środa, 29 maja 2013

Rozdział 48


- Bartek przestań, chcę spać - mruknęłam, gdy poczułam, że czyjaś dłoń odgarnia moją grzywkę z twarzy.
- Lilka wstawaj do cholery już po dziewiątej - mruknął zniecierpliwiony Zbyszek.
- Zibi? Co ty robisz w…? Która? - wbiłam w niego swoje wyostrzone już spojrzenie - Kurwa mać! - wrzasnęła wyskakując z łóżka jak poparzona - Przecież ja muszę być na uczelni o dziesiątej - krzyknęłam wbiegając do łazienki. Mój dzisiejszy poranny prysznic trwał równe pięć minut. Z dnia na dzień biję swoje rekordy. Ubrałam się szybko i wbiegłam do kuchni, gdzie na stało stały już przygotowane kanapki i kubek zaparzonej kawy.
- Zibi mówiłam Ci już, że cię kocham? - posłałam mu promienny uśmiech przeżuwając kolejny kęs chleba i popijając kawą.
- Zdarzało się - wyszczerzył swoje białe ząbki - Zbieraj się, pojedziemy moim samochodem.
- Naprawdę mógłbyś mnie odwieźć? Boże dzięki Ci, że przysłałeś Bartmana właśnie teraz!
- Ale te kobiety są zmienne… Jeszcze wczoraj chciałaś mi oczy wydłubać, a dzisiaj…
- Nie gadaj tyle, tylko chodź - pociągnęłam go za rękę i wybiegliśmy z mieszkania zamykając drzwi. Zbyszek to rewelacyjny kierowca i doskonale wiedział jak ominąć korki. Zaparkowaliśmy pod uczelnią dokładnie o 9.57 - Mam trzy minuty, zdążę - posłałam mu pełen wdzięczności uśmiech i popędziłam w stronę budynku. Bartman obiecał poczekać w samochodzie. Od razu skierowałam się do gabinetu rektora, który chciał mnie widzieć. Moja wizyta tam trwała zaledwie 10 minut, a gdy opuściłam to pomieszczenie miałam ochotę się rozpłakać. Wkurzona do granic możliwości zbiegałam po kolejnych schodach na dół, aż dotarłam do drzwi wyjściowych. Chwilę później znalazłam się przy samochodzie Bartmana, który siedział oparty o niego i popijał kawę z automatu.
- Dla ciebie mam herbatkę, bo tak dużo kawy pić nie powinnaś- powiedział wyciągając w moim kierunku plastikowy kubek.
- Dzięki - fuknęłam biorąc od niego kubek, wsiadając do samochodu i trzaskając drzwiami. Zbyszek także usiadł za kierownicą, chwilę mi się przyglądał po czym odezwał się cicho…
- Lila wszystko w porządku?  - wbił we mnie swoje podejrzliwe spojrzenie.   
- Tak kuźwa w jak najlepszych - warknęłam - No może oprócz tego, że zostałam wybrana spośród wszystkich studentów do szczęśliwej 10, która w ramach projektu realizowanego z uczelniami w całej Polsce przenosi nas do innych miast na studia. Mało tego, wszystko było by ok, gdyby nie to, że mi trafił się Rzeszów… A miałam skończyć tutaj kurs fotograficzny - w trakcie gdy mówiłam Bartman aż zadławił się kawą.
- Chcesz mi powiedzieć, że przenoszą cię do Rzeszowa? Rany Lilka! Lepszego miejsca nie mogłaś sobie wymarzyć! Dzwonię do Krzyśka - krzyknął uradowany i zanim zdążyłam zareagować wykonał telefon. Na początku zebrał opierdziel od libero, za to że się nie odzywa, a potem oboje zaczęli krzyczeć do telefonu, że się bardzo cieszą. Szkoda tylko, że ja nie podzielałam ich „huraoptymizmu”.  Z jednej strony studia w Rzeszowie zawsze mi się marzyły, bo przecież tam jest moja ukochana Asseco Resovia, ale z drugiej to w Warszawie miałam znajomych, mieszkanie i plany na przyszłość. Bartman zakończył rozmowę i zapytał z uśmiechem - To kiedy tam musisz być?
- Jutro rano - mruknęłam zrezygnowana.
- No to jedziemy dzisiaj w nocy - zarządził ruszając z piskiem opon spod uczelni. Po drodze zatrzymaliśmy się na obiad w jakiejś restauracji, a potem pojechaliśmy do mojego mieszkania. Zaczęłam się pakować, a Zbyszek zniósł moje walizki do samochodu. Później odpaliłam komputer i zadzwoniłam do Radka. On zareagował bardzo optymistycznie, podobnie jak cała reszta, która się dowiedziała. Cieszył się, że będę pod stałym nadzorem rodzinki Ignaczaków i Bartmana. Gdy zakończyłam rozmowę z Radkiem, zobaczyłam , że Bartek też jest dostępny. Bez chwili zastanowienia zadzwoniłam.
- No hej - uśmiechnęłam się szeroko do kamerki  - Jak tam jesteś już na miejscu?
- Cześć Lili - odwzajemnił uśmiech - Jestem, jestem. Mieszkanko nawet przytulne i ogólnie jakoś się już nawet rozpakowałem. Jutro mamy pierwsze spotkanie z trenerem. A u Ciebie jak tam?
- A u mnie jest Bartman - zachichotałam, gdy wspomniany  przez mnie osobnik właśnie stłukł coś w kuchni i głośno zaklął - Który właśnie rozpierdala mi kuchnię, poczekaj chwilę - mruknęłam wstając z sofy i biegnąc do kuchni - Zbyszek co ty…?
- Sorry Lila samo się stłukło - patrzył mnie mnie niewinnym wzrokiem znad trzech roztłuczonych kubków leżących na podłodze.
- Nie skaleczyłeś się?
 - Nie, zaraz posprzątam - mruknął.
- Stój! Idź pogadać z Kurkiem, a ja to ogarnę bo obawiam się, że jak zostaniesz tu jeszcze chwilę to może się źle skończyć - zaśmiałam się zbierając kawałki potłuczonego szkła. Bartman poszedł do salonu, a ja po niecałych trzech minutach dołączyłam do niego i zajęłam miejsce obok na sofie. Panowie rozmawiali sowie w najlepsze o siatkówce głośno się śmiejąc.
- O Liluś jesteś mój ty skarbie - zaczął słodzić Kurek.
- No jestem - posłała mu uśmiech - Jadę do…
- Tak wiem Zbyszek mi o wszystkim opowiedział i obiecał cię pilnować. Jedźcie ostrożnie i dajcie znać jak dostrzecie na miejsce. Ja zmykam się położyć bo jestem wymęczony po podróży. Trzymajcie się - pomachał w naszym kierunku - Lila kocham Cię i tęsknię - posłała mi kilka całusów.
- Ja też Bartek - także posłałam mu całusa do kamerki i zakończyłam połączenie.
- Ale się zasłodziłem - mruknął Zbyszek za co oberwał przez głowę.
- Zbieraj swoje cztery bartmanowe litery bo za godzinę jedziemy - posłałam mu słodki uśmiech wchodząc do kuchni. Zibi poczłapał za mną i staną w progu:
- A mogę liczyć na jakąś kawę, żeby nie usnąć za kierownicą? - zapytał z uśmiechem na ustach.
- Chyba zasłużyłeś - zachichotałam i przygotowałam dwie kawy. Wypiliśmy i chwilę później ruszaliśmy spod mojego bloku.
-Masz wszystko? - zapytał zapobiegawczo Zibi odpalając silnik.
- Chyba tak - raz jeszcze otworzyłam torebkę i sprawdziłam czy klucze, dokumenty i portfel są na swoim miejscu - Przecież ja jadę tam tylko na chwilę… Muszę jutro być na uczelni i dowiedzieć się szczegółów, a później rozejrzeć się za jakimś mieszkankiem czy coś.
- No chyba żartujesz! Przecież możesz zamieszkać u mnie, przynajmniej na razie prawda? - posłał mi serdeczny uśmiech - Ja aż dwóch pokoi nie potrzebuję. Mieszkanie nie należy do największych, ale miejsce dla jednej zagubionej istotki się tam znajdzie - wyszczerzył swoje ząbki.
- Zagubionej istotki powiadasz? - pokręciłam tylko głową i oparłam się o siedzenie. Około godziny 2.00 zatrzymaliśmy się na stacji benzynowej, aby „nakarmić” autko. Rozprostowaliśmy kości i ruszyliśmy dokładnie o 2.30. Mimo tak późnej pory na drogach był dość spory ruch. Przygłośniłam piosenkę  jaka lacieła w radiu i razem z atakującym zaczęliśmy głośno śpiewać. „ Mów mi dobrze, dobrze mi mów” - wył niemiłosiernie Bartman. Ubawiliśmy się przy tym naszym karaoke, bo na jednej piosence się nie skończyło. Potem wtórowaliśmy w rytm . Zbysio popisywał się swoimi zdolnościami wokalnymi, a ja śpiewałam razem z nim. Przy „Chłopaki nie płaczą” to dopiero daliśmy czadu. Po tej piosence z radia popłynęła następna  - O rany jak ja tego dawno nie słyszałam! Dlaczego te fajne, stare piosenki puszczają w radiu tak późną porą? - westchnęłam zaczynając śpiewać razem z Waldemarem Goszczem.  Tym razem to Bartman robił mi chórki. Droga upłynęła nam przyjemnie i miło, a kilka minut po 6.00 zaparkowaliśmy pod blokiem Zbyszka.
- No to jesteśmy - powiedział zadowolony z siebie kierowca - Zdążysz się jeszcze zdrzemnąć zanim odwiozę cię na uczelnię.
- O nie! Nie chcę ci się narzucać to po pierwsze, a po drugie to i tak cię już na maksa wykorzystałam - posłałam mu pełen wdzięczności uśmiech - Pojadę do hotelu - mój pomysł wywołał salwę śmiechu ze strony siatkarza.
- Ty to potrafisz człowieka rozbawić - westchnął wysiadając z samochodu i wyciągając moją torbę podręczną. Później chwycił mnie za rękę jakby się bał, że gdzieś ucieknę i weszliśmy do budynku. Poczekaliśmy na windę i wyjechaliśmy na dziewiąte piętro. Zbyszek poszukał kluczy i otworzył mieszkanie zapraszając mnie do środka - To jest właśnie moje nowe, małe królestwo - powiedział zadowolony z siebie wskazując przestronne i dobrze urządzone mieszkanko. Zdjęłam buty, a kurtkę zawiesiłam w szafie wnękowej w przedpokoju. Weszłam za właścicielem do salonu, w którym znajdował się ogromny telewizor i wielki komplet wypoczynkowy. Doskonale komponował się do tego niezbyt dużych rozmiarów stolik, na którym leżało kilka gazet sportowych. Ściana pokryta była medalami, podziękowaniami i wyróżnieniami jakich dorobił się w swojej siatkarskiej karierze, a na całej długości przy oknie znajdowała się półka, na której stały wszystkie statuetki.
- Pięknie tu masz - westchnęłam rozglądając się po salonie.
- To jeszcze nic, zapraszam do sypialni - wskazał ręką kolejne drzwi. Weszłam pierwsza i zatkało mnie z wrażenia. Pod ścianą stało ogromne dębowe łóżko. Na ścianach wisiały ramki ze zdjęciami. Były to fotki z meczów, grupowe - reprezentacyjne, klubowe, a także prytwane. Z rodzicami, z Joanną, z rodzinką Ignaczaków. Ciepły słonecznikowy kolor znajdujący się na ścianach idealnie ze wszystkim współgrał - I co o tym sądzisz? - zapytał patrząc na mnie z uśmiechem.
- Człowieku jestem w niebie - westchnęłam - Nieźle się urządziłeś.
- I tak jeszcze nie wygląda to wszystko tak jakbym chciał - posłał mi swój firmowy uśmiech - Chodź - złapał mnie za rękę i zaprowadził do salonu, wyciągnął z szafy wielki ręcznik kąpielowy i wskazał łazienkę, a sam zniknął w kuchni. Skorzystałam z propozycji i chwilę później odświeżona po podróży paradowałam po salonie w koszulce Bartmana sięgającej mi do połowy ud. Weszłam do kuchni, gdzie stało już przygotowane śniadanie.
- Zbysiu, a nie przesadzasz troszkę?
- Jedz i nie marudź, jesteś moim gościem - powiedział z uśmiechem i sam zabrał się za pałaszowanie posiłku. Później Zbyszek zmusił mnie do zdrzemnięcia się po ciężkiej podróży. Chciałam się położyć w salonie, ale on uparł się, że mam spać w jego łóżku, a na kanapie prześpi się sam. Po długich negocjacjach wreszcie uległam i poczłapałam do jego sypialni. Walnęłam się na łóżko i od razu zasnęłam, tak mnie ta podróż wykończyła. Zbyszek obudził mnie po dziesiątej.
Przebrałam się i pojechaliśmy na uczelnię. Dowiedziałam się tyle, co od mojego rektora w Warszawie. Miałam zacząć nowy rok akademicki od poniedziałku. Nadal nie byłam przekonana do tego pomysłu, ale cóż było robić. Gdy wróciliśmy do domu byłiśmy tak zmęczeni, że oboje położyliśmy się spać.
 
 - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Witajcie! Już na samym początku chcę zaznaczyć, iż wiem, że powinnam iść się powiesić, poćwiartować, zakopać, odkopać, zmielić i raz jeszcze zakopać za te zaległości jakie mam na Waszych blogach. Obiecuję uroczyście, że postaram się je jak najszybciej nadrobić. Za zaległości u siebie także przepraszam, ale ostatnio nie mam na nic czasu... Totalnie na nic :( Powyższy rozdział jest chyba najgorszym jaki stworzyłam, nie leży mi totalnie... Ale czuję się zobowiązana wreszcie Wam coś tutaj dodać, dlatego też to "coś" powyżej się pojawiło. Z góry za "to" przepraszam.
Cieszę się, że zaczął się sezon reprezentacyjny. Pierwszy mecz biało - czerwonych w Miliczu, na którym byłam obecna był rewelacyjny. Doszłam ostatnio do wniosku, że marzenia się spełniają, bo był to mój pierwszy mecz "na żywo". Nie mam pojęcia co mogłabym Wam jeszcze napisać, dlatego może raz jeszcze przeproszę za moje okropne zaległości. Dziękuję, że mimo wszystko jesteście i dajecie o sobie znać. Pozdrawiam Was serdecznie i ślę buziaki ;*

 

czwartek, 9 maja 2013

Rozdział 47


Kolejny poranek przywitałam w ramionach mężczyzny, z którym byłam gotowa spędzić resztęswojego życia. Otworzyłam oczy i starałam się odzyskać ostrość wzroku. Moja głowa spoczywała na nagiej klatce piersiowej siatkarza, obok znajdowała sięmoja ręką. Dopiero teraz poczułam lekkie łaskotanie w okolicach głowy i uniosłam swoje oczy ku górze. Ukazał mi się uśmiechnięty Bartek bawiący sięmoimi włosami i wpatrzony we mnie tymi swoimi niebieskimi oczętami, przy których zawsze wymiękałam. W jego oczach malowało się coś, czego jeszcze do tej pory nie widziałam. Było to odzwierciedlenie ogromnego szczęścia i miłości z jaką na mnie patrzył.
- Dzień doby skarbie - wyszeptał lekko zachrypniętym, ale jakże zmysłowym głosem - Mam nadzieję, że cię nie obudziłem tym łaskotaniem -spojrzał na mnie przepraszającym wzrokiem.
- Nie, skądże - mruknęłam przysuwając się bliżej i całując jego usta - Która godzina? - ziewnęłam przeciągając się i próbując zlokalizować telefon lub jakikolwiek zegarek. Wreszcie natrafiłam na budzik stojący na komodzie przyłóżku - Co? - wrzasnęłam - Prawie południe! Czemu mnie nie obudziłeś? -ponownie przeniosłam swój wzrok na Kurka.
- Nie miałem serca, spałaś tak słodko - zamruczałprzeciągając się.
- O szesnastej masz samolot, jak się spóźnisz... - jak zwykle przerwał mi w połowie zdanie wywracając mnie na plecy, przygniatając swoim ciężarem i całując w usta.
- To zostanę, a wtedy weźmiemy ślub, będziemy mieć mały domek pod lasem, gromadkę dzieci i psa. Ale najważniejsze z tego wszystkiego jest to, że będziemy cholernie szczęśliwi już do końca życia - wymamrotałponownie wypijając się w moje usta. Odwzajemniłam jego pocałunek i uwolniłam się spod jego słodkiego ciężaru, który przygniatał mnie do łóżka. Wstałam i zarzuciłam na siebie szlafrok kierując się do łazienki. Szybki prysznic odświeżył moje ciało i postawił w pełni na nogi. Oczywiście zapomniałam zabrać ze sobą czegoś do ubrania, a nie chciałam paradować po całym mieszkaniu w samej bieliźnie, dlatego wciągnęłam na siebie koszulkę Bartka, którą znalazłam w łazience. Była na tyle duża, że zakrywała mi połowę ud i przesiąknięta była jego perfumami. Wyszłam z łazienki i poczłapałam do kuchni, aby przygotować coś do jedzenia. Z produktów jakie znajdowały się w lodówce zrobiłam szybko sałatkę i kilka kanapek do wyboru. Zaparzyłam dwie mocne kawy i usiadłam przy kuchennym stole w oczekiwaniu na mojego królewicza, który właśnie przebywał w łazience. Nie musiałam długo czekać i chwilę później moim oczom ukazał się Bartuś we własnej osobie. Miał na sobie te słynne bokserki z Kubusiem Puchatkiem, z których nabijali się jeszcze w Spale chłopcy. Wystawały one delikatnie z krótkich spodenek w odcieniach ciemnej zieleni i brązu.
- Śniadanie - spojrzałam na zegarek i skrzywiłam się - A właściwie to obiad gotowy - posłałam mu niewinny uśmiech.
- Jesteś boska - szepnął całując mnie w czoło i siadając naprzeciwko mnie. Oboje byliśmy głodni więc bez słowa zabraliśmy się do pałaszowania posiłku. Później ja zajęłam się sprzątaniem, a Bartek dopakowałswoją torbę podróżną. Przyszedł potem do salonu i usiadł obok mnie na kanapie.
- Swoją drogą nie wiedziałam, że tak dobrze śpiewasz -mruknęłam podnosząc na niego wzrok znad gazety.
- Ma się ten talent - zachichotał przeczesując teatralnie swoje włosy - Lili mogę cię o coś zapytać? -spojrzał na mnie i nagle spoważniał. Nie czekając na moją odpowiedź wypalił -Mieszkasz sama… To po co ci dwuosobowa wersalka w sypialni?
- A widziałeś kiedyś jednoosobowąwersalkę głuptasie? - posłałam mu pobłażliwe spojrzenie - Wiesz… Przydaje sięod czasu do czasu na specjalne okazje - zachichotałam za co oberwałam od Bartka poduszką - O nie Kurek! Teraz to przegiąłeś - i nie będąc mu dłużną odrzuciłam w niego poduszkę. Bitwa rozpoczęła się na dobre. Oboje śmialiśmy się przy tym dołez. Później sturlaliśmy się na dywan, a on znowu przygniótł mnie tym swoim cielskiem. Dopiero kilka minut przed piętnastą zaczęliśmy się zbierać na lotnisko. Przebrałam się w letnią sukienkę rzucając w biegu kurkową koszulkę,którą nosiłam od rana na krzesło w sypialni. Zamówiliśmy taksówkę i ruszyliśmy na lotnisko. Całą drogę ręka Bartka nie wypuszczała z objęć mojej, a im byliśmy bliżej portu lotniczego tym większy ścisk odczuwałam w gardle.
- To tylko cztery miesiące -zaczął niepewnie Bartek gdy wysiedliśmy z taksówki i ruszyliśmy do budynku -Mówili, że dostanę wolne na święta Bożego Narodzenia - starał się mnie pocieszyć.
- Cztery miesiące - westchnęłam -Teraz już wiesz, dlaczego tak bardzo broniłam się przed tym uczuciem do ciebie- w moich oczach zakręciły się łzy.
- Lili damy radę, ja w to głęboko wierzę - powiedział unosząc do góry mój podbródek i spoglądając mi głęboko w oczy - Damy radę… -wiedziałam, że jeżeli cokolwiek powiem to się popłaczę,dlatego pokiwałam tylko twierdząco głową i wtuliłam się w niego najmocniej jak tylko mogłam. Nie chciałam przyjąć do siebie informacji, że przez najbliższe cztery miesiące nie będę mogła spojrzećw jego oczy, poczuć smaku jego ust, jego ciepłego dotyku na moim ciele, mieć go całego przy sobie. Nie wytrzymałam i po moim policzku spłynęła słona łza, którąBartek szybko otarł swoim kciukiem - Lili… Nie chcę żebyś przeze mnie płakała-szepnął mi do ucha - Nie płacz proszę- sam mówił drżącym od emocji głosem.
- Bartek obiecaj mi, że wrócisz -szepnęłam tonąc w jego niebieskich tęczówkach.
- Obiecuję - moje usta znów poczuły delikatny dotyk jego warg - Obiecuję skarbie - znów lekko musnął moje usta - Wrócę! Wrócę bo cię kocham i chcę być z tobą szczęśliwy - mówił patrząc w moje oczy. Ponownie wtuliłam się w jego tors i załkałam cicho. Jego silne, siatkarskie ramiona zamknęły mnie w mocnym uścisku - Musze iść - powiedziałcicho po upływie kilku minut - Bo polecą beze mnie - uśmiechnął się lekko kącikiem ust.
- Ale przyrzeknij, że będziesz dzwonił, pisał i kontaktował się ze mną na wszystkie możliwe kiedy tylko będziesz miał chwilę czasu - spojrzałam na niego siląc się na lekki uśmiech. Bartek położył prawą dłoń na swoim sercu i rzekł:
- Słowo harcerza.
- A ty w ogóle byłeś w harcerstwie? - zapytałam i oboje zaczęliśmy się śmiać - Idź ty - przeczesałam swoimi palcami jego włosy. Przysunął głowę tak, że nasze czoła znów sięzetknęły
- A słowo siatkarza może być? -pokiwałam twierdząco głową, a Bartek znów wpił się w moje usta.
- Wiesz jak bardzo nienawidzępożegnań - szepnęłam, gdy tylko uwolniłam swoje usta od jego namiętnego pocałunku - Idź już lepiej - mruknęłam. Cmoknął mnie jeszcze w czoło i pobiegłna odprawę. Zatrzymał się jeszcze na chwilę przy bramkach kontrolnych, a ja pomachałam mu. Posłał mi całusa w powietrzu i zniknął za zakrętem. Dopiero teraz mogłam dać upust swoim emocjom. Łzy kapały po moich policzkach z takąprędkością, że nie nadążałam ich wycierać.
- Jak kocha to wróci - powiedziała jakaś starsza pani stając obok mnie i wyciągając do mnie paczkę chusteczek higienicznych - A z tego co widziałam to kocha i to bardzo - powiedziała rozmarzonym głosem - Przepraszam, że się tak wam przyglądałam, ale tworzycie taką piękna parę, że aż grzech nie popatrzeć na cudze szczęście - powiedziała z uśmiechem. Ja w tym czasie wytarłam już oczy i wydmuchałam nos - Musicie byćszalenie zakochani - podsumowała swoją wypowiedź.
- Jesteśmy - odpowiedziałam z uśmiechem, podziękowałam za chusteczki i ruszyłam do wyjścia. Zaraz przy budynku był postój taksówek. Złapałam jedną z nich i wróciłam do domu. Czułam się tak, jakbym przed chwilą pozwoliła odejść mu na zawsze. Obiecałam, że nie będę płakać, ale wcale nie było to takie łatwe. Zrobiłam sobie gorącą czekoladęi włączyłam laptopa. Po zalogowaniu na skype’a zobaczyłam, że Radek jest dostępny więc postanowiłam zadzwonić. Odebrał po kilku sygnałach i powiedziałzaspanym głosem:
- Halo?
- Cześć braciszku! - wyszczerzyłam się do kamerki - Co ciekawego robisz?
- Śpię - mruknął zrezygnowany.
- Przy włączonym laptopie? -zachichotałam.
- Oj Lilka program się ściągał, do projektu jest nam potrzebny - wymamrotał włączając kamerę internetową - O! Jużcię widzę - uśmiechnął się nadal zaspany. Wyglądał tak przesłodko - Nie zapominaj,że u mnie jest inna strefa czasowa.
- No wiem przecież - wywróciłam oczami - Jak tam?
- Żyję jak widzisz - mruknął - A jak u Was?
- U mnie chciałeś powiedzieć -odpowiedziałam cicho.
- Bartek już poleciał? - zapytałprzypatrując się mojemu wizerunkowi w laptopie.
- Właśnie wróciłam z lotniska, byłam go odwieźć.
- Nie przejmuj się kocha to wróci- zachichotał - A tak swoją drogą to śliczne foteczki na facebooku ostatnio u was widziałem, aż serce rośnie ci powiem.
- Spadaj - wystawiłam mu język -Ty też mógłbyś się rozejrzeć za jakąś dobrą partią.
- Ja nie mam czasu - stanowczo zaprzeczył - Przyjechałem tu do pracy, a nie szukać swojej drugiej połówki -westchnął - Czekaj, czekaj, czekaj… - dopiero teraz przetrawił moje słowa -„rozejrzeć się za dobra partią”? Czyli wy już oficjalnie jesteście razem tak?-zapytał uradowany.
- No na to wygląda - nie dał mi dokończyć bo krzyknął z całych sił.
- Moje gratulacje pani Kurek!
- Dureń - skomentowałam jego zachowanie śmiejąc się i kręcąc głową - Wiesz co Radziu? Teraz czuję sięszczęśliwa, naprawdę szczęśliwa - westchnęłam.
- Co ta miłość robi z człowiekiem- zachichotał.
- Tak, tylko że on będzie w Moskwie, a ja w Warszawie - mruknęłam markotniejąc.
- Oj tam dacie sobie radę - "Czy on się kurde z Kurkiem na to „dacie sobie radę” umówił?” - Pomyśl sobie,że kiedyś w czasach wojny- zaczął snuć opowieść mój brat - Kobiety żegnały sięze swoimi ukochanymi i nie były pewne gdzie oni będą i czy w ogóle wrócą, a ty moja droga jesteś w komfortowej sytuacji. Wiesz, że Kuraś będzie w Moskwie, wiesz co będzie tam robił i przede wszystkim wiesz, że za cztery miesiące wraca- wyszczerzył się do kamerki.
- Ta… Idź spać, bo bredzisz mój drogi - posłałam mu słodki uśmiech - Odezwij się na dniach, paaa - rozłączyłam połączenia nie słuchając co jeszcze miał do powiedzenia Radek. Wyłączyłam laptopa i poszłam do sypialni. Na krześle leżała koszulka Bartka. Uśmiechnęłam się sama do siebie wyobrażając sobie jego minę, gdy nie znajdzie jej w swojej torbie. Uwielbiał ją tak samo jak ja. Złożyłam ja i włożyłam do szafy ubraniowej. Zegarek wybijał kilka minut po 19.00 Nie miałam pojęcia kiedy ten czas tak zleciał. Z zamyślanie wyrwał mnie dźwięk telefonu. Podbiegłam do półki, a gdy spojrzałam na wyświetlacz, na którym widniało imię „Zbyszek”odebrałam czym prędzej. Nie zaczęłam tej rozmowy od tradycyjnego „cześć” tylko od opieprzenia go.
- Bartman do cholery! Ileż można się nie odzywać?! Nie odbierasz telefonu, nie odpisujesz na sms-y, maile i wiadomości na fejsie… To co ja mam ci kurwa gołębia pocztowego wysłać, żebyśsię łaskawie odezwał? - wrzasnęłam do słuchawki.
-…
- Tak… I nie mogłeś wysłać jednego głupiego sms-a o treści „U mnie ok”, albo cokolwiek innego? - warknęłam do słuchawki…
- …
- Nie kurwa nie mam zespołu napięcia przedmiesiączkowego pacanie! - po raz pierwszy od niepamiętnych czasów wyprowadził mnie tak z równowagi - Czekaj, czekaj - powiedziałam już nieco spokojniej - To gdzie ty teraz jesteś?
-…
- Ja już wróciłam do Warszawy. W takim razie chcę cię widzieć najpóźniej za pół godziny u mnie zrozumiano?
-…
- Obiecuję, że cię nie pobiję -zaśmiałam się do słuchawki - Do zobaczenia - zakończyłam połączenie. Tak jak obiecał dokładnie trzydzieści minut później usłyszałam dzwonek do drzwi. Gdy je otworzyłam najpierw zobaczyłam ogromny bukiet czerwonych róż, a dopiero potem uśmiechniętą twarz Zbyszka - Zapraszam - powiedziałam z uśmiechem odsuwając się od drzwi. Mój gość wszedł i wręczył mi bukiet kwiatów. Podziękowałam i wbiłam w niego swoje spojrzenie - Rozumiem, że to na przeprosiny tak?
- Nieźle się wkurzyłaś, darłaś sięna mnie tak przez ten telefon, że zastanawiałem się czy w ogóle mogębezpiecznie tu przyjść - mruknął zdejmując buty i stając naprzeciwko mnie.
- Bo się martwiłam idioto! Nie odzywałeś się do nikogo, do mnie, do Igły, o reszcie chłopaków to już nie wspomnę…
- Przepraszam, przyjechałem do Warszawy do mieszkania siostry… Musiałem sobie poukładać pewne rzeczy, pobyć w samotności. Nie gniewasz się?- jego mina przypominała w tym momencie minę kota ze Shreka.
- Domyśl się - posłałam mu lekki uśmiech - Zbyszek ja nie byłam na ciebie zła… Ja byłam mega wkurwiona -zmrużyłam swoje oczy - Obiecaj, że to sięwięcej nie powtórzy.
- Obiecuję - powiedział cicho - I raz jeszcze przepraszam, wiem, powinienem się odezwać.
- Powinieneś... - westchnęłam.
- To co nie przywitasz się ze mną?- rozłożył swoje siatkarskie ramiona, a ja uwiesiłam się na jego szyi i cmoknęłam go w policzek.
- Dobrze, że jesteś! Mam ci dużo do opowiedzenia. Złapałam go za rękę i zaprowadziłam do salonu. Na życzenie mojego gościa zrobiłam mu herbatę. Razem przygotowaliśmy kolację, a Zbyszek otworzył wino, które przyniósł. Do późnych godzin nocnych siedzieliśmy w salonie i rozmawialiśmy. Opowiedziałam mu o wszystkich cudownych chwilach spędzonych z Bartkiem, o tym jak bardzo już za nim tęsknię mimo tego, że dopiero dzisiaj wyjechał i o tym, że nie wyobrażam sobie tak długiego rozstania. Pytał o Radka więc zdradziłam mu kilka szczegółów jakie sama zdołałam się dowiedzieć od brata. Potem Zbyszek opowiadał, że zakwaterował się już w Rzeszowie i urządziłmieszkanko. Michał i Monia nadal się do niego nie odzywają, podobnie jak Joanna. Jego matka stara się utrzymywać z nim jako taki kontakt, ale ojciec jej to utrudnia. Sam nie rozmawiał z synem od pamiętnej kłótni. Od słowa do słowa okazało się, że zrobiło się późno, a zegarek wybijał właśnie trzecią nad ranem. Nie pozwoliłam Zbyszkowi wracać o tej porze do domu. Zresztą czułam się o wiele bezpieczniej, gdy był tutaj ze mną. Pościeliłam mu w na kanapie w salonie, dałam czysty ręcznik i poprosiłam, żeby pojechał ze mną następnego dnia na uczelnię, bo dzisiaj dostałam telefon, że mam się tam jutro stawić. Sama wzięłam szybki prysznic, przebrałam się w kurkową koszulkę i wdychając zapach jego perfum zasnęłam.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Witam, witam :) Korzystając z tego, że jeszcze dzisiaj mam wolne więc oddaję w Wasze ręce kolejny rozdział. Nie będę już wspomniała o tym, że po opublikowaniu tego rozdziału moje życie jest zagrożone :D Imperfecta i Fleur uduszą mnie za ZB9, no ale trudno :) Jednakże myślę, że Hope i Iwona będą zadowolone z faktu, iż Zbysław się pojawił :D Oświadczam wszem i wobec, że nasz Ziomczysław także jeszcze będzie miał swoje pięć minut ( może trochę więcej niż pięć ;) ) Od przyszłego tygodnia zaczyna się znów totalna masakra w moim grafiku, dlatego rozdziały będą się pojawiały w weekendy. No chyba, że znajdę chwilę w tygodniu, także zaglądajcie :)
Romantycznie - słodki wątek miłosny między Kurasiem, a Lilką dobiegł końca, bo wytorpedowaliśmy go na zsyłkę do Rosji xD Czy takowy się jeszcze pojawi w tym opowiadaniu? Nie mam pojęcia, bo jeszcze nie wymyśliłam zakończenia... Znaczy w początkowych planach to się miało skończyć zaraz po IO, no ale... Same widzicie ;) Nie marudzę już dłużej i zmykam korzystać z pięknej pogody za oknem :) Trzymajcie się cieplutko - L. ;*

wtorek, 7 maja 2013

Rozdział 46


- Lilka! Nie widziałaś gdzieś mojej pianki do golenia? - po całym domu rozległ się wrzask Bartka dochodzący z łazienki.
- Sprawdź w dolnej szufladzie przy wannie - pokierowałam go sama pakując do torby kanapki na drogę i dwie butelki wody. Nasz wspólny tydzień minął jak z bicza strzelił i nadchodził dzień rozstania. Jechaliśmy razem z Bartkiem do Warszawy. Ja miałam od przyszłego tygodnia zacząć kurs fotograficzny, a potem wrócić na uczelnię, a Bartek miał jutro w południe samolot do Moskwy - Gotowy? - zapytałam stając w drzwiach łazienki.
- Prawie - obdarzył mnie uśmiechem - Brakuje mi tylko jeszcze jednego w walizce - odparł z powagą.
- Czego?
- Ciebie skarbie - powiedział podchodząc do mnie od tyłu, obejmując mnie i całując w szyję.
- Obiecałam, że cię odwiedzę tak? Nie wiem jak to zrobię, ale zrobię - uśmiechnęłam się i odwróciłam przodem do niego - Wiesz co? To był najpiękniejszy tydzień w moim życiu i to dzięki tobie - powiedziałam ze ściśniętym gardłem - Dziękuję za wszystko.
- O nie! Bez zbędnego rozczulania - zaśmiał się całując mnie w nos i wymijając w drzwiach łazienki. Chwilę później siedzieliśmy już w autokarze, który miał nas zawieźć do Gdańska. Z Gdańska mieliśmy bezpośredni pociąg do Warszawy. Trochę musieliśmy się nakombinować, ale przecież nie pojedziemy samochodem Bartka, bo nie miałby potem gdzie go zostawić. Ja prawka jeszcze nie posiadam, ale obiecałam sobie, że w najbliższym czasie zapiszę się na kurs. Podróż była lekko uciążliwa, bo mimo tego, że była końcówka sierpnia gorące słońca dawało o sobie znać. Kiedy wysiedliśmy z pociągu na Dworcu Głównym w Warszawie dziękowałam Bogu, że podróż dobiegła już końca. Dojechaliśmy tramwajem na mój przystanek i wlekąc za sobą walizki władowaliśmy się do windy w bloku. Wjechaliśmy na piętro i rozpoczęłam przeszukiwania torebki, aby zlokalizować klucze.
- A co jak zostały w Kołobrzegu? - zapytałam lekko wystraszona nie mogąc na nie natrafić.
- Ja tą jedną noc mogę się przespać w hotelu - powiedział w ogóle nie zmartwiony sytuacją Bartek.
- No tak… A ja to co? Później będę spałam pod mostem tak?
- Nie! Później pojedziesz ze mną do Rosji - zachichotał.
- Chyba nie będzie takiej konieczności - zawołałam machając mu znalezionymi kluczami przed oczami. Otworzyłam drzwi do mieszkania i weszliśmy do środka. - Tylko się nie wystrasz, bo dawno tu nikt nie sprzątał - powiedziałam z niewinnym uśmiechem.
- Ładnie i przytulnie tutaj masz - powiedział rozglądając się po salonie - Ramki ze zdjęciam, plakat reprezentacji, prawie jak w domu - zachichotał.
- No bo ja jestem w domu - trafnie zauważyłam - Bartman też od razu zwrócił uwagę na plakat reprezentacyjny… Wy na serio macie fioła na swoim punkcie.
- Bartman? - Bartek spojrzał na mnie uważnie unosząc brew do góry - Kiedy u ciebie był? - w tym momencie pożałowałam, że chwilę wsześniej nie ugryzłam się w język.
- Jak mieliśmy lecieć do Londynu… Pamiętasz jeszcze trening w Warszawie?
- Pamiętam, pamiętam… A nam ta menda powiedziała, że idzie do własnego mieszkania. Spał u ciebie? - Kuraś nie dawał za wygraną.
- Tak jakoś  wyszło - powiedziałam wymijająco nastawiając wodę w czajniku na herbatę.
- Tak jakoś wyszło? - zachichotał nerwowo Bartek - Miło, że się dowiaduję…
- Rany no! Powiedziałam, że spał u mnie, a nie ze mną to po pierwsze. Po drugie jeżeli chcesz wiedzieć co robiliśmy to proszę bardzo: przyniósł filmy na DVD, obejrzeliśmy je, zjedliśmy pizzę i wypiliśmy trochę za dużo wina, więcej nie pamiętam… Wiem tylko, że następnego ranka był na tyle kochany, że zrobił mi jajecznicę na śniadanie, zakupy do lodówki i zapas wody oraz tabletek na kaca - warknęłam mierząc Kurka - Coś jeszcze chcesz wiedzieć?
- Tak… Który z nas robi lepszą jajecznicę? - zapytał wybuchając śmiechem. Oberwał za to lekkiego kuksańca w bok, a potem gdy udawał ciężko obrażonego dostał całusa. 
- Pieprzony zazdrośnik z ciebie wiesz?- spojrzałam na niego oplatając swoję ręce wokół jego szyi.
- Wiem - odpowiedział z uśmiechem i wpił się w moje usta.
- Dobra Kuraś koniec tych czułości - zaśmiałam się odklejając się od niego i idą do kuchni, aby zrobić herbatę.
- Masz jakieś plany na wieczór? - zapytał pojawiając się w kuchni.
- Planuję się wyspać, bo podróż była męcząca- odpowiedziałam z uśmiechem stawiając przed nim kubek z herbatą.
- Wyśpisz się jutro, dzisiaj zabieram cię na kolację - uniósł kąciki swoich ust w lekkim uśmiechu - I nie ma żadnego ale… - wiedział, że zaraz zacznę protestować.
- No dobra - mruknęłam - Ale daj mi trochę czasu, muszę się ogarnąć - posłałam mu słodki uśmieszek.
- Teraz jest - zerknął na zegarek - 18.00, więc masz czas do 19.30 - zachichotał - Wystarczy?
- W zupełności - puściłam mu oko i skierowałam się do swojego pokoju. Zabrałam z niego ręcznik i wyjęłam kosmetyczkę z torby. Poszłam wprost do łazienki i wskoczyłam pod prysznic. Takie odświeżenie po podróży to było to czego potrzebowałam. Umyłam całe ciało łącznie z włosami, wtarłam w nie odżywkę, a skórę natarłam truskawkowym balsamem. Ubrana w samą bieliznę i owinięta szczelnie ręcznikiem wróciłam do pokoju, aby znaleźć jakieś ubranie. Skoro miała to być kolacja na mieście, a wieczór był wyjątkowo ciepły postanowiłam założyć czerwoną sukienką na szerokich ramiączkach sięgającą mi kilka centymetrów przed kolano. Włosy wysuszyłam suszarką i spięłam kilka kosmyków na górze, a reszcie pozwoliłam swobodnie opadać na moje ramiona. Wróciłam do łazienki i wykonałam lekki makijaż podkreślający oczy. Spryskałam szyję ulubionymi perfumami, dobrałam biżuterię, a na nogi założyłam czarne, ale niezbyt wysokie szpilki. Jeszcze tylko mała, czarna torebeczka przewieszona przez ramię i byłam gotowa do wyjścia. Weszłam do salonu, gdzie Bartek siedział i oglądał „Wiadomości” w TV.
- Jestem gotowa - mruknęłam cicho patrząc na niego.
- Dobrze, ja też zaraz się zbieram - odpowiedział przelotnie na mnie spoglądając i znów przenosząc swój wzrok na ekran telewizora. Po chwili jednak znieruchomiał i ponownie wbił we mnie swoje spojrzenie - O kurwa… - szepnął.
- Kurwa też kobieta… - prychnęłam - Coś nie tak?
- Wszystko tak… - powiedział rozanielonym głosem wstając z kanapy i podchodząc do mnie- Jesteś piękna Lila, bardzo piękna - jego ręce powędrowały na moje biodra i przyciągnęło moje ciało do niego. Po raz kolejny dzisiejszego dnia wpił się w moje usta, a ja po raz kolejny zarzuciłam swoje ręce na jego szyję i oddałam się tej słodkiej przyjemności. Trwaliśmy chwilę w namiętnym pocałunku po czym oderwałam się od niego i zarządziłam:
- Dobra zbieraj się bo jestem głodna - posłałam mu ciepły uśmiech. Bartek jak na polecenie pobiegł do łazienki, a chwilę później usłyszałam szum wody. Po niecałych dwudziestu minutach stanął przede mną ubrany w ciemne jeansy, kraciastą koszulę i marynarkę.
- Idziemy? - zapytał z uśmiechem. Kiwnęłam twierdząco głową, narzuciłam na swoje ramiona czarny żakiet i wychodząc z mieszkania zamknęłam drzwi, a klucz schowałam do torebki. Wieczór był przepiękny, dlatego zrezygnowaliśmy z taksówki i postanowiliśmy się przespacerować. Dotarliśmy do restauracji, do której prowadził mnie Bartek.
- Mogę cię o coś zapytać? - spojrzałam na niego kiedy otwierał mi drzwi do lokalu.
- Jasne - odpowiedział szczerząc swoje zęby w uśmiechu. Nie zdążyłam jednak nic powiedzieć bo podszedł do nas kelner i zaprowadził do stolika pod oknem oraz wręczył menu.
- Zarezerwowałeś stolik i nic mi nie powiedziałeś? - wbiłam w niego swoje podejrzliwe spojrzenie.
- Nie było okazji - odpowiedział wymijająco uśmiechając się pod nosem - Ale chyba nie o to chciałaś zapytać prawda?
- Tak… Zastanawiam się skąd tak dobrze znasz Warszawę? - nadal świdrowałam go swoimi oczami.
- Aaa bywało się to tu, to tam - posłała mi szczery uśmiech - Wiesz…Siatkarz to obywatel świata, ciągle w rozjazdach i w ogóle.
- No tak - mruknęłam zagłębiając wzrok w kartę dań - To co zamawiamy?
- A na co masz ochotę?
- Sama nie wiem… Coś lekkiego najlepiej, z małą ilością mięsa, dużo warzyw - wymieniałam swoje upodobania.
- To może sałatka z kurczakiem, specjalność naszej restauracji? - zapytał zjawiający się nie wiadomo skąd kelner - Do tego proponuję serowe roladki zapiekane w sosie majerankowym i jakieś dobre czerwone wino - powiedział z uśmiechem.
- Skoro pan poleca - zastanawiał się Bartek - W takim razie poprosimy razy dwa i to wino, ale jakieś naprawdę dobre.
- Oczywiście - mruknął skrobiąc coś na karteczce i odchodząc w stronę kuchni. Czekaliśmy chwilkę na nasze zamówienie, a po upływie kilkunastu minut mogliśmy się już raczyć naszą kolacją. Siedzieliśmy i rozmawialiśmy bardzo długo. Wina w butelce wciąż ubywało, a my bawiliśmy się coraz lepiej. Najpierw Bartek karmił mnie, potem ja jego. Co chwilę wybuchaliśmy śmiechem nie zważając na ludzi dookoła nas. Liczyło się teraz to, że jesteśmy tutaj razem. Wraz z upływem czasu w restauracji robiło się coraz puściej. Kilka minut po 23.00 postanowiliśmy zmienić lokal na bardziej luzacki. Bartek uregulował rachunek jak na prawdziwego dżentelmena przystało i ruszyliśmy powoli uliczką w stronę rynku warszawskiego. Warszawa nocą była cudowna. Szliśmy trzymając się za ręce i śmiejąc w głos. Czułam się teraz naprawdę szczęśliwa i nie wyobrażałam sobie jutrzejszego dnia i pożegnania na lotnisku. Na samą myśl o tym łzy napłynęły do moich oczu, co nie uszło uwadze Bartka. Ścisnął mocniej moją dłoń, a potem objął mnie ramieniem i przyciągną do siebie całując w czoło.
- Damy radę Liluś - powiedział jakby czytał w moich myślach. Pokiwałam tylko głową uśmiechając się do niego i ruszyliśmy dalej przed siebie. Spacerowaliśmy z dobrą godzinę po rynku i pobliskich uliczkach.
- Bartek gdzie my właściwie idziemy? - zapytałam, gdy ciągnął mnie za rękę w kolejną już uliczkę.
- Tutaj na rogu był kiedyś taki klub karaoke - powiedział z uśmiechem - Pomyślałem, że możemy się trochę zabawić.
- To chyba nie jest dobry pomysł… Nie zapominaj, że jutro wylatujesz do Moskwy, musisz się wyspać i w ogóle… - zaczęłam marudzić, ale Bartek nie słuchał dalej moich wywodów tylko jednym, szybkim ruchem przerzucił mnie przez swoje ramię i wniósł siłą do lokalu. Dopiero w środku postawił mnie na podłodze uśmiechając się tryumfalnie.
- Dzisiaj nawet nie oberwałem pięściami po głowie - zaczął rechotać - Czy to znaczy, że już mnie trochę lubisz?
- To znaczy, że przyzwyczaiłam się do twojego głupiego zachowania - zgromiłam do wzrokiem i podeszłam do baru. Zamówiliśmy dwa piwa, dla Bartka zwykłe, dla mnie z sokiem malinowym. Usiedliśmy przy barze i zaczęliśmy rozmawiać. Ukradkiem rozglądałam się po klubie. Wnętrze było przytulne, a na parkiecie szalało wiele osób. Tutaj aż tętniło życiem nocnym. Na scenie grał jakiś miejscowy zespół złożony z młodych ludzi, prawdopodobnie ze studentów, którzy starali się w jakiś sposób dorobić. Bartek wyciągnął mnie na parkiet, w trakcie jednej z bardzo starych piosenek jakie znałam jeszcze z dzieciństwa. Kolejny dowód na to, że ludzie bawią się doskonale do muzyki, która była popularna dekadę lub więcej temu. Bartek znał słowa tej piosenki co mnie bardzo zdziwiło. Śpiewał do mnie wraz z kolejnymi obrotami jakie wykonywał. Później młodzi artyści dorzucili jeszcze jeden szybszy kawałek, który także przetańczyliśmy i prześpiewaliśmy. Następne kilka minut spędziliśmy kołysząc się w rytmach Lady Pank, a potem zespół dał trochę wytchnienia schodząc na spokojniejsze tony. Z głośników popłynęły pierwsze słowa „Gdy emocje już opadną jak po wielkiej bitwie kurz…”, a ja wtuliłam się w tors Bartka. Objął mnie i przytulił mocno do siebie. Kołysaliśmy się w rytmach Perfectu. Po tej piosence zespół zszedł na przerwę, a my wróciliśmy do baru i zamówiliśmy kolejne piwo.
- Drodzy państwo, a teraz czas na gwóźdź wieczoru - karaoke w państwa wykonaniu - zapowiadał ze sceny wokalista - Zasady są proste - podchodzą państwo do nas, wpisują się na listę i czekają na swoją kolej. Podają piosenkę, my włączamy a wy śpiewacie! - wrzasną uradowany do mikrofonu - Zapraszam serdecznie!
- Idziemy ? - Bartek poruszał charakterystycznie swoimi brwiami.
- Chyba śnisz Kurek, chyba śnisz- zaśmiałam się upijając kolejny łyk piwa przez słomkę. Chwilę później Bartek stwierdził, że odczuł nagłą potrzebę oddania moczu i że zaraz wróci. Zostałam więc przy barze pijąc piwo i rozmawiając z barmanem. Później reflektory i światła dyskotekowe pogasły i zrobiło się bardzo nastrojowo. Na scenę skierowano jeden, duży reflektor i włączono małe światełka w końcach sali. Wszędzie panował miły półmrok. Na scenie pojawił się wokalista zespołu zapowiadając pierwszego ochotnika do karaoke. Obróciłam się na krzesełku w stronę sceny, aby lepiej widzieć tego człowieka, który odważył się tam wejść i zaśpiewać przed tyloma ludźmi.
- No to ciekawie się zapowiada - powiedziałam z uśmiechem do barmana. Na krzesełkach obok mnie siedziały jakieś dziewczyny i także z niecierpliwością wpatrywały się w scenę. Po upływie kilku chwil pojawił się na niej…
- Bartek? - wyrwało mi się dość głośno, a barman zaśmiał się cicho. Kurek wyjął mikrofon ze statywu, bo ten sięgał mu gdzieś powyżej pasa. Ogarnął wzrokiem salę i zatrzymał swoje spojrzenie na ludziach przy barze. Jego wzrok spotkał się z moim, a ja tylko pokręciłam głową z uśmiechem.
- Dobry wieczór państwu - zaczął swoją przemowę.
- Czy to nie jest ten siatkarz z reprezentacji? - pisnęły jednocześnie dziewczyny siedzące obok mnie - Boże to chyba on… To Bartosz Kurek!
- Nie, nie - zaprzeczyłam z trudem hamując śmiech - Wydaje się wam - barman z tym momencie nie wytrzymał i wybuchnął śmiechem, za co został nieprzyjaźnie zmierzony przez te dwie.
- To na pewno on, widziałam go w telewizji więc wiem jak wygląda - piekliła się jedna z nich. Postanowiłam już tego nie komentować. Skupiłam swoją uwagę na Bartku, który nadal nawijał coś do mikrofonu.
 - Nie przyszedłem tutaj sam. Jest ze mną osoba, która na przestrzeni ostatnich kilku miesięcy stała się dla mnie całym światem. Ta kobieta jest wyjątkowa i bardzo, ale to bardzo mi na niej zależy. Lili…Dzięki tobie moje życie nabrało sensu, dlatego tą piosenkę dedykuję tobie - zakończył swoją przemowę, a ja poczułaś ścisk w gardle i łzy w oczach oraz zabójczy wzrok dziewcząt siedzących obok.
- Musi cię bardzo kochać, że skrzywdził tak swoje fanki - zachichotał barman dolewając mi piwa. Zasłoniłam swój kufel ręką dając mu do zrozumienia, że już wystarczy, ale ten tylko się uśmiechnął i powiedział - Dzisiaj zakochani piją na koszt firmy - odwzajemniłam jego uśmiech i ponownie zatopiłam swoje usta w musującym płynie. Z głośników popłynęła muzyka, a Bartek wydobył z siebie pierwsze słowa piosenki „Chcę ci coś opowiedzieć, ale brakuje słów, żeby wyrazić to co czuję”. Wciąż wpatrywał się we mnie, a sprytny operator światła odszukał mnie rażącym po oczach reflektorem i skierował na mnie strumień światła. „Na zawsze z tobą być, śnić z tobą twoje sny” płynęło z głośników. „Kocham cię już wiem” - śpiewał Bartek, a ja czułam jak po moich policzkach spływają łzy szczęścia. Wszyscy obecni w klubie co chwilę patrzyli to ma mnie to na śpiewającego Kurka. Chwilę później znalazł się obok mnie mężczyzna prowadzący karaoke i wyciągnął mnie za rękę pod samą scenę. Gdy tylko się tam znalazłam Bartek zeskoczył ze sceny i stanął przy mnie nadal śpiewając „Kocham cię już wiem, jedno słowo… Cichy szept…”Nasze ręce splotły się razem, a spojrzenia nie opuszczały siebie ani na chwilę. Kciuk Bartka otarł łzę spływającą po moim policzku, a gdy tylko melodia płynąca z głośników ucichała, oddał pośpiesznie mikrofon i chwycił moją twarz w obie dłonie wpijając się w moje usta. Oddałam się jego pocałunkowi, a na sali słychać było głośne brawa i gwizdy. Chwilę później oderwałam swoje wargi od jego ust.
- Jesteś wariatem - szepnęłam, gdy nasze czoła zetknęły się razem.
- Wiem, ale za to mnie właśnie kochasz prawda? - wyszczerzył swoje śnieżnobiałe zęby.
- Kocham cię - wyszeptałam ponownie muskając jego usta. Złapałam go za rękę i wyszliśmy bocznym wyjściem z baru prawie niezauważeni. Skierowaliśmy się do mieszkania. Zegarek wybijał właśnie kilka minut po godzinie pierwszej, ale nam to w zupełności nie przeszkadzało. Oboje wiedzieliśmy co zaraz nastąpi i cholernie nie mogliśmy się doczekać tej chwili. Ledwo zdążyłam zamknąć za sobą drzwi i przekręcić zamek, a usta Bartka znów przywarły do moich. Jego ręce błądziły po moich plecach, a moje wplatały się w jego włosy. Kurkowe wargi muskały lekko moją szyję, a ja czułam, że rozpływam się w jego ramionach. Zdecydowanym ruchem chwycił mnie na ręce i kilka sekund później znaleźliśmy się w sypialni. Pozbywaliśmy się wzajemnie swojej odzieży i bielizny nie poprzestając czułych pieszczot i pocałunków. Delikatność, a zarazem stanowczość ruchów doprowadzała mnie do granic szaleństwa. Przylegliśmy do siebie łącząc się w jeden, idealnie współgrający organizm. Fala rozkoszy rozlewała się po naszych ciałach, a my oboje czuliśmy się spełnieni i cholernie szczęśliwi.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Witam Was! Oddaję w wasze ręce kolejny rozdział z cyklu "żyli długo i szczęśliwie" przynajmniej tymczasowo... ;) W następnym rozdziale pożegnamy się z Kurasiem, a przywitamy z...?




niedziela, 5 maja 2013

Rozdział 45


Kolejny poranek rozpoczął się dla mnie bardzo wcześnie, bo wstałam kilka minut przed 5.00. Standardowo poczłapałam pod prysznic i dopiero w łazience zorientowałam się, że spałam w koszuli Bartka całą noc. Wzięłam szybki prysznic, ubrałam się tym razem już w swoje rzeczy i zeszłam na dół. W domu panowała ogólna cisza, a słońce dopiero powoli przebijało swoje promienie poprzez gałęzie leśnych drzew. Zaparzyłam dwa kubki świeżej kawy i zrobiłam cały talerz kanapek. Około godziny szóstej weszłam po cichu do pokoju Bartka stawiając na stole wcześniej przygotowane jedzonko. Spał na prawym boku jak zabity, a jego klatka piersiowa unosiła się od równomiernych oddechów. Usiadłam na brzegu łóżka i przejechałam swoją dłonią po jego włosach.
- Jeszcze pięć minut mamo - wymruczał przez sen naciągając kołdrę po sam nos. Zaśmiałam się cicho i położyłam obok niego obejmując go ramieniem i odkrywając jego ucho. Pochyliłam się nad nim i wyszeptałam:
- Pięć minut ci mogę jeszcze dać, ale nie mów do mnie mamo…
- O Boże! - wrzasnął jak poparzony siadając na łóżku.
- Lilianna, miło mi - powiedziałam z uśmiechem wyciągając do niego rękę - Boże też do mnie nie mów, bo mi głupio...
- Czy  ty do jasnej cholery musisz mnie zawsze straszyć? - zapytał wbijając we mnie swoje niebieskie tęczówki. Był cholernie zaspany i wyglądał przeuroczo. Spał w samych spodenkach, więc miałam idealny wgląd na jego umięśnioną klatkę piersiową.
- Czy to do jasnej cholery zawsze musisz być taki opryskliwy z samego rana? - zapytałam mierząc go. Nie odpowiedział nic, tylko ponownie rzucił się na łóżko obok mnie. Chwilę później odwrócił się na bok przodem do mnie i cmoknął mnie w czoło.
- Cześć Lila - powiedział z lekkim uśmiechem.
- Teraz to cześć… - mruknęłam udając obrażoną.

- To ja powinienem się obrazić za to wczorajsze nie sądzisz? - zapytał odgarniając moją grzywkę z oczu.
- Ja też mam ku temu powody więc uważaj - zaśmiałam się - Dobra przyznaję to wczorajsze zachowanie było głupie zarówno z mojej jak i z twojej strony.
- Co racja to racja - uśmiechnął się - To co zakopujemy topór wojenny? - zapytał wyciągając do mnie rękę.
- Jak na razie jest jeden do jednego więc chyba możemy, tylko ciekawa jestem na jak długo - powiedziałam z lekkim uśmiechem ściskając jego rękę. Kurek wykorzystał tą sytuację wpijając się w moje usta i całując mnie - Bartek! - wrzasnęłam gdy tylko oderwałam się od jego warg.
- Dwa jeden dla mnie! - zawołał rechocząc i wyskakując z łóżka. Popędził do łazienki, a ja rozłożyłam się na jego łóżku i obiecałam sobie, że kiedyś go najnormalniej w świecie zabiję, zakopię, odkopię, poćwiartuję, później utopię, rzucę jego szczątki na pożarcie piraniom ,a dopiero wtedy za niego wyjdę. Moje rozmyślania przerwało pojawienie się w pokoju Bartka w samych slipkach.
- Mógłbyś się ubrać? - zapytałam lekko zdegustowana wstając z jego łóżka i siadając na krześle.
- Jestem w swoim pokoju - wyszczerzył swoje białe ząbki.
- A ja jestem w swoim domu panie Kurek - mruknęłam wychodząc z pokoju - Na stole masz śniadanko, idę robić obiad.
- O szóstej rano? - nie doczekał się jednak odpowiedzi, bo już dawno byłam w kuchni. Po upływie około trzydziesty minut podczas krojenia warzyw do sałatki poczułam na swojej talii wielgachne łapy Kurka.
- Nudzisz się? - zapytałam zrzucając jego ręce z moich bioder.
- Nie, po prostu uwielbiam cię denerwować - zaśmiał się całując mój policzek i zabierając się za zmywanie.
- Uważaj na palce, bo znowu sobie coś zrobisz - powiedziałam śmiejąc się, ale gdy zobaczyła minę Bartka przestałam i zajęłam się krojeniem. W rezultacie obiad zrobiliśmy wspólnie i do południa oglądaliśmy jakieś nudne filmy na DVD. Po obiedzie wybraliśmy się wspólnie na małe zakupy, a czas do późnego popołudnia ponownie spędziliśmy przed telewizorem.
- Lilka zbieraj się - powiedział wreszcie Bartek. Zerknęłam na zegarek, było kilka minut po 18.00.
- Znowu zaczynasz? - mruknęłam wstając z sofy i prostując kości.
- No zbieraj się! Idziemy na plażę, zabierz aparat.
- O tej porze? Pogięło cię chłopie… - pokręciłam głową.
- Jestem na wakacjach nad morzem i nawet nie zobaczę zachodu słońca? - zrobił minkę niczym kot ze Shreka. Menda jedna z tego Kurka! Wie doskonale, że tymi swoimi niebieskimi patrzadłami załatwi u mnie wszystko.
- No dobra już, nie patrz tak! - uniosłam ręce w geście kapitulacji i pobiegłam do pokoju po aparat. Ubrałam rybaczki, bluzkę z rękawkiem i wzięłam polar, bo wieczory bywały chłodne, zwłaszcza nad morzem. Bartek został w spodenkach, ale także zabrał ze sobą bluzę. Wyszliśmy z domu i skierowaliśmy się na plażę. Na szczęście nasz domek był wybudowany w takim miejscu, że mieliśmy do niej dosłownie kilka kroków. Zeszliśmy na rozgrzany jeszcze od słońca piasek, a buty wzięliśmy w rękę. Podeszliśmy do brzegu morza i zaczęliśmy wzdłuż niego spacerować.
- Wiesz… To dziwne, ale od śmierci mamy nie byłam tu ani razu - westchnęłam - Ostatni raz byliśmy na plaży w trójkę… Ja, ona i Radek -  w moich oczach zakręciły się łzy na wspomnienie tamtych chwil -Byłam wtedy taka szczęśliwa. To było zaraz po powrocie z Ligi Światowej. Moja ukochana drużyna zdobyła złoty medal, ja miałam przy sobie moich najbliższych… Czego chcieć więcej? - w tym momencie poczułam jak palce Bartka zaciskają się na mojej dłoni. Nie zabraniałam mu tego, ani nie zabrałam swojej ręki. Pozwoliłam, aby zamknął moją małą dłoń w swojej wielkiej, siatkarskiej ręce. Odetchnęłam głęboko, a łzy same spłynęły po moim policzku.
- Lilka wiem, że jest ci ciężko, ale nie możesz się ciągle katować wspomnieniami - powiedział cicho Bartek.
- Gdyby to było takie proste - uśmiechnęłam się przez łzy - Wszystko tutaj przypomina mi mamę, a codziennie rano budzę się ze świadomością, że już jej nigdy nie zobaczę, nie będę mogła przytulić i - mój głos zadrżał - i powiedzieć jej jak bardzo ją kocham. Bartek zatrzymał się i bez chwili zastanowienia przyciągnął mnie do siebie zamykając szczelnie w swoich ramionach. Wtuliłam się w niego z całej siły i pozwoliłam, aby objął moje ciało. Staliśmy tak chwilę, aż się uspokoiłam i odkleiłam swoją głowę od jego ramienia.
- Dziękuję - wyszeptałam. Nie odpowiedział nic, tylko otarł kciukiem moje łzy i pocałował mnie w czubek nosa. Złapał ponownie moją dłoń i ruszyliśmy znów powoli brzegiem morza. „Cieszyłam się, że jest przy mnie. Mimo tego, że mu tego nie okazywałam cholernie mi na nim zależało, był teraz dla mnie wszystkim… Wiedziałam jednak, że związki na odległość nie mają sensu. Bartek wyjeżdża za tydzień do Rosji, tam podpisał kontrakt z klubem na najbliższe dwa lata. Ja zostaję w Polsce… Przecież nie rzucę studiów i pracy i nie pojadę ze nim, to bez sensu. On także nie zostanie w Polsce. Nawet gdyby chciał nie mogę mu na to pozwolić. Chcę, aby się rozwijał i zdobywał nowe umiejętności, a gra w moskiewskim klubie na pewno mu to umożliwi. Nie chcę, aby za bardzo angażował się w to co jest między nami, bo potem oboje będziemy cierpieć. Na obecną chwilę wiem, że ja na pewno będę cierpieć, bo jestem w nim po prostu zakochana po uszy…”
- To jak? - z zamyślania wyrwał mnie głos Bartka- Zgadzasz się?- spojrzał na mnie.
- Ale na co? - zapytałam lekko zdezorientowana.
 -Znowu mnie nie słuchasz - westchnął - Pytałem co powiesz na "słitaśną focię z rąsi" na tle zachodzącego słońca - wyszczerzy swoje ząbki w uśmiechu.
- Jestem jak najbardziej za - zachichotałam i włączyłam aparat. Stanęliśmy tyłem do morza i wyszczerzyliśmy ząbki do obiektywu. Pstryknęłam kilka fotek.
- Pokaż jak wyszły - Kuraś zabrał mi aparat i zaczął przeglądać zdjęcia - Pozwól, że teraz ja popstrykam, bo jestem wyższy - uśmiechnął się tryumfalnie .
- Niech ci będzie - posłałam mu lekki uśmiech.
- Teraz robimy głupie miny - zarządził pan fotograf i zrobił kilka kolejnych zdjęć - A teraz takie - i przyssał swoje usta do mojego policzka zanim zdążyłam zareagować. Potem dla odmiany ja dałam jemu buziaka w polik, co także uwiecznił na zdjęciu. Bartuś zrobił mi później sesję zdjęciową na tle zachodzącego słońca. Ja oczywiście także nie odmówiłam sobie tej przyjemności i popstrykałam mu kilka fotek. Gdy się tak bawiliśmy, a czerwono - pomarańczowa kula słońca znikała powoli w spokojnej tafli wody podeszła do nas para staruszków.
- Dzień dobry, a właściwie to dobry wieczór - powiedziała pani - Przepraszam państwa bardzo, że przeszkadzamy, ale staram się udowodnić mężowi, że pan jest tym sławnym siatkarzem, bo Staszek mi nie wierzy - tu zwróciła się do Bartka.
- Czy sławnym to nie wiem, ale siatkarzem tak - powiedział zadowolony i wyciągnął w jej kierunku dłoń, którą ona uścisnęła - Bartosz Kurek, przyjmujący reprezentacji Polski - i obdarzył kobietę szczerym uśmiechem.
- Ojeju! Bardzo mi miło pana poznać, widziałam pana w telewizji - zaczęła mówić bardzo przejęta - A to jest mój mąż, Staszek - mężczyzna podszedł i także podał Bartkowi rękę.
- A nie wierzyłem na początku jak mi Helcia powiedziała, że to pan. No bo co by taki sławny siatkarz robił w tym naszym małym Kołobrzegu co? - zaśmiał się.
- Ten mały Kołobrzeg to idealne miejsce na odpoczynek po trudnym sezonie reprezentacyjnym - odpowiedział z uśmiechem Bartek.
- A odpoczynek w takim pięknym towarzystwie to czysta przyjemność - stwierdził pan Stasio patrząc na mnie, za co został skarcony przez swoją żonę.
- Staszku! Daj spokój nie zawstydzaj pani.
- Pani Kurek się wcale nie zawstydziła - uśmiechnął się do mnie miło - Prawda?
- Ale ja - zaczęłam, ale Bartek przerwał mi w połowie.
- No pewnie, że nie. Ja też uważam, że jest najcudowniejszą kobietą pod słońcem.
- Ja też to zawsze mojej Helci powtarzam - westchnął - Jesteśmy równe pięćdziesiąt lat po ślubie. Przyjechaliśmy tutaj uczcić naszą rocznicę ślubu, bo właśnie na tej plaży się poznaliśmy.
- Serdeczne gratulacje, tworzą państwo piękną parę - powiedziałam obdarzając ich uśmiechem.
- Wy też idealnie do siebie pasujecie aniołeczki - zauważyła pani Helenka - Tak sobie słodko nawzajem zdjęcia robiliście, może my ze Stasiem zrobimy wam razem na tle tego pięknego widoku co?
- A byliby państwo tak mili? - podchwycił temat Kurek wręczając starszej pani aparat.
- Żaden problem - odpowiedziała z uśmiechem- Zaraz… Gdzie to się tu - zaczęła przewracać aparat w dłoniach.
- Daj kobieto bo jeszcze zepsujesz- niecierpliwił się pan Staszek odbierając żonie sprzęt - Uśmiechnijcie się ładnie - powiedział kierując na nas obiektyw. Pstryknął nam kilka fotek, oboje z żoną zrobili sobie wspólne zdjęcia z Bartkiem, a potem ze mną. Nie wiem co cholerę im fotka ze mną, no ale dobra. Dostali autograf w notesiku, podziękowali, życzyli „dalszych sukcesów w małżeństwie” i poszli.
- Czemu im nie powiedziałeś, że nie jesteśmy małżeństwem? - zapytałam z wyrzutem Bartka, gdy tylko nasi nowo poznani państwo się oddalili.
- Miałem wyprowadzać ich z błędu i niszczyć tą piękną historię miłosną, którą sobie do nas przypisali? - spojrzał na mnie. Nie odpowiedziałam nic tylko pokręciłam głowa i się uśmiechnęłam.
- Pani Kurek… Boże jak to brzmi - zaśmiałam się.
- Mam nadzieję, że kiedyś tak będzie brzmiało - wyszeptał mi do ucha przyciągając mnie do siebie i obejmując w talii.
- Bartek przestań… Tyle razy już o tym rozmawialiśmy.
- Rozmawialiśmy i co? Nic z tych rozmów nie wynikało… Czy to takie dziwne, że mężczyzna chce się wreszcie ustatkować? Myślisz, że faceci nie mają już prawa do szczęścia?
- Mają, jasne, że mają , ale…
- Ale co? Pewnie zaraz powiesz, że ja nie mam - spuścił wzrok.
- Masz Bartek! I pewnie spotkasz w swoim życiu kobietę, która będzie na ciebie zasługiwała. Taką, z którą będziesz chciał spędzić resztę swojego życia, założyć szczęśliwą rodzinę i mieć dzieci…
- Cały czas mam wrażenie, że już taką kobietę spotkałam, tylko że ona nie chce nawet słyszeć o związku na odległość - mruknął - To co ja mam zrobić? Zostać w Polsce?
 - Nawet nie próbuj! Wiesz, że tak kobieta nie wybaczyłaby sobie jeżeli poświęciłbyś swoje własne marzenia dla niej. Ona wie, że jesteś gotowy to zrobić, bo taki wariat jak ty jest zdolny do wszystkiego. Jednakże one chce, abyś się dalej rozwijał, grał w siatkówkę i był szczęśliwy - zarzuciłam swoje ręce na jego szyję i przyciągnęłam jego głowę do swojej tak, że nasze czoła zetknęły się razem. Spojrzałam mu głęboko w oczy i kontynuowałam - Ta kobieta robiła do tej pory wszystko, aby uniemożliwić ci jakiekolwiek zbliżenie, jakikolwiek ruch w jej kierunku. Nie chciała, abyś potem przez nią cierpiał, abyście oboje cierpieli. Dzisiaj ona już doskonale wie, że i tak będzie cierpiała i umierała z tęsknoty za tobą, kiedy ty będziesz w Moskwie - w moich oczach zalśniły łzy. Rozum podpowiadał, abym skończyła tą beznadzieją gadkę i nie pogrążała się bardziej, ale serce mówiło, że teraz jest odpowiedni moment, aby powiedzieć Bartkowi to wszystko, co powinnam już dawno powiedzieć - Ta kobieta myślała, że skazana jest w swoim życiu na niepowodzenie, i że nigdy nie spotka kogoś, komu będzie w stanie zaufać. Później wyjechała do Spały i tak poznała ciebie. Od samego początku wasze relacje nie układały się najlepiej, ale były wyjątkowe. Te ciągłe kłótnie, sprzeczki… To wszystko was do siebie zbliżało i gdy wreszcie znaliście już siebie na tyle, aby przejść do kolejnego etapu znajomości ona najzwyczajniej stchórzyła. Bała się ponownego odrzucenia ze strony faceta i włączyła w sobie wewnętrzną blokadę. Ty jednak robiłeś wszystko, aby przeskoczyć ten niewidzialny mur, który was dzielił i udało ci się to - po moim policzku spłynęła łza - Tylko cholera nie wiem jak nazwać wasze relacje… Jedno jest od drugiego uzależnione, ale szczęśliwego i zgodnego związku to wy nigdy nie stworzycie - mruknęłam spuszczając wzrok.
- Ta kobieta nie boi się odrzucenia, ale boi się ponownie spróbować być szczęśliwa - otarł łzy spływające po moich policzkach i ponownie wpatrzył się w moje oczy - A czy ta kobieta nie pomyślała, że ja nie chcę z nią tworzyć przykładnego i poukładanego związku? Nie pomyślała, że odpowiadają mi te słodkie zgryźliwości, drobne kłótnie i kochane uszczypliwości? Skoro ona pragnie mojego szczęścia to niech pozwoli mi być szczęśliwym razem z nią… Nie oczekuję od niej, że od razu zgodzi się być moją żoną, co oczywiście uszczęśliwiłby mnie do grobowej deski - uśmiechnął się lekko - Ale chciałbym, aby przynajmniej spróbowała… Jeżeli nam nie wyjdzie pozwolę jej odejść w spokoju, ale nigdy jej nie zapomnę. Nawet jakby mnie o to prosiła, nie mógłbym jej tego obiecać bo za bardzo ja kocham… Tak! Kocham ją! Stała się dla mnie wszystkim na przestrzeni tych kilku miesięcy odkąd się poznaliśmy. Wraz z jej poznaniem moje życie nabrało sensu i kolorowych barw. Na początku nie wiedziałem jak mam nazywać nasze relacje. Przyjaźń była piękna, ale skończyła się już dawno i przerodziła w jeszcze piękniejsze uczucie… - w moich oczach znów pojawiły się łzy i wraz z wypowiadanymi przez Bartka słowami spływały swobodnie po policzkach.
- Ta kobieta nie może ci nic obiecać poza tym, że… poza tym że spróbuje - chlipnęłam - Spróbuje być z tobą cholernie szczęśliwa…
-Lili… - usta Barka zetknęły się delikatnie z moimi. Czułam na nich ciepło jego warg, a w brzuchu dziwny ucisk i łaskotanie. W jednej chwili zdałam sobie sprawę, że ja też go kocham… Nie mogłam dłużej oszukiwać ani siebie, ani jego. Oddałam się jego pocałunkowi wplatając ręce w kurkowe włosy. Bartek objął mnie jeszcze mocniej i przyciągnął do siebie unosząc ku górze. Poczułam, że tracę grunt pod stopami i zawisłam kilka centymetrów nad ziemią, ale nie przeszkadzało mi to w zupełności. Nasze języki wirowały w romantycznym tańcu, a my oboje czuliśmy się szczęśliwi. Bardzo szczęśliwi…
 
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Witam moje drogie Czytelniczki! Oddaję w Wasze ręce całkiem nowy 45 rozdział :)
Mam nadzieję, że moja kochana Iwonka nie udusi mnie za Kurasia prawda? :D Takie plany z tym osobnikiem wiązałam zanim zaczęłam cokolwiek pisać.
Fleur nie martw się, Ziomek będzie w swoim czasie :)
Poza tym już na początku pisałam, że nie będzie to opowiadanie o "cukierkowej miłości", ale wątek miłosny dopiero w 45 rozdziale chyba styknie prawda? Coś się wreszcie musi zacząć dziać w życiu Lilki, bo jej staropanieństwo grozi xD No dobra, bez przesady... Nie pieprzę już głupot i spadam sobie, a Was zostawiam z tym oto (beznadziejnym jak zawsze) rozdziałem. Miłego czytania! Buziaki ;* L.

piątek, 3 maja 2013

Rozdział 44


Poranek okazał się niezwykle miły. Obudziły mnie zapachy dochodzące z kuchni, więc szybko zwlekłam się z łóżka, wzięłam szybki prysznic, ubrałam się i zbiegłam na dół. Szłam za zapachem wprost do kuchni, w której moim oczom ukazał się Kuraś w samych bokserkach przyrządzający jajecznicę.
- O cholera… Czym sobie zasłużyłam na takie widoki?-zapytałam z uśmiechem podchodząc do niego i przytulając się do jego placów.
- Wszystkim bejbeee- wyszeptał zmysłowo zagarniając mnie ramieniem i całując w czoło. - Wyspałaś się?
- Gdybyś tak nie chrapał w pokoju obok to bym się wyspała -skrzywiłam się i zajęłam zaparzeniem świeżej kawy. Bartek zdjął patelnię z palnika i poszedł do pokoju się ubrać. Wrócił po chwili w zielonej koszulce i szarych spodenkach. Trzeba mu przyznać, że wyglądał całkiem, całkiem. Zabraliśmy talerze z jajecznicą i przenieśliśmy się do salonu. Podczasśniadania w TV leciał jakiś nudny serial, ale nie zwracaliśmy na niego uwagi, bo byliśmy zajęci rozmową. Po śniadaniu zajęłam się ogarnianiem domu, a Bartek wyskoczył na zakupy, bo obiecał, że ugotuje pyszny obiad. Ja w tym czasie zdążyłam pogadać przez telefon z Iwoną, włączyła na głośnomówiący więc i Krzysiek dorzucił swoje pięć groszy. Później próbowałam dodzwonić się do Zbyszka, ale nie odbierał. Włączyłam laptopa i zalogowałam się na „Skajpaja” jak to zwykł mawiać mój braciszek. Tarafiłam idealnie, bo właśnie był dostępny. Zadzwonił pierwszy, więc szybko odebrałam i włączyłam kamerkę w laptopie.
- Masz w zęby - mruknęłam wpatrując się w ekran.
- Tak, ja też się cieszę, że cię widzę siostrzyczko -zawołał z szerokim uśmiechem.
- No dobra już - westchnęłam - Ale za Kurka to i tak masz w zęby - wyszczerzyłam się do niego.
- Przynajmniej nie będziesz sama - posłała mi ten swój niewinny uśmiech - Właśnie jak tam u was?
- Jak na razie jeszcze się nie pozabijaliśmy - zachichotałam- Doleciałeś już bezpiecznie?
- Wszystkie ostre narzędzia porządnie schowałem pod kluczem, także spokojnie - zaśmiał się - Pytasz czy doleciałem? - podrapał się po głowie- No właśnie z tym jest mały problem… Samolot się rozbił i siedzę sobie teraz na jakiejś bezludnej wyspie zamieszkanej przez surykatki. Jedyny plus jest taki, że mają tu Wi-Fi - zachichotał.
- Radek! - zaśmiałam się widząc jego minę - Ja się tu o ciebie martwię, a ty jak zwykle robisz sobie jaja.
- No dobra już - uniósł ręce w geście kapitulacji - Jestem w hotelu i mam się dobrze. Dobija mnie trochę ta różnica czasu, w sumie to powinienem teraz spać, ale najzwyczajniej w świecie mi się nie chce - skrzywiłsię.
- To ty się kładź, bo od jutrzejszego poranka rozpoczynasz intensywne szkolenie - uśmiechnęłam się słodko.
- Taaa - mruknął - Zobaczymy jak nas wyszkolą przez te pół roku. Lilka co to za hałas?
- Hałas? - spojrzałam w kierunku kuchni, gdzie właśnie Bartek wyciągał wszystkie garnki z szafy w poszukiwaniu pokrywki do jednego z nich - Aaa to Kuraś gotuje obiad, wrócił właśnie z zakupów i się tłucze.
- Obiad ci ugotuje? No widzisz jaką ci opiekę zapewniłem -zaśmiał się Radek ewidentnie z siebie zadowolony.
- Nie licz na to, że ci za to podziękuję - wystawiłam mu język.
- Za co podziękujesz? - obok mnie na kanapie zjawił sięBartek witając się z Radkiem.
- Za nic… Dobra nieważne - mruknęłam do Kurka- A z tobą -zwróciłam twarz w stronę komputera - To jeszcze sobie porozmawiam w cztery oczy jak tylko wrócisz do Polski braciszku…
- No dobra już się nie odgrażaj i tak wiem, że mnie kochasz- wystawił mi język - Trzymajcie się w takim razie i bawcie się dobrze -wyszczerzy się do kamerki.
-Taa - mruknęłam spoglądając ukradkiem na zadowolonego z siebie Kurasia - Będziemy się bawićbardzo dobrze…
- No to cześć i czołem - zaśmiał się Radek rozłączając połączenie.
- Myhmm - mruknęłam wyłączając laptopa i kierując się do kuchni - To co robimy na ten obiad? -zapytałam otwierając lodówkę.
- A konkretniej co ja robię… - zaraz obok mnie pojawił sięKurek - Niespodzianka - posłała mi swój firmowy uśmiech numer 12345. - Ty moja droga robisz sobie kawusię, bierzesz książeczkę i zmykasz do ogrodu poczytać.
- A ty nadal będziesz demolował mi kuchnię?- mruknęłam - Nie ma głupich!
- Oj Lili nie utrudniaj - zaczął marudzić Bartek.
- Jak chcesz, ale przecież nie mogę cię aż tak wykorzystywać. Nawet najlepsza przyjaźń ma swoje granice - wywróciłam oczami -W ogóle to powinieneś teraz siedzieć w domu i spędzać czas z rodziną, ten tydzień czasu, bo przecież za tydzieńwylatujesz do Moskwy. Przede wszystkim jednak powinieneś odpoczywać, korzystaćz urlopu i ładować akumulatory na kolejny sezon ligowy. Nie możesz cięgle martwić się tylko o mnie, ja jestem dużą dziewczynką i świetnie sobie poradzę,bo przecież - nie miałam możliwości dokończenia zdania, bo wargi Kurka zamknęły moje usta w czułym pocałunku. Kiedy tylko udało mi się oderwać od jego ust spojrzałam na niego lekko zdezorientowana. Zdecydowanie zaskoczył mnie po raz drugi… Nie powiem, że nie było to miłe zaskoczenie, ale przecież na takich relacjach to my przyjaźni nie zbudujemy! - Mogę wiedzieć co to miało znaczyć? - wbiłam w niego swoje podejrzliwe spojrzenie.
- Znalazłem dobry sposób na twoje nadmierne gadanie -zaśmiał się Bartek łapiąc mnie w talii i przyciągając do siebie ponownie.
- Kretyn! - warknęłam i strąciłam jego ręce z moich bioder -I jak ja mam z tobą wytrzymać ten tydzień czasu?- westchnęłam.
- Codziennie rano zadaję sobie takie samo pytanie - odciąłsię z uśmiechem na ustach.
- O Boże… widzisz i nie grzmisz - warknęłam i wyszłam z kuchni zabierając po drodze telefon. Udałam się na taras i rozsiadłam na huśtawce. Cisza ze strony Zbyszka trochę mnie niepokoiła, ale wytłumaczyłam jąsobie tym, że pewnie poznaje miasto i orientuje się co i jak. Mimo wszystko postanowiłam napisać mu sms-a o następującej treści: „Witam tą seksowniejszączęść reprezentacji :D Ale tak całkiem poważnie to zaczynam się o Ciebie martwić, bo nie dajesz żadnych znaków życia. Poza tym o wiele bardziej wolałabym, abyś skorzystał z mojej propozycji i został u nas do końca urlopu. Gdyby tak było to prawdopodobnie teraz ty kręciłbyś się po mojej kuchni, a nie Kurek! W związku z tym ostatnim obecnie po całym domu latają siekiery i inne ostre narzędzia :D Mam nadzieję, że się odezwiesz. Całuję -L ;*" Wybrałam numer Bartmana i wysłałam wiadomość, a chwilę później usłyszałam głośny huk dochodzący z kuchni i siarczyste „kurwa mać” w wykonaniu Kurka. Pokręciłam głową i w milczeniu udałam się do domu sprawdzić co ten wariat znów nawywijał.Gdy tylko przekroczyłam próg kuchni moim oczom ukazał się Bartek stający nad zlewem i trzymający palec wskazujący pod bieżącą wodą.
- Co się stało? - zapytałam zrezygnowana widząc lekko krwawiącą rękę siatkarza.
- Kroiłem ziemniaki i ten cholerny nóż wyślizgnął mi się z ręki - jękną.
- Nie ruszaj się stąd - powiedziałam i wyszłam do pokoju po apteczkę. Chwilę później przemyłam mu ranę wodą utlenioną co wywołało u niego lekki grymas niezadowolenia na twarzy.
- Delikatniej nie można? - zapytał z wyrzutem.
-Nie- odpowiedziałam krótko przyklejając plaster na małąrankę koło paznokcia - Daj to - spojrzałam na niego z politowaniem i zabrałam mu nóż z ręki.
- Jak już zacząłem to skończę - stwierdził patrząc na mnie.
- Jak już zacząłem odcinać sobie palec to odetnę go sobie do reszty? - prychnęłam zabierając się za krojenie ziemniaków.
- Bardzo śmieszne - wymamrotał.
- Gdzie tam śmieszne? Żałosne! - powiedziałam z tryumfalnym uśmiechem na ustach - Facet w kuchni plus ostre narzędzie zawsze równa siękatastrofie.
- O wypraszam sobie! Przecież chciałem dokończyć to co zacząłem - mruknął zakładając ręce na klatce piersiowej.
- I poobcinać sobie wszystkie place, ręce i co jeszcze? -prychnęłam zalewając ziemniaki wodą i wstawiając na gaz - Twój nowy, rosyjski trener nie byłby raczej zadowolony gdybyś pojechał do Moskwy lekko„wybrakowany” - zaśmiałam się, a Bartek wbił we mnie swoje spojrzenie.
- Mówił ci ktoś kiedyś, że jesteś wredna? - zmrużył swoje oczy i nadal się we mnie wpatrywał.
- Mówił ci ktoś kiedyś, że jak robisz taką minę to wyglądasz jak jakiś Chińczyk? - spojrzałam na niego i słodko się uśmiechnęłam.
- Diabeł nie baba - mruknął pod nosem.
- Potraktuję to jako komplement - odcięłam się.
- O Boże - palnął się otwartą dłonią w czoło - Już wiem, dlaczego to mężczyznę stworzyłeś jako pierwszego - na twarzy Bartka zagościłcwaniacki uśmieszek.
- To ty nie wiedziałeś, że przecież musiał zacząć od zera? -zachichotałam wychodząc z kuchni z dwoma talerzami, na których znajdował sięobiad. Postawiłam je na stole w salonie i zaprosiłam Bartka, aby usiadł.Zjedliśmy bez słowa wymieniając się co chwila znaczącymi spojrzeniami. Po obiedzie posprzątałam w kuchni i umyłam naczynia. W sumie to zmywarka umyła… Bartek siedział w salonie i oglądał jak zwykle jakąś powtórkę meczu. Poszłam do siebie i zaczęłam układać w szafach. Chciałam przygotować sobie powoli rzeczy przed wyjazdem do Warszawy. Po jakimś czasie do pokoju wpadł Kurek, bez pukania oczywiście i wrzasnął od progu:
- Dobra Lilka koniec tego dobrego, zbieraj się i wychodzimy!
- Niby gdzie? - spojrzałam na niego, ale za chwilę znów wróciłam do układania na półce.
- Na spacer, nie będziemy przecież siedzieć całego dnia w domu, mamy taki piękny wieczór - powiedział szczerząc swoje śnieżnobiałe ząbki.
- Acha… No to miłego spaceru ci życzę - oznajmiłam nawet nie patrząc w jego stronę i nadal przestawiając ramki ze zdjęciami na półce. Bartek bez słowa podszedł do mnie, wziął mnie na ręce i przerzucił przez swoje ramie wychodząc z pokoju.
- Puszczaj kretynie! - wydarłam się mu do ucha - To wcale nie jest śmieszne! - Bartek nic nie odpowiedział, a na jego twarzy nadal gościł cwaniacki uśmieszek, który doprowadzał mnie do białej gorączki.
- Nie chciałaś dobrowolnie opuścić pokoju to musiałem zastosować inną metodę wychowawczą - rzucił jak gdyby nigdy nic z tym swoim szerokim uśmiechem na ustach.
- Bartek no weź! Dobra, pójdę już z tobą na ten spacer, ale daj mi najpierw wziąć prysznic i się przebrać. Sprzątałam i jestem cała zakurzona, nie mogę tak wyjść na miasto…
- Prysznic powiadasz? Żaden problem - zachichotał kierując się do ogrodu. Na nic zdały się moje wrzaski i okładanie jego placów pięściami.
- Z tego co wiem łazienka jest w drugą stronę - mruknęłam zrezygnowana, ale po chwili uświadomiłam sobie jaki chytry plan uknuła ta ponad dwumetrowa cholera. W ogrodzie mieliśmy basen, duży basen… - Kurek nawet nie próbuj! - wrzasnęłam do jego ucha - Słyszysz? Jeżeli tylko zamoczę chociażby palec to bądź pewny, że twój marny żywot dobiegnie dzisiaj końca!
- Oczywiście - powiedział jak gdyby nigdy nic stając na brzegu basenu i z premedytacja i tym swoim cwaniackim uśmiechem na ustach wrzucając mnie do wody. Gdy tylko wypłynęłam na powierzchnię i wyplułam wodę z ust moim oczom ukazał się zadowolony z siebie siatkarz stojący z założonym rękami i śmiejący się. „Czekaj ty gadzie” -krążyło w moich myślach - „Załatwię cię twoją własną bronią prędzej niż się tego spodziewasz…” -podpłynęłam bliżej brzegu, na którym stał Bartek.
- Nienawidzę cię - syknęłam przez zaciśnięte zęby.
- Tak, tak słyszałem to już kilka razy - z jego twarzy nie schodził tryumfalny uśmieszek - Nie chciałbym cię poganiać, ale masz jeszcze pięć minut na tą swoją wymarzoną kąpiel - zachichotał - „Jak ja cię zaraz…” -zagotowałam się cała od środka.
- Bartek - odetchnęłam głęboko - Dobra! Pośmialiśmy się i w ogóle, ale teraz pomóż mi wyjść co? - zmieniłam ton na znacznie łagodniejszy i spojrzałam na niego z uśmiechem.
- A co ja będę z tego miał? - nie dawał za wygraną. „Czekaj ty wredniaku! Ja już wiem co po twojej poczochranej główce chodzi” - wbijałam w niego swoje spojrzenie, a na ustach nadal miałam przyklejony firmowy uśmiech.
- Hmmmm- podrapałam się ceremonialnie po głowie i odgarnęłam mokre włosy z twarzy - Buziaka? - zmrużyłam swoje oczy i ponownie sięuśmiechnęłam.
- I taka odpowiedź mi pasuje - powiedział ewidentnie z siebie zadowolony przykucając przy brzegu basenu. Pochylił się znacznie w moim kierunku. Moja prawa ręka powędrowała wokół jego szyi i objęła go, a lewąchwyciłam go za koszulkę i przyciągnęłam do siebie. Gdy nasze usta dzieliły jużtylko milimetry szarpnęłam go mocno za kołnierzyk, stracił równowagę i wpadł do wody z wielkim chlustem. Korzystając z okazji wyskoczyłam na brzeg i zajęłam się wyciskaniem wody z włosów.
- Zadowolona jesteś? - wymamrotał gdy tylko wynurzył się na powierzchnię.
- Nawet nie wiesz jak bardzo - powiedziałam chłodnoświdrując go spojrzeniem - Życzę ci miłej kąpieli Bartusiu - posłałam mu buziaka w powietrzu i chichocząc wbiegłam do domu zamykając za sobą drzwi na taras. Miał problem, bo zanim zdążył wyjść z wody i dobiec do głównych drzwi wejściowych one także zostały zamknięte na klucz. Drzwi na taras, podobnie jak drzwi balkonowe otwierały się tylko od środka, także marne szanse dostania siędo ciepłego domku panie Kurek! „Tak się chcesz bawić? Żaden problem! Zobaczymy tylko kto lepiej na tym wyjdzie” - zachichotałam na samą myśl i pobiegłam dołazienki. Wieczory bywały już chłodne, a woda w basenie do najcieplejszych teżnie należała. Wskoczyłam pod prysznic i chwilę później poczułam jak moje ciało ogrzewa ciepły strumień. Nie spieszyłam się zbytnio i wcale nie było mi szkoda mokrego i marznącego na zewnątrz Kurka. Po wyjściu z kabiny prysznicowej starannie wytarłam się ręcznikiem i wtarłam w całe ciało balsam o zapachu truskawek. Dopiero w łazience zorientowałam się, że nie wzięłam ze sobą nic na przebranie. Zaczęłam się rozglądać po pomieszczeniu i w oczy wpadła mi koszula Bartka. Była świeżo wyprana i wisiała tutaj aby siędosuszyć. Bez chwili zastanowienia ubrałam biustonosz i figi oraz wciągnęłam na siebie kurkową koszulę. Sięgała mi do połowy ud. Była w odcieniach jasnej zieleni i miała lekką granatową kratkę. Zadowolona, wykąpana i ubrana w suchąkoszulę wyszłam z łazienki, bo przypomniałam sobie, że na dworze siedzi Bartek. Gdy weszłam do salonu i zobaczyłam go trzęsącego się z zimna pod drzwiami wyjściowymi na taras zrobiło mi się go szkoda. Krótkie spodenki i koszulka z rękawkiem na chłodne sierpniowe wieczory to niezbyt dobry strój, zwłaszcza mokry… Otworzyłam drzwi, a Bartek bez słowa wszedł do środka obrzucając mnie tylko spojrzeniem pełnym wyrzutów. Zniknęłam na chwilę w łazience. W ramach rekompensaty przygotowałam mu gorąca kąpiel w wannie z hydromasażami. Ja i Radek raczej z niej nie korzystaliśmy, bo oboje woleliśmy szybkie prysznice od kilkugodzinnych kąpieli. Nasza mama jednak kupiła taką wannę dla siebie i to ona z niej korzystała. Wróciłam do kuchni, gdzie Kuraś siedział nad kubkiem przygotowanej wcześniej przez mnie gorącej czekolady.
- Przygotowałam ci kąpiel - powiedziałam cicho - I zdejmij te mokre ubrania, bo się przeziębisz - spojrzałam na niego.
- Nagle zaczęłaś się o mnie martwić? Niemożliwe! Bo chwilętemu bez skrupułów zamknęłaś mnie na dworze…
- Chwilę temu bez skrupułów wrzuciłeś mnie do basenu -skrzywiłam się - Ręcznik masz w łazience.
- Dzięki - burknął mijając mnie w przejściu w salonie - A tak poza tym ładną masz koszulę - uniósł jedną brew do góry mierząc mnie od góry do dołu.
- Wiem. Na mnie i tak lepiej leży - wyszczerzyłam się do niego. Bartek pokiwał tylko głową i zniknął za drzwiami łazienki.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Witam ponownie! ;* Mam dla Was kolejny rozdzialik. Życzę miłego czytania i pozdrawiam :)