za pałaszowanie posiłku.
Później Zbyszek zmusił mnie do zdrzemnięcia się po ciężkiej podróży. Chciałam
się położyć w salonie, ale on uparł się, że mam spać w jego łóżku, a na kanapie
prześpi się sam. Po długich negocjacjach wreszcie uległam i poczłapałam do jego
sypialni. Walnęłam się na łóżko i od razu zasnęłam, tak mnie ta podróż
wykończyła. Zbyszek obudził mnie po dziesiątej.
Przebrałam się i pojechaliśmy na uczelnię. Dowiedziałam się tyle, co od mojego rektora w Warszawie. Miałam zacząć nowy rok akademicki od poniedziałku. Nadal nie byłam przekonana do tego pomysłu, ale cóż było robić. Gdy wróciliśmy do domu byłiśmy tak zmęczeni, że oboje położyliśmy się spać.
Przebrałam się i pojechaliśmy na uczelnię. Dowiedziałam się tyle, co od mojego rektora w Warszawie. Miałam zacząć nowy rok akademicki od poniedziałku. Nadal nie byłam przekonana do tego pomysłu, ale cóż było robić. Gdy wróciliśmy do domu byłiśmy tak zmęczeni, że oboje położyliśmy się spać.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Witajcie! Już na samym początku chcę zaznaczyć, iż wiem, że powinnam iść się powiesić, poćwiartować, zakopać, odkopać, zmielić i raz jeszcze zakopać za te zaległości jakie mam na Waszych blogach. Obiecuję uroczyście, że postaram się je jak najszybciej nadrobić. Za zaległości u siebie także przepraszam, ale ostatnio nie mam na nic czasu... Totalnie na nic :( Powyższy rozdział jest chyba najgorszym jaki stworzyłam, nie leży mi totalnie... Ale czuję się zobowiązana wreszcie Wam coś tutaj dodać, dlatego też to "coś" powyżej się pojawiło. Z góry za "to" przepraszam.
Cieszę się, że zaczął się sezon reprezentacyjny. Pierwszy mecz biało - czerwonych w Miliczu, na którym byłam obecna był rewelacyjny. Doszłam ostatnio do wniosku, że marzenia się spełniają, bo był to mój pierwszy mecz "na żywo". Nie mam pojęcia co mogłabym Wam jeszcze napisać, dlatego może raz jeszcze przeproszę za moje okropne zaległości. Dziękuję, że mimo wszystko jesteście i dajecie o sobie znać. Pozdrawiam Was serdecznie i ślę buziaki ;*